• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum grudzień 2005


< 1 2 >

i'm just sittin' in my car n waitin' 4 my...

Czerwień... znowu ta czerwień. Czyżbyś na mnie czekał kochanie? Naiwności już niestety... koniec. Aż dziw, iż z obojgiem łączy mnie pociąg do czerwieni...

Kolejne kłótnie z matką... mój sylwek jest poważnie zagrożony. A przecież sama organizuje świętowanie w hotelu :/ nawet transport powrotny sama sobie załatwiłam. Heh... i może być, że mojego księcia nie będzie. Mojej, prawdziwiej Nutelli. Ay... Chyba nie powinnam się w nim zakochiwać, jemu na mnie raczej nie zależy. Przynajmniej nie bardziej niż na kumpeli. I wytłumaczenia, nie ma kredytu... on mnie po prostu olewa.

Święta... jak ja kocham święta, szkoda tylko, że czar powoli pryska... a święta się kończą.

33 godziny w tym tygodniu. Słodko i gorzko, tak to skomentuje. W tym tępie szybko zarobię na wymarzony odtwarzacz MP3. Ale także zajadę się... cóż, Sylwek będzie nawet bardzo sweet... 13 godzin na nogach. 10 godzin ( no z przerwą kilku godzinną), potem iprezowanie, potem spowrotem w pracy o 8rano. I znowu przedemną 13godzin pracy. Także z 3-4godzinną przerwą. Fun or wat? Kocham te podzielone zmiany w pracy. Przynajmniej zabawnie będzie :] Nie ja jedna będę skacowana.

I przytulenie świąteczne, pewnego faceta, który nie wiem jak mógł mnie pociągać. Chyba wtedy po prostu potrzebowałam uwagi. Kogoś, kto by patrzył na mnie tak jak on. Potem dostałam tego w nadmiarze... Heh... Całuje was wszystkich serdecznie i życzę miłego nowego roku :] Na nic bardziej oryginalnego mnie w tej chwili nie stać. Przepraszam lecz przekroczyłam już limit wymyślnych życzeń.

Właśnie przed chwilą przez pomyłkę wysłałam słodkiego smsa do... Patrici. Największej plotkary w szkole. Jej numer jest prawie taki sam jak Ruairiego... FCUK!

Więc tu, zdjęcie zatytułowane the stars shine so... so... shiny! czyli od lewej, Dom, Johnny n Neil. 3myślicieli.

Więcej w następnej notce, teraz muszę lecieć papsy!

27 grudnia 2005   Komentarze (4)

Wiecie, jak żona mikołaja ma na imię?...

Wiecie, życzenia świąteczne mogą się obrócić przeciwko tobie. Raz się przyznałam, że dostałam obsesji kąpielowej (to przez Allego!), i raz powiedziałam, że na święta chciałabym mieć jakieś perfumy. A więc, teraz moi kochani dostałam 3zestawy perfum i 3zestawy do kąpieli! Zupełnie tak jakby chcieli mi powiedzieć, że śmierdzę! hehe. No ale w tym roku jest mania na zestawy do kąpieli, wszyscy sobie kupują sole itp. Shockin'! Ja byłam bardziej oryginalna, kupiłam dziewczynom kosmetyczki i każdej do środka wsadziłam co nie co. Oryginalność, nie ma co. Ulubiony prezent? Chyba od Ruairiego. Perfumy True Star z branzoletką i balsamem do ciała. Pachnie najładniej no i najdroższy :P

Xstmas Hugi... moje ulubione. Nagła cisza, spojrzenie mi w oczy. "Xstmas Hug!", przyjemnie ciepło i miły zapach jego ciała... "ey, tak mi jest cieplej!". I tulanie się przedłużyło. Myślę, że z Allym byłoby mi dobrze... choć kto wie. Potem nagłe zimno, bo Ally postanowił ścigać się z Neilem (za obrazę honoru Mr.Quina, naszego idola). Wyciągnięte ramioa w stronę Ruairiego. KOlejny przedłużony Xstmas Hug. Sweet... I wiecie? Nie chciałam wychodzić ze szkoły... Z moją paczką zobaczę się dopiero w sylwka :[

Umieszczałam może już zdjątka mojej paczki, z wypadu do kina (wieki temu?) ??? Bo jak nie, to proszę mi o tym powiedzieć to je umieszcze w następnej notce :]

Happy Xstmas n a Merry New Year 2ya's all!!!

22 grudnia 2005   Komentarze (6)

the greatest girl you'd ever see...

