• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 31 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum kwiecień 2005, strona 2


< 1 2 3 4 >

it's only coz i'm not with u, which makes...

Zacznijmy od tatusia Helgi. Cholera, gdybym wiedziała, że on tak to będzie przeżywał to nie wiem czy bym to wszystko zaczęła. Chodź... gdyby to tak dłużej przemyśleć, tak ;) Noel strasznie to przeżył. Nawijał i Lisie z Falcarragh cały czas, trzeba przyznać, był w centrum uwagi. On siedział z rękoma opartymi o kolana, a chłopaki stali w okół niego i mu doradzali. Potem zaczął do mnie dzwonić, nie mogłam odebrać, bo jak niby? Stojąc nie daleko? Potem podczas lekcji, trzy nie odebrane telefony. Z zablokowanego numeru, ale on żadko go odblokowuje. Trochę mi go żal było, nawet mu się uśmiechać nie chciało. Słyszałam też skrawek rozmowy "one nie może być moje! to jest nie możliwe!"- dochodzę wniosku, że z niego naprawdę prawiczek skoro się tak zapiera. Oj... co ja zeczęłam... Wiem jedno, on mnie w ogóle nie podejrzewa. Nie... poszedł na tą śpiewkę z Lisą. Rano spojrzał na mnie tak smutnie... jakby coś się skończyło. Jutro wyślę mu smsa, że to był żart, bo jakoś tak mi się żal go zrobiło... za miękkie mam serce. Oj za miękkie. No ale cóż, ta melancholia długo nie trwała, bo już potem się na mnie gapił, a więc nic się nie zmieniło, a już myślałam, że przynajmniej o mnie zapomni, w końcu ma Helgę na głowie! To powinna być kobieta jego życia! A nie jakaś tam Mikia, hehe. No ale potem już się śmiał i w ogólę, szybko mu przeszło. Ciekawa jestem czy dalej będzie próbował rozmawiać z Lisą na temat ich dziecka.

Podczas przygotowywania do egzaminu praktycznego (podczas którego robiłam za połąnczenie gosposi i pomocnika) latałam do sali od Artu by przygotować Menu dla Danielle i Eidena, bo oni kompletnie zapomnieli. A co tam, trochę się poruszam. Na korytarzu, naprzeciwko schodów siedział Owen i kilka dziewczyn, bo oni mieli próbny z oralnego ogzaminu z Francuskiego i czekali aż ich wywołają. No to ja lecę po schodach, bo sala od Artu zamknięta i kluczy potrzebuje. I ta... Imer mnie woła i pokazuje na Owena "He fancis ya" czyli, że on się we mnie bujnął. O ja cie... zaraz do sufitu podskoczę... On jej przyłożył "miałaś nikomu nie mówić!". Roześmiałam się(jak zwykle) i odeszłam. Potem wróciłam, bez kluczy, bo się okazało, że Eyman juz tam poszedł. No to znowu idę, a Owen tam nadal siedzi... gwizdów nie było końca. I komentarzy na temat moich zgrabnych bioder. O ja cie... w Noela się zamienia. Jeśli i ten się we mnie bujnął to już mam ładny łancuszek adoratorów, a ja myślałam, że on tak za mną łazi i się na mnie gapi, by potem Noelowi relacje zdać ;)

I Alan... Alan... cholera, no właśnie, co z tym Alanem? Podczas egzaminu ciagle na mnie lookał, na początku próbował się z tym kryć, ale potem nawzajem siebie prowokowaliśmy. Wgapialiśmy w siebie, aż to drugie zauważy. Ciagle się do mnie uśmiechał, robił miny itp. Dobrze, że egzaminatorka tego nie widziała. Pomyślałam sobie, że gdybym tak poprosiła którąś zdziewczyn by się go zapytała czy on mnie shiftnie, to by się pewnie zgodził. Już dla samej "publiki" warto by było. Sama już nie wiem... chyba mu się podobam (ile razy to już mówiłam, a potem cofałam zdanie?). W cholere, on się chyba bawi ze mną w ciepło, zimno. Aż się zamordować by chciało. Chodź z drugiej strony, szkoda by było =P Gościu mi się podoba... ja to mam problem z facetami. Ja cie... to te hormony! Jutro zostaje po szkole. Jutro jest środa. Jutro pewnie zostają 5roczniacy. Jutro zostaje w szkole Noel i Owen, i reszta giermków. Ciekawie będzie i może się NOel rozluźni jak mu wyślę smsa, że to był żart. Bo taki spięty to aż... ciarki mnie przechodzą. Szkoda mi go trochę, chodź z drugiej strony... to skurwiel debilowaty, nie powinno mi być go szkoda... ale jest.

p.s. To zdjatko to samorób, zrobiony przez "Moi". Co ci faceci widzą w tej zakochanej w sobie Polskiej suce? Nie wiem, ale zdjątko jej zrobiłam =] pozdro 4all

12 kwietnia 2005   Komentarze (12)

o nie... chyba poroniłam =]

Dochodzę do wniosku, że ten pomysł wcale nie był taki genialny. Gandzia zniszyła całą zabawę, ale ma trochę racji... zresztą, to wszystko zaszło za daleko. Zrobiło się za poważnie. On na serio się przejął i w kurwił. Tak kochani, puściły mu nerwy. Bawiło mnie to strasznie, dopóki Gandzia mi nie uświadomiła, że jeśli on się dowie, że to ja, to on i jego kumple będą głęboko przekonani, że jestem głupia zakochana dziewuszka która za wszelką cenę chce zwrócić na siebie uwagę. Chodź Hanna twierdzi, że on jest za głupi by się skapnąć, że to ja. No bo kiedy my ostatnio gadaliśmy? On nie ma zielonego pojęcia, że ja potrafię tak grać, że jestem taka okropna kłamczucha i, że potrafię go aż tak długo wodzić za nos.

Nom... ale na czym to ja skończyłam w poprzedniej notce... a już wiem. Więc, po opisanym smsie, napisałam mu, żeby zapomniał o tej rozmowie, bo z niego jest dzieciak i nie wiem jak mogłam bzyknąć takiego chuja jak on, musiałam być naprawdę zalana i, że z z dzieckiem sama sobie dam radę. No to wtedy mu nerwy puściły, użył tylu oryginalnych wyzwisk i w ogóle, talent chłopak ma. "kobieto ty masz niepokolei w głowie!", albo moje ulubione, poprostu cacużko "u r a mental tormentated bitch"-czegoś takiego jeszcze nigdy nie słyszałam. I, że jak on mi ma niby wierzyć, skoro ja mu nawet nie napisze jak mam na imię? Nadal, sms trzymał się ładu i składu i widać, że na serio się zmartwił, że to może być prawda. Swoją drogą... gdybym była nim też bym się zmartwiła, bo ja mam talent do męczenia ludzi. To mu odpisałam, że mam na imię Lisa, i że nie przeszkadzało mu to, że jestem-jak wyżej wymienioną- suką kiedy mnie bzykał. Heh... to na serio zaszło za daleko. To on do mnie... co on do mnie napisał? A, że nie zna żadnej Lisy i pamiętałby gdyby mnie bzyknął. Itd. itd. To mu odpisałam, żeby zapomniał o tej rozmowie, bo ta cała rozmowa to wielki błąd, z dzieckiem dam sobie sama rade skoro on nawet nie pamięta, że mnie bzyknął. I koniec. Nie odpisywał długo. Teraz pisząc tą notkę byłam pewna, że mój sms był ostatni. A tu niespodzianka. Przed sekundką mi odpisał. Długo mu to zajeło... prawie, że ponad godzine. Już mnie to znudziło... Odpisał (zdenerwowany, ale nie ostry, raczej... spanikowany)

