Chłopcze... inny repertuar po proszę...
Pochwalmy sie najpierw tym, ze Mikia zaczyna na powaznie pracowac w hotelu. W ta sobote jako kelnerka na restauracji, za tydzien podczas przerwy 4dniowej, pracuje piatek, sobota i niedziela. Zarobki plus napiwki... heh, dzieki Bogu, ze cos wleci do kieszeni, bo sie juz pusto robi (oprócz tej odlozonej kasy na wiekszy wydatek, lub jesli owy nie przyjdzie, na studia). A wiec !50euro bezpiecznie lezy, a ja potrzebuje kasy na kredyt do komórki. Popracuje nasza mikusia. Pochwalic sie takze trzeba, ze mam prace o która najtrudniej sie starac w tej dziurze. Do pracy w hotelu nie biora byle kogo, to nie to co do tych chip shopów. No i szanuja, placa tyle co rzad karze, a nie robia cie w konia, karza charowac powyzej limitu godzin i placa ponizej limitu plac. O nie, o mnie sie Anita troszczy ;) A ludziska mi zazdroszcza pracy.
3/4 dnia w szkole przespalam. Na lunchu o dziwo mi odbilo. I to mocno, uwierzcie... na leb mi padlo. Idziemu glówna ulica, kawal drogi za mna idzie tatusiek Helgi z kolegami. Westchnienie pelne ulgi, nie ma bata by zdarzyli obskoczyc Copa i jeszcze nas dogonic. Skrecilysmy w uliczke i idziemy codzienna trasa. Ash sie odwrócila zwiazujac wlosy (pod wiatr) i powiedziala "O fuck, tylko nie on". Bylam pewna, ze to Donal (w którym sie buja), a Donal ostatnio chodzi z Paddym zupelnie inna trasa, wiec troche zdziwiona zaczelam sie wydurniac. Mini ciezarówki zaslanialy chlopaków, wiec sie odwrócilam i zaczelam drzec "yea girls don't make it obvious" czyli, nie róbmy z tego tak strasznie oczywistej rzeczy. "Gapimy sie..." i przeklnelam pod nosem. NOEL!!! Odwrócilam sie wkurzona i sama z siebie zaczelam smiac. Az musialysmy przystanac, tak sie z dziewczynami smialysmy. Ale ze mnie idiotka... Potem szli za nami, dosc nie daleko. Jak juz mówilam, mi odbilo. Zaczelam sie draznic z Ash i wkoncu wyrwalam jej butelke z woda, wskoczylam na trawe i podniesionym glosem (kiedy mi odbija, dre sie strasznie, jak po drugach) "to tylko mój teren! my green stuff!" green stuuf- tak nasz facet od w-f mówi na trawe, klasowy kawal. Ash chciala mi zabrac butelke, ale jej pokazalam, ze na po zielonym czyms nie wolno chodzic i tylko ja moge, bo to moje zielone cos! Hanna do mnie "a na tych sie nie drzesz". Odwrócilam sie, "A to chamy! To zielone cós jest moje! no ale im trzeba wybaczyc, wiadomo, daltonisci" hehe. Odbijalo mi na calego, a Noel patrzyl sie na mnie z niedowierzaniem i sie smial. Slysze jak o mnie nawijala to i ja zaczelam. Hanna wyjezdza z tekstem "Ash, powiedz mi, dlaczego my sie przyjaznimy z ta narkomanka?" ja w krzyk "jaka narkomanka, kochana, nie zapominaj ja jestem: sick mental tormented sico bitch!". Hanna próbowala powtórzyc, ale jej sie kolejnosc pomylila. "Nie, ludzie, tego nie wolno zapomniec! Kolejnosc sie liczy, toz to prawdziwe cacuzko!" i znow podniesionym glosem "memba! I'm a sick mental tormented bitch!", Noela oczka sie powiekszyly do rozmiarów talerzy. Tak... pamietam kazdy komplement z zeszlego tygodnia, z jego przeslicznych ust. Jak mozna nie pamietac takich cacuzek? Toz to prawdziwe arcydzielo! Duzo fajniejsze od polskiej suki. Swoja droga, ciekawe jest to, ze zostawil Owena i Duffego i przelecial przez Copa, tak szybko by znalesc sie za mna, wraz z Owena bratem bliźniakiem i Seanem (Gbórkiem). Ciekawe... na prawde ciekawe. Wariatka ze mnie... Noel ma racje. Odbijalo mi kompletnie, popisywalam sie? A moze... Chodz mi na serio juz na nim nie zalezy. Uwielbiam sie z nim wydurniac i te nasze teksty... smiesznie jest. Kiedy wychodzilysmy na spacerek Damian walnal mi dluga przemowe
