Zmieniając temat i odciągając was od tych smutnych myśli, miałam cholernie ciekawy sen. Spodziewałam się, że tak jak w piątkową noc, będzie mi się śnił Papież, lub coś związanego z jego śmiercią. Było zupełnie inaczej i to chyba dobrze, bo 48godzin myślenia o tym samym bym chyba nie wytrzymała.
A więć, moi drodzy, śnił mi się Noel. Zaskoczeni? Nie tylko on, ale to jest część którą najbardziej pamiętam i która najbardziej trzyma się kupy. Do tego ten sen był taki... realny? On był nim, czyli nie stworzonym przez wyobraźnie ideał który tylko posiada jego ciało w moich snach.
Byłam z kumpelami w jakimś sklepie. Nie wiem kim te dziewczyny były, ale bliskie mi były jak przyjaciółki. I jedna z nich do mnie mówi "a ty z Noelem chodzisz?" ja odpowiedziałam "Coś ty! Ja tego dupka nie kocham!". Stoimy nie daleko otwartych drzwi i po tym jak ja wymawiam owe zdanie, słychać gwizdy i zawiedzone wycie chłopaków. Oczywiste jest, że stoją tam chłopaki z Brutenportu i stoi tam Noel, a dziewczyny najnormalniej w świecie mnie podpuściły. On stoi w drzwiach, z tego jego słynnym spojrzeniem którego nigdy nie potrawię odczytać. Żal? Ból? Pogarda? A może wręcz przeciwnie, miłość? Patrzy na mnie i mówi "już mnei nie kochasz?" Wszyscy jego kumple się śmieją, ale on jeden nie. Ja nic nie mówię, patrzę na niego, tak jak zawsze, czyli, żę na nic nie dam się nabrać. "Nie kochasz mnie?" potem ja coś mówię. Trafia go to prosto w serce. "Wiesz co, suka jesteś", wszystko jest po ang. Tzn. wyzwiska. To ja do niego "Dick" - chuj, on do mnie "Slut"- Dziwka, ja do niego, skurwiel - nie pamiętam jak to się pisze o ang., on do mnie po raz kolejny suka. W tym momencie ja się wkurzam i zamykam przed nim drzwi. Ale przytrzaskuje komuś rękę. Jak się okazuje Amandzie. Ona wyje, on wkurzony kopie w drzwi, a ją jeszcze bardziej boli. Ja jestem wkurzona, bo dałam mu się sprowokować, a on się w najlepsze bawi, chodź jest wkurzony. Tak się wyzywamy przez drzwi, kiedy przychodzi nauczyciel(nagle jesteśmy w szkole) i pyta sie co się stało, ja na to, że chłopaki mi dokuczają. On którzy, ja że... no dokładnie, że to cała ich klasa. Nie chciałam wciągać nauczycieli w wojne pomiędzy mną a Noelem. Nigdy nie chciałam, a mogłam, mogłam go tak udupić, że by go zawiesili, za prześladowanie młodszej koleżanki. Ale po co? Nie zasłużył na to, zresztą, jestem za tym, by w osobiste sprawy nie wciągać szkoły. Jakoś tak kombinuje, że facet odchodzi i nic nie mówi. Wtedy Noel zeskakuje z kanapy podchodzi do mnie, klapie po udzie i mówi "dzięki suko, ja ciągle cię kocham". I odchodzi. I chodź te słowa nie znaczą już nic... to jakoś tak dziwnie się w środku czuje. A potem latam w czarnej miniówię i wysokich szpilkach po targu staroci i spotykam Paddego i Alana. Paddy rzuca kanapkami z rybą, ale takimi obrzydliwymi. I Alan daje mi jedną i mówi "tylko nie pobrudź sukienki" i każe mi rzucać w Paddego. Kiedy patrzę na siebie w starym lustrze nie opodal (prawie, że 80% mojego ciała jest odsłonięte, to strzępki materiału a nie sukienka) podchodzi do mnie Alan i mnie obejmuje w pasie. "Co mała? Ślicznie wyglądasz" i zaczynamy się całować... mi chyba nie przeszło... jacie, jakie to wszystko... skomplikowane ;)