Zakupy... kolejne zakupy świąteczne. Nie powiem, że nieudane. Tylko, że już na serio, mam dość sklepów! Ile można! Ostatni prezent zakupiony (dzięki Bogu). Dla Ruairiego. Wyłożyłam kupe kasy na łancuszek z metalowymi kółczekami i krzyżyk który wygląda jak miecz oplątany przez czarnego smoka. On takie rockowe rzeczy lubi. Hanna się dorzuca do prezentu, po tym jak jej powiedziałam, że bokserki mają trochę seksualne przesłanie i jeśli mu damy bokserki to będzie gotowy pomyśleć, że chcemy iść z nim do łóżka! To Ruairi, więc czego można się po nim spodziewać? Z prezentu jestem dumna :] a jak.

Hmm... co do Allego... to powiem wam tylko tyle, że jak dostał ode mnie kartke na święta to oczy świeciły mu się jak dwie monety 2eurowe. Cieszył się jak małe dziecko, co się udzieliło Ruairiemu i na trzy wsadzili sobie koperty do gęby. Wcześniej były podarte na kawałaki wiec proszę nie siedzeć z taką przerażoną miną przed monitorem! Oni są powaleni! Konkurs, kto szybciej połknie kopertę! Wygrał Ally, nagrodą było moje palniecie po głowie. Oboje byli sini jak najedzone kleszcze (śliczne porównanie, wiem).  

Wiecie... nie którzy faceci są strasznie przewidywalni. Idę wziąść klucze od Mary, mojej belferki od S.O. Mary gada z Maurine, drugą babką od S.O. No więc znudzona Mikusia, przeczesuje włoski rozwiane na wietrze. Opiera się o ścianę i skanuje klase. Czyt. rozbiegane dzieciaczki, która z roku na rok wydają się coraz większe i co raz dojrzalsze. Dziewczyny co raz bardziej wypindżone, a to dopiero 2rok! Ja jestem na 4 i tyle tapety nie zakładam, ale to już inna sprawa. Chłopcy, co raz więksi, co raz bardziej męscy. Daniel T, potocznie zwany przezemnie Baby Boyem, moim EX baby boyem, wlepiał we mnie, po kryjomu, oczka. Iście po McBridowsku. Jak ja lubię się bawić facetami! Aż przyjemne ciarki przeszły po moim ciele. Xstine weszła z nim do klasy, kiedy ja wychodziłam z kluczami w łapce. "Here's your one". To teraz jestem your one. Nie no, zawsze jakaś nowość. Ten dostał iskierek w oczach, które próbował ukryć. Jeśli to jest udawanie, to on powinien dostać oskara. Potem, podczas oddania kluczy, było udawanie, że się czegoś zapomniało i czekanie aż i ja wyjdę. I tak rzucili się do drzwi, z Dannym, kiedy ja zaczęłam się zbliżać do wyjścia i wyszli przedemną. Uśmiechnęłam się sama do siebie. "Real gentelmen". Odwrócili się oboje. Nie załapali. "Dame puszcza się przodem". Ale DAnielka tak zmurowało, że nic nie odpowiedział. Jeszcze lepiej! Teraz biedny chłopak pluje sobie w brodę, że nic mądrego nie odpowiedział! Oj, już ja się nim zabawię. Brakowało mi tej okrutności strasznie!

I ciągle się katuję tą piosenką...

...the best girl i ever met... i talked to her for hours... the best girl i ever seen...

 

20 grudnia 2005   Komentarze (2)

Czerwony...

Czerwień... błyszcząca w świetle lamp. Czerwień, nie wiem dlaczego, pobudzająca me zmysły. Czerwień... czy samochód może pociągać? CZy on może podniecać? Ten napewno. Przystanęłam. Zdjęłam kaptur błękitnej sportowej bluzy. W uszach słuchawki dudniły, wyjęłam jedną. Przeczesałam włosy. Drogi samochód. Jakiś studencik wrócił i teraz będzie szpanował. Z zamyślenia wyrywa mnie śmiech. Tak dziwnie znajomy. "przestań tak go pilnować, nikt ci go nie ukradnie!". Odrywam wzrok od opon po których było widać, że dopiero niedawno wyjechały z salonu. Jego zdziwione spojrzenie. Zapomnieliśmy, że ja w tym miasteczku mieszkam? Odwróciłam się i poszłam dalej. Choć serce chciało wejść do tego chip shopu. Zamówić 7upa z lodem. Znowu jak tamta idiotka... Uśmiechnęłam się sama do siebie. Pozostawiłam przeszłość za sobą. On najwyraźniej nie. Wzrok podążał za mną, aż skręciłam. Tak samo jak gwizd. Już nie ta sama lalka, panie Mc Bride... Już nie ta sama lalka. Ten pan zawsze miał słabość do drogich, sportowych samochodów. Tylne siedzenie pewnie już jest poplamione w białe krople, pomieszane z dziewiczą czerwienią. Zawsze lubił młode. A ten samochód... podniecił nawet mnie. Tylko, właścicel już nie...

