pardon me while i burn... 3
Kiedy się leży w łóżku po kocem w kratę, w ręku kubek ciepłej herbaty, a szybę w dachu uderzają gigantyczne krople deszczu, zaczyna się człowiek zastanawiać...
Po raz kolejny się budzę z szaleńczego snu... Zastanawiam czego w życiu szukam... i o dziwo nadal, szukam miłości. Gdybym była tą samą dziewczyną co kiedyś, pozwoliłabym się sobie zakochać w Marku. A jednak, nie pozwalam.
Do tego zadziwiam sama siebie determinacją, która jak narazie nie mija... Determinacją co do nauki. Kiedyś olałabym... teraz, cholera, aż przyjemnie się rozciągnąć na łóżku. Czuć ból w nadgarstku i skroniach.
Wracając do rozmyślania... nie rozumiem kompletnie facetów. Nie rozumiem Oisina... (choć jego chyba najbardziej z nich wszystkich). Facet mnie pragnie... ale nie chce zranić. Nie chcę się zabawić. Szanuję... heh. Nie rozumiem Lee... i nigdy go nie zrozumiem, bo on mi nigdy nie wyjaśni tego co się między nami wydażyło... Dlaczego się skończyło. Nie rozumiem Shana... Jest zupełnie inny kiedy ze mną smsuje... A kiedy się spotykamy w piątek, zgrywa kogoś zupełnie innego. Jakby mu na mnie zależało... a potem już tylko na seksie. Faceci na serio mają nie pokoleji w głowie...
Incubus i wspomnienia... Głos tak podobny do głosu pewnego znajomego mi artysty... Kolejny facet, który przy mnie potrafi być taki inny... a przy ludziach taki... heh, aż szkoda gadać. A jednak wywarł na mnie tamtego wieczoru urok... Choć znałam go aż do szpiku kości... wszystkie jego zagrywki, jego sposoby na wyrywanie panienek. Jego narkotyczny nałóg łamania serc. Wiedział, że mojego nie złamie. Że oboje się sobą zabawimy... I oboje coś poczuliśmy... przestraszyliśmy tego co być mogło...
Tak błądze i poszukuje.. i trafiam ciągle na nie tych co trzeba... Może błąd tki we mnie? Może to ja jestem nie do zniesienia... za głośna, za szalona... Może rzeczywiście to coś ze mną nie tak? Heh...