kill me before i'll kill you, you'll look...
Postanowiłam wrócić na chwilę... może zaraz znowu ucieknę... w wir placy, przymykania oczu i nie myślenia o żadnym z nich. Wiecie (muszę przestać ciągle używać tego słowa), a więc, wiecie? Przyzwyczaiłam się już do tego iż faceci przychodzą i odchodzą. Sama jestem sobie (trochę) winna. Nie potrafię być samotna. Zawsze musi być ktoś kto będzie wielbił, kochał, uwielbiał, martwił się i troszczył. Zawsze musi być jakiś mężczyzna. Potem zadają mi nóż w plecy, upadam na ziemię i szybko się podnoszę. Może kiedyś się oduczę im ufać? Może kiedyś w końcu przestanę ciągle upagać... (raczej nie). heh...
Koniec znajomości z Conorem. Nagle przestał się odzywać, a kiedy zapytałam dlaczego, napisał, że ma nową dziewczynę. A ona kazała mu wybrać, albo ona albo ja. Wybrał ją. I jeszcze starał się bym go zrozumiała, bym mu wybaczyła! Po moim trupie. Już poszedł w zapomnienie... kolejny dupek któremu niepotrzebnie zaufałam. Do którego się przywiązałam. Heh... nie warto, naprawdę nie warto. Zaczynam już uważać co mówię, komu mówię i po co mówię. Uważać na swoje uczucia i trzymać je w szkatułce. Wypuszczać tylko dla tych którzy są tego warci (istnieją tacy?! jeszcze nie poznałam).
Rozgryzłam pana Candy Boya. Rozgryzłam i zagryzłam moje uczucie. Już go nie ma. Jest nutka zemsty... ale to może kiedyś. Więc pana J. zachowanie to zwykły syndrom Piotrusia Pana. W wieku 20lat zachowuje się jak 17latek. Chce się bawić, wydurniać, pić i nie pamiętać rano co i z kim. Zarazem ta na jedną noc musi być szczególna i warta... tylko czego.. jego? Wiecie co? Dziewczyny miały rację, jemu naprawdę odbija. Za dużo lasek za nim lata i już mu odbija. Ja nie chcę już być częścią jego fan clubu. Za bardzo boli mnie ta jego zabawa.
Przestaje szukać. Dobrze jest jak jest. Dwóch facetów z którymi mogę pogadać, ale za bardzo się nie zbliżam. To tylko internetowa znajomość, może kiedyś się z nimi spotkam, może nie. Rozśmieszą mnie kiedy trzeba, pocieszą.... Muszę myśleć optymistycznie, innego wyjścia nie ma. Inaczej zwariuję.
Słońce świeci jak w lecie. Zaczyna się robić gorąco. Zaraz pójdę się walnąć na ławke przed domem i mam zamiar nie odbierać dzisiaj komórki. Praca wykończyła mnie kompletnie, dwa dni przerwy mi się przydadzą i nie ma mowy bym robiła kolejne dodatkowe zmiany. Odciski na nogach (nowe buty) wyglądają tragicznie, oby mi zeszły do wtorku :/ Za 4dni Paryż.... Liczę dni i godziny :] Paris, here i come!!!!!!!!!!!!!!
pozdrawiam ciepło i sciskam;*
Dodaj komentarz