hold me... like there will be no 2mrw...
Spałam do 14. Nie... snem bym tego nie nazwała. To jak śpiączka była, lub kompletna strata przytomności. Pamietam jak się obudziłam o 9, pościeliłam łóżko ktoś mi wręczył do ręki kubek herbaty i tabletkę. Wydaję mi się, że trochę herbaty wypiłam, wlazłam pod koc... Potem to już mi się film urwał. Oczy otworzyłam dopiero o 14.35. I tak leżałam aż do chwili obecnej i wpatrywałam się w chmury przez okno dachowe. Nie mogę przestać myśleć o tym debilu. Ally poradził bym sama do niego zadzwoniła... wyjaśniła, miała to z głowy. Lisa twierdzi bym robiła co podpowiada mi serce. Jeśli chcę, to po prostu zadzwoniła... zapytała co tam słychać... rozmowa sama się potoczy...? Nie wiem... Nic już nie wiem...
A już się nauczyłam żyć bez niego... heh...
Nienawidzę grypy, tej słabości ciała... mam dość mojego serca... i tej słabości duszy...