• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 31 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum kwiecień 2005


< 1 2 3 4 >

biały kruk leciał wysoko... byłeś z niego...

Cholera... wszystko skończyło się nie tak jak chciałam. Myślałam, że się pogodzimy i bedzie dobrze, a ty niespodzianka. Faceci nie potrafią się ze mną kumplować, oprócz Ruairiego oczywiście. Nie... oni odrazu robią sobie nadzieje. Ja też święta nie jestem... w ogóle nie jestem święta i pójdę do piekła. Smsowaliśmy ze sobą z Danielem całe wczoraj i całe dzisiaj... Wczoraj byłam gotowa dla niego zrobić wszystko, gdyby stał obok, nie patrząc na to co mówiłam i jak zimna i niedostępna byłam... pewnie zarzuciłabym mu ręcę na szyje i nie patrząc na opinie innych pocałowała. I bylibyśmy ze sobą... Dzisiaj, też jestem gotowa zrobić wszystko, ale w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. Gdybym go spotkała, jakieś dwie godziny temu, dostał by ode mnie po gębie. Albo usłyszałby kilka słów, które nie zmieściły mi się w 160znakach. Jemu na mnie zależy, a ja najpierw mu zrobiłam nadzieje, a potem go odrzuciłam. Miałam co do tego swoje powody... Płaszczył się przedemną, prosił, błagał, tłumaczył się... nawet jeśli nie składnie, tak jak facet, desperacko, panicznie bojąc się, że jeśli powie coś źle, to już nie będzie miał szans, więc wolał odpowiedzieć "nie wiem, byłem głupi... wróćmy do siebie". Zwodziłam go, tłumaczyłam dlaczego nie wiem czy to dobry pomysł. Mówiłam mu, że po tym jak się zachowywał nie wiem czy to wszystko ma sens. W końcu coś mnie podkusiło, siedząc i pijąc kawę w kawiarni wraz z Hanną, napisałam "udowodnij mi, że z posród tych wszystkich chłopaków, powinnam wybrać ciebie" odpisał "to powiedz mi co ja mam zrobić?". Nie wiedziałam... czułam się zraniona i żadne wyjaśnienia, że z Denise nic go nie łąnczy (to akurat było tylko pretekstem na początku, by zwlekać z odpowiedzią z mojej strony), że te milczenie i unikanie to spowodowane tym, ze on myślał iż to ja jestem na niego zła. Przyznaję... te smsy dwa tygodnie temu, były zimne i obojętne. Takiej mnie nie znał, ale także nigdy nie był po tej stronie mostu. Zwodziłam go... dałam mu nadzieję, był pewny, że się ze sobą schodzimy, ale ja napisałam "kochany, ale ja powiedziałam 'jeśli' ". Może miał rację... dzisiaj, kiedy podczas wymiany ostrych słów, napisał, że to przeze mnie to wszystko runeło... to, że nie potrafimy już być friendsami. Bo to ja to zaczęłam, ja nie pewna czego chcę zwodziłam, ja byłam pewna, że wybaczyłam ale uraz miałam i to ja... ja go tak brutalnie odrzuciłam. A wszystko dlatego, że nie powiedział "przepraszam"... Nie, najpierw się zapierał, a potem kiedy mu odowodniłam, że to przez niego, nasz związek nie ma sensu, odpisał "nie kłóćmy się, zostańmy przyjaciółmi..." tego chciałam od czwartku, ale nie potrafiłam tak po prostu powiedzieć "dobra". Nie ja musiałam pokazać, że jestem urażona. Że teraz to ja się wkurwiłam... bo wczesniej to on był wkurzony, dlatego, że nie chciałam go shiftnąć, a przez cały dzień gadałam, że może... Char i Hanna powtarzały mi, że traktował mnie jak szmatę. Ale on się wypierał... mówił, że myślał iż to ja nie chcę go znać. Heh... miał powody by tak myśleć, ale ja miałam już wtedy powody, by nie chcieć go znać. Tamten poniedziałek i tamten lunch, sposób z jakim się na mnie obrócił i mówiąc " o kurwa, to ona" schował się w Copie. Nawet się nie bronił... nie przeprosił... ja na to czekałam. Właśnie na to jedno proste słowo "przepraszam...". Teraz... teraz przekreśliłam szanse na bycie kumplami. Bo ja chciałam, ale powiedziałam nie... W cholere... dziewczyny mówią, że nawet nie powinnam z nim gadać... ale ja tak nie potrafię... ja go lubię... ja coś do niego czuje, chodź teraz czuję się zraniona... Napisałam mu dzisiaj... na samym początku... "dochodzę do wniosku, że tobie nie zależy na mnie, tylko na shiftnięciu mnie i na tym, jak to cool będzie wyglądało przed jego kumplami...". A on się wykazał brakiem taktu, jak każdy facet "cool? Moi kumple cię nie trawią, gadają, że jesteś brzydka i poruszasz się jak facet", to chyba miało znaczyć, że on nie patrząc na nich, nadal chciał ze mną być. BRzydka? Poruszam się jak facet? Bosh, oni i ta ich duma. Eithenowi serce złamałam i zdeptałam na oczach szkoły, jego kumpla w ogóle nie traktowałam poważnie. Tak... oni mają prawo do mnie mieć uraz, bo mają nie pokolei we łbie. A reszta... skoro tak strasznie mnie nie trawią, to dlaczego ciągle mnie zagadują w szkole. Dlaczego gdy mnie taki Danni widzi, to siada obok i zaczyna paplać. Zresztą, niech gadają sobie co chcą... wisi mi to. To gówniarze, którzy w tym wieku jeszcze nie wiedzą czego chcą. Moja próżność została wczoraj podbódowana... Poderwana przez moich własnych kumpli (Colma i Eymana, którzy normalnie nawet mi Hi po szkole nie powiedzią), przez obcych mi chłopaków podczas Stars in Yer Eyes i przez... uwaga uwaga, Malaciego. Wam gościu nie znany, ale tutaj to... no ktoś. Był w Fame Academy, przystojny babiarz z boskim głosem. Doszedł do finału... a wczoraj prowadził tą impreze. Były puszczane oczka, była rozmowa która aż wiła się od propozycji które można było wyczytać między słowami, a potem podczas wykonywania piosenki były uśmiechy. Odpowiadałam uśmiechami i bawiłam się... ale nie miałam zamiaru wdawać się w żadne "bliższe znajomości". Bo z 25letnimi facetami, ja się nie umawiam.

