Im not o fuckin' key...
To już chyba koniec.... możemy już iść... oboje w dwie różny strony świata.. z łzami na przegubie dłoni...
Tak moi drodzy... to już chyba koniec. Koniec, za nim jescze nastąpił właściwy początek. Bo czy to ma sens? Bez słów na dobranoc, bez tęsknie. Bez jakiekowilek słowa. Bo to jemu w końcu powinno bardziej zaleźeć. Bo w końcu to on mnie głęboko zranił, przecież to ja mu wybaczyłam. Wczoraj bawił się na dyskotece kiedy ja pracowałam. Jakieś, tęsknie? Jakieś, jak się czujesz? Jakieś, słonka, kotki, kofanie? Nic... Smsmy od osób tak mi dalekich "gratulacje!". Chwalić to on się potrafi. Jestem z nią! Udało mi się ją zdobyć. Tylko na jak długo? Bo ja, nie wiem czy wiesz, jestemjak dziki ptak, mnie nigdy do końca nie sa się zdobyć. Chyba, że miłości magią, pieśni pocałunkami... Dzisiaj chciałam się z nim spotkać... może by tak po pracy? Ale już nie jestem pewna, czy nie wole tak jak wczoraj... Usiąść przy barze, śmiać się z Lisą, rozmawiać z Shanem (jej chłopakiem) i śmiać się głośno, drocząc z Aaronem. Nie wiem co zrobię... Bo co? Bo on nigdy pierwszy nie pisze? To było dobre, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Rozmowa z matulą pomogła... ja naprawdę mogę mieć kogo chce... Nie muszę być w tym związku na siłę... W zwiazku którym tak jakby tylko mnie zależy. Bo co, bo kumpel mu umarł? Ale jakoś w dyskotece możę się bawić, w samochodzie rundki po mieście, wporządku. Ale smsa do dziewczyny? Nie tak miało być... nie tego się spodziewałąm.
Wczoraj to ja miałam być męcczeniczką. Tą smutną, tą załamaną... tą przygnębioną. Zamiast tego był śmiech, już gdy tylko przekroczyłam krok hotelu. Podniesienie białej jak śnieg koszuli, cichy pisk... ach ci faceci. Przytulenie Coriny, kiedy już nie wytrzymałą... kiedy wszystko zaczęło jej się walić. Jej facet... z menagerką hotelu, sos... na podłodze. Ciało odmawiające posłuszeństwa, nadchodząca grypa. Bad Day... Przytuliłam ją mocno, pocieszyłąm... Mariowi i Arkowki kazałam się odwalić. "Ale co jej jest?", skoro zachował się jak dzieciak, to niech teraz zostawi ją w spokoju. I miał być wstręt do facetów... uśmiech Aarona. "Co tam mała". Śmiech, rozmowy. Bo coś się zmieniło. Coś pękło wraz z momentem kiedy się zatrzymał w szkole, w raz z Shaunem. Kiedy padło jak tam leci. Jedyny plus bycia zajętą, jest taki, że możesz się wydurniać z innym facetem, flirtować, ale on i tak wie, że nic więcej się nie wydaży. Bo co jak co... ale do niczego nie dojdzie, pomiędyz mną i jakim kolwiek innym facetem, dopóki będę chodziła z Ruairim. Nawet jeśli będzie to najgorszy związek jaki kiedykolwiek istniał. Nie zdradzę go... najwyżej wcześniej zerwę. Rozmowa sam na sam, o rybkach, o akwarium wkieliszku i jego oczach w soczewkach. Bo mogłam mu to powiedzieć, tak w żartach. Że są dużo głebsze w soczewkach, nie kryjące się pod szkłami. I czy ciągle coś do niego mam? Nie więcej niż do wielu innych facetów... On ją kocha, a ja się cieszę. Bo gdy widzę jego szczęście, nie potrafię już się gniewać. Wyznanie jedjen z nowych kelenerek... kiedyś mojej dobrej kumpeli która się zeszmaciła. "Cholernie podoba mi się Aaron". On jest Orli... i na swój sposób mój. Bo nadal w jego oczach, tak gdzieś głęboko, za mgłą zakochania, jest ten promyk. I tej zadziorny uśmiech. Chciałabym, by ktoś kochał mnie, tak jak on Orle. Tak jak wielu facetów, kocha swoje kobiety. Tylko dlaczego, ja na takiego nie mogę trafić?
Aj, Mikuś, Skarbie;*
Dodaj komentarz