• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum grudzień 2006


< 1 2 >

bad bad girl...

Z Oisinem to już definytywny koniec. Nie chce mi się z nim męczyć, ciągnąć tej przyjaźni, która przyjaźnią nigdy nie była. Koniec już udawania, że on się postara, że kiedyś będzie inaczej, że kiedyś to się zmieni. On tęskni, żałuje, jest przyjacielem, tylko wtedy kiedy mnie potrzebuje. Kiedy nie ma innej panny na horyzoncie, lub jest taka której on nie traktuje poważnie, która jest na chwile i która tak naprawdę jest obiektem fizycznym, a nie emocjonalnym. Już raz mu to wytknęła, po raz kolejny obiecał, przepraszał, miało się zmienić, dostał szansę. Ostatnią. Zaczął chodzić z Keara, o Mikusi się zapomniało, nie odzywało przez kilka tygodni.Nawet życzenia świąteczne mocno spóźnione. W końcu się odezwał, nie ruszyło mnie to. De ja vu które odwiedza mnie co miesiąc. Potem nie odpisywał przez dwa dni... napisałam do niego i dostalam odp "cholera, zapomniałem kompletnie o tobie" odpisałam mu "to nie będę przeszkadzać, bo i tak pewnie znowu o mnie zapomnisz na kilka tygodni". I się zaczęło... Że to ja mam problem, że to ja jestem żałosna, bla bla bla bla. Wtedy zabolało, wtedy się przejęłam, ale wtedy także miałam napięcię przed miesiączkowe i na głupie piosenki miłosne reagowałam łzami w oczach, więc nie zwróciłabym za bardzo na moją reakcję uwagi. Za to Mark zwrócił i to troszeczkę za mocno :/ wyciągnął ze mnie co się dzieje, co to za "friend" który mnie źle potraktował i skończyło się na tym, że przeczytał smsmy. Wiem jaki jest Mark i wiem, że gdyby kiedykolwiek się spotkali, Oisin nie byłby już w jednym kawałku. Ale się nie spotkają, a Oisin zniknął z mojego życia raz na zawsze. Nie żałuje, nie tęsknie nawet nie jest mi przykro... Ja już nawet z nim prawie w ogóle nie gadam, więc za czym mam tęsknić? Za brakiem kontaktu? E tam. Po co mi to :]

Mark za to jak zwykle kochany, wspaniały i nie mogę nadal uwierzyć, że ze sobą jesteśmy. I to już po nad 6tygodni... a ja nadal nie mogę się nim nacieszyć :P Widzę, że jego uczucie staje się co raz silniejsze, że traktuje nas co raz bardziej poważnie. Małe głupotki, ale pokazują o nim wiele. Nawet sposób z jakim pisze smsy... xx na końcu każdej wiadomości, kiedy wiem, że to nie jest w jego stylu... on nie z tych którzy zostawiają wszystkim całusy. Sposób z jakim mnie traktuje przy przyjaciołach, sposób z jakim na mnie patrzy. Nawet fakt, że staje się co raz śmialszy kiedy jesteśmy gdzieś razem.