Daniel... Bosh, jak łatwo uciszyczyć to uczucie. Wystarczy, że on się uniesie i mnie wkurwi... i już nie mogę sobie wyobrazić bycia z nim. A jeszcze cały dzień wczoraj i pół dnia dzisiaj, nie mogłam przestać o nim myśleć, zastanawiałam się, jakby to było gdyby... A teraz... teraz chcę byśmy byli friendsami. Bo jeśli nie możemy być przyjaciółmi, lub przynajmniej kumplami, to jakby wyglądał nasz związek?

Już prawie, że nikt nie zagląda na mojego bloga... przepraszam, że ostatnio tak żadko zaglądam na waszę, ale miałam mało czasu. Prawie, że nic... tylko tyle, by napisać coś na bloga by nie zwariować. Heh...

A zakupy się wczoraj udały i chyba dlatego mam taki humorek. Dobry znaczy się. Wydałam kupe kasy, zostałam poderwana i trochę moje myśli zostały odciągnięte od Daniela.... Ale tylko trochę...

29 kwietnia 2005   Komentarze (7)

dlaczego ja mam tendencje do komplikowania...

Naładowałam sobie komórkę(konto znaczy się) i po dzisiejszym dniu w szkole, doszłam do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Ze mną i Danielem. To się nie moze tak po prostu skończyć z powodu jednego shiftnięcia. Do tego po szkole... on chyba powiedział do mnie Yes Michaela... ale ja odwróciłam głowę, pewna, że on zrobi tak samo. A więc Michaela usłyszałam już ciszej... Nie pewna czy napewno tak powiedział. Wysłałam do niego smsa, że jeśli go zraniłam w jakiś sposób to przepraszam. I że mieliśmy być friendsami ale friendsy nie ignorują się w szkole i po szkole. I, że jeśli on nie chce byśmy byli przyjaciółmi to trudno, płakać nie będe. Odpisał, że chce. Odpisałam mu, że w szkole jakoś za bardzo tego nie okazywał. Kiedy mu mówiłam, że ludzie będą gadać, mówił, że go to nie obchodzi, że my jesteśmy ważni. Tu i teraz. Jego reakcja mnie zaskoczyła... Tak mu napisałam... odpisał "chcesz byśmy znowu byli razem?", odpisałam, że chcę byśmy byli przyjaciółmi, ale nie tak jak teraz. Chcę by było jak kiedyś. Wysłałam... ale zaraz potem coś mnie podkusiło i zapytałam "a ty chcesz?". Odpowiedź "tak a ty?". Zwalił mnie tym z nóg. Myślałam, że te pytanie z jego strony to było takie w stylu "czego ty chcesz? byśmy znowu byli razem czy jak?". Nie... to było proste pytanie. Odpisałam, że nie wiem. To on wkońcu chciał byśmy tylko byli friendsami, potem ingorował i unikał mnie w szkole, a teraz chce byśmy do siebie wrócili. Niech się zdecyduje, bo ja nie będę odchodzić i wracać w kółko i w kółko... Odpisał "Tak chcę bysmy razem, a ty?". Odpisałam, że nie wiem, zastanowię się... miałam nadzieję, że będzie jutro na Stars in Your Eyes. Nie będzie... no tak, przecież to bardziej impreza 3rok i 5, bo z naszego roku jadą chłopaki i z 5, Elayne, taka dziewczyna. Nie wiem... ja na prawdę nie wiem czy chcę byśmy byli razem. Kiedy mi napisał, że on chce, poczułam motylki w brzuchu... Wiem, mówiłam już nigdy więcej. Dlatego chcę z nim porozmawiać... dlatego chciałabym by mi obiecał, że już taki nie będzie. Że jeśli będziemy razem, to nie zostawi mnie samej przed całą szkołą. Ja naprawdę nie wiem... ja coś do niego mam, dzisiaj to sobie uświadomiłam, kiedy złapałam go na spojrzeniu. On też coś do mnie ma... ale ja już sama nie wiem... zachował się przez ostatnie kilka dni jak dzieciak i to mnie zabolało... Mogłabym się nim zabawić, ale za zabawę się płaci... Heh... już sama nie wiem. A co gdybym była z nim na poważnie? I znowu by mnie zawiódł... Zobaczymy co przyniesie jutro, muszę się z tym przespać. =*

28 kwietnia 2005   Komentarze (5)

dlatego ja, czasu już na nic nie mam......