"should nev start dis conversation wil u shut up i don no who ya r lisa i  no fuckin heaps of lisa's! so t b honest wot else my expect t do only tnk ya's bulshitn"

"Nigdy nie powinnaś jej zaczynać! Przymkniesz się wreszcie nie mam zielonego pojęcia kim jesteś Lisa! Nie znam żadnych Lis"-to akurat napisane w bardziej skomplikowany, Noel'owski sposób- " A więc, co ty oczekujesz, że zrobię? zresztą myślę, że robisz mnie w konia".

I dobrze myśli. Piękna się znudziła i doszła do wniosku, iż on nigdy nie dojdzie kim ja jestem. Głęboko jest przekonany, że to jakaś Lisa z falcarragh(czyt. Filcara) i niech se myśli. Widać, że się łamie, gdybym wpadła na jakiś idealny pomysł to go bym pewnie przekonała, ale nie chce mi się już. Niech się męczy "a co jeśli...?". A może on prawiczek jest i dlatego taki przekonany jest, że jeszcze zachował swoją cnotę? Cóż, wiem jedno, święty to on nie jest ;) Dziękuje wam za te komenty pod zdjęciami, i ten komentarz, że on dla mnie jest za brzydki... wiele mi pomógł, naprawdę. Znajdę sobie kogoś, kto jest wystarczająco dla mnie śliczny. Zmuszona jestem na lookanie na jego zdjątko za każdym razem kiedy wchodzę na bloga i szczerze... też nie wiem co ja w nim widziałam. Ciałko ma niezłe, ale twarz... nic nadzwyczajnego. I usta... jakieś takie... krzywe? Pozdro 4all

Post Scriptum: umieścić pijanego Noela? ojca Helgi? mojej małej dziewczynki... chlip, aż mi się łezka w oczku zakręciła... bo Helga... ja poroniłam!

11 kwietnia 2005   Komentarze (9)

Mikia jest w ciąży... z panem Noelem!!!!...

Zaczęło się niewinnie. Szłyśmy za nimi z moim kumpelami, w wystarczającej odległości by nie słyszeli co mówimy. I robiłam sobie jaja, jak to ja go kocham i jak on mnie strasznie kocha, bo się ciągle ogląda. Nawijałam co mi ślina na język przyniosła. No i padło pytanie, czy już mu o ciąży powiedziałam. No to ja w krzyk, że jeszcze nie  i dzisiaj muszę to zrobić. I tak doszło do tego, że zanim się zorientowałam co robię, wręczyłam Hannie komórkę i kazałam jej napisać smska o ciąży. Bo ona ułożyła świetny tekst. Wysłałam po wejściu do szkoły. Byłam pewna, że od razu się skapnie iż to ja i będziemy sobie jaja robić. Albo się pokłócimy i rozejdzie się po kościach. A tu szok... zrobiło się z tego coś poważnego, a ja nie miałam zamiaru tego kończyć. Jestem mądrą, sprytną i przedewszystkim okropnie złośliwą dziewczynką i biedny Noel jest zdenerwowany. Bzyknął jakąś laskę podczas Św. Patryka, na tyle samochodu. Byliśmy oboje pijani i ja pamiętam przebłyski, a on nic. Nie dowierzał, ale zdziwił mnie. JAkby nie on. Zmartwiony, podejrzliwy i przede wszystkim... miły? Delikatny? A zarazem zimny... Jedno trzeba przyznać, opanowany, nie zwyzywał mnie od ostatnich dziwek ani nic. Wręcz przeciwnie. W końcu nie wytrzymał, kiedy mu nie chciałam powiedzieć kim jestem i spławiałam tekstami "jak możesz nie pamiętać? bzyknąłeś mnie i nie pamiętasz?". Wtedy się wkurzył, poleciało kilka słówek, ale nadal... nic strasznego. Tym razem to ja się "niby" wkurzyłam i napisałam, że skoro takie ma do tego wszystkie podejście, to już nie jestem pewna, czy chcę by miał cokolwiek do czynienia z tym dzieckiem i że damy sobi sami radę, nie potrzebujemy go. Smsowaliśmy jeszcze trochę, on, że wcale mi nie wierzy i że nie potrafię kłamać, ale co raz mniej pewny siebie. Wtedy się opanował i napisał coś takiego, co mnie powaliło na nogi...

"To be hones i want to be a part of it but i need to know if your tellin da tuth so tell me your name...?"

Żadnych przekleństw! Ostrych słówe! Dziwek i suk! I żadnych skrótów! Przejął się! A właśnie ten sms po polski brzmi mniej więcej tak

"Jeśli mam być szczery, to chcę być częścią tego wszystkiego, ale najpierw muszę wiedzieć czy mówisz prawdę więc podaj mi swoje imię...?" te trzy kropeczki i znak pytania udawadniają, że to on pisał tego smsa, zawsze je tak zakańcza. O ja cie... ale z niego łatwowierny dupek. Ale z drugiej strony, jestem dobrą aktorką a i smski były mądre i dojrzałe. Napisałam mu wcześniej, że jest strasznym dzieciakiem i że żałuje iż w ogóle mu o tym powiedziałam. I tekst który go powalił "byłeś wystarczająco dorosły by się ze mną pieprzyć, ale kiedy przychodzi do bycia ojcem jesteś zwykłym pierdolonym dzieciakiem!". To chyba tak na niego podziałało, że tak spokojnie do mnie odpisał. Potem mu napisałam, że nie wiem czy chcę by taki dziecinny dupek był ojcem mojego dziecka i że dam sobie radę sama. Odpisał, czy mogę my przynajmniej powiedzieć skąd jestem i gdzie w samochodzie się bzykaliśmy, bo może mu to coś przypomni. Odpisałam mu kilka minut temu, po skonsulotwaniu tego z Hanną i czy to jest wiarygodne. Jest, a on i tak jest za głupi by cokolwiek skojarzyć. Jak np. styl smsów i w ogóle... a więc odpisałam

"Falcarragh jedyne co pamiętam z tamego wieczora to to, że bzykałam się z jakimś gościem na tyle samochodu i moje kumpele mówią, że to z tobą. Zadowolony?"

