jestem... ale już mnie nie ma... wrócę......
Zezwolono mi na 2godziny neta. Rozmowa z Pitexem, która mnie po raz kolejny rozbroiła. Ta znajomość się wyniszcza sama. Nie potrafię być tą która go pocieszy, powie, że będzie dobrze, że ona go kocha, on ją i te 500km to nic. Nie czuje desperacji ani z jego, ani z jej strony. Szukałam w nim Adriana... tego który dla kobiety zrobi wszystko... nawet poświęci siebie. To nie Adrian. To typ Mc Bride'owski... Niestety. Dość o facetach
Wczoraj pojechałam do Letterkenny na przemieszczający się Światowy Festwial muzyki Irlandzkiej. Pierwszy raz odbył się tak blisko... Atmosfera uderzyłą mnie mocno w trwarz już kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu, 15minut od miasta i jadąc autobusem, przez okno było widać setki namiotów, na polach, stadionie... Wszędzie ludzie z całego świata. Zamknięty ruch w całym mieście. Ludzie tańczący na ulicach, muzycy siedzący gdzie popadnie i ludzie zgromadzeniu w okół nich. Jednak łzy nie stanęly mi w oczach, do póki nie stanęłam między zgromadzonymi ludźmi w okół niewinnie wyglądających muzyków. Takich jakich wiele. Pierwsze kilka taktów, a potem... głośny, silny głos mężczyzny o typowej Irlandzkiej urodzie. Potem cały tłum... wszyscy którzy znali piosenke o wyzwoleniu Irlandii, o jedności.. By północ znowu zjednoczyłą sie z Południem. By nie było granicy... Stałam i powstrzymywałam się od łez.... ta jedność. Piwo wzniesione do góry, za jutro... za kiedyś... Kiedyś nadejdzie, kiedy nie bedzie nienawiści, kiedy Irlandia będzie jedna... Anglicy podchodzili i odchodzili z niesmakiem na twarzy. A idźcie... NIe odrywałam wzroku od tego faceta... wszyscy znajomi, siedzieli na krzesłach przed pubem. On do nich podszedł i sam z siebie zaczął śpiewać. Ludzie się zeszli i śpiewali z nim fragmenty, które znają wszyscy irlandczycy. Miał przymknięte oczy, żył tą piosenką, tą melodią, tą atmosferą. Pieśń o wolnym Belfaście... kiedyś... i łzy w oczach wszystkich tych ludzi. Łzy i śpiew, głośny, donośny. Żeby zrozumieć co czułąm, trzeba było między nimi żyć. Znać historię... ja znam... ja żyję. Ja widziałam te uczucia w śpiewie tego chłopaka. Miał góra 25lat. Brakowało mi tylko kogoś, kto by mnie objął i przeżywał to tak jak ja... Kogoś kto by zrozumiał...
Skończyłam znajomość z Pitexem. Tym razem na serio. Serio serio.
Płakałam... przez niego... pozbyłam się nadmiaru soli i znikam... Chciałąbym znowu stać pomiędzy tamtymi ludźmi i słychać donoścnego głosu tego chłopaka... o wyzwoleniu Eire... Ta atmosfera.. już dawno się tak nie wzruszyłam... heh...
czasem lepiej nie mówić nic...
ale nie ma bata! za rok nawiedzam cię i siedze z toba całe boże lato! i nie dam ci spokoju! będziesz mnie mieć na codzień aż do znudzenia,o!:)
Dodaj komentarz