Kolejny dzień... dzień jak codzień. Monotonność która z jednej strony sprawia mi przyjemność, z drugiej nie pozwala do końca zapomnieć. Zapomnieć o wielu sprawach i osobach... Spojrzenia, ukryte, nie spodziewane, chciacne i nie chciane, odruchowe, sztuczne i ich brak... Spojrzenia z pogardą, z zaciekawieniem, zmieszane... Zabawiłam się dzisiaj Noelem, bliska byłam zabawienia się Danielem, ale Hana mnie postrzymała. Ma rację, dam mu spokój. A jednak chciałabym, by było tak jak kiedyś. Byśmy mogli na luzie porozmawiać, byśmy się wygłupiali wracając ze szkoły... brakuje mi tego... ale ona ma rację, wyrywaniem go w szkole dla pokazu i robienia tego samoego co Noel mi kiedyś, na pewno niczego nie polepszy. Więc zostawię go w spokoju. Złapałam go na spojrzeniach, a więc nie jestem mu obojętna... Z Gemmą jest już najgorzej jak być mogło. Można by powiedzieć, iż nie odzywamy się do siebie. Boli mnie to... to, że kiedyś byłyśmy sobie tak bliskie, a teraz jest mi dalsza niż... cholera, najgorszy wróg. Po raz kolejny, chciałabym by było inaczej... ale się nie da. Już nawet z Tracey się do siebie odzywają, a ona z jakiegoś powodu do mnie czuje uprzedzenie. To już Tracey wydaje jej się lepsza ode mnie? Nie rozumiem tego kompletnie...

Jutro ostatnie spojrzenia, ostatnie Yes Babe i ostatnie ukryte looknięcia. Ostatnie spojrzenia pogardy. Na kilka dni spokój. Znając nie, już w czwartek coś sobie znajdą. Coś albo kogoś, by zapełnił mój czas emocjami. W czwartek... zakupy, kino a potem impreza w hotelu. NA imprezie będzie dużo ludzi. Dużo ludzi = się alkohol. Ja pić nie będe bo ojciec mnie potem odbiera... więc wiecie. Ale alkohol = wyluzowani ludzie. Jak mi odbije... to szybko znajdę sobie kogoś, kto nie będzie się pilnował. Zobaczymy co przyniesie ten dzień.

Artur podpisał kontrakt na pracę w Dumbaju, czy gdzieś tam. W 5gwiazdkowym hotelu, cieszę się wraz z nim. Nareszcie spełniło się jego marzenie =] Za to możliwe jest, iż nowy kucharz, który teraz przyjechał, polak, ściągnie tutaj swojego syna. W moim wieku i będzie na moim roku. Może nareszcie znajdę sobie przyjaciela? A może chłopaka... a może to będzie ostatni dupek, jak wielu facetów po których czegoś nadzwyczajnego się spodziewałam.

I znowu piszę o facetach, ja chyba o niczym innym ostatnio nie potrafię gadać... ale może to dlatego, że Hannie jakoś tak nie potrafię powiedzieć wszystkiego. Mówię jej dużo, chyba nawet więcej niż Gemmie. Bo ona rozumie dlaczego, zarzucam sobie na ramię sweter, ręcę biorę za siebie i udaję, że trzymam butelkę. Ona rozumie dlaczego lekko się pochylam, i próbując się nie śmiać parodiuje Noela. I ona także się smieje, kiedy ten się peszy... albo kiedy do niego mrugam, a on zaskoczony wchodzi na Owena. Ona rozumie kawały... i z Ruairim mogę na luzie pogadać i nie będzie zbędnych pytań "a wy ze sobą chodzicie" bo ona zna całą sytacje.

Właśnie... Ruairi. Między nami jest świetnie. Dobrze, że wtedy sobie wszystko wyjaśniliśmy. Często smsujemy i gadamy w szkole i jest dobrze. I jest luz i przyjaźń i żadne nie oczekuje czegoś więcej. Tak własnie powinno być... tak powinno być między mną i Danielem. Tylko ja popełniłam jeden błąd... za daleko pozwoliłam się ponieść falom.

Ostatnio wiele osób zadaje mi pytanie "dlaczego ty się nimi tak bawisz" nie znam dokładnej na to odpowiedzi. Zastanawiałam się nad tym... bawię się chyba po to, by nie dać im tej satysfakcji iż udało im się mnie zranić. Jak czarna róża... jeśli mam umrzeć, on musi umrzeć ze mną. Jeśli mnie zrani, on także musi poczuć ból. A czasem kuje, właśnie po to by go nie dopuścić do siebie. Ale ranię tylko tych, którzy na to zasługują. Tylko tych, którzy mnie odrzucili... albo mieli taki zamiar. Tych którzy mnie zranili, okłamali... skrzywdzili. A takich jest wiele. Ja im po prostu brubuję udowodnić iż nie jestem laleczką na jeden wieczór którą potem można pomiatać. Jeśli to była zabawa, to ja nad wszystkim miałam kontrolę i to ja ją zakończyłam. Za to, możecie wynić tylko i wyłąncznie Noela, kiedyś taka nie byłam. Kiedyś byłam naiwna, on mnie nauczył, iż naiwną być nie mogę, bo inaczej każdy facet się wykorzysta i zrani. Chyba, że trafisz na ideała. Ale kiedy ja na nich trafiam, to wydają się aż za... za idealni. Czyli nie są wcale idealni... Jeśli rozumiecie o czym mówię =] Pozdro 4all =*

26 kwietnia 2005   Komentarze (7)

LEGALISE DE WEED!!! - hasło naszej klasy...