Piosenka... chyba o mnie... Napisana przez Doma... bo i jasno brązowe włosy są (zawsze się ze mną sprzeczał czy to blond czy brąz), i spacer po plaży, rozmowy do późna... tylko Happy Endu nie było... Nie było najpiękniejszej sukni, która tylko na jej ciele wygląda równie pięknie jak ona... nie było wieczornej bryzy i gwiazd... Siedzę z przymkniętymi oczami i słucham głosu Pita... przez jego usta płyną słowa, która brzmią tak znajomo... Czyżby to do mnie kochanie? Czyżbyć dla mnie Domie, napisał piosenke i nigdy nie miał okazji jej zagrać? Heh...

There is a greatest girl, who lives in this town, with 6ft. long hair n beautiful eyes...

A Ally? Nowa fryzura, która pociąga jeszcze bardziej. Świąteczny Hug, dłuższy i przyjemniejszy niż wszystkie. Złapany na spojrzeniu podczas jego koncertu... Lekki uśmiech. Taki do siebie... Nieopanowany. Wielu facetów tak ma, po tym jak jego spojrzenie padnie na mnie. Tylko, że już potem nie było nic. Potem wisiała na nim Paula, by lepiej widzieć. A ja? Byłam zazdrosna, nie powiem, że nie. Zawsze chcę mieć to, czego mieć nie mogę...

A: Ulubiony...?
M: Czerwony...
A:Czerwony!
M:Czerwony
A: NIe za miękki, nie za twardy
M: Tak! I opuszki tak strasznie nie bolą... czary...
A: Czary... Kto by pomyślał... czerwony...
M: Czerwony...

I nie chodzi tutaj moi drodzy, o ulubiony kolor...

 

19 grudnia 2005   Komentarze (6)

my love is gone... it's already at your door......

W głowie mam mętlik... za wiele pragnień... za wiele miłości. Powoli się zakochuje... cząstkami oddaje serce. Tylko czy on je przyjmie? Czy on je pragnie? Boję się kolejnego odrzucenia... bólu. Jestem silna, ale nie dość silna by znowu płakać pod prysznicem. By znowu chusteczką zmazywać rozmazany tusz... By znowy zagryzać wargę... kazać sobie przestać kochać. Zapomnieć... NIe chcę... nie znowu. Lecz nie potrafię inaczej. Choć próbuje. I w pewnych chwilach się udaje... a potem, jego palce uderzają o struny. Siadam obok niego i słucham, jak i Paddego palce tworzą... Na moich oczach powstała piosenka. Niecenzuralna... brutalna... o seksie (a o czym innym, skoro tekst napisał Paddy?). Dirty... i zarazem genialna. Bunt... mają zamiar zagrać ją na koncercie świątecznym. Uczniowie dla uczniów. Zawieszą ich... na bank. Ale warto... gdybym miała głos, zaśpiewałabym z nimi. Paddy mnie namawiał, bo jeśli taka ślicznotka jak ja będzie śpiewać, to odpuszczą. Tylko... że ja nie mam głosu. W grupie, ujdzie, ale samej? Nie kochany...o nie. Spojrzenie Allego. Boję się, że nadejdzie taki dzień, kiedy dla niego będę gotowa pójść w ogień. Już teraz nie wiem co będzie, kiedy wrócę na lekcje. Projekt się skończy na kilka miesięcy... zacznę wagarować? Kręcić? Pewnie tak... z miłości robimy wiele. A ja ostatnio bardzo się zmieniłam. To już nie ta grzeczna uczennica. To już nie ta mikia... Lubię siebie taką... Tą, która pytana "z jakim wyrazem ci się kojarzy litera S" odpowiada "sex". Bo coś się zmieniło... coś przeminęło.

Mętlik... bo kiedy tak blisko, stał Ruairi, znowu miałam ochotę sie do niego przytulić. Dotknąć... może nawet pocałować. Bo jakoś tak nagle zmienił się w moich oczach. Chwila... chwila szybko przeminęła... czy wróci? Może... może nie. Nie jesteśmy sobie przeznaczenia. Byłyby tylko ostre słowa... i przepaść. A tego nie chcę. Tego było już za wiele... Lepiej by była przyjaźń. Teraz przynajmniej wiem, co by było gdyby...

