i'm back... hiding in my garden full of my...
Randką tego nie nazwę... randką to nie było w ogóle. Graliśmy w bilarda, spacerowaliśmy. PRawdziwy ideał, gentelmen, po prostu... no ideał. Ale nie dla mnie. MOże jestem idiotka... ale kiedy ja tak strasznie się napialiłam, sama siebie nakręciłam, kiedy stał blisko i ja op protu chciałam go objąć, wsunć dłownie pod jego idealnie leżącą, skórzaną kurtkę i wtluić się w jego śliczne pachnące ciało, on był za bardzo nieśmiały by mnie nawet dotknąć. Nie było złąnczenia dłoni, nie było iskry. Nie było spojrzeń które powodują przyjemną falę prądu... nie było kontaktu który tak wiele razy nawiązywałam wzrokowo z Noelem, Alanem i wieloma innymi chłopakami. Może go speszyłam, spłoszyłam, jak kolwiek się mówi. Byłam za żywa... za... za bardzo sobą. Mikią. CHyba nie znał mnie takiej. CHodź nie... znał... wiele razy mi przy nim tak odbijało. Ale ten pociąg szybko zniknął... czułam się przy nim jak przy przyjacielu. Dobrym przyjacielu ale niczym więcej. Gadaliśmy, spacerowaliśmy. Otwierał mi drzwi, pusczał wszędzie pierwszą, płacił za bilarda, proponował coś do picia. Oczywiście za ostanitą partyjkę bilarda sama płaciłam, już taka jestem. Równo uprawnienia co nie? I popełniłam błąd... błąd kóry mi wiele uświadomił... Kiedy spotkaliśmy Caroline w Dohertys zaczęłyśmy gadać. On nic nie mówił... trochę się zawstydził. Wyglądaliśmy jak para, ale ja nie mogłam sobie tego uświadomić. Caro wyrzucili z hotelu, nie ważne dla czego, drobiazgi. I ona spojrzała na Ruairiego a potem na mnie. Styl spojrzenia "no no kochana, ładnie... ty i on... u lala". Uśmiechnęłam się karcąco i powiedziałam "nawet tak na mnie nie patrz". Ona oczywiście, nie miała zamiaru skońćzyć. Palnęła co jej ślina na język przyniosła, "a wy razem jesteście?". Chodziło jej pewnie, czy teraz razem, czy tak przypadkiem się spotkaliśmy, chodź w jej przypadku znaczyło to obie możliwości. Czy my jesteśmy RAZEM. I ja nie myśląc szybko odpowiedziałam "Nie". Nie... my nie jesteśmy parą... my do siebie nie pasuujemy. On nie jest moim typem faceta. On nie jest... on nie jest tym kogo ja potrzebuje. JEst za idealny. Za doskonały. To czysty gentelmen. Stuknięty, ale gentelmen. Ja potrzebuje gościa z którym będę mogła flirtować i czuć się dobrze. Z którym będę mogła pogadać na każdy temat i on będzie czuł sie ze mną dobrze a ja z nim. Ja rozumiem, że to wyglądało jak randka, że on był spięty. Był z osobą o której marzył od prawdopodobnie pierwszego roku. Bo pamiętam, że już na pierwszym roku coś do mnie miał. JA ciągle pamiętam naszą rozmowę, jego głos... i to nie jest ten głos. Nie powoduje ciarek, pragnienia... nie powoduje niczego. JA go lubię, ja go strasznie lubię i strasznie miło spędziłam czas. Nawet mnie do domu odprowadził co było na prawdę wspaniałe. Poczułam się jak na tych filmach. Ale to kumpel. Śmiałam się z ich wygłupów, ale gdyby to był mój chłopak to bym go zdzieliła po głowie.
Wiem, że zachowuje się jak idiotka. Ale to był za duży dla mnie skok. Z chama, czyli Noela, na Ruairiego, gentelmena. Za dużo delikatności, nieśmiałości... Ja potrzebuje bardziej brutalnego faceta. Ja... rozmawiając z Adrianem coś sobie uświadomiłam. Ja chyba sobie nikogo nie znajdę, do póki Noel nie wyjedzie... nadal nie mogę w to uwierzyć...dopiero teraz to zrozumiałam gdzieś głęboko we mnie siedzi pragnienie... Alan... alan wydawał mi się taki... mój...mój typ. Taki głęboki, mądry za razem łobuz. Brutalny a delikatny, taki... heh ale z tego też nic nie będzie. JA chyba dla niego za żywa jestem... To wspaniały kumpel, ale to nie materiał na chłopaka dla panny mikii. Bo ja nie mogę wiecznie prowadzić facetów za rączke. Stawiać pierwsze kroki, wszystko za nich robić. Chcę chodź raz poczuć się jak dziecko. Chcę takiego faceta który by uczył mnie wszystkiego po woli. Mnie... niedoświadczoną mikię. Chciałabym znalesć takiego chłopaka jak N. w opowiadaniu. Właśnie takiego... ja potrzebuje faceta z rysą. Boże... w coja się wpakowałam. Ja już od dawna wiedziałam, że Ruairi nie jest dla mnie. Już pisałam, że on jest idealny ale za idealny. Że wspaniały a ja o dziwo nic do niego nie czuję. Wszystko było wspaniałe do dnia kiedy dowiedziałam się, że on coś do mnie ma. Ja tak bardzo chciałam byśmy byli przyjaciółmi. Ale to wymknęło się z pod kontroli. Za wiele chciałam, za blisko chciałam z nim być... sparzyłam się, sama siebie poparzyłam. Własną pogonią za miłością... a miłości nie można szukać... ona musi sama nadejść. Dlatego chyba jutro do niego napiszę. Tym razem inaczej niż napisałam Dom. Tym razem sms będzie głębszy i dłuższy. Napiszę mu, że było wspaniale, ale że ja zrozumiałam, że on liczy na coś więcej. Że to przemyślałam i po prostu nie chce mu robić nadziei bo ja nie szukam chłopaka. Ale chcę mieć przyjaciela... Boże, ja to mam tendencje to komplikowania sobie życia. Prześpie się z tym ale... Adi radził bym mu dała drugą szanse. Ale to nie ma sensu. Ja sama wiem, że ja do Ruairiego nic... więc jaki to ma sens? Żadnego... Przeżywam de ja vu... i mam nadzieję, że już nigdy więcej.