Kocham też w nim to jego niezdecydowanie, ten lęk, że posunie się za daleko, że odbiorę go źle, że zaprzeczy temu, że mnie szanuje. Czuję w jego dotyku jak bardzo chce ze mnie zdjąć ubranie, dotykać nagiego ciała. Widzę to w spojrzeniu. Lecz jednak nie pozwala sobie na to. Wczoraj męczył się długo... Leżeliśmy na łóżku i oglądaliśmy Innych. Na dzień dobry dostał tylko całusa w policzek, a potem w nosek i czułko. Bo jest przeziębiony, bo nie chce mnie zarazić, bo mam być zdrowa na sylwka. Obiecałam mu, że spróbuje być grzeczna i spokojnie obejrzymy film. Heh... Film kocham, ale to były istne męki. On też pod koniec już nie wytrzymywał. Byliśmy sami w domu, leżeliśmy na moim gigantycznym łóżku. Lekko gładził moją skórę, jako forma maleńkiej pieszczoty podczas oglądania filmu, sprawiając, że pragnęłam go co raz bardziej. Potem gładząc dłoń, 'przypadkiem' dotykał uda, że leżałam bokiem, zaczął gładzić wnętrze uda. Czułam jak robi mi się gorąco, jak już nie wytrzymuję, a on jak gdyby nigdy nic "to oni widzą duchy tak? czy to już blisko zakończenia, bo ja nie mogę się doczekać by się dowiedzieć co tu gra...". Ja w myślach tylko się modliłam by ten film się skończył. Nadszedł ten moment, nie zwracając uwagi na te jego zarazki, wirusy i Bóg jeden wie co, pocałowałam go. Tiak... te dwie godzinny mocno się na nim odbiły... Szkoda tylko, że dopiero tak późno. Koszulka poszła na bok, zrobiło się bardzo gorąco no i zaczęła dzwonić komórka.

"Mikia przypominam, że przejmujesz moją zmiane o 17! będziesz?"

Heh... a miałam jakiekolwiek wyjście? Cholerna praca akurat kiedy udało mi się w nim obudzić tego potwora. Kiedy to on decydował jak i co, on stawiał pierwsze kroki, on pragnął tak, jak chyba nie pragnął nigdy... Powiem wam jedno, było to jedno z najbardziej bolesnych rozstań :P Musimy to szybko powtórzyć bo inaczej Mikuś zwariuje :P

30 grudnia 2006   Komentarze (3)

whisper to me...

Pomiędzy palcami rozcieram źdźbło trawy. Jest wilgotna, choć od tygodni już nie padało... nie od kąd wrócił. Obraz w okół rozmazany, zamglony. Jak szyby w samochodzie, a na nich odcisk dwóch dłoni. Wyciągam przed siebie dłoń, próbując dotknąć tego co przedemną, za mgłą... nieznane, ale tak bliskie. Zachodzi mnie od tyłu i obejmuje swoimi dużymi ramionami. Nad nami niebo przykryte płaszczem nocy. Mogłabym tak trwać latami. Tylko my, na środku małej polanki a wokół nas drzewa. Nie ważne gdzie, nie ważne kiedy, ważne, że z nim.

Nie chcę by wracał do Dublina... heh...

Różyczka znowu się zakochała...

28 grudnia 2006   Komentarze (2)

it all good...

Stanęłam przed pubem wysyłając ostatniego smsa. James, Pat i Adrian stali przed wejściem i patrzyli na mnie uśmiechając się złowieszczo. Tiak, przyjaciele Marka byli już kompletnie zalani.

Moi: Jest tam w środku Mark?

Głupie pytanie... przecież wiem, że jest.

Pat: Ty czekaj, zobaczę czy już skończył z ostatnią laską!
Moi: Śmieszne, bardzo śmieszne.

Weszłam do środka, szybko go odnalazłam w tłumie, podeszłam i tak po prostu pocałowałam w policzek. Spojrzał na mnie zaskoczony, ciekawa jestem kogo się spodziewał haha. Poszliśmy potem w ciche miejsce, pogadać. Nie chciałam już mówić o tym co było, obiecał, że już nigdy więcej, wierzę i wierzyć będę tak długo, do póki nie dojdzie do następnego razu. Wtedy przestanę wierzyć, ale myślę, że tak nie będzie... Może jestem naiwna, ale wolę już taka być. Był zlekka zalany i taki uroczy... Nie zwracając uwagi na to, że nie daleko stoi Adrian i James i nas obserwują, ujęłam jego podbródek i pocałowałam go. Szybko oplótł mnie ramionami, przyciągągając jak najbliżej siebie.

"Up the bum!"