*

Daniel Timmony => come back

...u'r huntin' me... like a ghost... like a shadow in the rain...

Oven: how's luv with Ruairi? (nie będę podkreślać podtekstu...)
Moi: nie ma jej, zerwałam z nim
Oven: uuuu... to niedobrze.
Idzie przed siebie, kobieta o długich złocistych włosach... idzie, a wiatr rozwiewa jej włosy. Idzie i nie patrzy na chłopaków idących za nią. Odpowiada, nie patrząc w oczy. W tej chwili, nie ma zamiaru poświęcać im czasu.
Oven: Daniel chce wiedzieć, czy Ruairi jest załamany...
Moi: Jego się zapytaj
Idzie dalej... dziewczyna przy niej uśmiecha się lekko. De ja vu? Znowu Baby Boy? Co z tego będzie?
Oven: ja z nim gadałem, ale Daniel nie. On chce wiedzieć, czy nadal się w Ruairim bujasz.
Kobieta odwraca się, wiatr unosi włosy. Spokojny wyraz twarzy, zaciekawienie w zielonych oczach...
Moi: To dlaczego sam mnie nie zapytasz baby boy?
Uśmiech... tylko w jej stylu. Wejście do sklepu. Gwizd... pierwsze zdanie wypowiedziane bezpośrednio do niego od tamtych wydażeń. Potem uśmiech, jakiś tekst... NIe poznał mnie. Podziw w oczach. Zmieniłam się... on to widzi... Czyżby się zakochał? Spojrzenia co raz jawniejsze... to teraz zaczniemy gadać? Nagle znowu kumple? Nigdy więcej... żadnych młodszych chłopaków. Kumple? Z czarną róża się nie zadziera... mogę znowu się nim zabawić... by tylko zapomnieć o tym, co się dzieje w sercu... Dlaczego... dlaczego ci co kochają nas, są nie tymi których kochamy my? Pewność siebie, bo zna mojego kumpla, Ovena. Bo znowu zaczęłam zadawać się z 2roczniakami. Lecz to, mój drogi baby boyu nie oznacza, że znowu zabawię się z młodszym chłopakiem... Nawet jeśli nagle stałeś się wyższy ode mnie i szerszy w ramionach. Nawet jeśli twój głos jest głębszy. W tym momencie tylko jedna para oczu, dwa orzechy... tylko one potrafią mnie w sobie rozkochać. Teraz czas na klątwe muzyków...

A jej złociste włosy rozsypują się na poduszce i czekają na dzień, kiedy na tej właśnie poduszce pieścić je będą męskie dłonie. Kiedy policzka dotkną opuszki palców... Kiedy w końcu ich pani będzie szczęśliwa...

15 grudnia 2005   Komentarze (4)

let me fly... take me away to the place where...

Bo tak jakoś... lekko jest. Mnie... powietrzu... bo jakoś tak... dobrze jest.

Ponownie... nitki... delikatnie, srebrzyste, unoszące się na powiewach niewidzialnego wiatru. Lekko drgające dłonie... w takt muzyki.... Allego, Adama, Paddego... Przymknięte oczy Cookiego. Palce uderzające o struny gitary. "Pójdziemy się przejść?" przerywające czar. Nie Hanna... Cii... Jej odburniknięcie "ale tutaj jest tak nudno...". Szcz.. Adama. Cichy śmiech, kiedy Ally zasłuchany w muzykę przewraca się wraz z krzesłem. I znowu... cisza... muzyka... lekko drgające dłonie. Prąd wędrujący wzdłuż ramion... sprzeczanie się, teraz ja, ja! Daj mi zagrać. Ostatnie piętnaście minut, ostatniej lekcji. Wszyscy na tzw. wagarach. Siedzęcu z nami w sali nr25, pod pretekstem pomagania w projekcie. Więź... przez krótką chwilę... Hana tego nie rozumie... Nudziło jej się. Ciągle jęczała. W końcu zniecierpliwiona wstała i wyszła na zewnątrz. Nikt nie zauważył... Uśmiech... od Allego. W jego oczach to, co w mojej duszy...
Są ludzie, którzy grają na gitarze jak automaty... Posiadają je, umieją coś tam zagrać. Ale oni nie czują muzyki... nie zaprzyjaźniają się z nią. Nie czują dreszczy, nudzi ich, po jakimś czasie. Gitara, to tylko drewno... Nie przyjaciółka na całe życie.