Heh... nie odpisał jeszcze. Napisałam Hannie, że może się skapnął, że to ja, ale gdyby tak było to by już zadzwonił i mnie zjechał. On się poważnie zastanawia czy to możliwe... i teraz planuje smska obrażonej i zranionej nastoletniej matki. "nie wierzysz mi? to w chuj z tobą, teraz widzę, że w ogóle się nie nadajesz na ojca! nawet nie pamiętasz, że mnie bzyknąłeś!". Jak myślicie? Co powinnam mu teraz napisać? Bo on coś nie odpisuje... i jeśli nie odpisze? Dawajcie pomysły godne złośliwych Słowianek! Z Hanną mamy nadzieję, iż będzie to się ciągnęło przez cały tydzień. Może doprowadzę Noela do wrzodów. "Bedę tatusiem!" i będzie miał małego Mc Brida... oj ten pierwszy sms był genialny! Ubaw po pachy... ale z niego naiwny dupek ;)

Ale tak szczerze... to czuje sentyment do tego nieistniejącego dziecka. Gdybym naprawdę była w ciąży, to kochałabym to dziecko strasznie, nawet gdyby ojcem był taki niedojrzały dupek jak Noel. Chodź... przejął się i to bardzo i kiedy mu powiedziałam, że zatrzymuje to dziecko nie upierał się byśmy je usunęli... "Byśmy", hehe, o ja cie... ale mi się śmiać chce...

p.s. a co do kremu to jest świetny! już dawno takich gładkich i miękkich rączek nie miałam ;) chyba mu przy okazji podziękuje i za dziecko i za krem ;) hehe

11 kwietnia 2005   Komentarze (13)

Debilowaty Skurwiel

Dziękuje za komplementy co do moich talentów. ;) Ale fotogeniczna nie jestem, gdyż jest to jedyne zdjęcie na którym nie wyglądam jak krowa z wielkim nosem. Ale śmiać mi się chce, znalazłam to zdjątko, a tytuł jego "mój skarbek" musiało mi odwalić kiedy je zapisywałam. A więc o to "mój skarbek" (hahaha), przed piwem, z nagrodą G.A.A. w ręku, większość z was już je widziała. Przykro mi, ale Noel nie da sobie zrobić zdjęcia, chyba, że go zmuszą. Jestem taka sama, gdy widzę aparat fotograticzny to zmykam gdzie pieprz rośnie. A uwierzcie mi, to cholernie trudne, kiedy ma się ojca z manią fotografowania swojej córuchny... Zauważcie jego odstajace uszy, skurwiela, znaczy się. Normalnie aż mi się śmiać chce... ;) To jest Noel przed %, jak chcecie to umieszczę go także po %, jeszcze bardziej będziecie się śmiały ;)

10 kwietnia 2005   Komentarze (16)

Słowianka w kratkę - oblicze mikii, odsłonięte......

A o to ja. To chyba jedyne zdjęcie z którego jestem zadowolona. Robione przez genialnego fotografa, czyli mnie ;) Pozdro 4all i oczekuje komentów ;)

10 kwietnia 2005   Komentarze (29)

i pytanie brzmi, po cholere mi ten krem?

Super Value właśnie przed 15minutami, wzbogaciło się o dodatkowe euro3,50. I po cholere kupiłam ten krem do rąk, nie wiem. Bo ani firma specjalna, ani cena za świetna, ale kupiłam. Jak zakochana idiotka, a zakochana nie jestem. I sprytna takżę nie, ani on taki sprytny nie jest. Oboje, przed samymi sobą wyszliśmy na idiotów. Ciekawa jestem, czy on już do tego doszedł czy jeszcze nie. Zobaczył mnie, a ja jego. I automatycznie postanowiliśmy się minąć. Ja skręciłam w dział z kremami, on się rzucił na stoisko z gumami do żucia. I cóż miałam zrobić, żeby nie zrobić z siebie skończonej idiotki, chwyciłam za krem do rąk i wrzuciłam go do koszyka. Już lepiej zrobić z siebie idiotke, kupując krem za 3,50, niż za idiotkę, która specjalnie tam poszła tylko po to by zobaczyć pana Mc Brida. Tak... on uwielbia mi działać na nerwach. Może egoistycznie było by mówić, że ubiera się specjalnie tak, by obudzić we mnie to co siedzi głęboko. Kolejna niebieska bluzka, kolejna z firmy Fcuka, kolejna która wyglądała świetnie, nawet na nim. Moja ulubiona firma... mój ulubiony odcień błękitu tylko facet nie ten. On także zakupił niepotrzedny przedmiot. Gumę do żucia i rogalika. Gumę do żucia, tą samą można za pół ceny kupić w sklepie przy wejściu, a rogalik wczorajszy, w sklepiku przy wejściu sprzedają świerze. Albo mi się zdaje, albo kupował to wszystko tylko po to, by tak jak ja, nie zrobić z siebie idioty. A potem szłam z ojcem i z koszykiem i udawałam, że nie widzę jak, stojąc przy wejściu się na mnie patrzy. Że nie widzę, jak Michaelowi się szczęka nie zamyka. Tak przy okazji, to na reszcie zgolił tą beznadziejną brudkę. Z nią wyglądał, jak pijany chińczyk (Madelle, chyba pamiętasz jeszcze jego oczy). Skręciłam do sklepiku przy wejściu by popatrzeć na gazety. Ojciec się sprzeczał z moim braciakiem o kolejną nie potrzebną mu gazetę. Poszli, wraz z koszykiem(a raczej wózkiem), a ja udawałam, że oglądam gazety. Ale ja słuchałam. N. starał się, zmieniał temat, ale ciągle wracało to do mnie. Podpuszcali go,  to było pewne. Przeszłam obok nich, N. westchnął. Wcale nie wyglądał już tak wspaniale. Włożył na tą cudowną bluzkę, czerwoną kurtkę. On ją uwielbiał, nosił ją wszędzie, a mnie ona zawsze wkurzała. "W czerwonym skarbie, jednak nie jest ci do twarzy", ale cóż nigdy nie usłyszał tego ode mnie osobiście. Odprowadzał mnie wzrokiem, jak zawsze, nie umie się kryć. Wpadłam na genialny pomysł. Powiedziałam, że odprowadzę wózek. Popychają go lekko, nawet nie raczyłam go spojrzeniem. Pchnęłam go tak, by poleciał mu pod nogi. Nie moja wina, że stał tuż obok składowni wózków. "A to suka" skomentował to Michael, Mc  Bride nie skomentował tego a ni jednym słowem. Wsiadłam do samochodu, myślał, że nie widzę jak się wychyla za drzwi by zobaczyć czy już odjechałam. Ojciec w tym momencie powiedział "masz adoratora", nawet on zauważył! Ach ci faceci...

A teraz jadę na plażę i mam nadzieję, że już z siebie idiotki nie zrobię. Jedno jest pewne, na Noela już dzisiaj nie wpadne, bo gdy ja będe spacerowała, on będzie wyciskał z siebie 7poty na treningu. Heh... a wieczorem użyję kremu i zobaczę czy warto było go kupować. Ja i te moje pomysły...

