• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum październik 2006


< 1 2 >

...wud dis show how much u mean 2me...?

W pracy od 16 do 1rano.. miałam skończyć o 11, ale oczywiście 11 w tym pieprzonym hotelu oznacza równie dobrze inną godzinę. Ostatni dzień w pracy dość ciężki, ale na wszystko znalazło się lekrastwo. Nawet na poparzony kciuk. A mianowicie nie alkohol (pod którego jestem w tej właśnie chwili wpływem), ale Mark :] Nie pojechał z chłopakami na imprezę, bo jutro rano musi do Dublina jechać z samego rana i też dlatego, że chciał się ze mną pożegnać :] Wymknęłam się pracy kiedy były przemowy na imprezie na której pracowałam i pojechaliśmy się przejechać jego samochodem. To właśnie w nim uwielbiam, że potrafimy rozmawiać na każdy temat. Nie ma uczucia nie zręczności, męczącej ciszy. Kiedy wróciliśmy pod hotel, zapytałam się, czy dostanę całusa na pożegnanie. Powiedział, że o niczym innym nie myślał od kąd wsiadłam do samochodu. Wróciłam do pracy cholernie szczęśliwa :] Dec i Shaun od razu wiedzieli, że ta osoba w samochodzie to był facet. I był to mój facet, bo podobno wyglądałam na cholernie szczęśliwą :D

Że to był mój ostatni dzień, z chłopakami zaczęliśmy pić shotsy. Potem cholernie mocny coctail. Smsy z Markiem. Pożegnałam się z chłopakami, bo się ruch zaczął za barem i poszłam sobie usiąść na recepcji czekają na ojca. Kto wszedł do hotelu i oczywiście gdy tylko mnie zauważył zaczał ze mną gadać? Martin i JASON! Napoczątku Jason mnie nie poznał (zalany w 3d***). Zaczął się podwalać, do póki Martin nie wyjechał z tekstem pt. "ty to Marka laska, ta... polka!". Skończyło się na tym, że Martin próbował mnie namówić bym poszła z nimi na drinka. Powiedziałam, że nigdzie nie mam zamiaru iść z osobą która mnie nie cierpi. Na co Jason odpowiedział, że mnie uwielbia itp itd... Martin próbował mnie namówić bym shiftnęła Jasona. Wtedy sobie uświadomiłam, że to co czuję do Marka, jest na poważnie... Nie dałam się Jasonowi dotknąć, nawet objąć. Chciałam Marka i tylko Marka... Próbował mnie pogładzić po dłoni, ale powiedziałam mu, żeby się odwalił bo już z kimś jestem.

Candyboy: W związku?
Mikuś: Nie, nie w związku.
Candyboy: To nie musisz być mu wierna.
Mikuś: Nie zrobiłabym mu tego i już w szczególności nie z jego przyjacielem.
Candyboy: Jakim przyjacielem?

Poprosiłam Martina by zabrał Jasona ode mnie... Martin ze względu na to, że zna mojego ojca, szanuje mnie i to bardzo, posłuchał się... Kazał się Jasonowi przymknąć i iść zamówić piwo. Ulga... pogadaliśmy chwilę z Martinem, Jason wrócił ale już się nie podwalał.

Smsy z Markiem... Przyjeżdza w następny weekend o ile jego nowo zakupiony samochód przejdzie wszystkie testy. Napisałam mu, że powinnien przyjechać z mojego powodu, a nie jakiegoś samochodu. Na co on odpisał, że wiem doskonale, że nie obchodzi go ten głupi samochód, tylko ja xD Ale jakoś do domu musi przyjechać. Oby do jego powrotu...

A ten ostatni pocałunek ciągle mi w głowie... Cholera jasna się chyba zakochałam... tylko co teraz?!

30 października 2006   Komentarze (4)

wat if i wrote you a symthony...

Zacznę od wyjaśnienia jednej sprawy. Z Markiem nie spałam. Zresztą z żadnym facetem jeszcze nie spałam. Kiedy chodziło mi o kochanka, chodziło mi o faceta z którym zabawiam się od tak... żadnych uczuć. A następnego dnia już o nim nie pamiętasz.

