if u wud marry me, wud u burry me?
Ja wiem... że chyba tak miało być. Już nie żałuję, że jestem z nim. Może los tak chciał? A może Bóg, tak chciał...
A jednak zostałam wciągnięta w kłótnie. Kłótnia była o mnie. Albo raczej o coś, co ktoś powiedział na mój temat. Zaczęło się od ostrych smsów. Nic nie pomagało, ani piękne słowa, ani przekonania, że liczę się tylko ja... że to była tylko taka gra... że krył się z tym, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń. Nie zwracałam na to uwagi. Uśmiechy Davida, menagera, dwóch polskich przystojniaków. Jestem uwielbiana, co mnie obchodzi jakiś dupek. Z każdą minutą byłam coraz mnie o tym przekonana. Przyszedł... mnie było stać tylko na ucieczke od spojrzeń, na cisze i nie mówienie nic. Bo bolało mnie to... bolało jak na mnie patrzył. Siedząc pomiędzy drzwiami w supermarkecie, sprzedając kalendarze i poraz setny mówiąc ludziom naco ta kasa, kto to ten w różowym na zdjęciu, zmarźnięta do szpiku kości, miałam już tylko ochotę by mnie przytulił. By mnie rozgrzał ustami i by było dobrze. Ale nie mogłam... nie potrafiłam... Hanna mnie buntowowała... nie wybaczaj, jest tak samo kłamliwy jak wszyscy. Ona syczała, się rzucała. A ja? Za miast ciepła, zamiast pocałunków i dotyku... zimnym głosem go potraktowałam. "Płać albo idź". Więc poszedł.. a mnie coś strasznie zabolało. Chciałam za nim pobiec, chciałam chwycił go za dłoń, przyciągnąć do siebie i oprzeć mu głowę na ramieniu. Pozwoliłam mu odejść. Udawałam, że nic się nie stało. Że i tak miałam z nim nie długo zerwać. Bo co tam, w ogóle mnie nie obchodzi. Bo wiesz, lecę też na Allego. A z nim jestem... bo zdecydowałam, że wolę Ruairiego. Oczy wbite w sufit, smsy... zadawany mu ból, igła za igłą. Bo jeszcze bardziej się pogrążał. "Nie daj się" i poszła... Nareszcie. Bo ona od początku nie była za tym związkiem. Brakowało mi kogoś, kto by powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wytłumaczył co się w okół mnie dzieje. Przyjaciele naskakujący na przyjaciół, a wszystkiego to ja jestem powodem. Kłamstwa... tyle kłamst, że aż serce krzyczało, przestańcie. Tyle kłamst ujrzało światło dzienne, pozwoliło by moje serce je poznało. Wszyscy kręcili, wszyscy wciskali mnie i sobie nawzajem o mnie kity. Że ja ich nie obchodze, kiedy obchodzę ich bardziej niż kto kolwiek inny. Że mnie nie chcą, bo ktoś inny powiedział, że mnie nie chce. Za dużo tego... łzy... łzy spływające po policzku porcelanowej lalki. Powinnam się śmiać głośno. W końcu to ubieranie choinki. Udawałam, że to katar, że przeziębienie. Ale nie wytrzymałam i wypłakałam się ojcu. Nie chciałam... mówiłam, że nie, że skomplikowane, że sama dam sobię radę. A może po prostu się bałam... wkońcu nie jest taki mi blisku jak matka. Ale on przytulił, pomógł... I już było lepiej... a potem nóż prosto w serce. Bo coś się stało... "jeśli chcesz, możemy przestać chodzić, możemy przestać być przyjaciółmi, możemy nawet ze sobą nie rozmawiać, jeśli tego chcesz proszę bardzo, mnie to już wisi, mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie". Nigdy tak do mnie nie mówił... nigdy nic nie było ważniejszego od... nas. I od tego co nas łączy. Nie wierzyłam, że to tak po prostu. "Coś się stało... odpocznijmy od siebie. Nie będzie mnie w szkole, biorę kilka dni wolnego. Za bardzo mi na tobie zależy byś była teraz przy mnie... mógłbym zranić cię jeszcze bardziej". Znowu łzy w oczach... co się dzieje? Do tego Hanna naskakująca na mnie... Ludzie, proszę przestańcie... Jego przyjaciel umarł. Przyjaciel ze Stanów. Wybaczyłam mu wszystko, jeszcze za nim mi o tym powiedział. Kiedy ja głupia wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam jak go dobić, on rozpaczał po śmierci przyjaciela... Głupia i pusta idiotka... Do tego Hanna... Przemawiająca za nią i Fione. Cholerne smsy... Jak to teraz to już nikt inny nie będzie ważny, tylko ja i Ruairi. Nie będzie już świata poza nami. Wszystko będziemy trzymać tylko dla siebie i już nic im nie będziemy mówić. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego powiedział tylko mnie. Dlaczego najechał na nią i powiedział jej, że po tym co się dzisiaj stało nie ma głowy na dziecinadę. Bo to była dziecinada. A ja dałam się napuścić Hannie i Fionie. Więc, po tym jak wylała z siebie wszystko co w niej siedziało od dawna, powiedziałam jej. Warto było tak na mnie najeżdzać? I na niego? Tylko po to by się dowiedzieć, że chłopak któego nawet nie zna, nie żyje? Warto było? Myślę, że nie. Ale tu nie chodziło o to, co się stało. Tu chodziło o to, że ja wiem. I że nawet gdybyśmy ze sobą nie byli on i tak by mi powiedział. Prawda jest taka... że kiedy się kogoś kocha, to się mu mówi o wszystkim. A tutaj, ta informacja była dowodem na to, że mu zależy, że jestem najważniejsza... ale w tym momencie, on musi pozostać sam. A ja nawet nie mam jak przytulić go, pocałować i powiedzieć, że jestem z nim. Bo on chce być sam... Siedząc w Latterkenny przy piwie i zapominając o wszystkim. Chciałabym być przy nim, bo wiem... teraz wiem, że ważniejszy jest od Allego i jakiekolwiek innego faceta... Bo chyba dzisiejszy dzień był mi potrzebny by zrozumieć, że w tym momencie, nie ma bliżej mi osoby tutaj. Bo on był od zawsze i na zawsze. Jak nikt inny.
A notka długa, bo ja zawsze tak piszę i proszę się nie czepiać. Nie wiem po raz który to napiszę, ale nie umiem pisać krótko i zwiąźle. A ty madelle powinnaś już o tym dobrze widzieć :]