sny czyli kolejne przekleństwo panny mikii......
Ostatnio miewam porąbane sny. Wczoraj napisałam długą notkę, o tym jak to się przekonałam, że do Noela już nie czuję, komptne zero uczuć. Byłam o tym przekonana, w końcu na niego wpadłam w szkole i na serio, nic mnie nie ruszyło. Po prostu nic nie mówiąc, poszłam dalej. Ale jak już pisałam, ostatnio miewam porąbane sny. Do tej pory polegały na tym, że się kłóciłam z Noelem, dawałam mu w pysk albo coś w tym stylu. Czyli norma, ale wczorajszej nocy... heh. Jeśli to miało być echo moich uczuć, to sama już nie wiem co czuje i ten sen jest tego dowodem.
Zaczęło się od tego, że byliśmy na jakiejś sali pełnej małych korytarzyków na około. Ludzi było cholernie dużo, jak w kurniku. Jeden na drugim. Ja stałam z Marią, a za nami Bennie, Paddy, Duffy... i reszta. Noela tam nie było. I Maria zaczęła mnie popychać tak dla jaj, wleciałam na Benniego i tak się wszyscy na siebie popychali. Wtedy dyrcio zaczął gadać przez radiowęzęł i trochę ucichło. Myśleliśmy, że to nas będzie wywoływał do gabinetu za popychanie się między sobą, kiedy ogłosił, że wszyscy w tym roku zdali maturę. Ja już stałam trochę wmieszana w tłum, ale ciągle z chłopakami z Noela gangu, kiedy dyrcio powiedział, że 20osób zdało do Ramelton, najlepszego collegu w Angli(Ramelton to nazwa hotelu, ale wiecie jak to jest w snach). Noel był jednym z nich, ubrany elegancko, nie w bluzy z kapturem i jeansy. Po prostu jakoś tak widać było, że to już student. Obstawiony nowymi znajomymi z collegu, którzy także zdawali na tą samą uczelnie. Wszyscy zaczęli krzyczeć, tańczyć, śmiać się i cieszyć. Noel jakimś cudem znalazł się w powietrzu, na czyichś barach. Widziałam jak się ściska z Catrioną, która mu gratuluje. W tym samym momencie, jakiś chłopak bierze mnie na swoje bary, czy jak wolicie "na barana" jak to mówi mój ojczulek ;) zdaje mi się, że to ktoś Michaelo-Paddy podobny. Ciągle wpatrywałam się w Noela, który rozmawiał z Catrioną, ale ja wiedziałam o czym oni mówią, choć byli daleko. "Gdzie ona jest?" pokazała mu głową, po chwili, był przy mnie, niesiony przez tłum. Odsunął moje włosy i palcem przejechał po szyji. Wiedziałam, że go nienawidzę, że powinnam go odepchnąć. Ale tego nie zrobiłam... Jego usta zaczęły się zbliżać do moich i... się obudziłam. Pierdolony budzik...
Obawiałam się dzisiejszego dnia. Już tak czasem mam, sen który nawet kiedy o nim myślisz przyprawia cię o przyjemne dreszcze, a kiedy widzisz osobę z którą ten sen jest związany... heh, jest na prawdę ciężko na serduszku. Ale Noela nie widziałam od rana. Potem się skapnęłam, że mają praktyczny egzamin z Wood Worku. Mocki zaczynają się jutro (próbne). My próbnych w tym roku nie mamy, tak ogłosiło ministerstwo edukacji. Więc spoko, myślałam, że mi przeszło. Miałam dużo dużo więcej na głowie. Ale cóż... na lunchu poszłam poszukać MArion by jej coś powiedzieć ale zatrzymałąm się na głownym korytarzu by zobaczyć kogo tym razem opierdala dyrcio i za co. Szłam po woli, gapiąc się na zbiegowisko. Noel też się gapił i mało na siebie nie wlezliśmy... wyglądał... heh... dobrze wyglądał. Z rozczochranymi włosami, przypruszonymi drewnem, białe polo adidasa z takimi śmiesznymi granatowymi paskami po bokach. Ale te jego włoski, roztargniony wzrok... wyglądał tak nie pożadnie, że aż mną wstrząsneło. Ni w cholere mi nie przejdzie. Pociągać zawsze mnie będzie i kurwa, jakbym się nie starała, czego bym sobie nie mówiła, jaki by nie był, kocham te jego kości policzkowe, umięśnione ramiona, zaczepny uśmiech i przedewszystkim oczy. CZy go kocham? Oczywiście, żę nie. Ale kurwa, jest cholernie pociągający... Czy to źle, że ciągle tak uważam? Powiedzcie mi... czy to źle...?
Dodaj komentarz