Wczorajszy wieczór... gdyby nie Mark, pewnie byłby kompletną klęską. Dzięki niemu, był boski :] Po raz pierwszy od dawna, czułam się w pełni szczęśliwa. Myślałam, że będzie zupełnie inaczej. Będzie się wstydził mnie przed kumplami. Do tego byłam pewna, że będzie chwila namiętności, a potem zniknie z kumplami. Przyjaciele zawsze na pierwszym miejscu. Zawsze to powtarzał... Było zupełnie inaczej. Już w autobusie siadł ze mną na tylnym siedzeniu. Ubaw mieliśmy świetny. Ja, Mark, jego naj przyjaciel Paul, Hanna i Domdom. Opowieści dziwnej treści. Ja siedziałam w poprzek bo miejsc zabrakło, czyli na kolanach Marka oparta o szybę, z nogami na kolanach Paula i Domdoma. Mark był już lekko zalany. On i Paul to dwa wariaty kiedy się napiją. W pewnym momencie Paul przestał patrzeć na mnie, tylko na mój biust i mówił do mojego mocno odsłoniętego dekoltu. Nagle okrzyk

"cycuszki!" XD

"moje! więc proszę się tak w nie nie wpatrywać! Mikia, prawda, że moje?"

"jeśli umrę to zezwole na przeszczep i wtedy będą twoje!"

haha. Dowiedziałam się także, że wszyscy wiedzą, iż kocham Marka, a on kocha mnie. Żaden facet nie będzię traktował mnie tak jak on. Kochał tak jak on. Pieścił tak jak on. Wielbił tak jak on. Bo to najlepszy przyjaciel jakiego Paul kiedy kolwiek miał. Powiem wam jedno... wierzę w to. Że z nim byłabym w pełni szczęśliwa. Bo wczorajszy wieczór... ach i ech... Byliśmy jak para... Kupował mi drinki, troszczył się o mnie. Powiecie, że to nic. Macie rację. Bo test przeszedł w momencie kiedy zostałam wyproszona z klubu. Nadal jestem z tego powodu wkurwiona. Wszystko przez to, że żona właściciela pracuje w naszej szkole i wie, że jestem niepełnoletnia. Nie żeby gościu się przejmował, sam mnie wpuścił. Ale ta suka dorwała ochroniarzy i kazała im mnie wyprosić. Nie rozumiem jaki ma problem, pełno było ludzi z mojego roku. Tylko, że to mnie zawsze się czepia. Heh.. no ale nie ważne. Mark wyszedł razem ze mną. Dom doma też wyrzucili więc w czwórkę staliśmy na zewnątrz zastanawiając się co teraz. Zaraz się okazało, że Paula trzeba wysłać do domu, bo facet się za mocno schlał :P Mark zostawił go z resztą chłopaków i poszliśmy się przejść. Zabrałam go do parku...

Wczorajszy wieczór uświadomił mi, że już nic nie czuję do Oisina. Zabrałam Marka na naszą ławkę. Tylko, że ta ławka już dawno przestała być nasza. Jest moja. Bawiło mnie, jaki Mark jest nieśmiały. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy długo... Tulił mnie i przykrył swoją kurtką. Wiedziałam, jak strasznie chce mnie pocałować ale nie wiedział jak się za to zabrać. Przestałam już być dziewczynką od tak, kiedy się nudzi. Łączy nas za wiele... Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam. I było cudownie. Dużo rozmawialiśmy, np. o takich rzeczach o których mówi się tylko w cztery oczy. Cały czas mnie obejmował, bawił się dłonią. Potem siedziliśmy w czwórke, z Hanna i Domem. Dwie pary. Potem doszło do nas jeszcze dwóch chłopa i zaczęliśmy się wydurniać. Norma, głupie filozoficzne teksty i opowieści strasznie dziwnej treści. Mark przez cały czas pokazywał wszystkim, że jestem jego. Delikatne pocałunki w szyję, jego ramiona w okół mojej tali... Odkryłam, że strasznie go kręci kiedy opuszkami palców gładzę wewnętrzną część jego dłoni.

