Szczęście w smutku, łzy w uśmiechu...
Dziewczyny zostawiły mnie dzisiaj samą. Ash gdzieś poszła po 3lekcjach, Hanna w ogóle nie pojawiła się w szkole. No ale jeszcze jest poczciwa Marion z którą spędziłam break i lunch. Było cholernie przyjemnie tak sobie z nią pogadać (coś ostatnio długo nie gadałyśmy). Jutro zdjęcie 5klasisów, więc może już wróci panicz Mc Bride. Może on odciagnie ode mnie Owena, chodź szczerze? Marne szanse... I tak w ogóle, to gdzie się mój stary brach podziewa? Nie ładnie, tak wagarować. A może się połamał? Cóż, nie płakałabym. Nawet nie zauważyłam, że go ponownie w szkole nie ma, dopóki Ash nie wyjechała z tekstem "oj to ty na prawdę sama będziesz, nawet twojego księcia nie ma!". Księcia nie, ale jest mój ex, Ruairi (według plotek my ze sobą obecnie chodzimy!), Daniel którego jak dzisiaj zobaczyłam to sama się w łeb palnęłam, jak on mi się mógł podobać! - proszę nie komentujcie tego; i Owen, chłopaczek który przeprowadził dzisiaj wysoko inteligentna konwersacje z Donalem:
Donal: uuu, to ta panienka którą masz zamiar shiftnąć?
Owen: o tak popatrz jak rusza biodrami...
Donal:ta... porusza się nie źle
Owen: i jakie ma ciało
Donal: ay!
Owen: luv her! Będzie moja.
Mój komentarz "NOT A CHANCE!!!". Na prawdę... rozumiem, że spędzanie większości czasu z Noelem ma wpływ na ludzi, ale come on, bujać się w tej samej lasce co twój kumpel, zmniejasza szance na co kolwiek! Bo jak to tak, sprzątnąć lalke kumplowi z przed nosa? Cóż... chłopaczysko zachowuje się jak Noel, tylko, że w innym ciele. Looka się zalotnie, szepcze coś pod nosem kiedy obok przechodzę i te uśmieszki i ach i echy... zupełnie jak Noel kilka tygodni temu. I wtedy te teksty kierowane były do Owena. Mówię wam, za dużo się chłopak na mój temat nasłuchał, bo nawet te same teksty wali.
Zmieniając temat (chodź nie do końca) czuje się źle... Nie ogólnie, tylko chwilowo... Nie, źle to złe słowo. Jestem na siebie zła, bo ja lubię Marie. A dzisiaj kiedy się z Alanem pokłóciła, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Sprawdza się to, co mówiłam wcześniej. Oni do siebie zupełnie nie pasują. I to też kłótnią nie było. Ona zaczęła mu wyrzucać co jej się nie podoba, a on udawał, że słucha, a potem zamiast przeprosić powiedział "oh well" odwrócił się na pięcie i poszedł do kumpli i Maeve i Rosin. I nie czuł się winny. Siedział szczęśliwi na lekcji, usmiechał się to do mnie to do Debbie, rzucał kawałami i gadał jak najęty. CZyli norma. A Maria była wściekła (ostatnio często jest, to strasznie humorzasta dziewczyna), i kiedy on się do niej uśmiechał jak gdyby nic się nie stało, ona spuszczała wzok jak obrażone dziecko. O co kolwiek im poszło, najwidoczniej Alan uważa, że laska przesadza i, że jej przejdzie. Tak długo nie pociągną... Dużo lepiej jej było z Ryanem, on ją kochał ponad życie i nadal kocha i po kłótni na kolanach by ją błagał o wybaczenie. Dla Alana jest najwidoczniej panienką, jak nie ta to inna. Heh... Z jednej strony chcę by Maria była szczęśliwa, zasługuje na to, to super laska, ale z drugiej strony... dlaczego musi być szczęśliwa z gościem, który miał być dla mnie?
Jestem wściekła na Gemme, mała chamówa się z niej zrobiła. Zniszczyła całą zabawę na matmie, ona i Yvonne. Władowały się na moje i Ruairiego miejsce, co zniszczyło cały idealny plan ławkowy (hehe, tak to nazwaliśmy). Bo one myślały pewnie, że jak siądą na naszym miejscu to one, zamiast mnie i Ruairiego będą miały ubaw. Ta... Chris Gemmy nie trawi i w ogóle nigdy się do niej nie odzywa, bo ona jest dla niego "Poshy". Zresztą tak ją wszyscy nazywają. Taka ważniara. Daira z Ryanem się przesadzili i my z Ruairim siedliśmy na ich miejscu i dalej gadaliśmy z Seanem i Neilem, tylko, że przez Gemme i Yvonne CHris i Daniel zostali wyłąnczeni z konwersacji. A wczoraj gdy zajęłam sobie miejsce plecakiem, przeniosły na drugi koniec klasy i mi nie chciały powiedzieć, gdzie ten plecak polazł. Ale mi Chris pokazał, potraktowałam go jednym z moich uroczych uśmiechów i siadłam z Joem za Char i Charlotte. Nie mogę uwierzyć, że ona aż tak się zmieniła... złośliwa strasznie się zrobiła i taka... wazniara. A może ja dopiero teraz to widzę? I ja też, muszę się przyznać, zmieniłam się, chyba spowrotem w mikię. Bo przyjaźniąc się z Gemmą, można by powiedzieć, że święta byłam. Nie wydurniałam się tak strasznie(no kiedy jej nie było to tak), byłam zawsze pierwsza w klasie, wraz z nią, zawsze odrobiona praca domowa, na lekcjach nie gadałam, no wręcz aniołek. A teraz... eee... zazwyczaj jedna z ostatnich w klasie, praca domowa... zależy jaki przedmiot i czy mi się chciało, na lekcjach potrafię nawijać jak radio, szaleję jeszcze bardziej niż kiedykolwiek i... puszczam się. Przykro mi... ale od kąd z Gemmą koniec, mikia znowu stała się łamaczką serc i ruszyła maszyna. Tylu gości nowych mam na liście, że łoj! Wszystko dlatego, że już nie ma osoby która miałaby na mnie "anielski wpływ". Cóż trudno, dobrze mi tak jak jest, chodź żal pozostaje... bo by naprawdę byłyśmy blisko.
NIE UFAJ NIKOMU KTO NIE UMIE SOBIE NAŁOŻYĆ SAMOOPALACZA NA GĘBĘ BEZ ROBIENIA PLAM!
o!
Dodaj komentarz