10 kwietnia 2005   Komentarze (11)

Niewdzięcznice, aż dziw, że to także...

Właśnie wróciłam z mszy. Mama już na samym początku się popłakała. Ja miałam łzy w oczach, ale nie płakałam. Czułam na sobie wzrok Ruairiego i Daniela, oboje zerkali na mnie z dwóch stron i tymi spojrzeniami, chodź nieśmiałymi i ukrytymi, dodawali mi otuchy. Chyba Hanna ma rację, że Daniel coś do mnie ma. Ale gdyby tłumaczyć wgapianie się we mnie tym, że owy chłopak się we mnie buja (lub, że mu się podobam) to oznaczałoby to, że także Jamie(Gemmy braciak) coś do mnie ma. Tego byłoby już chyba za wiele... Nie płakałam też z tego powodu, że musiałam być silna... dla mamy. Ona płakała po cichu, po kryjomu, ale gdybym i ja zaczęła płakać, obie chlipałybyśmy na cały kościół, a matula by już nie powstrzymała łez.

O dziwo, nie ruszyły mnie wścibskie spojrzenia Emmy B. (grubej, złośliwej i zazdrosnej o mnie... panienki). Nawet zdzirowate siostry nie spowodowały we mnie bulgotania krwi. Amanda i Paula, chyba sam diabeł je stworzył. Poszłam z matulą po dary, Amanda zaczęła się ze mnie śmiać. Spojrzałam na nią z pożaleniem w oczach. Biedna dziewczyna, której już na łeb padło. Olałam, olałam ją kompletnie. Potem Paula, kiedy szłam do komuni. Spojrzała na mnie z kpiną w oczach. A mnie to w ogóle nie ruszyło. Zastanawiam się tylko, jak to jest. Najpierw człowiek wyśmiewa długiego człowieka, spojrzeniami próbuje go zrównać z ziemią, a 3minuty potem przyjmuje Komunię Świętą. Lecz Bóg wszystko widzi, i kiedyś je ukarze za ten brak szacunku do niego, Jana Pawła II i bliźniego. Aż dziw powiedzieć, że to moje siostry i córy Boga... Nie wiem czy kiedykolwiek przejdzie mi przez usta słowo "siostra" na temat której kolwiek z nich.

Zaskoczyłam Daniela. Jak ja kocham go zaskakiwać! Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się do niego. Po raz kolejny doznał szoku i dopiero po chwili się ocknął i powiedział "Yes dere". Potem staliśmy nie daleko siebie (samochody mieliśmy zaparkowane blisko siebie) i on do mnie nagle machnął. Ale po jakichś wiekach kiedy na mnie ciągle zerkał, a kiedy ja lookałam w jego stronę to jak dziecko udawał, że pobliski krzak jest strasznie interesujący. Ach ci faceci... Myślałam sobie trochę... Lisy chłopak jest na pierwszym roku, a ona jest w mojej klasie... i nikt nic nie mówi. Ale z drugiej strony, to nie Polka i znana jako powalona wariatka. Takiej to wszystko wolno... heh. Cóż, ciężkie jest życie Mikii ;) Haha.

08 kwietnia 2005   Komentarze (9)

Jan Pawel II w anegdotach...

 

 Nasz kochany Papa... Wujaszek.
Takiego powinniśmy go zapamiętać,
uśmiechniętego, z nie powtarzalnym pocziem humoru.

Pewnie wielu  z was nie przeczyta wszystkich anegdot, a warto... To był wspaniały człowiek...


Szklana klatka
 Papież był bardzo niezadowolony z tego, że obwozi się go w szklanej
 klatce. Pomysłu tego broniła pewna Polka, mając możliwość rozmowy z
Janem Pawłem II w Krakowie.
 - Ta klatka zmniejsza jednak ryzyko - tłumaczyła - Nic nie poradzimy,
 że się lękamy o Waszą Świątobliwość...
 - Ja też - uśmiechnął się Papież - niepokoję się o swoją
świątobliwość.


 Wszyscy sobie poszli. Któregoś wieczoru, podczas szpitalnej
 rekonwalescencji w klinice Gemelli po zamachu na Placu świętego
 Piotra, Papież wyszedł ze swojego pokoju na opustoszały korytarz.
 Rozejrzał się i powiedział: "Ładne rzeczy, wszyscy sobie poszli, a
 mnie zostawili!"


 Podryw na księdza
 Pewnego razu Karol Wortyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry.
 Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów. W trakcie
 wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej
 się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta
 uśmiechnęła się.
 - Zapomniał pan zegarka, co?
 - A skąd pani wie? - zapytał zaskoczony Wojtyła.
 - Z doświadczenia - odrzekła - Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną,
 który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się
 winko, wieczorem dansing...
 - Ależ proszę pani, ja jestem księdzem - przerwał jej zawstydzony
 Wojtyła
 - Wie pan - odpowiedziała rozbawiona nieznajoma - podrywano mnie w różny
 sposób, ale na księdza to pierwszy raz.


 Jeździć po kardynalsku
 Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał
 jeździł na nartach. Wojtyła uśmiechnął się i odparł:
 - Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!


 Przeprosiny
 Metropolita krakowski Karol Wojtyła przyjechał na pogrzeb sufragana
 częstochowskiego, biskupa Stanisława Czajki, niemal w ostatniej
 chwili. Witając się ze zgromadzonymi na uroczystości biskupami, jakoś
 pominął biskupa z Siedlec. Rychło jednak się spostrzegł, wrócił,
 podszedł do pominiętego i powiedział:
 - Świnia jestem, nie przywitałem Księdza Biskupa!

 Pożegnanie biskupów
 Po jednym ze spotkań Papież pożegnał polskich biskupów słowami znanej
pieśni: "O cześć wam, panowie magnaci!"

 Więcej już nic nie powiem
 Przed ponad 25 laty Papież w ten sposób zakończył pierwszą audiencję 
dla
Polaków: "Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś
 takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do
 mnie dobrać".

 Opaleni kardynałowie
Pod koniec pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w czerwcu 1979 roku, 
upływającej pod znakiem upałów, Papież oznajmił, że jej pierwszy efekt 
jest już widoczny - opalili się towarzyszący mu kardynałowie.

 Jakoś człapię
 Podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, w Olsztynie, dziennikarzowi 
"Gazety Wyborczej" udało się wychylić głowę ponad tłum i zapytać Jana 
Pawła II o zdrowie.
 - A jakoś człapię - odpowiedział Papież.


 Złość piękności szkodzi
 Przed kilku laty - wspomina watykański korespondent Telewizji 
Publicznej, Jacek Moskwa - po modlitwie "Anioł Pański" Jan Paweł II 
przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu 
Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego 
chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.
 - To ze złości - usprawiedliwiał się Papież.
 A odchodząc dodał: - A złość piękności szkodzi.

