Home sweet home...
Nareszcie w domu, szkoda, że tylko na weekend. Siedzę przed kominkiem, z filiżanką kawy z z bayleysem w ręku i cieszę się z chwili spokoju i relaksu. Nie ma to jak wrócić pod skrzydła rodziców choćby tylko na chwile...
Potrzebowałam tego. Ucieczki z dużego, głośnego i szarego Dublina. Nareszcie tutaj, do Donegalu. Oddech spokoju... Zero myśli o uniwerku i tysiąców projektów.
Oby tylko wytrzymać do Świąt :)