Jason... a ktoż by inny. Adrian szybko zaczął sobie z niego jaja robić. Że to jego tyłek Jason powinien dzisiaj bzykać, ale pewnie znowu nic nie poczuje... Mój komentarz "biedaczysko, czyżby machina wojenna aż tak była mała?". Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Zaraz z Markiem weszliśmy spowrotem do środka pubu i moje kofanie poszło kupić mi drinka, a ja zostałam rozmawiając z Jamesem. Potem dołączył do nas Adrian i próbowali ze mnie wyciągnąć jak długo ze sobą jesteśmy, czy to chodzenie na poważnie i w ogóle jak mi się udało go namówić na związek :P Bo Mark w związku nie był od lat i zapierał się, że owego nie chce... Lubię jego kumpli, Jamesa znam już od dawien dawna, ale Adriana znałam tylko z widzenia. Wariaty! Czyste wariaty tyle wam powiem!

Paaaarty!

Potem poszliśmy z Markiem do hotelu na dyskotekę. Znaleźliśmy Adriana, znaleźliśmy naszych znajomych. Drink za drinkiem... Mark naprawdę się starał, był przy mnie non stop. Traktował mnie jak królową. Całował jakby chciał przeprosić za wszystkie grzechy świata. Był to cudowny wieczór... Przecudowny. Zaimponowałam mu i trochę z drugiej strony przeraziłam... wypiłam jego drinka :P potrójną wódkę z odrobiną czerwonej lemoniady. Nie pozwoliłam mu już więcej pić on nie chciał pozwolić mi wypić jego drinka. Nie dla takiej kobietki jak ja... Dobra dobra, ja polka w końcu jestem! My pijemy wódkę jak wode co nie? xD Powiem jedno, po jednym takim byłam już trafiona...

you scared, ashamed of wat you feel...

Wiatr późnej nocy... Księżyc nad nami i gwiazdy... Wyjął komórkę by sprawdzić czy ktoś do niego dzwonił, automatycznie brak czegokolwiek skomentowałam

"Nobody loves you" (takie teksiątko które się mówi kiedy się nie ma esków ani nie odb. rozm.)
"Wszyscy inni są nie ważni... czy ty mnie kochasz?"
"Kocham... pytanie czy ty mnie kochasz?"
Chwila ciszy
"Kocham... wiesz jak to trudno powiedzieć?"
"Wiem kochanie".

To uczucie pustki kiedy się rozstaliśmy... Ta tęsknota... ten głód! Czuję się jak narkomanka, chcę więcej i więcej... Bosh co to będzie kiedy on wróci do Dublina... :/
Dzisiaj wieczorem kino i późna wymiana prezentów. Teraz całe moje życie krąży już tylko w okół niego... nie wiem czy to dobrze czy źle...


27 grudnia 2006   Komentarze (6)

Wkurwiona..

...z lekka. Co on sobie myślał? No co? Miał być romantyczny wyjazd do kina. Potem jezioro... gwiazdy. Nie będzie nic. Dlaczego? Bo panicz pojechał kajakować w dzień z Jasonem i moim sąsiadem Conolem. Wporzo. Poszli potem do pubu... chyba nie jest na tyle głupi by pić? Był... 2piwa. To przecież nic. Wystaczy jedno piwo i odruchy są spowolnione. Nie ma mowy bym wsiadała z nim do samochodu. Może o tym sobie panicz zapomnieć.
Zadzwonił, przepraszał, tłumaczył się. Nie wiem czego on chciał ode mnie usłyszeć? Że powiem, nic się nie stało kochanie, zostaniemy u mnie? Zaproponowałam, ale byłam zła... Czuję się jakby wybrał Jasona i Conola, zamiast mnie. Do tego jeszcze poszedł pić z Jasonem! Co z tego, że wstał i wyszedł kiedy sobie uświadomił co on wyprawia. Ale to było już po moim zimnym smsie

 "acha więc nigdzie wieczorem nie jedziemy... ja nie mam najmniejszego zamiaru wsiadać z tobą do samochodu, nawet tylko po jednym piwie".

