sylwek =]
Do sylwka podchodziłam od tak... Szczerze to chciałam by to całe zamieszanie się już skończyło, by było już po. Dlaczego? Bo podświadomie byłam pewna, że spędze sylwestra bez niego. On pojedzie gdzieś z chłopakami, ja zostanę z moją paczką i choć będzie świetnie jak zawsze, to jednak będzie pusto. Jakieś tam plany były, coś tam mieliśmy robić, ale ja jakoś specjalnie się nie cieszyłam. Wszystko wywróciło się do góry nogami w niedziele o 1. Sztorm na całe Rosses, linie z prądem urwane, linie telefoniczne też. Nigdzie ani światła, ani prądu. A ja w pracy. Piknie. Do tego byliśmy jedyną otwartą restauracją na tym przylądku. BOSH! Urwanie głowy... Telefon od Hanny, telefon od Marka. Pytanie "to co my k... robimy dzisiaj wieczorem bez prądu?!". Kilka telefonów, jeden z pubów otwarty jest na sylwka, tam idziem. Całą naszą paczkę tam ściągnęłam :P Mark by móc mnie odwieść bezpiecznie do domu i baaaardzo późno, nie pił :P Wieczór wspaaaaaaniały :D Tysiące hugów z ludźmi których nie widziałam od miesięcy i lat! No i pocałunek o północy z moim kochaniem :D
Kiedy Hanna i Dom pojechali już do domu, my z Markiem pojechaliśmy w nasze miejsce. On trzeźwy, ja po kilku mocnych drinkach. Mikuś po drinkach... oj lepiej nie mówić jaka jest napalona :P Było boooooooosko, tyle wam powiem :D ;] :D
Było też love ya... z moich ust. Powiedziałam, że nie musi odpowiadać, nie musi nic mówić... chciałam by tylko wiedział... Odpowiedział i było dokładnie to samo co ja czułam. Chcę z nim być zawsze i wszędzie i na zawsze...
*
Zmieniając temat chciałabym wam życzyć Magicznego Nowego Roku =********************