"Pogratulowalbym dziecka, ale dziecko nie zyje, wiec teraz zamiast selebrowac, wszyscy rozpaczamy, skladam moje kondolencje matce i ojcu dziecka, spójrz ojciec stoi tutaj" - wskazal na Noela, a ten pochwalil sie bialym uzebnieniem "usciskajcie sie, przeciez to takie ciezkie chwile". Noel juz wyciagal w moja strone ramiona, kiedy zatrzasnelam przed damianem drzwi. Nie zla, po prostu przemowa trwala za dlugo, stracilam zainteresowanie ziewajac szeroko, ja tez umiem pokazac moje uzebnienie. Danielek gral w pilke na dworze, ta... "mój ukochany". Chlopak jest przystojny, zdania nie zmienie i nadal mnie pociaga, ale teraz widze, ze slaby jest psychicznie. Potem wrócilysmy do szkoly, po raz kolejny "pozwól, ze zloze moje kondolencje" ja na to "po raz kolejny? tym razem mozesz napisac list z kondolencjami" i odeszlam smiejac sie. Chris potem zadal mi pytanie, na temat Daniela "was he any good?" czy ja sie go pytam, czy jego lasence go zadowolily? O ja cie... wszystko chcieli by wiedziec.
Wnioski z dzisiejszego dnia? Do Noela juz nic nie czuje. Uwielbiam robic sobie z nim jaja, bo chyba z nikomu tak sie dobrze na nerwach nie gra, a i zaden jeszcze chlopak nie lazil za mna tyle. Stalam przed sala od Science i nawilalam z Marion (ale ta chamówa mnie zostawila!). Wiec zostalam z Gemma M. i Colmem, oparci o karolyfer. Colm do mnie z tekstem "dobrze slyszalem?" "a co slyszales?" "Daniel?" "ta, DAniel, tak ma na imie" "o kurwa! Ty i Daniel!"... " o kurwa, bez kitu?" "chodzicie ze soba?" "co wy z tym chodzeniem? jeden wieczór i koniec" "jestes tak samo okropna jak ja". Przybilismy piastki, Gemma tylko nas obserwowala. Tak mi sie zdawalo... ona knula i knula i wyknula plan. Noel stanal zaraz na przeciwko, na rogu korytarza (gbórek tak mu zaproponowal). I Gemma tak kombinowala, sweter mu zabierala, bila go nim, ciagala za bluzke, ze az go zaciagnela by stanal tuz obok mnie. A ja wtedy plecaczek o ziemie i olewajacym kroczkiem do kibelka. Gemma sie wkurzyla "ej!". Knuła, Knuła ale jednak nie wystarczająco długo. Byłap pewna, że ja cała w skowronkach będę "o ja cie, panicz Mc Bride obok mnie stoi!" a kij jej w oko. I jemu też. Wracam sobie z łazienki, z poprawionym makijażem, przeczesanymi włoskami, po prostu Beautifil! Myślałam, że pójdzie już na lekcje, w końcu wystarczająco długo siedziałam w kiblu by sobie polazł. On, gemma i reszta jego ludzi. Ale nie, przecież on nigdy nie robi tak jak ja bym pragnęła. Stał tuż obok mojego plecaka, więc kiedy się schyliłam, pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy, to to, że wygląda to pewnie tak jakbym się schylała by mu loda zrobić. Podniosłam się i spojrzałam na niego, niech mu będzie. NIe odrywał ode mnie wzroku od kąd mnie zobaczył a łapka lekko mu się kołosyała, niebezpiczenie blisko moich długich spływających w dół włosów. "Yes babe", nie odpowiedziałam siłując się z włosami i plecakiem. Chyba sobie je kiedyś obetnę... I i tak mi się poplątały i rozczochrały. Uśmiechnął się zawadiacko, śliczny jesteś chłopcze, ale to już nie ta mała dziewczynka. Teraz trzeba czegoś więcej by mi zawrócić w głowie, inny repertuar proszę...