Coraz wieksze pragnienie... znowu tego, co jest blisko, a tak daleko. Hug... droczenie się... Gdy go nie ma... tęsknota? Czy kiedyś w końcu, los pozwoli mi się zakochać szczęśliwie? 

14 grudnia 2005   Komentarze (6)

fuck me hardly...

Pod skórą... ciągle dreszcze. W ustach... ciągle smak emocji... Powoli, gołymi stopami wchodzę do nieznanego mi świata. Wcześniej widziałam tylko rozmazane obrazy przez szybę, kolorowe, ale takie... dalekie. Pozwolono mi wejść pomiędzy nich, dotknąć nici muzyki... Pozwolić by mnie zabrała ze sobą. Pokolei osoby z grupy zaawansowanej (podczas lekcji muzyki w szkole), grało dla nas jedną piosenkę. Niektórzy śpiewali. Paul, krwistoczerwona gitara elektryczna i Niki, jako dodatek. Spojrzenia, jakoś tak się zbliżyliśmy w tym roku. Nie chcę by sytuacja z pierwszej klasy się powtórzyła. Jego uczucie i moje nie... wtedy byliśmy dziećmi, teraz bardziej by bolało... Niki, solo, delikatne dreszcze. Potem Cookie, misio okrąglutki. Taki cichy... siadł, przymknął delikatnie powieki. Palce otarły się o struny, a ja popłynęłam... Głos silny jak dzwon... głęboki, przepełniony uczuciem. Muzyka dotyka nas głęboko... łapie szponami serce i długo nie chce puścić. Otworzyłam oczy, na krześle usiadł Ally. Dmuchnięciem na chwile odsłonił oczy. Te piękne orzechowe oczy... Jedno spojrzenie, uśmiech... Kolejne nici oplatające mnie wzdłuż i wszerz. Nie będę monotona, nie powiem, że po raz kolejny się zakochuje... bo to nie tak... Bo tu nie ma miłości. Nie pozwalam sobie samej się w nikim zakochać. Nie warto... Stopami po tafli wody... by móc tak przymknąć oczy, odsunąć wszystkie problemy na bok... by muzyka płynęła nadal...

Rozmowa o seksie, o gwałcie, o pragnieniu i snach przepełnionych owym uczuciem. O erotyce i uśmiechu. Kolejna rozmowa na serwerze, podczas ECDL. Kolejna rozmowa z Allym. Bawienie się w chowanego... żarty, ale takie poważniejszego... dojrzalsze niż z innymi chłopakami. Niż z Ruairim... W końcu Ally ma te swoje 17lat. Zdejmowanie sukni, jego $przygląda i uśmiecha się$. Potem intruz wkraczający w nasz świat. Przestraszona usunęłam jego. Kontynuacja rozmowy, kto kogo już nie pragnie, kto komu ucieknie. Intruz pojawił się ponownie. Odpowiadanie pół słówkami. CZy on nie widzi, że przeszkadza? Intruz pisze "hey guys i feel kinda akward". POwinien czuć się zmieszany... i nienamiejscu. Złapał nas na rozmowie o sexie... i zdaniu "i no u luv me". Dzwonek, usunięcie dowodów. Wyjście z klasy, ewakuacja. Pochwycenie plecaka... podniesienie wzroku. Jego orzechowe oczy i śmiech, dwóch par ust. Paul spojrzał na nas "to wy!". To my... tak... I pytanie pozostaje... gdzie była prawda? a gdzie fantazjowanie...

A na gitarze gram dopiero od kilku tygodni... stąd sine palce i ból...

13 grudnia 2005   Komentarze (2)

it's time to face the truth... im neva gona...

A: hug?
Więc przytulam.
A (wzrok wędrujący zdłóż uda ocierającego się o jego kolano) : przysuń się
Więc się przysówam.
A: Cholera zaczynam się podniecać, gdzie Ruairi? Niech tylko to zobaczy...
Moi: Zerwałam z nim.
A: A to w takim razie mogę się podniecać. Kontynujemy?

