• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum 17 maja 2005


porcelanowa laleczka znowu połyka łzy......

Odchodzi... Niby słucha, niby jest po drugiej stronie kabla... niby mu zależy... nie, jemu zależy... kiedyś powiedział, ze mnie kocha... ja jego też... to dlaczego? Dlaczego mi to robi? Dlaczego robi to mnie i swojej byłej dziewczynie? Rodzicom, przyjaciołom... mnie... Nie rozmawialiśmy z moim skarbem od dawna... tylko strzałki, znak, że jeszcze żyje, że jeszcze nie jest tak tragicznie, skoro ma kredyt. Znak, że nie jest na ulicy... Połykałam łzy, rozmawiając z nim... Znaki na ekranie wciąż mi się rozmywają... ciągle rozmawiamy, ale ta rozmowa prowadzi do nikąd... Bo ja wiem, że mu nie pomogę. Jest po drugiej stronie szyby, przez którą nikt nie potrafi się przebić. On wie... że to źle, żę to nie tak... że tak nie powinien, tak nie można... Ale nie potrafi skończyć... Spada... on ciagle spada, a ja nie mogę mu pomóc... nie potrafie... Mam nadzieję, że mnie matka nie zobaczy w tym stanie... Wiem co powie. Pamiętam co mówiła, gdy płakałam ostatnim razem... Nie, on taki nie jest... ona go nie zna. To wspaniały chłopak... i pewnie tego i tak nie przeczyta. Miałam nadzieje i ciągle je mam, że kiedyś się spotkamy. Spojrze mu w te zielone oczy i mocno przytule. Kiedyś wierzyłam... że może los nas złąnczył, może byliśmy sobie przeznaczeni. Że może to moja druga połówka jabłka, ta na kiedyś, na poważnie, na zawsze. Że to ten, który zrozumiem, iż jest tym, kiedy nadejdzie czas, po wielu nie udanych związkach. A może przyjaciel... taki na zawsze. Co potrafi słuchać i pocieszać... Kiedyś mi madelle powiedziała, że kiedy dojdzie do punktu w którym on znajduje się teraz, powinnam zakończyć tą znajomość. Ale jaki to ma sens? Od przyjaciół nie odwraca się dlatego, że biorą... dlatego, że na haju się pocieli i wylądowali w szpitalu... dlatego, że ciągle biorą i nie wiedzą jak przestać... dlatego, że on bierze... tydzień bez drugów, a potem znowu przychodzi ból... i kolejna dawka... Już nie płaczę... ale zaraz znowu będę... bo jest mi źle... Dlaczego ja jestem szczęśliwa? Dlaczego dla mie świat jest taki piękny? A dlaniego nigdy nie był... nigdy tak pięknie jak dla mnie... nigdy nie widział czerwieni i pomarańczy na niebie, a szczęścia doświadczył krótko trwale. Był przy mnie, kiedy potrzebowałam go najbardziej... Kiedy bolały słowa Noela, innych ludzi... kiedy było mi źle... i ja przy nim byłam kiedy mnie potrzebował. Zawsze i o każdej porze... Zawsze dla niego... teraz też jestem... i boję się, że go stracę. Tak strasznie, panicznie się boję... Może jest nadzieja... w jego byłej... zerwali ze sobą, bo on nie chciał już dłużej jej ranić. Dałam mu kolejną radę, która może go uratuje... może ruszy to koło, może wreszcie podniesie się na nogi... Ja go kocham... tak strasznie go kocham i boję się... że przyjdzie czas, gdy będę kochać... ciało pod zimnym jak lód nagrobkiem...

17 maja 2005   Komentarze (6)

Szczęście w smutku, łzy w uśmiechu...

Dziewczyny zostawiły mnie dzisiaj samą. Ash gdzieś poszła po 3lekcjach, Hanna w ogóle nie pojawiła się w szkole. No ale jeszcze jest poczciwa Marion z którą spędziłam break i lunch. Było cholernie przyjemnie tak sobie z nią pogadać (coś ostatnio długo nie gadałyśmy). Jutro zdjęcie 5klasisów, więc może już wróci panicz Mc Bride. Może on odciagnie ode mnie Owena, chodź szczerze? Marne szanse... I tak w ogóle, to gdzie się mój stary  brach podziewa? Nie ładnie, tak wagarować. A może się połamał? Cóż, nie płakałabym. Nawet nie zauważyłam, że go ponownie w szkole nie ma, dopóki Ash nie wyjechała z tekstem "oj to ty na prawdę sama będziesz, nawet twojego księcia nie ma!". Księcia nie, ale jest mój ex, Ruairi (według plotek my ze sobą obecnie chodzimy!), Daniel którego jak dzisiaj zobaczyłam to sama się w łeb palnęłam, jak on mi się mógł podobać! - proszę nie komentujcie tego; i Owen, chłopaczek który przeprowadził dzisiaj wysoko inteligentna konwersacje z Donalem:

