bad day... bad nite... bad week...
Może to dlatego, że okres tuż za rogiem. Przewrażliwienie, napięcie miesiączkowe... może te bóle głowy? Może to, to moje popierdolone zazdrosne serce...
Bo oddał swoje czerwone serduszko innej na bebo, bo nazwał ją na koniec bella, bo mnie tak nigdy nie nazywa, a zawsze chciałam być tak nazywana? (ci z was co czytają Eire zauważą to po związku Seby z Viką..) Niby wiem, że to tylko przyjaciółka, ale zazdrość zawsze o nią była. W wakacje kiedy się upiłam, mało się przez nią nie popłakałam. Bo jest nieziemsko ładna, bo ma zabójczy styl bo... zarzuciła mu ręce za szyję i pocałowała w policzek. On przez to mnie wtedy nie zauważył, nic wtedy nie zauważył, a we mnie po raz pierwszy wybuchła zazdrość. Dzisiaj ten jeden komentarz przypomniał mi wszystko... I tamte łzy w oczach i moją złość, a potem jego ramiona i szept, że nie ma o co. Niby wiem, bo mu ufam... Niby to głupota... Ale jednak, łzy w oczach są... i zimno, którego pewnie nawet nie zauważył. Pożegnałam się szybko na gmailu, bo niby końcówkę Desperate Housewives chciałam zobaczyć. Szybko i zimno.. Teraz nie napiszę do niego smsa, bo nie... Bo chcę by zobaczył, że coś jest nie tak? I co robić awanture o nic... nie... przemilczeć. On i tak pewnie nie zrozumie. O to moja chwila słabości.
Bo tak jestem słaba, kiedy chodzi o miłość. Słaba, zazdrosna, wkurzająca, mała Mikia.
I znowu głowa mnie boli i czeka mnie kolejny gówniany dzień w szkole i w ogóle tak mi źle od ostanich kilku dni... Bo bez niego? Bo projekt do napisania, a ja jestem w lesie... bo...
bo tak się nazywa napięcie przed miesiączkowe... czuję, że zaraz wubuchnę, ale chyba lepiej łzami pod prysznicem...
Dodaj komentarz