Heh... niestety... zerwałam z nim. Nie pytajcie dlaczego, nie zadawajcie pytań i nie oczekujcie odpowiedzi. Gdyż są powody, których nie rozumie umysł, a rozumie serce... Bo są powody które rozumieją komórki, ale nie motyl... Bo nie napisał... bo się bawił... Bo mnie olał. Przyznał się... że był pijanym idiotą. Że źle zrobił... Wyrzuty, że nie było tego czegoś. Że może byśmy byli parą, gdybyś się lizali. Nie... nie całowaliśmy się. Bo jakoś nie było okazji, prawda kochanie? Bo jakoś tak się stało, że się pokłóciliśmy, a potem on dla mnie nie miał czasu. Ale czas był... na picie... na samochody... na zabawe w dyskotece... na bójki... na śmiech z kumplami na przerwie. Ale nie było czasu by zapytać jak się czuję. Czy już dobrze, czy już się pogodziłam z dziewczynami. Bo przecież o niego poszło. Ale czy go to obchodziło? Bo nie było ramienia ocieplającego po pracy... Był tylko wiatr i zimno kłujące w policzki... Za wiele było tych BO. Przyjaciele... I niech tak zostanie. Lepiej skończyć, za nim się zaczęło. Bo źle się zaczęło. Za nim dzisiał doszło do kłótni, powiedziałam mu wprost. Za wiele nas łączy by to niszczyć głupim związkiem. "Jeśli ty tego pragniesz... zgodzę się ze wszystkim". Teraz mu zależy, ale wcześniej, jakoś już mniej. I wszystkie te preteksty... nie pachną już tak pięknie. Czuję zapach kłamstwa, zapach który nienawidzę. I nie, nie chcę rozstrząsać, tak czy nie. Kto okłamał, kiedy. Bo niech będzie jak jest. Bo już jestem zmęczona i chcę tylko przymknąć oczy i słyszeć śmiech. By w jednym uchu leciała muzyka, a w drugim "u turn me on" Alliego. Niech będzie jak kiedyś...

A: What kind of position is dat?
Jedno spojrzenie i delikatny, zalotny uśmiech.
A: Everything has to do sumtin with sex for ya, doesn't it?

I co z tego... że to pewnie znowu nie ten. Zrywając z Ruairim, nie myślałam o nim, ani o żadnym innym. On to tylko kolejny dodatek. Na dzień, dwa, tydzień, lub trzy, miesiąc, może kilka. A potem następny... aż do bólu... aż znajdę odpowiedniego. I co z tego, że chyba leci na Lisę, dziewkę z naszego roku. Która jego też nie będzie. Choć kto wie, świat jest dziwny. Może będą razem, a może moje podejrzenia są tylko podejrzeniami. Może... kto wie. Mało mnie to rusza... bo tak jest dobrze... nie szukam narazie księcia.

A palce szaropurpurowe od strun gitary... i ból, masochistyczny, doprowadzający do eufori... do czegoś równego orgazmowi. Znalazłam swoje szczęście... teraz pozwólcie, że zatracę się w muzycę... I niech zranią mnie do głębi... taki ból, niech zadają mi codziennie...

13 grudnia 2005   Komentarze (2)

Im not o fuckin' key...

To już chyba koniec.... możemy już iść... oboje w dwie różny strony świata.. z łzami na przegubie dłoni...

Tak moi drodzy... to już chyba koniec. Koniec, za nim jescze nastąpił właściwy początek. Bo czy to ma sens? Bez słów na dobranoc, bez tęsknie. Bez jakiekowilek słowa. Bo to jemu w końcu powinno bardziej zaleźeć. Bo w końcu to on mnie głęboko zranił, przecież to ja mu wybaczyłam. Wczoraj bawił się na dyskotece kiedy ja pracowałam. Jakieś, tęsknie? Jakieś, jak się czujesz? Jakieś, słonka, kotki, kofanie? Nic... Smsmy od osób tak mi dalekich "gratulacje!". Chwalić to on się potrafi. Jestem z nią! Udało mi się ją zdobyć. Tylko na jak długo? Bo ja, nie wiem czy wiesz, jestemjak dziki ptak, mnie nigdy do końca nie sa się zdobyć. Chyba, że miłości magią, pieśni pocałunkami... Dzisiaj chciałam się z nim spotkać... może by tak po pracy? Ale już nie jestem pewna, czy nie wole tak jak wczoraj... Usiąść przy barze, śmiać się z Lisą, rozmawiać z Shanem (jej chłopakiem) i śmiać się głośno, drocząc z Aaronem. Nie wiem co zrobię... Bo co? Bo on nigdy pierwszy nie pisze? To było dobre, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Rozmowa z matulą pomogła... ja naprawdę mogę mieć kogo chce... Nie muszę być w tym związku na siłę... W zwiazku którym tak jakby tylko mnie zależy. Bo co, bo kumpel mu umarł? Ale jakoś w dyskotece możę się bawić, w samochodzie rundki po mieście, wporządku. Ale smsa do dziewczyny? Nie tak miało być... nie tego się spodziewałąm.

