wnioski... po cholere mi to wszystko... urodziłam...
W cholere... mam już dosyć samej siebie. Siebie samej... i mojej powalonej głowy, nieznośnego serca. W ogóle mam dosyć wszystkiego. Nie, nie mam chandry... po prostu jestem zła sama na siebie. Może to wszystko przez to, że jestem taka osłabiona... Miałam sen... pierwszy od dawna o... o nim. Ostatnio ciągle śnił mi się Alan. Alan albo inni nieznani mi przystojniacy. A teraz? Śnił mi się on... Chyba pierwszy sen od... dawien dawna, w którym się z nim nie kłócę, nie policzkuje go, albo w jakiś sposób nie ranię... Cholera... co się ze mną dzieje... "to tylko sny, nie przywiązywałabym do nich uwagi"-zdanie pewnej osoby. Ale ja wiem... raczej obawiam się, że wiem, co one oznaczają... Dlaczego? Dlaczego nie zniknie z mojego życia? Gdyby nie zaczął mnie męczyć w ogólę bym o nim nie myślała. Zapomniałabym, że w ogóle istnieje, tak jak to zrobiłam z wieloma innymi facetami. A więc dlaczego oni mi się nie śnią, czemu nie zwracam na nich uwagi, kiedy na nich wpadam. Ot tak, stary znajomy. Ale nie... on mnie prześladuje. W snach, w szkole, nawet kiedy jestem w Letterkenny muszę wpaść na grupkę jego najlepszych kumpli i wysłuchiwać jak o mnie gadają "spójrz na jej futeko, chciałoby się pogłaskać tą suczkę"-Ross. "w szczególności w pewnych miejscach" -Michael. I wiadomo na jakie miejsca się patrzyli. Potem zaczęli dzwonić do Noela i drzeć się tak by wszyscy słyszeli "jak to co się dzieje? polska suka tu jest...". Przemiło ;) Widzicie? W cholere... życ się odechciewa. Nie długo będe musiała siedzieć w domu, obawiając się, że wpadne na niego lub na jego kumpli. Już wszędzie są. Wszystkie sklepy do których zaglądam, oni tam dorabiają sobie. Moje ulubione miejsca w których jadam w Letterkenny, oni tam są. Bogu dzięki, że w New looku, No name i tym typu shopach nie ma działy męskiego! Wracając do snu... myślałam, że mam to już za sobą. Choć w swoim rodzaju, ten sen był inny od wszystkich. Może zainspirowany filmem Hitch (genialny!!!)... może... A o to opis snu.
Nie ważne gdzie stoję, jest ciepło, jakaś prada na ulicy. Obok mnie fast food na kółkach. Biały samochód z jedzeniem. Noel na mnie looka a ja się bawię wykałaczką. On próbuje mnie nią dziabnąć i myśli, że ja tego nie widzę. Tylko, że myli moją ręke z ręką mojej kumpeli. Kiedy ma zamiar ją dziabnąć, ja kłuje jego dłoń. On chwyta za pieprzniczkę (nawet nie wiem czemu nie soliczke, ale jestem pewna, że naczynko zawieralo pieprz), podchodzi do mnie, kilka skoków, sekundka, nawet nie ma jak uciec. Ja się śmieje, on na mnie looka tak czule, chce się zabawić. Widzę to w jego oczach, ale postawą pokazuje, że jest oburzony. Obsypuje mnie pieprzem, we włosy, jak śniegiem. Ja go kłuje w dłoń, coraż lżej, takie przekomażanie się. Śmieje się głośno, bawi mnie to wszystko. Te jego cielęce podchody, wzrok ludzi. Olewka moich koleżanek i słowa które brzmią jak "wiedziałam, że tak będzie". Śmieję się, co chwilę lookając mu w oczka, by zobaczyć czy go boli. Czy w ogóle go rusza, że ja go ciągle kłuje tą ostrą wykałaczką. Jeden mój ruch, jeden jego. Zbliżamy się do siebie, aby niby lepiej sobi dokuczyć. Bardziej będzie bolało. Zbliżamy się do siebie, ja nadal histerycznie się śmieje. On tylko patrzy na mnie z jednym kącikiem ust podniesionym do góry. Jego też to bawi, ale trzyma postawy wkurzonego. Jesteśmu za blisko, pieprzniczka zwisa mu w dłoni, ja go ciągle próbuję kłuć, co raz lżej, co raz bardziej delikatnie. Próbuję mocniej, ale ręce odmawiają posłuszeństwa. Delikatnie mnie całuje. Bez języczka, tyko muśniecie. Wtedy ja go kłuje mocno w ręke, za późna reakcja dłoni. Za późno... już mnie pocałował. Pocałunek mi się podoba, ale jemu krwawi ręka. Ja chcę więcej, a on chwyta się za dłoń. Cieniutka stróżka krwi. Ociera ją o czarną koszulę, ślad znika. Ręka już nie krwawi, chce mnie ponownie pocałować. Ciągle jesteśmy blisko, ale ja już niczego nie jestem pewna. Całuję go, jest mi dobrze. Ale nie traktuje tego poważnie. BO tak jakbym od początku wiedziała, że tak się skończy. Już przed tym, jak go ukłułam, wiedziałam, że on chce mnie poderwać. I wiecie co jest najśmieszniejsze? Noel nigdy taki nie będzie. Nie będzie cielęcych podlotów. Nie będzie udawał wkurzającego kumpla, którego ja mam dosyć. Który mnie kłuje, by zwrócić na siebie uwagę. Bo on nigdy nie był moim kumplem. Ale ten pocałunek... doszłam do pewnych załamujących mnie wniosków...
Dodaj komentarz