Więc została moja chałupa... Heh... Nie wiem czy jest sens. Jestem wkurzona, nie będzie już tej atmosfery, nie będzie romantycznie... Nie wiem czy mam ochotę. Na co kolwiek. Heh... To jego

"i feel realy bad about it..."

Nie zmienia nic. Bo powinien tak się czuć. Bo w cholere, zachował się jak idiota, któremu nie zależało na tym, że obiecał zabrać gdzieś swoją dziewczynę później. I co mam rodzicom powiedzieć? Nie jadę do kina, bo mój facet postanowił, że wcześniej wychleje kilka? Nie chcę by o nim źle myśleli... Dopiero co wyrobił sobie u nich dobrą opinię...

Wkurwiona jestem... i to mocno.

26 grudnia 2006   Komentarze (11)

a ja chłopca cap za szyję, będę kochać...

Słów mi brakuje... a to w moim przypadku niespotykane! Te z was które znają mnie z reala mogą to potwierdzić, mnie się nigdy jadaczka nie zamyka, ale w tym przypadku... No cóż, nie potrafię na to wszystko znaleść słów, ale może spróbuję.

Nie potrafię się z nim rozstawać. Nawet na dzień, kilka godzin... chciałabym każdą chwilę spędzać z nim. Po raz pierwszy czuję się sobą... Kochana jestem za siebie. Nie boję się, że walnę głupotę, bo nawet jeśli, to co z tego.

W piątek filmu nie było. Pogrzebaliśmy trochę w jego laptopie, wygrzebałam fajne, stare piosenki. Długo tak nie wytrzymałam. Przyciągnęłam go do siebie... Powiem wam jedno, nigdy nie mam go wystarczająco wiele. Im więcej dostaję, tym więcej chce. Więcej pocałunków, więcej jego dotyku... Więcej czasu. Z nim.

Wczoraj pojechaliśmy w nowe miejsce... Przepiękne. Jak zwykle, tylne siedzenie, jego przesłodkie usta. On nie chce się z niczym śpieszyć, kocham go za to... ale czasem to zlekka irytuje.. Nawet jeśli wiem, że wszystko to po to, by mi udowodnić, że nie jest ze mną dla czystej przyjemności. Że jest ze mną, dla mnie. Dlatego, że stracił głowę dla duszyczki w pięknym ciele.
By ochłonąć, otworzyliśmy okno.
"Spójrz na gwiazdy...są takie...
"Piękne"
" uwielbiam się w nie wpatrywać.."
"Kiedy jestem sam w Dublinie, patrzę na nie i myślę o tobie.."

Siedzieliśmy wtuleni obserwując spokojne morze, mrugające do nas gwiazdy. Czułam się przecudownie... Nareszcie w pełni szczęśliwa.

A prezent się podobał i to strasznie ;) Yeay!

*

Teraz o świętach. W powietrzu zapach makowca. Dom do sprzątnięcia, stół do nakrycia itp itd jednym słowem kupa roboty! Wszystkim wam życzę Wesiołych i śnieżnych świąt! :*****************************

24 grudnia 2006   Komentarze (6)

i jak tu nie kochać świąt?!

Egzamin świąteczny z histori, angielskiego i francuskiego za sobą. O DZIĘKI KU NIEBIOSOM! Teraz to już z górki. Kucie do późnych godzin... ach uroki liceum. Jeszcze tylko dwa dni i przeeeeeeeerwa świąteczna!

A już jutro wieczorem moje kochanie będzie w domu... Padnięte, skonane, ach jak bardzo chciałabym móc mu zrobić masaż a potem wskoczyć z nim pod kołdrę. Niestety oboje mieszkamy z rodzinką, więc szansa na wolną chałupke kiepska.

Ostatni egzamin w piątek... o 2już koniec. Miejmy nadzieję, że spotkanie z Markiem. Przejażdżka.. nad jezioro? Potem w sobote dyskoteka, tym razem legalnie :P dostałam pozwolenie od rodziców. Długo wywalczone i wybłagane. Och i ach... już nie mogę się doczekać aż się wtulę w jego ramiona, pocałuje te słodkie usta...