Potem podróż powrotna autokarem do domu. Oczywiście, że siedliśmy razem, ja wtulona w niego. Nie wytrzymał i złamał swoją zasadę pt "żadnych zabaw w autobusie". Wiedziałam, że nie da rady. :D

Chcecie się dowiedzieć czegoś bardzo ciekawego? Pamięta któraś z was jeszcze Noela? Więc Noel wracał w tym samym autokarze co my. Co jest jeszcze bardziej interesujące to to, że cham siadł zaraz obok nas ze swoją panienką. Nie poznał mnie na początku, bo było mi na rękę. W końcu to już 2lata od kąd skończył szkołę. A mnie też nigdy nie widział w czarnej wydekolotwanej bluzce (mocno podkreśląjącą moje piersi, co mnie zaczęło lekko wkurzać kiedy faceci mówili do moich cycków a nie do mnie!), czarnej miniówie i kabaretkach. Tak boskiego widoku, niestety jeszcze nigdy nie widział XD Kiedy przestaliśmy się całować z Markiem, ten debil się nagle obudził. .

"Polish doll!!"

Zaczął rzucać mi spojrzenia i komentować jaki z Marka to szczęściarz bo i on chętnie by mnie przeleciał. Mark zaczął się wkurzać i chciał mu dać w pierdol. Skończyło się na tym, że musiałam go uspokoić pocałunkami. Bo z Marka straszny nerwus po alkoholu.

Smsmy czy dotarłam do domu bezpiecznie, teraz rozmowa o wczorajszym wieczorze... Już za nim tęsknie...

Zakończę tą notkę tak... chyba się zakochałam. Czuję, że to właściwy facet dla mnie, nawet jeśli ten zwiazek prawdopodobnie zakończyłby się klęską... heh...

29 października 2006   Komentarze (3)

nie ma to jak pożądny skurcz XD

Czy wiedzieliście np. że pocałunek to tak naprawdę

 anatomiczne zetknięcie dwóch mięśni okrężnych ust w stanie skurczu ???

Jak romantycznie... XD Nie ma to jak poczytać o pocałunkach ze strony naukowej. Od razu znika cały czar

 Złożenie pocałunku na wargach z ominięciem kłopotliwych nozdrzy wymaga "odpowiedniego, skoordynowanego przetworzenia wizualnej informacji przestrzennej i somatosensorycznej" – mówi dr Sereno.

Ha a ja tak potrafię! Pratyka czyni mistrza! Po przeczytaniu tego artykułu zaczynam się zastanawiać, czy nie mam jakiegoś chipa w mózgu i czy ostatnie kilka miesięcy to nie był ekperyment rządowy by sprawdzić czy pocałunek nie mógł by się stać równie niebezpieczny jak bąba jądrowa! Wyobrażacie sobie wojny całuśne? Całujesz takiego gościa i bam! Nie jest wstanie się ruszać ponieważ w jego mózgu wytworzyło się za dużo hormonu jakiegoś tam! haha

*

Bardziej na poważnie... kolejna noc przegadana z Markiem... Dzisiaj wieczorem się zobaczymy i mam nadzieję, że będzie tak jak obiecał... Cudownie. Już nie mogę się doczekać... Już dawno tak nie trzęśły mi się ręce, żołądek tak nie szalał. Nogi nie unosiły się kilka centymetrów nad ziemią. A wszystko przez jedno zdanie... tak delikatne, tak normalne i tak czułe...

"chciałbym z tobą teraz być... po prostu być. Już sama twoja obecność powoduje, że nie potrafię się przestać uśmiechać."

I nie jest to cukierkowanie którym byłam zasypywana przez innych facetów. Tekst który ma mnie zaciągnąć do łóżka. Bo Mark z kochanka, chłopczyka na jeden wieczór, zmienił się w przyjaciela i bliską mi osobę.

HEH...

28 października 2006   Komentarze (3)

i want you to know...

