Z serii, co męczy Michaline H...
Było dobrze... było świetnie. Śmiech na moście, lody waniliowe. Smsy od Lee i od Marka... Te z Markiem bardziej przyjacielskie, nie martwcie się. Hanna i Mathew ze sobą zerwali (znowu). A nic i tak ubaw jutro będzie. Ta... tylko, że jutro Oisin też idzie na dyskoteke.. I dziwne uczucie w sercu... Łzy pchające się do oczu... Zero ochoty iść tam gdzie on. Tak, będę miała Lee i Hanne. Mam nadzieję, że James i reszta nie zachowa się jak skończeni idioci i nie będą udawać, że mnie nie znają tak jak on ma pewnie zamiar.
Skąd te łzy...? Ten ból? Pewnie przez te męczące mnie, przez ostatnie dwie noce, sny. W których spotykamy się, on nie chce mnie znać. Jednak zmuszam go do rozmowy, role zamieniają się, to on pyta, chce wiedzieć. To on nie pozwala mi odejść. Potem siadamy razem na ławce, obejmuje mnie ramieniem i coś czyta. Policzek tuż przy policzku i tak straszna ochota by było tak jak dawniej...
Tylko, że nie będzie. Po przebudzeniu... nie chcę z nim być. Dobrze mi z Lee. Tylko, że chciałabym byśmy mogli się śmiać razem. Spędzić jutrzejrzy wieczór śmiejąc się. Wszyscy razem, tak jak kiedyś. Zobaczymy co jutro przyniesie.. Ale odechciewa mi się czego kolwiek.
Rozmowa z Markiem pomogłam... tylko co z tego, że Ois nie jest mnie wart. Że to debil. Że pozwolił takiej kobiecie jak ja odejść? Że jego wina, że jestem z innymi... Że...
kolejne, big HEH...
Dodaj komentarz