A o to jeden z prezentów dla Marka... ten zrobiłam sama, napiszcie co myślicie, bardzo mi zależy na waszej opini :P

emo art

Pozdrawiam was wszystkie cieplutko :********************

20 grudnia 2006   Komentarze (9)

Dark days n de light of our souls...

Jestem czasem strasznie egoistyczną zapatrzoną w siebie malutką idiotką...

Dlaczego?

Bo obraziłam się na niego za najgłupszą głupotę, choć przecież znam go za dobrze by pomyśleć, że woli przyjaciół ode mnie.

Bo wiem, że przecież tak nie jest.

Bo boję się, gdy bać się nie powinnam...

Bo zawracałam mu głowę moimi małymi problemami, które w porównaniu do jego zmartwień są niczym...

Bo dzisiaj sobie uświadomiłam, że chyba kocham.. I za każdym razem gdy mówi dobranoc przez telefon mam ochotę wyszeptać "luv ya...". Lecz to nie tak powinno wyglądać pierwsze kocham. Powinno być wyszeptane do ucha w TYM momencie, kiedy jesteś tego pewien, kiedy wiesz, że serce aż krzyczy te dwa słowa. Nie wiem też, czy nie za wcześnie na kocham..
... ale ja chyba kocham.

Jestem szczęśliwa..

Bo się szczęśliwa zakochałam.

Bo mam kogoś komu naprawdę zależy. Kto uwielbia (bo nie wiem czy kocha) mnie taką, jaka jestem. Żadnego udawania, ukrywania... ja i tylko ja. 100% mnie...

Bo 2bilety na MCR już zakupione.. i może uda mi się namówić rodziców by pozwolili mi zanocować w hotelu z resztą moich znajomych którzy jadą na MCR (między innymi z Allym!). Wtedy z Markiem wynajelibyśmy pokój i nareszcie moglibyśmy spędzić całą noc ze sobą. I wiem co wam chodzi po głowach, bo mnie też... ale głównie chciałabym móc usnąć w jego ramionach i obudzić się czując jego ciało tuż przy moim...

Wiem, że to dopiero w Kwietniu, że dużo może się wydażyć... ale ja czuję, że będziemy ze sobą długo... i proszę nie mówić inaczej.

A z innej beczki, to nie lubię czasu przed świętami... za dużo złego się dzieje. Właśnie się dowiedziałam, że mojej koleżanki z klasy brat miał atak (jest niepełnosprawny), nie mógł oddychać i brak tlenu wywołał śmierć mózgu... Takie rzeczy zawszę się dzieją tuż przed świętami... Nie wiem jak ona się z tego pozbiera, to silna dziewucha ale i na silnych jest luka w systemie..

HEH...

15 grudnia 2006   Komentarze (5)

sweet n spicy...

Życia mija słodko i zarazem pikantnie, jak jabłecznik z cynamonem który smakuję najlepiej gdy jedzony przy ciepłym kominku, z kocem w kratę na kolanach i psiaku śpiącym przy nogach. W kącie pokoju duża żywa choinka, za oknem nieustający deszcz (ach ta deszczowa Irlandia). A w sercu ciepło jakiego nie było już dawno. W komórce co drugi sms od niego... Rodzice co raz mniej drażliwi, co raz bardziej przychylni.

"Rozumiem was całkowicie... ale mamuśka, co jeśli to ten? Na dłużej, na poważnie, przy mnie nie ważne co się wydarzy? Może to jest przelotna miłostka, może zaraz się skończy... ale co jeśli nie? Czy mam po prostu stać i patrzeć jak najwspanialsze momenty w moim życiu przechodzą mi koło nosa?"

"Masz rację... tylko wiesz, daj nam czasu by się przyzwyczaić."