Kolejna rozmowa z Markiem. Niby taka jak wszystkie ostatnio... Muzyka, szkola, studia... Plotki, ploteczki, weekend. Wspomnienia z wakacji. Opowieści dziwnej treści. Pikantne, zaczepne teksty, ale bardziej takie żartobliwe. Od już jakiegoś czasu to ja zaczynałam flirtować, on płyną z falą. Wczoraj wieczorem nie miałam ochoty niczego zaczynać. Kilka drinków z matką i jakoś tak odechciało mi się czego kolwiek. Tym bardziej mnie zaskoczył, kiedy nagle powiedział, coś zupełnie wyrwane z kontekstu...

"nawet nie wiesz jak strasznie żałuje, że nie masz teraz wolnej chaty..."

"dlaczego? :>"

"fakt, że jesteś tak blisko, na wyciągnięcię ręki doprowadza mnie do szaleństwa... chciałbym być teraz przy tobie"

Wczoraj wieczorem wrócił do domu... Rzeczywiście dziwne uczucie... Fakt, że mogę go minąć w mieście. Wejść do tego samego sklepu co on. Nie widzieliśmy się już tak strasznie długo... Rozmowa o mnie w osobie trzeciej. (Nawet nie pytajcie). O bliskiej mi dziewczynie, która mogłaby mu pomóc z jego 'problemem'. xD

"is she hot?"

"i wouldn't know"

"i can defenetly tell ya she is"

Żarty żartami, ale była w tym wszystkim nutka tego czegoś... 2nad ranem a mnie w ogóle nie chciało się spać. On był... inny. Tym razem to nie ja otwierałam się przed nim. Nie uciekał od nie których tematów. Nie odsówał się. Wręcz przeciwnie, to on był tym który próbował dostać się do mnie.. do mojej duszy, otwierając swoją.

"zakryłbym ci oczy i pocałował za nim byś się zorientowała co się dzieje, a potem kazał ci zgadnąć kim jestem..."

Zwykły pocałunek... jednak te słowa sprawiły mi więcej przyjemności niż te wszystkie teksty na dobranoc które ostatnio dostawałam...

I jak tu się nie zakochać? Nie mogę... Nie teraz. Rodzice by nigdy tego związku nie zaakceptowali. Ani moi, ani jego. Myślę, że gdybym była starsza, gdyby nie te 4lata, to moi starzy by go pokochali. Mądry, z planami na przyszłość. Z poczuciem humoru. Rozsądny. Czyta, ogląda Frasiera (skradłby tym serce mojej matki). Tylko fakt, że jest już na 3roku studiów... heh.

someday... mayb someday i'll be your and yours only..

27 października 2006   Komentarze (3)

i new dat heaven woz ere sumere...

Jestem cholernie podekscytowana więc jeśli ta notka nie będzie się trzymać kupy, nie wińcie mnie tylko stan w jakim się znajduję. A więc... dostałam nową pracę. Odchodzę z hotelu i zaczynam tak jakby nowe życie... koniec z siedzeniem pod skrzydłami rodziców! Trochę mi żal, że przenoszę sie do restauracji na mieście, ale szczerze mówiąc... tak trzeba. Z naszej paczki zostało już tylko kilka osob. A i one nie długo odejdą. Babz spróbuję wciągnąć do tej samej restauracji co ja, hotelu już mam dość. Walczenia o godziny, kłótni z powaloną mengerką i all that jazz. Do tego możliwe, że mój artykuł się ukaże o ile wydawcy spodoba się ten pomysł i zgodzi się na dodatkową stronę dla felietonistów!!!

Do tego w środę nocuję u Hanny i oczywiście jedziemy na dyskoteke. Przebieram się za czarnego aniołka! Mark też jedzie... już nie mogę się doczekać aż go zobaczę w autobusie. Każę usiąść obok siebie. Nauczę polskich słów, tak jak obiecałam. A on potem udowodni mi, że choć jego kumple nazywają ich paczkę "Gay Brigade" on jest w pełni hetero. I moi drodzy, będzie bosko.

Wszystko co wydawało się takie mroczne, teraz wydaje się wspaniałe :] Na prom Lisa załatwiła mi kiecki, mieszkanie podczas praktyk w Letterkenny mam. Idę oblewać!!!!

26 października 2006   Komentarze (1)

dam girl...the things you do..

