Chilli?
Pogodziliśmy się. Chyba tyle wystarczy powiedzieć... Musiało być trudno... przecież inaczej byłoby za łatwo. Inaczej byłoby tak jakby nic się nie stało. Jakby za mną w przepaść chciał skoczyć.
nie wiem... nie wiem czy powinienem... najpierw z moim najlepszym przyjacielem... potem chciałaś ze mną...
ale... to nie planowane, nie przemyślane, jakoś tak to się stało... przecież wiesz...
Okrutne, ale prawdziwe... on i tak by mi wybaczył, co bym mu nie powiedziała. A delikatność była obowiązkowa. Nie mogłam powiedzieć, że mi na Ciarinie nie zależało. Ale jest dobrze.. i po powrocie z pracy rozmawialiśmy... tak długo aż wybiło wpół do trzeciej... i... jakoś to będzie. Jak zawsze... bo być jakoś musi.
I było spotkanie ze starymi "znajomymi". Impreza G.A.A. Oni się chyba nigfy nie zmienią... on się chyba nigdy nie zmieni. I wesoło było... miło. I z Alanem pobawiliśmy się w lookanie sobie w oczy, kto dłużej wytrzyma. I doprowadziłam do tego, że panicz Mc Bride chichrał się za każdym razem kiedy zatrzymałam się blisko. Kiedy nachyliłam się by sięgnąć po dzbanek z wodą na stoliku obok. Jak każdy facet, cieszył się na widok moich wypiętych pośladków. Bo to było zaplanowane. I zezował... przyznam tylko, że z wyrafinowaniem. I Donal z Alanem dawali mi znaki. Machali głowami na Noela. Jestem pewna, iż tego wieczora panicz Mc Bride nie stawiał im drinków. Przynajmniej miałam z czego się śmiać...
Rozmowa z pewnym kelnerem... nowym... Może i jebak, ale przynajmniej miły... i mnie szanuje. Bo jestem polka. A on do Polek ma szacunek (bujał się w Ance, kelnerce która pracowała tutaj na święta). Wiecie... miło jest kiedy facet ci mówi, że jesteś szalona. Że facet który wolał inną od takiej kobiety jak ja... ślepy i głupi...
I wiecie? Mam ochotę na coś ostrego... Zrozumcie to jak chcecie...