hangover... ay... newa, neva again! lesson...
Ay... przeszłam dzisiaj rano przez piekło (choć wiem, że mogłoby być gorzej). Czy kac wam coś mówi? Nie, nie bolała mnie główka, główka mnie nigdy nie boli. Tylko żołądek chciał mi chyba cały wyjść przez usta. Nigdy więcej... Wiem, taki mówi wielu, ale ja nie mam zamiaru po raz kolejny przez to przechodzić. Zamiast dobrze się bawić pod koniec wieczoru ja tylko się modliłam by się nie wyżygać na oczach menagerki. Bezsensu... i proszę bez pouczań anonimów, bo doskonale wiem, co źle zrobiłam w swoim życiu, a co dobrze.
Chciałabym móc napisać, że wieczór był odjazdowy. Był... fajny, ale nie taki jaki się spodziewałam, że będzie. W pracy spoko, nerwowo, stresowo ale spoko, jak zawsze. Za namową jednej z kumpelek z pracy wypiłyśmy cały dzbanek różowego koktajlu. Wcześniej barmani zrobili go dla gości którzy dostawali kieliszek przy wejściu do hotelu. Trochę tego zostało (dokładnie cały dzbanek), więc znudzone, nie mając nic do roboty i do tego cholernie spragnione, wypiłyśmy go na współkę, a jak! Że też dopiero później mi ktoś powiedział, że ten koktajl to była wódka z różnymi sokami. Nie ktoś tylko David, szkoda tylko, że nie powiedział mi tego wcześniej! Potem były drinki dla gościu po rozdaniu deserów. do wyboru kieliszek wódki, albo bayleys (jak kolwiek to się pisze). Oczywiście nie wszyscy goście chcieli po drinku, więc trochę zostało. Znowu za namową dziewczyn, a co tam, dwie szklanki poszły (oj pyszne to było). Cóż, procenty postawiły na nogi, cieplutko się zrobiło i jakoś tak szybciej się pracowało. Zamiast o 12, skończyłam o 1.20, ale co tam. Jeszcze się malutka pobawi. Wskoczyłam w super sexowną bluzkę (w tak odkrytej bluzce jeszcze nitk mnei nie widział), rozpuściłam śliczne włoski, poprawiłam makijaż. Wow na ustach Davida spowodowało, iż zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. No to teraz będziemy się bawić... prawda? Bosh, czego ja się spodziewałąm? Wprost powiedziałam Hannie, że nie będę siedzieć z nimi na sali i patrzeć jak starsze pokolenie (nauczyciele, rodzice itp. itd) tańczy i się upija. NUUUUDY! Hanna stała z Ash i z Christopherem B. potocznie znanym przezemnie "lizusem" przy wejściu na salę. "Macie zamiar tak stać cały wieczór?" Hanna spojrzała na mnie "a co innego możemy robić?". Ten wieczór przekonał mnie iż kompletnie do siebie nie pasujemy. Ja chciałam usiąść na barze, napić się czegoś, nie koniecznie alkoholu, pośmiać się, poplotkować, pogadać tak po prostu jak przyjaciółki. POwygłupiać się z Lisą, Keri i Alim. Zagrać w butelkę, nie wiem, zrobić coś fajnego. W ostateczności się uchlać, ale nie stać i się nudzić! Zresztą nie miałam zamiaru siedzieć z Christopherem. Brakuje mi prawdziwej przyjaciółki... takiej która połaziłaby ze mną po hotelu, która usiadła by ze mną i pogadała z Davidem, potem dołączyła się do Arka i chłopaków. Potem może chwila w łazience, rundka po sali balowej, porozmawianie ze znajomymi. I ta się dziwiła, że ja ciągle znikałam? Wiecie z iloma ludźmi miałam do obgadania? Już same gadanie o nowej fryzurze Imer zajęło mi 15minut, a co dopiero o jej narzeczonym! (którego miałam przyjemność poznać).
Kolejna rzecz którą sobie uświadomiłam, Hanna strasznie koloryzuje. Już jej wcale nie wierzę, że uchlała się prawie, żę na każdym wyjeździe z orkiestrą uliczną do której kiedyś należała (prawie każdy należy, lub należał do jakiejś, to taka tradycja irlandzka). Wiecie, nie ma niczego złego w nie piciu. Ale po co pierdolić cały tydzień, jak to ona się schleje w sobote, bo taksówka odwozi nas do domu i rodzice jej nei zobaczą pijanej bo będą spali. Staneliśmy przy barze, zawołałam MArcina i zamówiłam wódke z colą, swoim urokiem osobistym namówiłam go by mi ją podał (bo wiecie... ojca się prawie wszyscy boją), spojrzałam na Hanne "a ty co chcesz?" "ja... colę". Gdy zobaczyła, że nie robiłam sobie jaj z wódką, spojrzała na mnie zdziwiona. Ona myślała, że ja sobie jaja robiłam czy jak? Nie rozumiemy się kompletnie. A więc kofani, piłam w samotności... znaczy się nie dokładnie, bo Hanna poszła z Ash zobaczyć jak się nauczyciele uchlali i tańczą, a ja zostałam na barze by pogadać z Davidem. Przemiła rozmowa... Kilka uśmiechów i tekst "ta... po % zrobiłem kilka głupich rzeczy, dlatego nigdy więcej w takich ilościach..." "oj coś o tym wiem", spojrzenie i cichy śmiech. Tym razem rozegrałabym to wszystko inaczej, i taki miałam zamiar... heh, ale dlaczego nie wyszło potem.