Humor już lepszy... Już mi wisi co myślą inni. Czy Keara i inne dziewczyny z klasy Oisina uważają, że mi odbiło. Bo Michael jest

*narcyzowaty.
*za badzo pewny siebie
*sarkastyczny do bólu
*poshy

i... uwaga, trzymać się

*biedny.

Nie rozumiem tego ostatniego... KOMPLETNIE nie rozumiem. A wszystko powyżej? To akurat mnie w nim bawiło. Ta jego pewność siebie, ten sarkazm. I nie interesuję mnie opinia innych. O mnie, o facetach z którymi byłam lub będę. Moja decyzja, moje życie.

Wszyscy wiedzą o nas u Michaela w klasie. Śmieszy mnie to. Te podniecenie "OMG!". Życia swojego nie macie? Najbardziej mnie zdziwiła reakcja Lee o której się dowiedziałam od Keary... Najpierw jego udawanie, że nic go nie obchodzi a potem tekst "obiecał mi! obiecał, że on z nią nigdy nic...". Ale oczywiście, nic go nie obchodzę.

Co do artykułu, to mam wysłać jeszcze raz z powodu problemów technicznych. Trzymać kciuki proszę!!!! XD

24 października 2006   Komentarze (3)

i'm not what you think i am...

Wieczór z dwójką przyjaciół. Bajka Disneya Herkules i make over Doma xD Z Strawberry blond przefarbowałyśmy go na mroczną czerń. Loki wyprostowałyśmy i proszę!!! Zupełnie inny facet :]

Wieczór byłby idealny, gdyby nie mała kłótnia z rodzicami... O chłopaka w domu po 22. O... o wiele rzeczy. Wiem, że się po prostu martwią. Troszczą o mnie... Ale do cholery, gdyby nie to, że w naszej szkole zrobili rok przerwy od nauk akademickich, pomiędzy trzecim i czwartym rokiem, robiłabym maturę w tym roku. Na studia szłabym już po przyszłych wakacjach.

To jeszcze nie koniec. Hanna i Dom uważają, że źle robię... Że cała ta zabawa z facetami skończy się źle. W końcu ktoś mnie zgwałci. Z Hanną na ten temat porozmawiałam... Mówi, że żartowała kiedy pisała tego smsa do Doma. Czarny humor.. Wiem, że tak nie było. Nie jestem głupia. Ja wybieram facetów i jeśli nawet przez ułamek sekundy poczułabym brak zaufania do nich, do niczego by nie doszło.

"Musisz przyznać, nie znałaś żadnego z ostatnich facetów z którymi byłaś".

Dwain? Nie zgwałciłby mnie. Michael? To kumpel, który by mnie nie skrzywdził, przynajmniej nie w ten sposób. Bernard? Znam go za dobrze by nawet przez ułamek sekundy uwierzyć, że zmusiłby mnie do czegoś, czego bym nie chciała zrobić. No więc proszę, gdzie tu oni są obcy? Ja ich znam... Ona nie. To ta różnica. Obiecałam sobie, ani słowa do Hanny lub Doma na temat facetów. Moich facetów... Czasami wydaję mi się, że tylko Lisa mnie rozumie. To, że nie jestem łatwa. Oboje sięgamy po to, czego chcemy i zawsze to dostajemy. Nie jesteśmy łatwe, nie jesteśmy głupie. Lubimy po prostu się bawić... Niektórzy niestety tego nie rozumieją...

Rozmowa z Markiem. Wróciło... fcuk!!!! Wystarczyło kilka smsów... I boom. To nie sprawiedliwe.... nie fair... HEH...

22 października 2006   Komentarze (1)

let me do those things to you...

Od szturchnięcia do szturchnięcia...  uścisku i odepchnięcia, bawienia się jak dzieci i ganiania po ulicy. Od złośliwych tekstów i sarkastycznych spojrzeń... Od tego się zaczęło. Lekkie ocieranie się ciałem o ciało, wysyłanie znaków. Niby nic, a jednak coś. Jak dzieci w przedszkolu. Potem tył jeepa, gadanie o głupotach, głośna muzyka, ja wtulona w Michaela, Lisa w Paurica. Muśnięcie dłoni o ramię... Muśnięcie ust, poddałam się od razu.