Powody... tak. Teraz podam powody. Heh... do Noela już nic nie czuję i zastanawiam się czy przez ostatnie dni cokolwiek czułam. Odpowiedź brzmi nie. To było tylko echo pragnienia by znowu być wielbioną. Uświadomiłam to sobie dzisiaj. Nie było go w szkole, ale kiedy widziałam piąto roczniaków pod klasą, automatycznie zerkałam, czy jest tam Gbórek, Damian albo Owen i czy może znowu będą wygłupy. Nie... tutaj nie chodzi o Noela. Tutaj chodzi o to, że ja uwielbiam być wielbiona i w centrum uwagi. Ja to już wiedziałam w momencie, kiedy pierwszy raz od wieków Noel powiedział do mnie "Yes babe" i nie było już nic. To jego Yes Babe nie różni się niczym, od Yes babe innego chłopaka. Nie różni się tak ,jak kiedyś się różniło. Toż to tylko kolejny chłopak który zwrócił na mnie uwagę. Nie... to chyba już ostatnia notka na temat Noela, jako jego jedynego. Może będę pisać o scenach zrobionych mi przez jego kumpli, a moze nie. Może będę pisać o Gbórku, a może nie. I chyba tak będzie najlepiej.

Przez ostatnie dwa tygodnie, miałam facetów aż w nadmiarze i mi się przejadło. Autentycznie mi się przejadło. Głód został zaspokojony, a teraz spokojnie mam zamiar szukać mojej drugiej połówki jabłka. I nic na siłę. Nie którzy mówią, że związki na dłużej nie mają sensu. Przykład takiego Benniego i Patrici, zaczęli się kłócić, to już nie było to i postanowili ze sobą zerwać. Adam i Char, ledwo się do siebie odzywają. I wiele wiele innych par tak skończyło. Tylko Debbie i Conor są ze sobą i są szczęśliwi. Debbie się wyszalała, był czas kiedy zmieniała chłopaka co tydzień, teraz się ustatkowała. Z Conorem też się bawiła w shiftnięcia, raz on, raz inny. On tak samo. Wyszaleli się, a teraz są zakochani po uszy. Odkleić się od siebie nie mogą. Zazdroszczę im... ale wiem, że ja też sobie kogoś jeszcze znajdę. Trzeba być optymistycznie nastawionym do życia. Nie dziś, to jutro lub za miesiąc. Prawda?

25 kwietnia 2005   Komentarze (7)

FREE DE WEED! - czyli notka o wszystkim i...

Przyznaję zdjęciem to za świetnym nie było, ale umieściłam je dla madelle. Jak widzicie, robiła je moja matka, tłumaczy się samo przez siebie. CZego sam nie zrobisz, możesz być pewny, że zostanie schrzanione ;)

W szkole spokój, bo Noela nie było. Pojechał na golfa, potem siedziąc na dworze, tam gdzie zawsze, na barierkach, wygłupialam się z dziewczynami iż Noela wspieram duchowo, a Daniela swoją obecnością na treningu rugby drąc się "gay!!! u's r al... GAY!". Uwierzcie mi, gdybyście ich widziały jak grają... to wyglądało żałośnie! I tragicznie, facet leżał na facecie, ale jakoś tak... zero agresji, adrenaliny, nic, tylko latają takie ciepłe kluchy i gdy im trener karze jak poduszki się na siebie rzucają. Nie daleko na barierach od schodów siedział cały gang Noela. Śmiesznie było, damian się wydarł "oh here's Noel;s mother!" coś mu się pochrzaniło, pewnie chciał powiedzieć o idzie Noela lalka, ale uczepiło się mnie słowo Mummy więc z kontekstu wyszło, że jestem Noela matką. Spojrzałam na niego zdziwiona "kochany, ja chyba jestem za mloda by być jego matką, nie uważasz?". Ale mieliśmy wszyscy z niego polewkę. Nawet jego kumple nie wytrzymali i zaczęli się z niego śmiać. WIęc ten się obraził i wrócił do szkoły. Oj... śmiesznie było. Potem poplotkowałyśmy, zaplanowałyśmy z HAnną gdzie pójdziemy na zakupy, bo darłam się trochę na pierwszoroczniaków. Daniel jeszcze krócej zgolił włosy, wygląda beznadziejnie.

W tym miejscu był paragraf o Noelie, ale z powodów które potem wyjaśnię, usunęłam go. I chyba już nie będę o nim pisała... bo chodź dowiedziałam się iż shiftnął 24letnią pannice, mało mnie to obchodzi. Dochodzę do wniosku, że ja już nic, kompletnie nic do niego nie czuję. =]

A teraz zmieniając temat, nauczyciel od Irlandzkiego i babka od reli i anglika (organizuje wszystkie iprezy szkolne), wraz z vice dyrciem, chcieli mnie wrobić w śpiewanie po polsku w radiu Na Gaeltacht (takie co gadają w nim tylko po irlandzku) i na otwarciu sali gimnastycznej w czwartek. O NIE! Sprzeciw zgłosiłam, bo ja nie dam się jak idiotka znowu w to wrobić. JA nie mam głoso solowego, a w czwartek mam kilka ważnych spraw do załatwienia w Letterkenny (zakupy to najważniejsza rzecz na świecie).

