a jednak kryzysik... powoli sięgnam dna......
Duszę się... brakuje mi powietrza we własnym ciele. Czuję się jakby ktoś mnie zamkną w czterech ścianach. Rzuca mną. Mam ochotę krzyczeć, ale nie wiem dlaczego... Wydrapać sobie rany do krwi, rzucić czymś o ścianę. Znacie to uczucie? Nie wiem co się ze mną dzieje... Tak z nikąd stałam się agresywna i już nie daję sobie rady sama ze sobą. To chwilowe... To chyba przez tą rozmowę. Bo widziałam pod teksty, bo mam dosyć... Bo nie chcę być już sama. Rozmowy przez internet nie wystarczają, wiecie? I tylko dwa razy w tygodniu. Dwie godziny w tygodniu... Wiem... będzie dobrze kiedy wróci, będzie lepiej kiedy wróci. Będę normalna kiedy wróci. Heh.. a jednak kryzys.
I może za dużo myślę, może mi odbija. Dobra, odbija mi ok? Ale... heh...
On: jak się czujesz?
Moi: świetnie! nie mogę spać, nie mogę pić, nie mogę się bzykać, bo mojego chłopaka nie ma!*
On: kiedy jestem też tego nie robisz....
*w oryginale to lepiej zabrzmiało
Po raz kolejny wracamy do punktu A. Może B... albo wiecie co, najlepiej nazwać go punktem S. Źle skończyliśmy za nim wyjechał, tak wam to powiem. Doszło do pewnego nie porozumienia, którego nie chciałam wyjaśniać, a potem już nie było jak. Pozwoliłam mu na za wiele, a potem otrząsnęłam się z szoku i już na jeszcze więcej, mu nie pozwoliłam. A on dalej swoje... może mi się wydaje? Ale nie moi drodzy, z tym ja muszę powoli. Nawet taka wariatka jak ja, ma swoje granice.
W ten o to sposób dałam upust swojej agresji.
portret kobiety z moich myśli...
Jeszcze 21dni... cholera, niech on już wraca, bo mam już wszystkiego dosyć...