"Nawet nie wiesz od jak dawna chciałem to zrobić..."

Wiem doskonale... Jeszcze kiedy byłam z Oisinem wiedziałam, gdzie te jego wygłupy i złośliwości się kierują. Kolejny kumpel Oisina. Jeden z tych najmniej lubianych. Jednak inny niż faceci z którymi byłam. Może dlatego, że już dawno nie byłam z kimś mi... bliskim? Muśnięcia we włosy, jego dłoń w mojej dłoni kiedy rozmawialiśmy z innymi. Nie przerywalna więź.

Co mnie przeraża to to, że znowu poczułam się, jakbym miała Oisina przy sobie. Ostatnią osobą która mnie traktowała z takim uczuciem był on...

Odetchnęłam... i wariackie myśli o Marku przeminęły. Nie długo wrócą, wiem... Ale dobrze odetchnąć przez chwilę.

I wiem... może zachowuję się jak panienka lekkich obyczajów, ale mam tylko 16lat. Nie chcę się przywiązywać na razie do nikogo, bawić się... Nie oceniajcie mnie źle...

p.s. a artykulik jak się podobał?

21 października 2006   Komentarze (5)

to i owo...

Nick: mikia

Zaczęłam pisać po nad 2lata temu jak pamiętam, więc styl i język trochę dziecinny... (Mowa tu o moim opowiadaniu Eire). Eire II jest o wiele lepsze :] To tak jakby ktoś chciał looknąć na pamiętniki.

Wybaczcie, że nie zaglądam na wasze blogi, ale coś ostatio nie mam do tego czasu. Ciągle coś trzeba zrobić, w czymś pomóc, komuś pomóc, gdzieś pojechać, z kimś pojechać... I ta nauka heh... Ale obiecuję, w krótcę nadrobię wszystkie zaległości :]

Dzisiaj możliwe, że wieczór z Shanem... Zobaczymy co z tego będzie...

Ciąży Joanne nikt nie traktuje na poważnie. Rozmowy o zakupach dla dziecka, o odwiedzinach w szpitalu, o chrzcinach. I jak to trzeba będzie jakieś fajne ciuchy na owe chrzciny kupić i oj! jaki słodki będzie ten dzidźuś... Przepraszam, że nie potrafę skakać do nieba jak inni. Gadać o głupotach... Mnie na usta pchają się pytania, co ze szkołą? Ze studiami? Gdzie zamieszkacie? Jak się czujesz? I boję się za ich dwoje... dziwne? W końcu nie mój problem prawda? Wszyscy w naszej paczce boją się mówić na ten temat na poważnie. Fiona w ogóle nie porusza tego tematu, ona też jest przerażona jak ja. Woli nie mówić nic, niż pierdolić trzy po trzy. Kiedy zaczynam mówić na poważnie, pytam jakie są ich plany, dziewczyny mnie uciszają. Trzeba się cieszyć i wspierać! Chore to wszystko... chore!!!!

*

O to owy artykuł:

Może należałoby się najpierw przedstawić. Żeby tak miło było na początek. Na imię mam M.H. Dla Irlandczyków Michaela H. (czyt. Hordyniek), często pisane jako Hordyneic, Hordymec i moje ulubione, Hydronic. Cóż, niestety Irlandczycy nie mają talentu do zapamiętywania cudzoziemskich nazwisk. Ba, często nawet irlandzkich nie potrafią zapamiętać. I tak się cieszę, że nie mam na nazwisko np. Brzdąkiewicz, dopiero by Irlandczycy łamali sobie języki. Zresztą jestem pewna, że wielu z was zna mój ból i często czujcie się poirytowani z powodu przekręcania waszych  nazwisk. Uwierzcie mi, z czasem można się przyzwyczaić, a nawet zacząć śmiać się z tego, tak jak robimy to z moją matulą. Na dyplomach zawsze przekręcają moje nazwisko, można by powiedzieć, że mam kilka tożsamości. Jak szpieg!