*

Pierwszego kwietnia jedziemy z Markiem na koncert My Chemical Romance (co mi przypomniało, że muszę w końcu kupić te cholerne bilety!!!!). Rodzice się zgodzili. Jestem w ciężkim szoku. Żadnych, a co jeśli... ale... bo... Prosta odpowiedź "odwiezie cię spowrotem do Iwony? pod same drzwi? jak tak to dobra". YEAY!!!!!!!!!!!!

*

Wczorajszy wieczór - rodzice na imprezie, młody w łóżku, ja, Hanna i butelka Fat Froga i Mickey Finns Apple (mniaaaam). Potem rozmowa telefoniczna z Markiem która zaczęła się o 2 skończyła grubo po 4 :P Nasze głupie pijane gadanie, jego słodkie komplementy... Tęsknie za nim :( Za tym jego śmiechem w najmniej oczekiwanych momentach. I tak, są rzeczy których smaku nie zna, o dziwo a jednak tak jest. Więc nie tylko ja jestem jego małą uczenicą, ale i on potrafi być gliną pod moimi palcami. Ucze go smaku tego nie dobrego, tego niegrzecznego, tego nie do pomyślenia i już nie mogę się doczekać aż znowu trochę 'pouczymy' się razem.

"żarty żartami, ale ty wiesz, że ja chcę poczekać? To nie tak, że nie jestem gotowa, bo jestem. Ale chcę by to był TEN moment, TO miejsce... bo wiem, że facet napewno odpowiedni. Chcę być pewna, że wszystko jest tak jak być powinno..."

"wiem i uwierz w to co ci teraz powiem, z tobą mógłbym czekać wieczność... naprawdę trudno było mi to powiedzieć, nie wiem, może tak po prostu mają faceci, ale chcę być z tobą i tylko z tobą. I jeśli to oznacza przerwe od seksu, będzie to jedna z najcudowniejszych przerw w moim życiu"

"no wieczności czekać nie będziesz musiał. Potrzebuje tylko trochę czasu... Jakiś czas związku, nie chcę od razu skakać w głęboką wodę. A przerwa też przyjemna może być :] w końcu są inne sposoby... ;)"

"to w tobie uwielbiam, nie jesteś pusta jak inne... masz swoje zasady... nawet nie wiesz jak strasznie za tobą tęsknie..."

Uwierzcie mi kochane... wiem i to aż za dobrze!

xD

10 grudnia 2006   Komentarze (5)

coz wen u r in luv notin else maters...

Kłótnie z matką, o to o tamto... Wiem, że jest im ciężko. Że sytuacja nowa. Że się martwią. Że się starają. Ale wystaczy, że matka ma zły dzień i padają przykre słowa i są zakazy. Nie ma mowy o chodzeni do klubów dla osób powyżej 18lat (matka nie wie, że wcześniej już w nich bywałam), włóczeniu się po pubach.

"prędzej czy później zorientuje się, że nie macie punktów styczności, że po klubach z nim nie będziesz chodziła bo jesteś za młoda, że różnica narazie za duża i cię zostawi, co ty myślisz, że ja życia nie znam?"

Nienawidzę kiedy tak mówi... że w nas nie wierzy. Kiedy ja wiem, że długo ze sobą będziemy. Bo tu nie chodzi o pociąg fizyczny, o wspólne imprezowanie i o to, że ja świetna Party Girl jestem. Że przyjaciele kochają, bo potrafię zaszaleć. Panna do pokazu. Tu chodzi o połączenie dusz... O to, że potrafimy po prostu siedzieć i rozmawiać i czuć się w pełni szczęśliwi. O to, że przy nim wszystkie smutki i zmartwienia odchodzą na bok. Damy radę z wszystkimi problemami, ważne, że jesteśmy razem... Rodzice w końcu zrozumieją.

W dłoni ściskam serduszko od niego, przymykam lekko oczy i widzę te jego piękne oczy, nieśmiały uśmiech... Tęsknie za nim strasznie, ale to przeciez nie tak długo... Tylko nie całe 2tygodnie, a potem ponad miesiąc razem.