A do ciebie madelle, już ja się postaram byś w tym roku shiftnęła Aliego. Bo by kumple jesteśmy i dobry kontakt ze sobą mamy, mi już na pewno nie odmówi ;) Hehe, więc szykuj się kochana na swatanie. =*

25 kwietnia 2005   Komentarze (4)

The Maynooth Awards 2005. Donegal =]

na zdjątku, Coocley, carier managment-pomoc w wyboru kariery/przyszłości, Ali (Madelle kochaś), wykładowca Uniwersytetu w Maybnooth, Daniel, zwany Joe i Mikia, która wyszła na słodziutką małą dziewczynkę. Nie lubię mnie jako takiej, ale cóż. Wy sobie nie myślcie, że te mundurki tak porządnie na codzień wyglądają. O nie, nie ma krawatów, sweter żadko noszę, zamiast tego kurtkę szkolną. Obcisłą białą bluzeczke z dużo fajniejszym kołnieżykiem i często biżuteria. Ale tutaj, musiałam wyglądać na słodką małą, uczennice ;)

 

Dzisiaj chyba nie napiszę za dużo na temat rozdania nagród. A i za wiele do napisania nie ma. Sala konferencyjna i zarezerowane miejsca. Mikia jest szczęściarą bo dostała miejsce w pierwszym rzędzie dokładnie na przeciwko podium. Mikia jest pechowcem, bo jak zawsze, została posadzaona między lalką barbi i chichotką. Powaloną chichotką, która śmiała się ze wszystkich, ale w taki sposób, jakby wszyscy jej się wydawali żałośni. A lalka barbi patrzyła na każdego z pogardą, wysyłała smsy za nim ktoś jej zwrócił uwagę, że powinna wyłąnczyć komórke. I jak tu nawiązać kontakt z takimi osobami? Ali nawijał po konferencji jak najęty z rudzielcem obok niego, Joe (tak naprawdę ma na imię Daniel, ale z Ruairim nazywamy go Joe, długa i stuknięta historia), tak Joe, ten nieśmiały gościu, też z kimś nawijał czekając aż wywołają naszą szkołe na zdjęcia, tylko ja utknęłam miedzy komórkową, barbi maniaczką i obnoszącą się chichotką. W końu nie wytrzymałam i wstałam, biorąc przykład z innych ludzi. Po chwili siedzieliśmy już w trójkę, ja Ali i Joe. Jak sie okazało, rudzielec był strasznie wkurzajacym gadułą, a Daniel już nie wytrzymywał z geniuszem obok siebie. Patrzyłam tak na nich i doszłam do wniosku, że jednak oni jedyni nie wyglądają jak kujoni, nie dorobie dzieci. Mówię wam... myślałam, że nawiąże znajomości, a tu dupa. Dziewczyny jakieś takie nieśmiałe, uciekają po jednym zdaniu. Chłopaki, po których od razu widać, iż dziewczyny to dla nich kosmici. Okularki, cieknące nosy i przekrzywione krawaty. A oto jedyne zdjęcie na którym wyglądam normalnie. Tak strasnzie się bałam, że się roześmieje i wyjdę na idiotkę, że się roześmiałam ;) Wszyscy się ryliśmy, kiedy Ali nam przypomniał, iż nasze zdjęcie będzie wisiało obok dyrcia gabinetu. Miejsca które jest jednym z najbardziej odwiedzanym z miejsc w szkole, dywanik u dyrcia bije chyba tylko popularność podłogi w wc'sach. Tragedia... jutro gratulacje przez radiowęzeł, medal do szkoły mamy wszyscy wziąć itp. itd. Jedno trzeba przyznać, jestem dumna ;) Także z naszego mundurka, jeden z najładniejszych. Mówię wam... gdybyście zobaczyli te kolory to by się wam płakać chciało. Ziemiasty, sraczkowaty brąz i żółte polo. Fe. Także wiele innych, ale żadne tak ładne jak nasze ;)

A co do tej wpadki, to macie rację, źle do napisałam. Ale to dlatego, że moim zdaniem to głupota... Znam tego chłopaka, oni tego nie planowali. On miał iść do wojska (dobrowolnie) ona dostała się na jedne z najlepszych studiów pielęgniarskich w Irlandii (tutaj to cholernie dobrze płatny zawód), na jej miejsce było 20chętnych. Ale się dostała. I się dowiedziała, że jest w ciąży. Rzuciła studia... bez sens. Rok by zaliczyła, potem przerwała na rok. I wróciła, z takimi wynikami, dostałaby papiery, że przez rok nie może się uczyć, a potem by wróciła. Ale pytanie brzmi, po co? Po co się męczyć. Zaczęła zawód matka. Ślubu nie mają zamiaru brać, już nawet finansowo to lepiej wygląda. Samotne matki dostają cholernie dużo kasy od państwa. W wieku 18lat, zostanie matką. Wspaniała rzecz, ale ani on, ani ona, nie są jeszcze gotowi. Conor to duży dzieciak, ale baybika gratuluję, szczerze i prawdziwie. I wiem, że będzie kochane. Przepraszam za to słowo... macie rację. ;)

 

24 kwietnia 2005   Komentarze (6)

just 4now... i feel like a lost angel......

Madelle mi chodziło  o przyjaciółkę na miejscu... Przecież ty zawsze będziesz moją best friend, i nata olsza też. Ale wy też chyba wytrzymujecie ze mną tylko dlatego, że nie macie mnie na codzień ;) Bo ja straszna złośnica jestem... dlatego przelaszam cię za zeszłe wakacje, w tym roku już taka nie będę =]

