biały kruk leciał wysoko... byłeś z niego...
Cholera... wszystko skończyło się nie tak jak chciałam. Myślałam, że się pogodzimy i bedzie dobrze, a ty niespodzianka. Faceci nie potrafią się ze mną kumplować, oprócz Ruairiego oczywiście. Nie... oni odrazu robią sobie nadzieje. Ja też święta nie jestem... w ogóle nie jestem święta i pójdę do piekła. Smsowaliśmy ze sobą z Danielem całe wczoraj i całe dzisiaj... Wczoraj byłam gotowa dla niego zrobić wszystko, gdyby stał obok, nie patrząc na to co mówiłam i jak zimna i niedostępna byłam... pewnie zarzuciłabym mu ręcę na szyje i nie patrząc na opinie innych pocałowała. I bylibyśmy ze sobą... Dzisiaj, też jestem gotowa zrobić wszystko, ale w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. Gdybym go spotkała, jakieś dwie godziny temu, dostał by ode mnie po gębie. Albo usłyszałby kilka słów, które nie zmieściły mi się w 160znakach. Jemu na mnie zależy, a ja najpierw mu zrobiłam nadzieje, a potem go odrzuciłam. Miałam co do tego swoje powody... Płaszczył się przedemną, prosił, błagał, tłumaczył się... nawet jeśli nie składnie, tak jak facet, desperacko, panicznie bojąc się, że jeśli powie coś źle, to już nie będzie miał szans, więc wolał odpowiedzieć "nie wiem, byłem głupi... wróćmy do siebie". Zwodziłam go, tłumaczyłam dlaczego nie wiem czy to dobry pomysł. Mówiłam mu, że po tym jak się zachowywał nie wiem czy to wszystko ma sens. W końcu coś mnie podkusiło, siedząc i pijąc kawę w kawiarni wraz z Hanną, napisałam "udowodnij mi, że z posród tych wszystkich chłopaków, powinnam wybrać ciebie" odpisał "to powiedz mi co ja mam zrobić?". Nie wiedziałam... czułam się zraniona i żadne wyjaśnienia, że z Denise nic go nie łąnczy (to akurat było tylko pretekstem na początku, by zwlekać z odpowiedzią z mojej strony), że te milczenie i unikanie to spowodowane tym, ze on myślał iż to ja jestem na niego zła. Przyznaję... te smsy dwa tygodnie temu, były zimne i obojętne. Takiej mnie nie znał, ale także nigdy nie był po tej stronie mostu. Zwodziłam go... dałam mu nadzieję, był pewny, że się ze sobą schodzimy, ale ja napisałam "kochany, ale ja powiedziałam 'jeśli' ". Może miał rację... dzisiaj, kiedy podczas wymiany ostrych słów, napisał, że to przeze mnie to wszystko runeło... to, że nie potrafimy już być friendsami. Bo to ja to zaczęłam, ja nie pewna czego chcę zwodziłam, ja byłam pewna, że wybaczyłam ale uraz miałam i to ja... ja go tak brutalnie odrzuciłam. A wszystko dlatego, że nie powiedział "przepraszam"... Nie, najpierw się zapierał, a potem kiedy mu odowodniłam, że to przez niego, nasz związek nie ma sensu, odpisał "nie kłóćmy się, zostańmy przyjaciółmi..." tego chciałam od czwartku, ale nie potrafiłam tak po prostu powiedzieć "dobra". Nie ja musiałam pokazać, że jestem urażona. Że teraz to ja się wkurwiłam... bo wczesniej to on był wkurzony, dlatego, że nie chciałam go shiftnąć, a przez cały dzień gadałam, że może... Char i Hanna powtarzały mi, że traktował mnie jak szmatę. Ale on się wypierał... mówił, że myślał iż to ja nie chcę go znać. Heh... miał powody by tak myśleć, ale ja miałam już wtedy powody, by nie chcieć go znać. Tamten poniedziałek i tamten lunch, sposób z jakim się na mnie obrócił i mówiąc " o kurwa, to ona" schował się w Copie. Nawet się nie bronił... nie przeprosił... ja na to czekałam. Właśnie na to jedno proste słowo "przepraszam...". Teraz... teraz przekreśliłam szanse na bycie kumplami. Bo ja chciałam, ale powiedziałam nie... W cholere... dziewczyny mówią, że nawet nie powinnam z nim gadać... ale ja tak nie potrafię... ja go lubię... ja coś do niego czuje, chodź teraz czuję się zraniona... Napisałam mu dzisiaj... na samym początku... "dochodzę do wniosku, że tobie nie zależy na mnie, tylko na shiftnięciu mnie i na tym, jak to cool będzie wyglądało przed jego kumplami...". A on się wykazał brakiem taktu, jak każdy facet "cool? Moi kumple cię nie trawią, gadają, że jesteś brzydka i poruszasz się jak facet", to chyba miało znaczyć, że on nie patrząc na nich, nadal chciał ze mną być. BRzydka? Poruszam się jak facet? Bosh, oni i ta ich duma. Eithenowi serce złamałam i zdeptałam na oczach szkoły, jego kumpla w ogóle nie traktowałam poważnie. Tak... oni mają prawo do mnie mieć uraz, bo mają nie pokolei we łbie. A reszta... skoro tak strasznie mnie nie trawią, to dlaczego ciągle mnie zagadują w szkole. Dlaczego gdy mnie taki Danni widzi, to siada obok i zaczyna paplać. Zresztą, niech gadają sobie co chcą... wisi mi to. To gówniarze, którzy w tym wieku jeszcze nie wiedzą czego chcą. Moja próżność została wczoraj podbódowana... Poderwana przez moich własnych kumpli (Colma i Eymana, którzy normalnie nawet mi Hi po szkole nie powiedzią), przez obcych mi chłopaków podczas Stars in Yer Eyes i przez... uwaga uwaga, Malaciego. Wam gościu nie znany, ale tutaj to... no ktoś. Był w Fame Academy, przystojny babiarz z boskim głosem. Doszedł do finału... a wczoraj prowadził tą impreze. Były puszczane oczka, była rozmowa która aż wiła się od propozycji które można było wyczytać między słowami, a potem podczas wykonywania piosenki były uśmiechy. Odpowiadałam uśmiechami i bawiłam się... ale nie miałam zamiaru wdawać się w żadne "bliższe znajomości". Bo z 25letnimi facetami, ja się nie umawiam.
Daniel... Bosh, jak łatwo uciszyczyć to uczucie. Wystarczy, że on się uniesie i mnie wkurwi... i już nie mogę sobie wyobrazić bycia z nim. A jeszcze cały dzień wczoraj i pół dnia dzisiaj, nie mogłam przestać o nim myśleć, zastanawiałam się, jakby to było gdyby... A teraz... teraz chcę byśmy byli friendsami. Bo jeśli nie możemy być przyjaciółmi, lub przynajmniej kumplami, to jakby wyglądał nasz związek?
Już prawie, że nikt nie zagląda na mojego bloga... przepraszam, że ostatnio tak żadko zaglądam na waszę, ale miałam mało czasu. Prawie, że nic... tylko tyle, by napisać coś na bloga by nie zwariować. Heh...
A zakupy się wczoraj udały i chyba dlatego mam taki humorek. Dobry znaczy się. Wydałam kupe kasy, zostałam poderwana i trochę moje myśli zostały odciągnięte od Daniela.... Ale tylko trochę...