wiem, że nic nie wiem xD
Szkolny wypad na targi college'owe. Jak zwykle wrzucili nas w tłum, dali mapę którą trzeba czytać pod mikroskopem i idźcie owieczki Boże przed siebie. Obskoczyłam wszystkie ważne miejsca, dwa art college do których chcę iść i kilka normalnych uniwersytetów, żeby sprawdzić punkty na filozofię i psychologię (którą prawdopodobnie bym zrobiła na uniwersytecie UCD gdzie teraz jest Mark, bo mają najwięcej miejsc i przez to mniejszą ilość punktów wejściowych). Te dwie godziny łażenia i gadania upewniły mnie, że wiem teraz dużo więcej na temat tego co chcę robić, ale za chiny nie potrafię zdecydować co lepsze...
Studia plastyczne, kasa duża w Mediach. (pasja)
vs.
Psychologia, przez filozofie(łatwiej się dostać, a mnie to interesuje jak cholera) druga pasja.
CHOLERA. Skończy się na tym, że będę kuła jak głupia i pracowała nad porftolio plastycznym i złożę papiery wszędzie. A jak się dostanę wszędzie, to wyrwę sobie włosy z głowy. Choć owe pradopodobienśtwo jest minimalne.
Cóż, dzionek i tak był udany. Znajdowanie Emo lasek dla Allego, kawka w kafejce bardzo w moich klimatach. Obrazy wszędzie, dziwne kwiatki i jazzowa muzyczka w tle. Tiak... bardzo coś się czuję jazzowo ostatnio. W owej kafejce mignął mi Karl, stary znajomy. Uśmiechnęłam się do niego, ale nie zauważył, nie pamiętał? Trochę przykro mi się zrobiło, ale trudno. Zapłaciłyśmy za kawę i wyszłyśmy.
Zajęta wylizywaniem lodów miętowych z wafla, siedząć na murku nie zwracałam uwagi na świat naokoło. Tricia naglę szepnęła mi do ucha, że za nami, pod sklepem muzycznym stoją przystojni faceci i patrzą się w naszą stronę. Dla mnie przystojni mężczyźni nie istnięją od kilku miesięcy. Bez przesady, Johnnego Deppa i Keanu nadal kocham, ale to miłość platoniczna. Poza nimi i moim kofaniem nie widzę żadnych innych facetów. (Dobra widzę, ale gacie mi już nie spadają na ich widok, tylko nadal rozróżniam żabę od motyla).
Wracając do tematu, dziewczyny zaraz zaczęły podskakiwać na tyłkach, ja nie wiedząc o co chodzi lekko się odwróciłam lekko poirytowana, że oderwały mnie od wielbienia płyty koncertowej MCR którą właśnie zakupił Ally (i pozwolił mi pożyczyć). No więc w naszą stronę zbliżali się owi "przystojanicy". Od razu rozpoznałam, że część z nich to Under Siege, moi owi znajomi z zeszłych wakacji. Byłam pewna, że mnie nie poznają, albo udadzą, że nie poznali i pójdą przed siebie. Prawie, że miałam rację. Karl do nas podszedł. Głównie to do mnie, bo dziewczyn nie pamiętał. Mnie tak. Tylko, że takiego dziwoląga jak ja trudno zapomnieć. Mówi z akcentem, ni polskim ni Irlandzkim. (niby egzotycznym, ale ja ani pomarańcz, ani grejfrut), wygląda tak jakoś nie Irlandzko i w ogóle wariatka.
Jedna rzecz którą lubię w Karl'u to to, że nie podwala się do mnie na każdym kroku, nie patrzy na mnie jak na zdobycz i traktuje czysto jak kumpele. Nawet jeśli kiedyś dał mi kosza (miał dziewczynę), potem była mowa o czymś, ale pojawiła się próba złapania Marka w moje sidły związku. Udało się i tak zostało... Miło było wymienić kilka zdań, uśmiechów i dostać zaproszenie na koncercik. Obietnica drinku. No i chłopaka też powinnam przyprowadzić. Miło :] Może któregoś wieczoru wpadnę. Poszedł, a dziewczyny mdlały. Oj kobiałki wy moje... Nie dziw, że aż się faceci czasem boją z nimi gadać... xD