Co do ciebie Bianca... miałabyś rację, gdyby nie było wcześniejszych notek o Gemmie. Nie znasz chyba tej sytacji. To ja byłam tą, która za nią łaziła i chciała rozmawiać, które do niej dzwoniła i noce przepłakiwała. Ja byłam tą która się przejmowała, a ona na moje histeryczne wołanie o pomoc, podczas którego próbowałam jej udowdonić co się między nami dzieje, powiedziała "trudno, takie jest życie". To one sprawiła, że poczułam się jak niechciana szmata... pusta idiotka... Ja byłam gotowa o wszystkim zapomnieć, o jej chamskim odpychaniu jej, o tym miesięcu męki, a ona pogorszyła tylko sytacje. Zostańy prostymi koleżankami, nawet na to byłam gotowa, próbowałam z nią rozmawiać, ale ona mnie zmywała półsłówkami. Byłam miła, zadawałam pytanie "ile dostałaś z histy?" by nie poczuła się pominięta podczas klasowej gadaniny, a odp. "nie ważne" i te jej ruchy, jakby się ode mnie odganiała, bo ona ma teraz dużo więcej na głowie niż rozmowa ze mną. Kiedy z nią rozmawiałam, że musimy pogadać na temat naszej przyjaźni, bo to się rozada, zmyła mnie "nie mam teraz na to czasu". Bo ona się musi uczyć... Ja próbowałam... próbowałam nawet pokazać klasie, że ona jest strasznie fajna, że wcale się tak nie ważni. Broniłam ją, nawet kiedy przyjaciółkami już nie byłyśmy, a ona traktowała mnie jak powietrze. Teraz już tego nie robię, bo to nie ma sensu. Z nią jest coś nie tak... już nawet moi rodzice tak twierdzą, ma jakiś problem sama z sobą. Nie jestem pierwszą której wywinęła taki numer, tylko, że nikt głośno o tym nie mówi. Wiele osób obstawiało jak długo jej zajmie odrzucenie mnie. Odsunięcie, a potem traktowanie jak... kogoś mniej ważnego. Tak zrobiła Sophie, mojej koleżance ze szkocji która kiedyś tutaj mieszkała. Tak zrobiła Charlotte, z którą kiedyś się nie lubiłyśmy (jak się okazało z powodu Gemmy), a teraz bardzo dobrze się dogadujemy. Ją także odtrąciła... a przyjaźniły się przez dobre kilka lat, w tej samej klasie są od... od 9? Jeszcze w podstawóce były razem w klasie. Przez 3lata przyjaciółki, a potem nagle... "uważam, że nie powinnyśmy się już przyjaźnić, nie mam żadnych wspólnych tematów". Więc proszę, niech nikt nie mówi, że nie próbowałam. Swoje przeszłam... wyobraźcie sobie, przyjaźnić się z kimś bliksko, a następnego dnia usłyszeć, że to nie ma sensu, bo my w ogóle nie mamy wspólnych tematów. I chyba ma rację... bo ja o nauce i polityce i fizyce jądrowej non stop nie potrafię gadać. Na to jeszcze kiedyś przyjdzie czas. Heh... w końcu wyrzuciłam to z siebie... A pierwszy krok, to zawsze ja stawiam. Zawsze ja, czy chodzi o Gemme, o facetów czy o innych ludzi. Jak już mówiłam... nie lubię czekać aż ktoś inny zrobi coś za mnie.

Death_world_masz rację co do tej monotonności, ale to dlatego, że pisałam pod wpływem emocji, próbując zatrzymać te chwile jak najszybciej, w szczególności, że akurat teraz, czasu miałam najmniej. A co do wielbiebia... może masz rację... jak to beznadziejnie brzmi... jakbym na prawdę była pustą idiotką. Ale teraz będzie inaczej... przynajmniej mam taką nadzieję. Wielbiona... nie, ja chcę po prostu być lubiana. Samo krytyka znowu się rypie... ja na serio muszę iść w ludzi, do pracy dzisiaj bo inaczej wykituję. Jak to jest, że na wiosnę wszyscy łapią doły? Biała bluzka wyprasowana, czarne spodnie w zgrabne prążki też już wiszą na krześle. Jeszcze tylko elegancki warkocz-kłos, bursztynowe kwiatki w uszy, lekki makijaż i do pracy. Anita chora... jakoś sobie dam bez niej radę. Jakoś...

Idę zaraz po braciaka, odebrać go z treningu, potem kupić sobie tusz do rzęs(tym razem, dla NIe alergików, bo na te dla alergików reaguje czysto alergicznie, dziwna prawda? =] ). A potem do Copa oglądać małe adidasy dla dzieci... wczoraj je oglądałam z moim małym braciakiem. Aż mi się łezka w oku zakręciła... mogłabym stać tam w raz z ojcem Helgi i kupować jej sportowe, damskie, maluśkie buciki... takie przesłodkie! Gbórek tylko spojrzał na mnie i się roześmiał. Teraz trzeba ich cene sprawdzić, bo Conorowi (mojej matki przyjaciółki syn, i brat przyjaciela mojego brata) urodzi się dziecko. Chłopak ma 18lat, tylko pogratulować wpadki. Tylko problem w tym, że nie wiem jeszcze czy to chłopiec czy dziewczynka będzie. A więc czy trzeba bedzie kupić granatowe wiązane, czy biało różowo czarne (jeszcze śliczniejsze). Ale cene trzeba będzie sprawdzić i Gbórek znowu będzie się ze mnie śmiał pod nosem. Oj chyba się poskarże menagerowi, a znam go bardzo dobrze (to ojciec drugiego przyjaciela mojego młodszego brata), ma się te znajomości ;) hehe.

23 kwietnia 2005   Komentarze (11)

thoughts of lonely mind....

