ideał... ideałów nie ma...
Dzisiaj na wolnej lekcji, Debbie z Fiona siedziały w ławce przedemną. Ćwierkotały jak to one, a ja co chwilę coś dodawałam od siebie. Na chwilę się wyłąnczyłam i kiedy Debbie powiedziała "mój idealny facet musiałby..." powiedziałam spokojnie
-Ideałów nie ma.
Niestety... ideałów nie ma.
-Oj ale wiesz o co mi chodzi.
Wiedziałam... jej ideał musiałby cudownie całować, wiedzieć co zrobić z łapkami kiedy shiftują się na kanpie, patrzyć na nią z porządaniem, być cholernie przystojny... ach ta ludzka przyziemność. Dla mnie to wszystko drugo rzędne. Dla mnie... facet idealny.... bliski ideału... Chciałabym mieć takiego, z którym mogłabym się położyć na kocu pod drzewem i położyć mu głowę na piersi. Czuć jak się lekko unosi i wiedzieć, że należy tylko do mnie. Czuć w każdym słowie miłość, czułość, nawet jeśli obawiałby się przyznać do tego, że kocha. Ja bym wiedziała. Słowa nie byłyby potrzebne. Chciałabym by z czułością mnie obejmował, zanurzał twarz w moich długi włosach i na każdym kroku powtarzał, że kocha ich zapach. Byłby dla mnie, gdy tylko nutka smutku pukałaby do drzwi. To jakby całował, mnie dotykał nie było by ważne. Bo i tak jak gdyby tego nie robił, byłoby to cudowne. Pełne uczucia... I tylko dla mnie. Chciałabym by mnie szanował i... kochał ponad życie. Tylko tyle... to na prawdę nie wiele...