 Z Wami dziecinnieję
 Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież - jak to 
ma w zwyczaju - wdał się w rozmowę z dziećmi.
 - Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary - powiedział.
 - Nie, nie jesteś stary - gromko zaprotestowały dzieci.
 - Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję - replikował Papież

 Mów mi wujaszku
 Podczas pierwszej wizyty w USA Papież spotkał się z rodziną prezydenta 
Jimmy?ego Cartera. Pięcioletnia wówczas wnuczka prezydenta, mając 
kłopoty z wygłoszeniem powitania, powtarzała w kółko:
 - Jego Świątobliwość, Jego Świątobliwość.
 Papież, chcąc wybawić dziewczynkę z kłopotów, wziął ją w ramiona i
 powiedział:
 - Mów mi wujaszku.

 Papieskie wagary
 Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: 
"Dano wam dziś wolne w szkole?". "Tak" - wrzasnęła z radością 
dzieciarnia. "To znaczy - skomentował Jan Paweł II - że papież 
powinien częściej tu przyjeżdżać".


 Jak się czuje piesek
 Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc 
sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że 
kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś 
mu się pomyliło i zamiast: "Jak się czuje Papież", rzekł: "Jak się 
czuje piesek?". Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: 
"Hau, hau".

 Jan Paweł - Pawłowi
 Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec zebranym na mszy tak 
spodobały się cytowane przez Papieża słowa św. Pawła, że przerwali mu 
i zaczęli bić brawo. Kiedy Ojciec Święty znów doszedł do głosu, 
przerywając przygotowaną mowę, stwierdził: "Dziękuję w imieniu 
świętego Pawła".


 To tylko wasza konstytucja
 W ostatnim dniu pielgrzymki do Polski w 1983 roku podczas pożegnania 
na lotnisku generał Jaruzelski poskarżył się Papieżowi, że ten w swych 
homiliach niezwykle surowo potraktował reżim komunistyczny.
 - Ja jedynie przytaczałem artykuły waszej własnej konstytucji - odparł 
łagodnie Papież.


 Nie szumcie siostry nam
 W hiszpańskiej Avili, gdy szum czyniony przez rozradowane zakonnice 
stawał się już wprost nie do zniesienia, Papież wypalił: "Te siostry, 
które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej".


 Niech żyje łupież...
 Podczas ostatniej pielgrzymki w Pełpinie: "Jak tak krzyczycie ?Niech 
żyje papież?, przypomina mi się, gdy ktoś się pomylił i
 krzyknął: ?Niech żyje łupież?. Ja was do tego nie zachęcam"..


 Ech, popapieżyć
 Ojciec Święty do odwiedzającego Go polskiego księdza:
 - Poczekaj chwilę na mnie, muszę trochę popapieżyć.


 Papież nie da sobą kręcić
 Podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku tłumy krakowian 
gromadziły się przed domem arcybiskupów, który był rezydencją Ojca 
Świętego. Ludzie ani myśleli rozstać się ze stojącym w oknie papieżem 
i bez końca przedłużali dialog z nim. Wreszcie Ojciec Święty 
powiedział: "Cztery lata temu kręciliście mną, jak chcieli, a teraz 
już jestem starym papieżem i nie dam sobą kręcić".


 Ten to ma dech
 W czasie tej samej pielgrzymki, 22 czerwca 1983 roku, na krakowskich 
błoniach odbyła się beatyfikacja dwóch powstańców styczniowych - brata 
Alberta Chmielowskiego i ojca Rafała Kalinowskiego. W trakcie 
ceremonii buchnął nagle z kadzielnicy wielki płomień, z którym nie 
mogli sobie poradzić ani ministranci, ani księża koncelebranci. 
Wreszcie ówczesny ceremoniarz papieski ks. John Magee, Irlandczyk, 
dmuchnął tak skutecznie, że płomień zgasł i z kadzielnicy począł 
unosić się upragniony dymek. Wydarzenie nie uszło uwagi Ojca Świętego, 
który, sięgając po kadzidło, powiedział z uznaniem o swoim 
ceremoniarzu: "Ten to ma dech!".


 Czy Wyborcza wybiera Papieża
 Reporter "Gazety Wyborczej" podczas pielgrzymki Jana Pawła II w 1991 
roku nie posiadał się ze szczęścia, kiedy stanął "oko w oko" z 
Papieżem, gdy ten wychodził ze swojego dawnego kościoła parafialnego w 
rodzinnych Wadowicach. Rozradowany krzyknął: "Pozdrowienia od polskich 
dziennikarzy dla Ojca Świętego". "A Pan gdzie pracuje?" - zapytał 
dociekliwie Jan Paweł II I tu pod reporterem ugięły się nogi, bo 
pomyślał sobie, że do Papieża doszły głosy, iż "Gazeta" pisze czasem 
krytycznie o Kościele. Odpowiedział jednak zgodnie z prawdą: "W 
Gazecie Wyborczej". Ojciec Święty jednak jak zwykle zachował klasę i 
zapytał z charakterystycznym dla siebie dowcipem: "A będziecie tam 
wybierać?"..


 Nie mądrz się, lecz módl
 Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, zapytał kiedyś Papieża, 
czy dojdzie do skutku planowane w roku jubileuszowym 2000 spotkanie 
przedstawicieli trzech wielkich religii:
 - Czy na Górze Synaj pojawią się chrześcijanie, muzułmanie i Żydzi? - 
dociekał zakonnik
 - Ty się nie wymądrzaj, ty się módl! - odpowiedział Ojciec Święty


 Czy protestanci wstaną wcześniej
 Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec w 1980 roku jeden z 
dziennikarzy zagadnął Jana Pawła II, czy zgadza się z opinią, że za 
mało czasu poświęcił na rozmowy z protestantami. "W Moguncji mogę 
wstać o dwie godziny wcześniej, ażeby z nimi rozmawiać, ale czy oni 
też wcześniej wstaną?" - opowiedział Papież


 Niesforny Papież
 Jak wiadomo podczas wizyty w 1999 roku w Polsce Jan Paweł II 
zachorował i z tego powodu odwołano jego wizytę w Gliwicach. Ojciec 
Święty nie dopuścił jednak do tego, aby to śląskie miasto było jedynym 
miejscem na trasie jego pielgrzymki, którego nie odwiedził. 
Niespodziewanie w ostatnim dniu wizyty, 17 czerwca, przybył do Gliwic, 
a zebranemu pół milionowi wiernych dziękował za "świętą cierpliwość 
dla Papieża". Posługując się gwarą śląską, Jan Paweł II tak oto 
dialogował z tłumem:
 - Widać, że Ślązak cierpliwy i twardy, bo ja bym z takim Papieżem nie 
wytrzymom. Ma przyjechać, nie przyjeżdżo, potem znowu ni ma przyjechać 
- przyjeżdzo
 - Nic nie szkodzi - odparli wierni.
 - No, to dobrze. Jak nic nie szkodzi, to jakoś ze spokojnym sumieniem 
odjadę do Rzymu.