Donal: uuu, to ta panienka którą masz zamiar shiftnąć?
Owen: o tak popatrz jak rusza biodrami...
Donal:ta... porusza się nie źle
Owen: i jakie ma ciało
Donal: ay!
Owen: luv her! Będzie moja.
Mój komentarz "NOT A CHANCE!!!". Na prawdę... rozumiem, że spędzanie większości czasu z Noelem ma wpływ na ludzi, ale come on, bujać się w tej samej lasce co twój kumpel, zmniejasza szance na co kolwiek! Bo jak to tak, sprzątnąć lalke kumplowi z przed nosa? Cóż... chłopaczysko zachowuje się jak Noel, tylko, że w innym ciele. Looka się zalotnie, szepcze coś pod nosem kiedy obok przechodzę i te uśmieszki i ach i echy... zupełnie jak Noel kilka tygodni temu. I wtedy te teksty kierowane były do Owena. Mówię wam, za dużo się chłopak na mój temat nasłuchał, bo nawet te same teksty wali.

Zmieniając temat (chodź nie do końca) czuje się źle... Nie ogólnie, tylko chwilowo... Nie, źle to złe słowo. Jestem na siebie zła, bo ja lubię Marie. A dzisiaj kiedy się  z Alanem pokłóciła, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Sprawdza się to, co mówiłam wcześniej. Oni do siebie zupełnie nie pasują. I to też kłótnią nie było. Ona zaczęła mu wyrzucać co jej się nie podoba, a on udawał, że słucha, a potem zamiast przeprosić powiedział "oh well" odwrócił się na pięcie i poszedł do kumpli i Maeve i Rosin. I nie czuł się winny. Siedział szczęśliwi na lekcji, usmiechał się to do mnie to do Debbie, rzucał kawałami i gadał jak najęty. CZyli norma. A Maria była wściekła (ostatnio często jest, to strasznie humorzasta dziewczyna), i kiedy on się do niej uśmiechał jak gdyby nic się nie stało, ona spuszczała wzok jak obrażone dziecko. O co kolwiek im poszło, najwidoczniej Alan uważa, że laska przesadza i, że jej przejdzie. Tak długo nie pociągną... Dużo lepiej jej było z Ryanem, on ją kochał ponad życie i nadal kocha i po kłótni na kolanach by ją błagał o wybaczenie. Dla Alana jest najwidoczniej panienką, jak nie ta to inna. Heh... Z jednej strony chcę by Maria była szczęśliwa, zasługuje na to, to super laska, ale z drugiej strony... dlaczego musi być szczęśliwa z gościem, który miał być dla mnie?

Jestem wściekła na Gemme, mała chamówa się z niej zrobiła. Zniszczyła całą zabawę na matmie, ona i Yvonne. Władowały się na moje i Ruairiego miejsce, co zniszczyło cały idealny plan ławkowy (hehe, tak to nazwaliśmy). Bo one myślały pewnie, że jak siądą na naszym miejscu to one, zamiast mnie i Ruairiego będą miały ubaw. Ta... Chris Gemmy nie trawi i w ogóle nigdy się do niej nie odzywa, bo ona jest dla niego "Poshy". Zresztą tak ją wszyscy nazywają. Taka ważniara. Daira z Ryanem się przesadzili i my z Ruairim siedliśmy na ich miejscu i dalej gadaliśmy z Seanem i Neilem, tylko, że przez Gemme i Yvonne CHris i Daniel zostali wyłąnczeni z konwersacji. A wczoraj gdy zajęłam sobie miejsce plecakiem, przeniosły na drugi koniec klasy i mi nie chciały powiedzieć, gdzie ten plecak polazł. Ale mi Chris pokazał, potraktowałam go jednym z moich uroczych uśmiechów i siadłam z Joem za Char i Charlotte. Nie mogę uwierzyć, że ona aż tak się zmieniła... złośliwa strasznie się zrobiła i taka... wazniara. A może ja dopiero teraz to widzę? I ja też, muszę się przyznać, zmieniłam się, chyba spowrotem w mikię. Bo przyjaźniąc się z Gemmą, można by powiedzieć, że święta byłam. Nie wydurniałam się tak strasznie(no kiedy jej nie było to tak), byłam zawsze pierwsza w klasie, wraz z nią, zawsze odrobiona praca domowa, na lekcjach nie gadałam, no wręcz aniołek. A teraz... eee... zazwyczaj jedna z ostatnich w klasie, praca domowa... zależy jaki przedmiot i czy mi się chciało, na lekcjach potrafię nawijać jak radio, szaleję jeszcze bardziej niż kiedykolwiek i... puszczam się. Przykro mi... ale od kąd z Gemmą koniec, mikia znowu stała się łamaczką serc i ruszyła maszyna. Tylu gości nowych mam na liście, że łoj! Wszystko dlatego, że już nie ma osoby która miałaby na mnie "anielski wpływ". Cóż trudno, dobrze mi tak jak jest, chodź żal pozostaje... bo by naprawdę byłyśmy blisko.

17 maja 2005   Komentarze (4)
Czarna-roza | Blogi