Te jego pocałunki... tak nadzwyczajne, tak inne... takie nasze :] Na początku toczyliśmy prawdziwe bitwy, oboje dominatorzy. W końcu po wielu bitwach doszliśmy do kompromisu. On zrozumiał jak ja lubię, ja jak on i pozwalamy by nasze języki toczyły zgrany taniec...

I już nie mogę się doczekać, aż spojrzy na mnie tak, jak nikt inny nie patrzy, a nasze usta znowu zatopią się w długim pocałunku, dłonie odnajdą siebie nawzajem, a serca znowu poczują się w pełni szczęśliwe...

Jeszcze coś o czym ostatnio rozmawialiśmy z Markiem... Jak dziwne jest to, że najmniejszy ruch, krok w kierunku drugiej osoby może zmienić wszystko... Czy gdybym tamtego letniego wieczora nie zrobiła tego co zrobiłam, czy bylibyśmy razem? Przecież prawie w ogóle go nie znałam. Starszy brat Paula, przyjaciel Jasona. Tylko tyle o nim wiedziałam. Kilka razy porozmawialiśmy, to wszystko. A ja pchnięta niewidzialną ręką, podbiegłam do niego, nie patrząc na, że obserwuje mnie mnóstwo ludzi, jego przyjaciele którzy peszą tak wiele dziewczyn. Podbiegłam i tak po prostu pocałowałam w policzek. "jeśli będziesz grzeczny, to potem dostaniesz dłuższy pocałunek... spóźniony prezent urodzinowy".

"..pamiętasz?"

"jakże mógłbym zapomnieć... a pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?"

"takich rzeczy się nie zapomina..."

Czy bylibyśmy razem gdybym wtedy tego nie zrobiła? Gdyby coś mi nie odbiło? Nie wiem... dziwne te nasze życie.

05 grudnia 2006   Komentarze (4)

without you im nothing...

Pojechał... 3cudowne dni. Nie znikający z ust uśmiech. Jego piękne oczy, śmiech w najmniej oczekiwanych momentach.
Na skórze nadal wspomnienie jego dotyku, ust które całowały kilkanaście minut temu. Na policzkach łzy... Może tylko 5dni... a może aż 2tygodnie. W piątek dni otwarte u niego na uniwersytecie. Mieszka w akademiku, mogłabym pojechać ze szkołą i zniknąć na 3godziny. Nauczycielka by nie zauważyła, zresztą jej to wisi co my robimy przez te 3godziny. Pytanie czy nas zabierze...

Heh... Nawet nie wiecie jak tęsknie... A to tylko 20minut... Przeze mnie się spóźnił na spotkanie z Adrianem, przyjacielem którego miał odebrać i mieli jechać spowrotem do Dublina. Nie chciałam go puścić, on nie chciał iść. On nie chciał wypuścić mnie ze swoich ramion, ja nie chciałam przestać go całować. Doszło do momentu kiedy staliśmy na środku pokoju, pocałunek na pożegnanie który okazał się po raz kolejny czymś więcej. Zaczęłam już zdejmować jego koszulkę (propozycja jego dłoni) kiedy sobie uświadomiłam, gdzie my z tym idziemy. On od już pół godziny powinien być w drodze... 

"Musisz jechać..."

I łzy w oczach. Jego ramiona, moja twarz skryta w jego koszulce, pocałunek we włosy i szept do ucha "to tylko 11dni i będę znowu z tobą.." 11dni bez jego pocałunków, bez jego dotyku, bez jego ramion i pocałunków na dobranoc. 11 dni bez jego śmiechu, jego obecność. Bez zapachu wody kołońskiej którą nadal czuję na dłoniach...

Nienawidzę rozstań i nienawidzę płaczliwej siebie...

03 grudnia 2006   Komentarze (2)
< 1 2 >
Czarna-roza | Blogi