 Ja w tym wieku byłem Papieżem
 W 1992 roku ojciec Leon Knabit został zaproszony na kolację do Ojca 
Świętego w pałacu watykańskim. W pewnym momencie Papież nieoczekiwanie 
zapytał: "To ile ojciec ma właściwie lat?".
 - "Sześćdziesiąt trzy" - odparł benedyktyn.
 - O to w tym wieku ja już byłem papieżem - odrzekł Jan Paweł II.
 - Wiem o tym. Wiem i bardzo mi wstyd - powiedział ociec Leon i obaj 
wybuchnęli śmiechem.

 Kurczę jest tańsze
 Ksiądz Mieczysław Maliński, przyjaciel Ojca Świętego, podczas jednej 
ze swoich wizyt w domu papieskim nie posiadał się ze zdumienia, kiedy 
siostra usługująca do stołu papieżowi przyniosła gospodarzowi na 
kolację rybę, a jemu podała na talerzu kurczaka. Ksiądz Mieczysław 
zapytał: "Dlaczego?"
 - Dostałeś kurczę, bo kurczę jest tańsze - oznajmił z uśmiechem Ojciec 
Święty.


 Kluger za Papieża?
 W 1997 roku, podczas wizyty w Zakopanem, Jan Paweł II spotkał siew 
"Księżówce" ze swoimi kolegami gimnazjalnymi Teofliem Bojesiem i 
Stanisławem Jurą.
 - Jak długo zamierza Wasza Świątobliwość zostać z nami w Polsce tym 
razem? - zapytał Jura - mam nadzieję, że przynajmniej miesiąc?
 - Och, nie - odpowiedział Jan Paweł II - Muszę wracać do Rzymu pojutrze.
 Wiecie, że jestem papieżem. Mam dużo pracy w
 Watykanie.
 - Dlaczego uciekasz tak szybko - spytał Jura - Czyż nie zostawiłeś tam
 Jurka Klugera w zastąpstwie?


 Znowu te ptopty
 W jednym z polskich miast, gdzie przygotowano na obiad kurczaka, Jan 
Paweł II miał powiedzieć z dezaprobatą: "Znowu te ptopty".


 Był też nauczycielem
 Była sesja zimowa. Czekaliśmy na ks. prof. K. Wojtyłę, który miał 
egzaminować z etyki. Po dwóch godzinach wszyscy rozeszli się do domów, 
poza jednym kolegą księdzem, który przez cały semestr nie był na ani 
jednym wykładzie ks. prof. Wojtyły, gdyż w tym czasie wyjeżdżał na 
wystawy malarstwa do Warszawy. Ksiądz Profesor prosto z opóźnionego 
pociągu przyszedł pod salę egzaminacyjną. Wyglądał bardzo młodo, nie 
wyróżniał się wizualnie wśród księży studentów, którzy byli parę lat 
młodsi od niego. Ksiądz student pyta K. Wojtyłę, którego wcześniej nie 
widział na
 oczy: ? Stary, ty też na egzamin? ? Tak ? odpowiedział zgodnie z 
prawdą Ksiądz Profesor, nie dodając ważnego szczegółu, że w 
charakterze egzaminatora. Ksiądz student zaczął ubolewać nad 
spóźnieniem egzaminatora, a tenże w mig zorientował się, że czekający 
nie uczęszczał na wykłady. Usiadł obok niego i zaczęli godzinną 
rozmowę związaną z zagadnieniami etyki, które były przedmiotem 
wykładów. Ksiądz student z podziwem popatrzył na ks. Wojtyłę i 
stwierdził: ? Stary, jak ty jesteś obkuty! Proszę cię, jeśli przyjdzie 
Ksiądz Profesor, to nie wchodź przede mną na egzamin, bo z
 pewnością obleję!
  Dobrze ? zgodził się pokornie ks. Wojtyła ? ale powiedz mi szczerze,
 dlaczego nie byłeś na ani jednym wykładzie?
 ? Bo wiesz, panuje powszechna opinia, że jego wykłady są bardzo trudne i
 wręcz abstrakcyjne, ale gdyby miał taki dar
 przekazywania wiedzy jak ty, to słuchałbym go z największą przyjemnością.
 ? Dobrze, to daj indeks ? powiedział Ksiądz Profesor.
 ? Co ty, żarty sobie stroisz? ? zapytał ksiądz student, na co usłyszał:
 ? Daj indeks, jestem Wojtyła ? i Ksiądz Profesor wpisał oniemiałemu z
 przerażenia koledze 4+, z uwagą, by jednak w przyszłym
 semestrze zaczął uczęszczać na wykłady, by samemu wyrobić sobie sąd o
 wykładowcy. Tym pozornie małym wydarzeniem, o którym
 dowiedzieliśmy się natychmiast, zyskał taką sympatię, że bariera
 iluzorycznego strachu została pokonana na zawsze...

 Komu lektykę
 Papież głośno rozmyśla przy licznych współpracownikach:
 - Co ja zrobię z tymi sedia gestatoria (lektykami papieskimi)? Kurzą 
się, miejsca zajmują. Paweł VI sprzedał tiarę i pieniądze rozdał 
ubogim, ale komu ja to sprzedam? Wiem... (i tu pada nazwisko jednego z 
polskich biskupów).


 Siostrzyczka Tomciu Paluszka
 W czasie jednej z ceremonii na Placu świętego Piotra Papież, 
przechodząc wzdłuż barier, zauważa małą dziewczynkę, zagubioną w 
tłumie, ludzie podają mu ją ponad barierą, a on bierze ją za rękę i 
wędrują we dwoje po wyłożonej czerwonym suknem drodze do tronu. I tu 
nagle wkraczamy w bajkę: kolumnada Barniniego staje się lasem o pniach 
bez gałęzi. Ojciec Święty w obszernych szatach, z mitrą błyszczącą w 
słońcu, staje się jakiś królem z legendy, a dziewczynka - siostrzyczką 
Tomcia Paluszka. Doszedłszy do tronu, legendarny król podnosi dziecko 
w górę tak, żeby zewsząd można je było zobaczyć i przybiegający z 
głębi placu rodzice odbierają je z papieskich rąk.


 Tylko nie mówicie Papieżowi!
 Kiedy Papież przebaczył swojemu zamachowcy - All Agcy - do Andre 
Frossarda zgłosił się pewien Polak, twierdząc, że wie na pewno, "jacy 
ludzie włożyli broń w rękę Turka". Frossard rzucił z
 pośpiechem: "Niech Pan tylko tego nie mówi Ojcu Świętemu! Jeszcze każe 
nam się za nich modlić!".


 Biskup i Góral
 W czasie jednej z wędrówek po górach biskup Karol Wojtyła spotkał 
górala, który - widząc wędrowca utrudzonego i zakurzonego - zapytał 
go, kim jest.
 - Biskupem! - odpowiedział zziajany Karol
 - Jak wyście som biskupem, to jo jestem papieżem! - wzruszył ramionami 
góral.