Wczoraj to ja miałam być męcczeniczką. Tą smutną, tą załamaną... tą przygnębioną. Zamiast tego był śmiech, już gdy tylko przekroczyłam krok hotelu. Podniesienie białej jak śnieg koszuli, cichy pisk... ach ci faceci. Przytulenie Coriny, kiedy już nie wytrzymałą... kiedy wszystko zaczęło jej się walić. Jej facet... z menagerką hotelu, sos... na podłodze. Ciało odmawiające posłuszeństwa, nadchodząca grypa. Bad Day... Przytuliłam ją mocno, pocieszyłąm... Mariowi i Arkowki kazałam się odwalić. "Ale co jej jest?", skoro zachował się jak dzieciak, to niech teraz zostawi ją w spokoju. I miał być wstręt do facetów... uśmiech Aarona. "Co tam mała". Śmiech, rozmowy. Bo coś się zmieniło. Coś pękło wraz z momentem kiedy się zatrzymał w szkole, w raz z Shaunem. Kiedy padło jak tam leci. Jedyny plus bycia zajętą, jest taki, że możesz się wydurniać z innym facetem, flirtować, ale on i tak wie, że nic więcej się nie wydaży. Bo co jak co... ale do niczego nie dojdzie, pomiędyz mną i jakim kolwiek innym facetem, dopóki będę chodziła z Ruairim. Nawet jeśli będzie to najgorszy związek jaki kiedykolwiek istniał. Nie zdradzę go... najwyżej wcześniej zerwę. Rozmowa sam na sam, o rybkach, o akwarium wkieliszku i jego oczach w soczewkach. Bo mogłam mu to powiedzieć, tak w żartach. Że są dużo głebsze w soczewkach, nie kryjące się pod szkłami. I czy ciągle coś do niego mam? Nie więcej niż do wielu innych facetów... On ją kocha, a ja się cieszę. Bo gdy widzę jego szczęście, nie potrafię już się gniewać. Wyznanie jedjen z nowych kelenerek... kiedyś mojej dobrej kumpeli która się zeszmaciła. "Cholernie podoba mi się Aaron". On jest Orli... i na swój sposób mój. Bo nadal w jego oczach, tak gdzieś głęboko, za mgłą zakochania, jest ten promyk. I tej zadziorny uśmiech. Chciałabym, by ktoś kochał mnie, tak jak on Orle. Tak jak wielu facetów, kocha swoje kobiety. Tylko dlaczego, ja na takiego nie mogę trafić?

 

11 grudnia 2005   Komentarze (3)

if u wud marry me, wud u burry me?

Ja wiem... że chyba tak miało być. Już nie żałuję, że jestem z nim. Może los tak chciał? A może Bóg, tak chciał...