 

Wiosenek mam szesnaście. Choć często czuję się, jakbym miała ich wiele więcej. Zawsze byłam dojrzalsza niż rówieśnicy. Poza tym życie, kilka przeprowadzek (można by powiedzieć, że jesteśmy nomadami), zmiana szkół, to spowodowały, na dobre mi to jednak wyszło. Świat mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, stoi otworem. Nie boję się zmian, nawet je lubię. To tak jakby zmienić wodę w akwarium, świeże uczucie w oskrzelach. Oczywiście, można przez całe życie siedzieć w tej samej wodzie, ale przecież nie chcielibyśmy by doszło do „odkrycia tego wewnętrznego fuj, tego wewnętrznego ble”.   Życie to jedna wielka przygoda, niekończąca się wędrówka. A ja niestety jestem taka Misia wędrowniczka.

           

Na zielonej wyspie mieszkam od prawie pięciu lat. Z felietonu mojej matuli pewnie wiecie już,  jak tu trafiliśmy. Usłyszeliście opowieść o lodówce, rozłące i późniejszym pakowaniu walizek. Powiem tak, lodówki wymarzonej, amerykańskiej z automatem do lodu, jeszcze nie mamy, ale może kiedyś Bóg da, o ile ojcu coś nie strzeli do głowy i nie wywiezie nas do innego kraju, np. na Alaskę. Pamięta ktoś z was jeszcze taki serial „Przystanek Alaska”? Mnie się zawsze kojarzy z łosiem, nie wiem dokładnie, dlaczego. Takie dziecięce wspomnienia, nie zawsze mające sens.

           

Wiadomo, początki zawsze są trudne. Nowa miejsce, szkoła i ludzie. Nowe środowisko, inna kultura. Z latami przyszło się przyzwyczaić, nawet zrozumieć. Przymykam oko na ich denerwujące zwyczaje, te dobre przyswajam do swojej polskiej natury, jednak polką nigdy nie przestanę być. Są rzeczy, których ja nie rozumiem w nich i których oni nie rozumieją we mnie. Trochę mi zajęło zanim znalazłam ludzi, którzy mnie zaakceptują taką, jaką jestem, bo muszę przyznać, charakterek mam trudny. Dużo się śmieję, mówię jak najęta, jestem najnormalniej w świecie walnięta. Niepoprawna optymistka, straszna indywidualistka i kocham to w sobie. Tą inność. Moi irlandzcy przyjaciele też to polubili. Rozmowy są ciekawsze, kiedy nie wszyscy się zgadzają, kiedy myślenie nie zawsze jest anglosaskie.

           

Zapytacie, czy mam lub miałam problemy z językiem? Oczywiście, że na początku miałam. Uczyłam się języka przez sześć lat. Trzy lata w prywatnej szkole, kolejne trzy po przeniesieniu się do publicznej podstawówki i oczywiście dodatkowe lekcje języka po szkole. Matka wierzyła głęboko, że język prędzej czy później mi się przyda. Angielski nawet bardzo lubiłam i traf chciał, że trafiłam do anglojęzycznego kraju. Dlatego, teraz się już tak nie chwalę, że lubię francuski, bo nie daj Boże, los mnie rzuci do Francji! Choć kto wie… może kiedyś? W Paryżu byłam z klasą i pokochałam to miasto, ale o tym, kiedy indziej. Na razie dobrze mi na wyspie skrzatów i nie mam zamiaru się nigdzie przenosić.

Język opanowałam bardzo dobrze. Stał się trochę jak mój drugi ojczysty. Nie sprawia mi już różnicy, w jakim języku mówię, czytam lub oglądam filmy, chociaż złapałam się ostatnio na tym, że te ostatnie wolę oglądać w oryginale. Myśleć, też pewnie czasem myślę po angielsku, lecz już tego nie zauważam.

