my tears on your lips...
Bo życie nie zawsze jest idealne... Wczorajszy wieczór, ostatni wieczór przed jego wyjazdem = totalna klęska. Kłótnia jakiej nie mieliśmy nigdy, z jego powodu. Ja też miła nie byłam, też sprawy pogorszyłam i pozwoliłam by mi się wymknęły z pod kontroli. Za dużo ludzi chciało pomóc, z Allego który powiedział, że z nim pogada, że mu wyjaśni, żebym spokojnie posiedziała i się uspokoiła, zmieniło się do całej delegacji. Czy ja kogoś prosiłam by się pchał w moje sprawy? On poczuł się osaczony. Dlatego poszłam i przerwałam to wszystko. Kazałam wszystkim iść oprócz Allego. Ally sam wiedział, że jego rola w sztuce się już skończyła i czas zejść ze sceny. Wszystko już szło dobrze, już mu wybaczałam, już usłyszałam sorry kiedy zaraz obok nas, w drzwiach stanął Jason. Z wszystkich ludzi na świecie, to musiał być Jason. Najgorsze jest to, że nawet Mark zauważył, że pod pretektestm gadania z jakimś facetem, podsłuchiwał co się między mną a Markiem dzieje. Wkurwiłam się, chciałam wstać i odejść. Mark mi nie pozwolił. Położył mi głowę na ramieniu i pocałował tuż pod uchem. Po 5 następnych godzinach rozmów pogodziliśmy się. Dowiedziałam się od niego wiele... o bardzo wielu rzeczach o których nigdy nie chciał mi powiedzieć wcześniej.
A wiecie jaki był główny powód naszej kłótni? Ten chłopak który przyszedł do mnie do hotelu (półtora godziny spóźniony, bez ani jednego smsa albo krókiego telefonu) to nie był mój Mark... To był pijany, agresywny chłopak którego nigdy nie znałam wcześniej. I choć ze swoją agresją walczył i podniósł na mnie głos tylko raz, kiedy i ja go podniosłam, to jednak widziałam jak mu żyłą chodziła, jak zaciska pięści... jak się staję wszystkim, czym nie chciałam by był. Jak udaje, że słucha ale wbija wzrok w ziemie, zaciskając dłonie w kieszeni. Byłam zła, czułam się zraniona i olana... Byłam też podpita i zirytowana. Nie byłam święta...
Ważne, że się pogodziliśmy. Obiecał mi, że już nigdy go takiego nie zobaczę. Że nie będzie pił, by zapomnieć o swoich problemach, ale żeby się dobrze zabawić. I kiedy mamy się spotkać, albo w ogóle nie pijemy tego wieczóru, albo dopiero kiedy jesteśmy razem, bo on zawsze jest inny kiedy pije ze mną, a kiedy już jest pijany kiedy przyjeżdzam. I ja wiem, że on się dla mnie strasznie zmienił. Że się stara i że czasem go to przeraża i przerasta... Boi się, że wszystko schrzani, tak jak schrzanił wcześniej... ale tym razem ma być inaczej. I usłyszałam od niego, że mnie kocha... Dla niego to najtrudniejsze słowa w scenariuszu naszej sztuki.
Może było to nam potrzebne? Przynajmniej wiem, że nie tylko ja się boję i że oboję będziemy walczyć by tak nie było :P