A jednak zostałam wciągnięta w kłótnie. Kłótnia była o mnie. Albo raczej o coś, co ktoś powiedział na mój temat. Zaczęło się od ostrych smsów. Nic nie pomagało, ani piękne słowa, ani przekonania, że liczę się tylko ja... że to była tylko taka gra... że krył się z tym, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń. Nie zwracałam na to uwagi. Uśmiechy Davida, menagera, dwóch polskich przystojniaków. Jestem uwielbiana, co mnie obchodzi jakiś dupek. Z każdą minutą byłam coraz mnie o tym przekonana. Przyszedł... mnie było stać tylko na ucieczke od spojrzeń, na cisze i nie mówienie nic. Bo bolało mnie to... bolało jak na mnie patrzył. Siedząc pomiędzy drzwiami w supermarkecie, sprzedając kalendarze i poraz setny mówiąc ludziom naco ta kasa, kto to ten w różowym na zdjęciu, zmarźnięta do szpiku kości, miałam już tylko ochotę by mnie przytulił. By mnie rozgrzał ustami i by było dobrze. Ale nie mogłam... nie potrafiłam... Hanna mnie buntowowała... nie wybaczaj, jest tak samo kłamliwy jak wszyscy. Ona syczała, się rzucała. A ja? Za miast ciepła, zamiast pocałunków i dotyku... zimnym głosem go potraktowałam. "Płać albo idź". Więc poszedł.. a mnie coś strasznie zabolało. Chciałam za nim pobiec, chciałam chwycił go za dłoń, przyciągnąć do siebie i oprzeć mu głowę na ramieniu. Pozwoliłam mu odejść. Udawałam, że nic się nie stało. Że i tak miałam z nim nie długo zerwać. Bo co tam, w ogóle mnie nie obchodzi. Bo wiesz, lecę też na Allego. A z nim jestem... bo zdecydowałam, że wolę Ruairiego. Oczy wbite w sufit, smsy... zadawany mu ból, igła za igłą. Bo jeszcze bardziej się pogrążał. "Nie daj się" i poszła... Nareszcie. Bo ona od początku nie była za tym związkiem. Brakowało mi kogoś, kto by powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wytłumaczył co się w okół mnie dzieje. Przyjaciele naskakujący na przyjaciół, a wszystkiego to ja jestem powodem. Kłamstwa... tyle kłamst, że aż serce krzyczało, przestańcie. Tyle kłamst ujrzało światło dzienne, pozwoliło by moje serce je poznało. Wszyscy kręcili, wszyscy wciskali mnie i sobie nawzajem o mnie kity. Że ja ich nie obchodze, kiedy obchodzę ich bardziej niż kto kolwiek inny. Że mnie nie chcą, bo ktoś inny powiedział, że mnie nie chce. Za dużo tego... łzy... łzy spływające po policzku porcelanowej lalki. Powinnam się śmiać głośno. W końcu to ubieranie choinki. Udawałam, że to katar, że przeziębienie. Ale nie wytrzymałam i wypłakałam się ojcu. Nie chciałam... mówiłam, że nie, że skomplikowane, że sama dam sobię radę. A może po prostu się bałam... wkońcu nie jest taki mi blisku jak matka. Ale on przytulił, pomógł... I już było lepiej... a potem nóż prosto w serce. Bo coś się stało... "jeśli chcesz, możemy przestać chodzić, możemy przestać być przyjaciółmi, możemy nawet ze sobą nie rozmawiać, jeśli tego chcesz proszę bardzo, mnie to już wisi, mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie". Nigdy tak do mnie nie mówił... nigdy nic nie było ważniejszego od... nas. I od tego co nas łączy. Nie wierzyłam, że to tak po prostu. "Coś się stało... odpocznijmy od siebie. Nie będzie mnie w szkole, biorę kilka dni wolnego. Za bardzo mi na tobie zależy byś była teraz przy mnie... mógłbym zranić cię jeszcze bardziej". Znowu łzy w oczach... co się dzieje? Do tego Hanna naskakująca na mnie... Ludzie, proszę przestańcie... Jego przyjaciel umarł. Przyjaciel ze Stanów. Wybaczyłam mu wszystko, jeszcze za nim mi o tym powiedział. Kiedy ja głupia wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam jak go dobić, on rozpaczał po śmierci przyjaciela... Głupia i pusta idiotka... Do tego Hanna... Przemawiająca za nią i Fione. Cholerne smsy... Jak to teraz to już nikt inny nie będzie ważny, tylko ja i Ruairi. Nie będzie już świata poza nami. Wszystko będziemy trzymać tylko dla siebie i już nic im nie będziemy mówić. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego powiedział tylko mnie. Dlaczego najechał na nią i powiedział jej, że po tym co się dzisiaj stało nie ma głowy na dziecinadę. Bo to była dziecinada. A ja dałam się napuścić Hannie i Fionie. Więc, po tym jak wylała z siebie wszystko co w niej siedziało od dawna, powiedziałam jej. Warto było tak na mnie najeżdzać? I na niego? Tylko po to by się dowiedzieć, że chłopak któego nawet nie zna, nie żyje? Warto było? Myślę, że nie. Ale tu nie chodziło o to, co się stało. Tu chodziło o to, że ja wiem. I że nawet gdybyśmy ze sobą nie byli on i tak by mi powiedział. Prawda jest taka... że kiedy się kogoś kocha, to się mu mówi o wszystkim. A tutaj, ta informacja była dowodem na to, że mu zależy, że jestem najważniejsza... ale w tym momencie, on musi pozostać sam. A ja nawet nie mam jak przytulić go, pocałować i powiedzieć, że jestem z nim. Bo on chce być sam... Siedząc w Latterkenny przy piwie i zapominając o wszystkim. Chciałabym być przy nim, bo wiem... teraz wiem, że ważniejszy jest od Allego i jakiekolwiek innego faceta... Bo chyba dzisiejszy dzień był mi potrzebny by zrozumieć, że w tym momencie, nie ma bliżej mi osoby tutaj. Bo on był od zawsze i na zawsze. Jak nikt inny.


A notka długa, bo ja zawsze tak piszę i proszę się nie czepiać. Nie wiem po raz który to napiszę, ale nie umiem pisać krótko i zwiąźle. A ty madelle powinnaś już o tym dobrze widzieć :]

09 grudnia 2005   Komentarze (2)
< 1 2 >
Czarna-roza | Blogi