Przejrzałam moje notki i doszłam do wniosku, że się strasznie opuściłam. Kiedyś moje notki były głębokie, dramatyczne i... widać było mój talent pisarski. Także przemyślenia życiowe... chyba się cofam. Ostatnio pisałam tylko i wyłąncznie o facetach (brak czasu by pisać o czymś innym). Ale teraz moi drodzy... uwaga... chyba łapie doła. Jak zwykle jest to pewnie stan który nie wytrwa do rana, żadko kiedy przeciąga się na cały weekend. Strasznie nudna się zrobiłam... ciągle pisze o tym samym... o facetach. Nudy prawda? Czy ze mnie na prawdę jest już tylko pusta, głupiutka dziewczynka? Słodka idiotka... nie, ja nie jestem słodka. Niestety. Napada mnie niska samokrytka i nachodzą myśli, że ludzie ze mną nie wytrzymują. Jestem nie lubiana... bo ludzie szybko się mną nudzą... Heh... ale przecież ludzie mnie lubią... tylko przyjaciółki brak. Tyle razy się na ludziach zawiodłam iż już nikomu nie ufam... automatycznie dochodzę do wniosku, że po jakimś czasie mnie odrzucą. Będę albo za bardzo do przodu (za stuknięta) albo za mało (za mało pije, nie palę i nie puszczam się z kim popadnie). Czy ja na prawdę jestem taką pustą osobą? Heh... pytania na które chyba nigdy nie usłyszę szczerej odpowiedzi...

23 kwietnia 2005   Komentarze (8)

przyjaźnia to nigdy nie było...

Już dawno nie pisałam o Gemmie. Jest to temat o którym nie mam ochoty gadać. Nie czuję potrzeby, ale jakoś teraz... teraz czuję, że warto o tym napisać. Może nawet tylko po to, by już nigdy do tego nie wracać. Gemma stała się straszną... ważniarą. Wcześniej mnie wkurzało, teraz potrafię w środku lekcji zacząć się śmiać. Te je numery z zakrywaniem zeszytu, kiedy nie widzę notatek z tablicy (chyba matka ma rację, uczulenie na tusz, a tusz sam w sobie jest dla alergików!). I w ogóle... zmieniła się. Ta dziewczyna ma poważny problem sama z sobą. Rozmawia już tylko z Yvonne, która, trzeba przyznać, mała żmija jest. Ważni się, dla nikogo nie ma czasu ani ochoty. Nic ją nie obchodzi, a mnie traktuje jak powietrze. Próbuje mnie obrazić, kiedy mnie ta cała jej zabawa śmieszy. Bo co, zakryje książkę bym nie mogła przeczytać kiedy nie mam swojej. Wyrwie zeszyt zanim skończę pisać zadania z zeszłego dnia (to babka ją poprosiła by mi je pokazała). Już prawie cały mój rok wie, że my z Gemmą nie gadamy. I wiele osób wie, dlaczego. Nie będę się kryła, to jej wina, ona tak po prostu powiedziała dowidzenia. Możliwe, że tak samo było z Tracey, że to Gemma ją traktowała tak jak mnie i dlatego Tracey przestała z nią gadać. A my wszyscy winimy Tracey i wszyscy ją wyklnęli od żmij... ja nie chcę mieć takiej opini, tylko dlatego, że po takiej ułożonej panience nikt się tego nie spodziewał. My jednak nigdy byśmy do siebie nie pasowali. Ona jest trochę jak... staroświecka, ułożona dama. Ja jestem bardziej jak nowoczesna kobieta. Nowoczesna feministka raczej =] lubię zaszaleć, nie... ja kocham szaleć! Catriona chciała zobaczyć, jak Gemma zareaguje na wiadomość, iż shiftnęłam kumpla jej młodszego brata. Ostatnia która się dowiedziała, bo ona nie słucha plotek i nie chce nic o nich wiedzieć. Jamie stał niedaleko i na jej zdziwioną minę powiedział "zapomniałem ci powiedzieć". Tak... ona zna Daniela, zna go bardzi dobrze. Znaczy się, nie tak dobrze jak ja, ale ona też była na lekcjach golfa no u w końcu tu kolega jej brata.

Patrzy na mnie z góry, z taką wyższością... bo ja się bawię w dziecinne i nie przyzwoite zabawy z Noelem, bo z Alanem gadam na lekcji kiedy nie wolno nam gadać (ta... a kto słucha nauczycieli?), bo z Chrisem się przedeźniam na matmie, z Ruairim śmieje na cały regulator i z Char i Fioną śmieje z głupot. Bo stałam się mniej ułożona niż kiedyś byłam. Śmieszą mnie jej spojrzenia, śmieszy ta jej wyższość w głosie. Ludzie o niej gadają... i chyba mają trochę racji. Zrobiła z siebie bogatą panienkę, lizuske, kujonke która uważa się za niewiadomo kogo, bo ma bogatą rodzinę. Za taką ją mają... mało towarzystką ważniarę, która jest za dobra by się z kim kolwiek przyjaźnić. Ostatnio zraniłam ją głęboko... i chuj mnie to obchodzi. Na francuskim cwanie, po lekcji pogadałam z nauczycielką. Poprosiłąm o przeniesienie do innej ławki, jednym powodem jest to, że nie widzę tablicy z aż tak daleka, drugim powodem jest Gemma... powiedziałam o tym Mod, to świetna babka, od razu mnie zrozumiała. Chodź będzie mi brakowało DAniela i Ruairiego... tak samo na matmie, na matmie się nie przesiąde. Znaczy się, teraz siadam w różnych miejsach z różnymi ludziskami... ale jednak lubię ten mój rząd z CHar i Fioną przede mną i okienkiem za mną. Z okienka widać boisko i można machać do ludzi kiedy jest nudno... Ale przecież to jeszcze tylko kilka miesiecy, potem Transition Year i zmiana klas, zmiena wszystkiego. Rok projektów i pracy w grupie. Już się nie mogę doczekać...

