S.M.T.B.
Jakiś dziwny ten dzisiejszy dzień. Miałam sen, jeden z tych snów, które kocham, a zaraz nienawidzę. Zabardzo przypominają o czymś, za bardzo uświadamiają, że tego czegoś się nigdy nie miało. I nie polepszył tego wszystkiego widok ich obu, w tym samym samochodzie o którym potem napisałam w Eire (zapraszam na www.pamietniki.bravo.pl pseudo mikia). I ten boski uśmiech jednego z nich... W chuj z nim! O numer telefonu też prosił... kiedyś. I zawsze mnie podrywa, kiedy jest zajęty. Bo ja niby takich lubię... Kiedyś tego pana N. zakatrupię.
I wracamy do punktu A, albo raczej N, lub może M. Przecież ja nie chcę do tego punktu wracać. Nie żebym coś do niego jeszcze miała, w szczególności teraz, kiedy na widok jego kumpla, muszę się przywiązywać do słupa telegraficznego, smyczą psa którego nie posiadam. To wcale mi w niczym nie pomaga! A Bennie i tak zaraz idzie w pizdu (przepraszam za wyrażenie), na studia, więc co mi po tym wszystkim? Po tych ich spojrzeniach? No niby są jeszcze te trzy miesiące, wystarczająco czasu na shiftnięcie z tyłu jego samochodu. Nawet mojej matce się podoba... no nie tak jak Ross, ale ciągle... Bosh, ona mnie czasami załamuje.
Dzień minął szybko, cudeńko moje małe, dzieciątko, zostało odblokowane i teraz normalnie przychodzą i wychodzą zdjęcia. I jest pięknie. Dom posprzątany i jest pięknie. Geografia, matma, hista i francuski, nie wykuta i czuje okropne wyrzuty sumienia. Normalnie aż mnie żołądek boli (ale to chyba od tych antybiotyków).
Planowałam by zrobić impreze, u siebie, w nowym domu. Takie irlandzkie "warmin party". Kogo bym zaprosiła? Tylko kilka osób... Hannę i Ash, Char i jej kumpele, Ruairiego i Ryana (bo to mój przyszły sąsiad), i pewnie Adama i Nikiego, bo to moi kumple. Tak... niewinnie prawda? W ciągu godziny, zwaliłaby mi się na głowe cała klasa, w ciągu dwóch, cały rok. Około 4nad ranem, liczyłabym ile już rzeczy zostało zniszonych, a po 5, zostałaby wezwana policja, przez moich przyszłych sąsiadów. A więc jeszcze nie jestem pewna, czy powinnam... Ruairi powiedział, że zrobi dla mnie impreze. Albo raczej dwie imprezy, dla dwóch dziewczyn które tutaj przyjadą. Jeśli madelle przyjedzie. To chyba lepszy pomysł, u niego już i policja była, i zdemolowali dom, wiec już gorzej być nie może. No i szykuje się impreza plażowa, słynne amerykańskie "beach party", z ogniskiem i kiełbaskami. DZień imprezy: kiedyś. Przyjemnie tak pomarzyć o imprezach, kiedy po jutrze zaczynaja się najtrudniejsze egzaminy... heh...
I myśli o Adim... doprowadzają mnie do szału. Od ostatnich kilku dni, myślę o nim... wysłałam smsy, puściłam strzałki... żadnych oznak życia. Martwię się... Nie miałam czasu dla niego, a i on, co raz rzadziej nie jest naćpany... ta bezsilność mnie przeraża... staram się nie myśleć... jakoś to będzie... musi być...
Ktoś mi wyje pod oknem, od przeszło 20min. Wystawiam głowę przez okno na poddaszu i widzę białą corolle. On mi na złość robi czy jak? Po Rossie przejął pałeczkę Duffy, po Duffym, Damian, po Damianie Bennie. Niech mi w końcu kurwa postawią tam patrol, to przestaną mi wyć pod oknem... a wszystko przez moją cholerną głowę... i siły wyższe które wymyśliły coś takiego jak sen... no comments...
Idę sobie, po wariuje, a wy zwariucie pewnie ze mną, jeśli będziecie musieli czytać wpisy świruski. W końcu jest tylko jedna
"sick menal tormented sycho bitch"
***
"Nie chcę... słów, światła, uśmiechu, ciebie... nie chcę słów i muzyki nut. Chcę byś sama, z przyjaciółką. Żyletką tak zwaną. Masochistką mnie kiedyś nazwałeś. Chorą, stukniętą, pokręconą, szurniętą suką. Racji wiele w tym miałeś. Spójrz teraz na związane rękawy, na sznurki i linki i białe ściany. Popatrz na te krwawe plamy... Popatrz i uśmiechnij się, lub zapłacz... już nie tylko nad rozlanym mlekiem..."