           

Teraz to słynne pytanie, czy wróciłabym do Polski? Często się na tym zastanawiam i odpowiedź brzmi, na razie nie. W Irlandii odnalazłam spokój ducha. Odnalazłam siebie. Odkryłam talent i miłość do rysowania i do pisania. Tutaj każdy zakamarek, wrzosowisko, skała zaprasza do tworzenia. Nie mówię, że w Polsce tak nie jest. Tylko, że ja zawsze mieszkałam w mieście. Siedlce już mi się wydawały małe w porównaniu do Koszalina, z którego przeprowadziłam się z rodzicami, a tu proszę, kolejna przeprowadzka. Małe miasteczko w samej dziczy Irlandii, na skraju malowniczego Donegalu, ogródek w ogródek z Północną Irlandią. Moi polscy przyjaciele zawsze reagują wielkim okrzykiem - „toż tam ciągle do zamachów bombowych dochodzi!”. Widać, jak mało my Polacy wiemy o Irlandii. Nie, żeby oni też wiele wiedzieli o Polsce. Jeszcze do niedawna byli przekonani, że u nas niedźwiedzie polarne żyją. Zamachów bombowych też nigdy nie widziałam i nie słyszałam by jakiś był blisko nas. Siedzę sobie tutaj jak u Pana Boga za piecem, o IRA czytuję tylko w gazetach, chodzę z psem na długie spacery brzegiem klifów, maluję pastelami magiczne pejzaże i do głowy mi nawet nie przyjdzie, żeby wracać.

 

Jestem pewna, że wielu z was rozumie, o czym mówię. Tym z was, którzy dopiero przyjechali na tą piękną wyspę, życzę byście kiedyś potrafili tak jak ja, stanąć na brzegu klifu, spojrzeć przed siebie, wziąć głęboki wdech świeżego powietrza i poczuć się w pełni szczęśliwym. Ten dzień kiedyś nadejdzie, uwierzcie mi.

 

20 października 2006   Komentarze (1)

lets get dese 2hearts beatin faster...

Więcej o mnie? Dłużej? Tyle słów pcha się na usta, tak mało jestem wstanie napisać...

Uzależnienie od Marka staję się co raz gorsze. Jest co raz gorzej... Kiedy mi napisał, że po tym roku studiów robi sobie rok przerwy i próbuje sobie załatwić prace w zawodzie, w Dublinie, albo Anglii zalała mnie fala smutku. To za daleko... Heh... Mówię sobie, nie zakochuj się w nim. Nie teraz. Za dwa lata... studia, wolność. Może wtedy coś? Starsi... dojrzalsi. Choć wiem doskonale, że jeśli go zobacze, poczuje zapach jego perfum, wzrok na sobie... nie dam rady. Poddam się całkowicie... i tego tak strasznie się boję. Że nie będę potrafiła powiedzieć nie... Choć wiem dosknale, że on nie z tych... Nie wykorzysta po alkoholu... nie wykorzysta na trzeźwo. Nie będzie wciskał kitów, że 'zdąży'.

A Shana jak zwykle kompletnie nie rozumiem... choć czasem wydaję mi się, że rozumiem go doskonale. I to mnie przeraża... Smsy są słodkie, ale nie za słodkie. Są pikantne, ale delikatne. Przejmuje się mną... Nie potrafi wytrzymać 2dni bez smsów. Ale przecież on nie przywiązuje się do kobiet. Kobieta to tylko zabawa. Po co marnuje na mnie czas? Nie pójdę z nim do łóżka. Nie rozumiem w takim razie po co się tak stara... W co gra. Jeśli w co kolwiek gra. Heh... Za dużo myślę prawda?

Matka zaczęła pisać do Polskiej Gazety w Irlandii. Te jej słynne felietony. Rzuciła pomysł, że może i ja bym zaczęła pisać. Życie w Irlandii, z punktu widzenia nastolatki. Redakcja przyklasnęła pomysłowi, niech zaśle nam coś, się zobaczy. Napisałam, wysłałam... nie odezwali się jeszcze :/ Cóż... pewnie im się nie spodobało. Próbuję się nie przejmować. Piszę na pamiętnikach na bravo, tam mam już swoich czytelników xD tutaj też pisze... starczy, prawda? Ale jednak... fajnie by tak pisać do gazety. Coś na poważniej... Heh.. cóż, nie wszystkim się udaje...

19 października 2006   Komentarze (4)
< 1 2 >
Czarna-roza | Blogi