No właśnie... z Alankiem trochę dzisiaj pogadałam. Darliśmu sie do siebie przez pół klasy. A potem była walka na spojrzenia... przegrałam. Bo on patrzy się tak na ciebie, że nie wiesz co zrobić, ani co powiedzieć. Tak niespodziewanie... Debbie obok której siedziałam powiedziała "to jest stary numer". Czyżby on także na mnie leciał? Tak... z nim to bym chętnie popełniła znowu ten sam błąd, szybko i mez nadmiernego myślenia. Z nim, bardzo chętnie ;)

Lecz narazie czuję się znudzona facetami... jutro praca, w niedziele rozdanie nagród. Już nie mogę się doczekać... =* 4 all.

22 kwietnia 2005   Komentarze (1)

niedługo pozostanie ci już tylko wspomnienie......

Ja Deepa też kocham! Jego to nigdy nie przestałam, po prostu muszę zobaczyć Finding Neverland (lub jak wolicie, MArzyciela). Szkoda tylko, że nasz przystojniaczek ma żonę... heh, co za szczęściara!!!!!

Z Danielem już ucichło, znaczy się ludzie już tak nie gadają. Podkreśliłam słowo "ludzie", bo taki Alan lub Chrissy O'D się do nich nie zalicza. Alanowi na tekst "uu Timmony" opowiedziałam "jeee Alan, u r hard", na co odpowiedział mi jednym wielkim szokiem. Oj mikia się ostatnio zmieniła... i już na pewno nie zmienię się zpowrotem w cichą mikię. Daniel to był rozdział księgi, który już się skończył. Został zamknięty i już nigdy do niego nie wrócę. Chyba jednak było to za szybko... szkoda mi jednego... tego, że już tak nie gadamy jak kiedyś... ja bardzo lubiłam te nasze rozmowy...

Z Seanem zwanym przeze mnie gbórkiem jesteśmy najlepszymi kumplami ;) co mnie widzi drze się na pół szkoły "Yes Michaela!" a jeśli idzie z Noelem, to jeszcze słyszę "Yes babe", od Noela oczywiście. Czyż Daddy nie jest przesłodki ;) No i właśnie z tatusiem odbyliśmy walkę na spojrzenia. Mnie zmusił Alan, jego Kelly. Staliśmy od siebie na tyle daleko, by nie czuć się jakby miało zaraz do czegoś dojść... ale na tyle blisko bym się przekonała jaki na prawdę ma kolor oczu. Ciemno niebiesko szare. A wiec nie węgielki, tylko niebo. Alan mnie podpuścił "ty, on jest mistrzem spojrzeń, odpadniesz po minucie" bo ja zawsze jak z Alanem się w to bawię to odpadam. Kelly do Noela ten sam tekst, to jeszcze się przekonamy. Wgapiał się we mnie i... nie wytrzymał. Cienias! Bo to wielka mikia się na niego patrzyła, jeszcze by się zdradził, że on coś do mnie... Lecz skoro nie chce to po cholere się ciągle wydziera "Yes Babe" lub "Yes Mummy"? Cóż... jego trza się zapytać.

Powstała nowa piosenka, ułożona przez Damiana, ale teraz wszyscy ją śpiewają. Melodia do piosenki przedszkolaków "If you are happy and you know it clap your hands", a słowa są takie

"If you love Noel Mc Bride clap your hands" czyli "jeśli kochasz Noela Mc Bride zaklaśnij w dłonie. Wracałam z lunchu kiedy zaczał śpiewać na cały regulator tą piosenkę (kiedy przechodziłam) i zaczał klaskać. A ja podniosłam dłonie do góry i powiedziałam "widzicie, nie klapie!" Damian na to "bo nie umiesz się bawić! jeszcze raz". Ale ja odchodząc tylko podniosłam dłonie do góry tak by je widzieli, nie klapałam. Bo go nie kocham. Potem znowu przechodziłam, i James się wydarł (jacie, pierwszy raz zwróciłam uwagę na to, że on z nimi łazi), wyśpiewał słowa piosenki. Scen było wiele, a raz scenę zaczał sam Noel! Że też się odzywa do "sick mental tormented sycho bitch"? Chyba trzeba będzie zacząć śpiewać "if u love polish bitch clap your hands" wielu by zaklaskało ;) A więc dzień, jak każdy...

W niedziele rozdanie nagród, 60różnych uczniów z przeróznych szkół będzie na uroczystości. Może poznam jakiegoś fajnego gościa? Już nawet z Alanem mi przeszło... i po raz pierwszy nie mam nikogo na oku.

W czwartek z Hanną i Ash planujemu wypad do Latterkenny. W jedną stronę pojedziemy autobusem i tak spędzimy cały dzień na zakupach. Potem wieczorkiem do hotelu 5gwiazdkowego Holiday Inn na kolejny poziom Stars in Your eyes, bo Daira, Ruairi i kilku innych chłopaków z mojego roku dostalis ię dalej. A więc czwartek zapowiada się miło... wrócimy późną nocą, jeszcze nie wiem jak (moze taxówką, a może ojciec po nas przyjedzie). Ciekawie będzie... i po raz kolejny, mam zamiar wyrwać jakiegoś gościa. Bo tych debili z mojej szkoły już trochę mam dość. Nie ma w czym wybierać. Kompletnie...

Co najważniejsze dzisiaj... nie zrobiłam z siebie idiotki! Wręcz przeciwnie... aż dziwne ;)

21 kwietnia 2005   Komentarze (13)
< 1 2 3 4 >
Czarna-roza | Blogi