 Najprzystojniejszy kardynał
 Kiedyś, podczas wizytacji jednej z podhalańskich parafii przejęta z 
wrażenia gaździna pomyliła przygotowany tekst powitania kardynała 
Karola Wojtyły i zamiast zatytułować go "najdostojniejszym", 
powiedziała "Witojcie nom najpsystojniezy księze kardynale". On zaś 
spojrzał na nią z filuternym błyskiem w oku i odparł: "No, coś w tym 
jest".


 A co, nie wolno mi?
 Kiedy po Krakowie rozeszła się wieść, że 29 maja 1967 roku arcybiskup 
Karol Wojtyła został kardynałem, ojciec Leon Knabit, benedyktyn z 
Tyńca, znany obecnie z prowadzenia programów telewizyjnych, 
pogratulował nominowanemu w typowy dla księży sposób: ukląkł na jedno 
kolano i pocałował go w rękę. Ku zaskoczeniu ojca Leona świeżo 
upieczony kardynał zrobił dokładnie to samo. "Proszę Księdza 
Kardynała!" - zawołał zmieszany i zażenowany benedyktyn. "A co, nie 
wolno mi?" - odparł z figlarnym uśmiechem przyszły papież.


 Wierszyki na różne okazje
 Podczas wypraw turystycznych ze studentami ks. Karol Wojtyła, zwany 
"Wujkiem", często układał wierszyki i piosenki do różnych sytuacji. W 
1957 roku w Bieszczadach recytował taki oto dwuwiersz: "Rano mnie 
chwalą, wieczorem mnie ganią i jak tu można wierzyć tym... paniom".
 W 1952 roku swojej podopiecznej, świeżo upieczonej nauczycielce,
 podarował notes z dedykacją:
 "W tym notesie nie pisz dwójek,
 o to prosi Cię dziś Wujek!".
 W 1955 roku, podczas spływu kajakowego na Drawie, cała grupa, potwornie
 zmęczona, dotarła na biwak o zmroku. Jedynie "Wujek"
 nie tracił rezonu i całą sytuację spointował rymowanką:
 "Za te całodzienne harce,
 Zmówię brewiarz przy latarce".
 Wierszyki do różnych sytuacji układał również będąc biskupem i
 kardynałem. Kiedy wyjeżdżając na narty do Zakopanego zatrzymał
 się w klasztorze urszulanek na Jaszczurówce, "dokuczał" jednej z sióstr,
 o imieniu Alfonsa, ułożonym przez siebie wierszykiem:
 "Siostra Alfonsa na mnie się dąsa".


 Nie ma chrztu bez wody
 15 maja 1977 roku, po wielu trudnościach i po wieloletnich 
oczekiwaniach na pozwolenie budowy kościoła, odbył się wreszcie długo 
oczekiwana konsekracja świątyni w Nowej Hucie-Bieńczycach.. Na 
uroczystościach w mieście, gdzie według założeń władz komunistycznych 
nie miało być miejsca dla Boga, przybyło kilkadziesiąt tysięcy osób. 
Stali oni cierpliwie kilka godzin mino nieustannie padającego ulewnego 
deszczu. Kardynał Karol Wojtyła dodawał im ducha słowami: "Konsekracja 
to jakby chrzest, a gdzie jest chrzest, tam musi być i woda".


 Czy jest tu biskup?
 W 1960 roku, wracając po Bieszczadach, grupa "Wujka" wsiadła do 
pociągu do Krakowa w Sanoku. Nagle do przedziału wtargnął konduktor i 
zakrzyknął: "Czy jest tu biskup?". Wszyscy zaniemówili, nie widząc o 
co chodzi. Widząc zdziwione miny, konduktor
 wyjaśnił: "Uczeń Biskup z Rybnika". Pierwszy ocknął się ks. Wojtyła, 
który był już wówczas biskupem i odpowiedział: "Nie, nie ma go tutaj". 
Okazało się, że konduktor znalazł legitymację niefortunnego Biskupa i 
szukał go, by mu ją oddać.


 Papież to nie mistrz olimpijski
 Pracownicy Watykanu nie mogli pogodzić się z tym, że nowy papież nie 
chce korzystać z lektyki papieskiej, zwanej sedia gestatoria.
 "Bez sedia gestatoria Ojciec Święty nie będzie widziany, może więc jakiś
 podest?" - nie dawali za wygraną "watyńczycy".
 "Na podest nie wejdę, nie jestem mistrzem olimpijskim!" - oznajmi
 stanowczo Jan Paweł II


 Górale obronią
 Nazajutrz po uroczystości inauguracji pontyfikatu, 23 października 
1978 roku, papież spotkał się w Auli Pawła VI ze swoimi rodakami 
licznie przybyłymi do Rzymu. Dostrzegłszy górali w pięknych, 
tradycyjnych strojach, podszedł do nich i powiedział: - "No, jacyż to 
z was są górale, co ciupagi macie, a swojego metropolitę toście 
wypuścili z Krakowa?". Na to Staszek Trzebunia
 odpowiedział: "Przecież jakby się tu wom jaka krzywda działa, to my 
przyjdziemy i was bydziemy bronić!".

08 kwietnia 2005   Komentarze (18)

Where is my Prince Charming?

Pada... łzy nieba uderzają o szybę, wiatr wieje, jakby chciał poderwać do góry, wszystko co do ziemi przyszpilone musi być. Spojrzałam teraz przez okno w skosie ściany, niebo przed chwilą czarne, teraz jest szare... Nie, nie jest szare. Jest białe, z niebieskimi smugami i szarymi chmurami. Jest piękne i... uśmiecham się. Obok leży pudełko lodów miętowych, których jeszce nie skończyłam. A więc nie jest jeszcze ze mną tak źle. Próbuje je skończyć od kilku dni. Chmury tak szybko płyną... tak samo szybko jak moje życie. Samotność mnie dobija, chyba pójdę i schowam się pod koc. I będę udawać, że nie jestem w domu sama. Udawać, że nie czuję się samotna. Schowam się pod dużym kocem w kratę i przytulę misia. I wyobrażę sobie, ze to mój książe. Książę który kocha bezgranicznie, który marzy o mnie po nocach. Książe, który po tym jak mnie znalazł już nigdy mnie nie opuści... z dnia na dzień obawiam się co raz bardziej, że Książe zginął w nieznanych okolicznościach i nigdy nie przybędzię, a ja... ja nigdy nie znajdę w tłumie jego twarzy. I nigdy nikogo tak na prawdę nie pokocham. Bo Książe, nie żyje... i książe już nigdy nie przybędzię... Na zawsze sama... bez księcia... Misio ma mnie już chyba dość, tak samo piesek... każdy ma mnie dosyć po jakimś czasie...

