kilka słów...
Napisałam długą notke o czwartku, ale gdzieś zniknęła... Napisałam o łzach w oczach po lekcji H.Ecu... Uzależnienie od narkotyków, jak pomóc takiej osobie? Jedno z 60pytań z pracy domowej. Odpowiedź spisana słowo w słowo z książki była taka naiwna, wyprana z realności. To wszystko tak na prawdę nie jest takie proste... Rozmawiałam z nauczycielką, ona sama nie wie, jaka ta rozmowa dla mnie była ważna. Pytania "a co jeśli? a co by było gdyby". Na koniec powiedziała zrezygnowana "nie wiem, ale trzeba próbować, do skutku...". Udałam, że jestem znudzona odczytywaniem pracy domowej, schowałam głowę między ramionami na stoliku i udałam, że odpoczywam. Tak naprawdę kryłam błyszczące się oczy... I nawet kumple mi nie pomogli. Nawet Alan który próbował mnie rozśmieszyć mówiąc "piło się, to się teraz chce spać, ja też pije i mi zęby wypadają" i pokazał dziurę między zębami, gdzie jeszcze w piątek był jego ząb. Wyrwał go sobie otwierając zębem Bacardiego. Heh... nawet on nie pomógł. Lecz to był czwartek, dzień podczas którego przeszłam przez to piekło i już jest mi lepiej. Bo ja będąc tak daleko już nic nie potrafię zrobić... tylko żyć dalej, tak jak mu obiecałam. A duszą być wraz z nim i wierzyć, że będzie dobrze.
Przedchwilą odbyłam rozmowę przez telefon z dwoma braciakami ciotecznymi z Polski i moją ciocią. Najukochańszą ciocią na świecie, która jest trochę jak moja babcia... Zawsze piekła moje ulubione ciasio i ciasteczka. Ponieważ mieszka na wsi, razem chodziłyśmy na grzyby, robiłyśmy obiad, doiłyśmy i ganiałyśmy krowy... Jak ja kiedyś kochałam tą wieś... i nadal kocham, ale to już nie jest to. Od kąd do niej wprowadził się jej syn z żoną (której szczerze nie trawię), to już nie jest domek Cioci Janki. Nie ma tego starego telewizora, kanapy która przyjemnie trzeszczała, foteli które śmiesznie się bujały w tył, obruza który pachniał tak jakoś... kurzem i... wsią. Wszystko było takie... jak u cioci na wsi. A teraz... wszystko nowe, wszystko takie jak nie u cioci. I ciocię też to męczy, ale nie chce się kłócić. Nie mogę się doczekać wakacji na wsi. I ogłoszę wam przykrą wiadomość. A raczej madelle i Nacie... nie będzie mnie w tym roku w Siedlcach. Chciałabym, strasznie bym chciała, ale to tylko 2tygodnie w polsce i kupa spraw do załatwienia. Nie da rady... może się spotkamy w Wa-wie? Co madelle?
Wracając do tematu, zadzwoniłam do Krzyśka, mego braciaka ciotecznego. Propozycja pracy w Szwecji na miesiąc. Nie gadałam z nim od lat... ja nawet nie pamiętam jak on wygląda. Ostatni raz widziałam go... 9lat temu? Ale szok przeżył kiedy mu powiedziałam, że to ja. Jest na 3roku na studiach, samych starych gości mam w tej rodzinie. Wszyscy studiują, a ja ciągle w szkole średniej siedzę. =] CZasami fajnie tak pogadać z rodzinką... już nie mogę się doczegkać wyjazdu do Polski.
p.s. to co, mam sporządzić tą liste? bo jak widać, coś strasznie namieszałam. Albo raczej przeciążyłam linie informacjami =]
p.s.2. madry ptoku, dlaczego miałabym cię gniewać. Toż to komplement =]
to znaczy... że niedługo znów w naszym kochanym kraju:)
Czytając tą notkę złapałam wspomnienie. Złapałam za pięty, chociaz było juz całkiem wysoko i w ogóle nie pamiętałam... Pamiętasz jak szłyśmy przez pole? Byłyśmy na grzybach (lub jagodach, nie pamiętam...) i wracałyśmy przez pole... I były pająki, i krzyczałyśmy chowając się za siebie... W zasadzie nie bałam się tych pająków tak bardzo, ale... sama nie wiem...
Cieszę się że mam taka przyjaciółkę. Jestem z ciebie dumna, cieszę się że jestes w moim zyciu.
Brzmi to troszke telenowelowo, musisz przyznać, ale.... jakoś tak, chciałam to powiedzieć...
Ostatnio na lekcji historii moja wychowawczyni próbowała pogodzić mnie i Patrycję. Podałyśmy sobie ręce, poryczałam się, a potem... potem było jak dawniej. Troszkę żałuję czasu spędzonego z Patrycją, wspomnień, miłych chwil, kanapek, sliwek i chloernego Harrego Pottera. Mo
A wiec w tym roku poszłam na tą paradę. Ciepłeko, tłum luda, głośno, Dychy jakoś nie znalazłam, bo mi Śmietana nie pozwolił odchodzić daleko... W każdym razie idziemy juz tą ulicą (wspaniałe uczucie na poczatku: idę środkiem głównej ulicy miasta, razem z innymi. Tak się zaczynały rewolucje!), tak razem, no a potem zaszliśmy pod amfiteatr. Po drodze mijałam sporo osób z resztą, które nie szły w tym pochodzie, tylko zasuwały na rowerach, normalnie z połowa klasy... Na amfiteaytrze taki tłok, że szok, znalazłam mamę w namiocie, a pote,m się rio
Dodaj komentarz