Powygłupiałam się trochę z Alim, Lisą i Kerry, którzy nawet nie mieli zamiaru postawić nogi na parkiecie w sali balowej. Ale kiedy zaczeli się rzucać kostkami cukru przed hotelem, kostkami które ja im przyniosłam z kuchni... zwiałam. Możę gdyby to był inny hotel, rzucałabym się z nimi (po takiej ilości alkoholu... jasne, że tak). Lecz nie w hotelu w którym pracuję i w którym pracują moi rodzice. Potem tak kursowałam pomiędzy salą balową, a barem. Na sali balowej byłam tylko dla naszej kochanem Maureen Boyce, naczycielki od H.Ecu która niedawno się zaręczyła. Przekochana, młoda kobieta. Specjalnie dla niej poprosiliśmy DJ żeby puścił piosenkę Congratulations, a podczas toastów i aukcji, by komik który to prowadził, złożył jej i jej narzeczonemu życzenia od naszej klasy. Od komika dostała kosz z szampanem i czekoladkami, podziękowała mi potem pięknie (trochę podchmielona). Dałam jej się wyciągnąć na parkiet i dałam się namówić by zatańczyć wężyka z całą salą i w całą tą zabawę z łodziami i masowaniu sobie pleców, uszu... Wszystko tylko dlatego, że uwielbiam tą babkę. Piosenke i dedykację DJ puścił właśnie kiedy stałyśmy obok siebie. Zawstydziła się (tak słodko) i potem tańczyła z Johnem (her fiancee) w środku naczego kółeczka, do którego nawet udało mi się zaciągnąć Aliego! To był chyba jedyny miły moment spędzony z ludziskami z mojej szkoły. Potem Ali pojechał i już nie miałam z kim się wydurniać, Maureen tańcowała wtulona w Johna, a ja pod pretekstem pójścia do kibla wymsknęłam się w sali. Weszłam do baru, siedzieli tak jak ich zostawiłam. Arek, Mario, Łukasz i Marta.
"Patrz jaka jest zalana" i tak cały wieczór... aż tak źle nie było... o nie, dopóki nie załatwiłam sobie podwózki do domu z Shoną, a nie z jedną z nauczycielek. Czyli można sie schlać, bo potem nie będzie wstydu jeśli pijana będę coś gadać do belferki w samochodzie. To nie mój argument tylko chłopaków którzy postawili mi drinka. Wypiłam go i spoko... dopiero po jakimś czasie poczułam, że jeśli wypije jeszcze coś to pobiegnę prosto do kibla. Ludziska pokończyli prace i usiadli z nami na barze i nagle wszystkich wzięło na wżeranie słodkich czekoladowych cukierków i tłustych, słonych chipsów. Corina spojrzała na mnie zmartwiona "dobrze się czujesz?" opanowałam się, dopiero byłby opciach gdybym pobiegła do kibla z ręką na ustach, na oczach menagerki. Wolę pozostać w jej oczach jako mądra, dobrze wychowana dziewczynka (która lubi zaszaleć). Corina zaciągnęła mnie do kuchni. Do jednej ręki dała kubek ciepłej wody, do drugiej zieloną pietruszkę. Woda na mdłości, pietruszka by rodzice nie wyczuli ode mnie alkoholu, podobno pomaga. Kofana Corinka, nikt inny by się tak o mnie nie zatroszczył (żadna z irlandek). Wróciłam do baru, a Nifka (szefowa) chciała mi postawić wino (najlepsze jakie mamy w hotelu), bo jak wszystkim to i mi, ale odmówiłam. Gdybym wypiła choć łyka, źle by się skończyło. Wiedziałam, że nie dość, że skończyłby mi się film, to jeszcze bym sobie obciachu narobiła. I cóż mi po tym było, że faceci pożerali mnie wzrokiem. Że Aruś bawił się moimi włoskami pytając "co to za laska?", że gapili się na mój odsłonięty dekolt, że David mógłbyć mój, gdybym tylko się postarała. Wyobraźcie sobie tak strasznie romantyczną scenę. Facet obejmuje kobietę, szepsze jej do ucha jak cudownie wygłąda, jaką straszną ma na nią ochotę. Nad nimi pełnia księżyca, gwiazdy, lekki wietrzyk... a ona zakrywa usta rękoma i biegnie do łazienki, albo pożal się Boże w krzaki. Dlatego nigdy więcej! W nocy to było nic, rano myślałam, że umieram... Mam nadzieję, że ta długa notka nauczy niektóre młodociane osoby, by nie piły. A jak już, to tylko troszeczkę.
I wcale nie brakowało mi Aarona... ani Orli (co jest smutne). I bawiłam się dobrze, nawet jeśli brakowało mi prawdziwej przyjaciółki która jak Corina przejęłaby się moim stanem... Heh... Tak wyglądał wieczór, który miał być zupełnie inny, ale i tak imprezowanie do 4było udane. Nie patrząc na skutki uboczne...