Znowu czuję się jak poplamiona suknia... Wspomnienie do którego nie chce się wracać... A wszystko chyba spowodowane tym, że z Gemmą już jest krytycznie źle. Siedzimy obok siebie, a od początku tygodnia, nie wymieniłyśmy nawet jednego zdania. No może... ale to było taka na siłe próba, nawiązania kontaktu. Którego nie ma. I te uczucie które mnie zjada od środka. Uczucie za które siebie sama nienawidzę... To, że próbuję się podbódować psychicznie jej kosztem. Że mówię sobie, iż ja mam więcej znajomych niż ona. Że jestem w jakiś sposób od niej lepsza... że jestem ciekawa... że ludzie mnie lubią... że mam poczucie humoru...  że lepiej dogaduję się z ludźmi niż ona... że nie jestem taka głupia... że... że dużo straciła kiedy mnie odepchnęła. Ja jednak mam niską samą ocenę... kiedy z kimś się zakolegowuję, automatycznie zaczynam wierzyć, że się tej osobie narzucam... tak nie jest... wiem, że nie jest... ale pytanie gdzieś tak głęboko siedzi... dlaczego... dlaczego ja nie mam bliskiej przyjaciółki? Ale za to... mam kumpele i kumpli, którzy zapełniają mi tą pustkę, przynajmniej częściowo. I w szkole nie czuję się sama, bo zawsze ktoś zagada, siądzie obok, kiedy chcę uciec od Gemmy. I ona wtedy zostaje z Dominickiem... albo innym chłopakiem, który się spóźnił do klasy i wszystkie inne miejsca są zajęte.

Sposób nawiązania ze mną kontaktu Conora, chłopaka Debbie, i Chrissego, chłopaka Siobhain.

Chrissy :Shiftniesz Ruairiego?
Ja: Nie.
Conor: A shiftnęłabyś Chrissego gdyby nie chodził z Siobhain?
Ja:Nie.
Chrissy: A Conora gdyby nie chodził z Debbie?
Ja:Nie.
Chrissy:To jesteś lesbijką?
Ja: Nie, jestem biseksualna.
Chrissy:Acha...
Conor:...
Ja: Żartowałam!
Conor: To którego z nas najchętniej byś shiftnęła?

Faceci... czy oni wszyscy myślą, że cały świat na nich leci? Ale kontakt został nawiązany i z Chrissim miałam przyjemną rozmowę na Hiście, za co dostałam moją własną linijką po głowie od Siobhain. Powiedziała, że Chrissy ma karę i żadna dziewczyna nie ma prawa się do niego odzywać. Chciałabym mieć chłopaka, którego bym trzymała pod pantoflem tak jak ona... Chciałabym mieć faceta... oj chciała...

P.S. Adam z Char się zeszli... zazdroszczę jej, zazdroszcze jemu. I to nie jest plotka, oboje mi to osobiście powiedzieli. Ona kilka dni temu. On... dzisiaj na Irlandzkim, kiedy razem poszliśmy do sali od Artu. Oboje są zakochani, a on jej wybaczył... Szczęściara... zazdroszczę jej tych telefonów o 4nad ranem, za które Adam dostał ochrzan od matki... Zazdroszcze mu, że ma do kogo dzwonić...

Chyba łapie doła... dobrze, że rodzice nie długo do domu wracają. Nie lubię być w domu sama...

 

07 kwietnia 2005   Komentarze (3)

Dramat który w mych oczach, zamienił się...

Dzisiaj szkoła, specjalnie dla mnie, odegrała przedstawienie. Przedstawienie, którego głównym punktem kuliminacyjnym była reakcja mojej osoby, a aktorami wszyscy ci, którzy w jakiś sposób podkreślili to, że wiedzą iż ja chodzę z Ruairim. Miałam z tego ubaw, Ruairi też. Nawet planowaliśmy, w jaki sposób publicznie ze sobą zerwiemy. Co do aktorów, to muszę powiedzieć, ze zawielu dobrych aktorów, to my w szkole nie mamy.

Noel zagrał smutnego pajacyka. Gdy tylko na niego spojrzałam, przed oczami miałam pajacyka o bladej cerze, i czarnych rozmazanych od łez kreskach. Pionowych, wzdłuż oczu aż do jego idealnych kości policzkowych. Ale nie oszukał mnie. Łzy były sztuczne, makijaż nie dopracowany. I cały akt przez niego rozegrany, tak nie prawdziwy, że aż śmieszny. Dlatego pajac. Ciągle mnie rozśmiesza. Nawet kiedy udaje, ze płacze. Ale tego oczekiwała od niego publiczność. Zdawało mu się, że tego oczekiwałam ja. Cóż, cały efekt popsuła pani pajacowa, która za często i za bardzo nagminnie, głaskała go po głowie. Panna Gemma Murray. Tak, następnym razem, przed przedstawieniem, dam mu radę. Jeśli chce oszukać Królową, twierdząć, że skrzywdziła go jej zdrada, niech nie szuka pomocy u aktorki, która aktorką jest gorszą, niż baletnica bez rąbku u spódnicy.

Szepty... ach te szepty. I te pytania, na które odpowiedź była oczywista. Nie. I tyle.

I tylko jedno mnie bolało, że Alan mógł w to uwierzyć. I, że te przypadkowe spojrzenia, mogą się skończyć. A jeśli one się skończą, to mi już nic nie pozostanie... i nie będzie nadziei, że kiedyś... kiedyś tak po prostu się w tule w te jego duże ramiona i poczuję się bezpieczna. I on mnie wtedy pocałuje. I będzięmy szczęśliwi. Paolo Coehlo powiedział, że kiedy się czegoś pragnie, to cały świat jest po twojej stronie i działa tak, by ci pomóc. Nie pamiętam dokładnych słów, których użył. Ale znaczenie pozostaje to samo. I chyba świat znowu zaczął pracować po mojej stronie. Tak jak kiedyś z Noelem, teraz pomaga mi z Alanem. We wtorek, zostałam poproszona by zająć się egzaminatorem. A raczej zostać jego tzw. asystentką. Zrobić mu herbatę, podać coś gdy będzie potrzebował, powiedzieć coś, jeśli o odpowiedź zapyta i jeśli coś się stanie, pobiec po nauczycielkę. A asystentką będe, kiedy grupa Alana będzie miała egzamin z gotowania... I czyż to nie jest delikatnie pchnięcie losu? Noela na mnie los ciągle pcha, ale chyba tylko dlatego, że on tego pragnia. Bo ja mu uciekam... co raz częściej. I wpadam... na Alana. Chciałabym... chciałabym by tym razem to była odwzajemniona miłość. I żeby nie było tak jak z Noelem... by Alan nie zaczał coś do mnie czuć, kiedy ja się pogodzę z faktem, że być razem nie możemy... bo to jest za wielki test dla mojego serca. Mam nadzieję, że już nigdy więcej, nie będe musiała przez niego przejść...

07 kwietnia 2005   Dodaj komentarz
< 1 2 3 4 >
Czarna-roza | Blogi