• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum 13 marca 2005


śmiać mi się chce, a ziemia nadal prawi...

Z głośników komputera znowu wydobywa się jedna z piosenek ze składanki Eski. Przypominają mi wakacje. Miło powspominać. Duszne wieczory o zapachu Irlandzkiego deszczu, przyjaciółka, madelle u boku i muzyka. Każda muzyka, piosenka przypomina mi o myślach, które przepływały przez moją głowę kiedy jej słuchałam. Wiele z nich, o dziwo są o Noelie. Są, a raczej były. Wtedy jeszcze nie rozumiałam do końca, jaki on jest. Chyba tego mi było trzeba. Leżenia bezpiecznie na łóżku okrytym kocem w kratę, patrzenia się to w sufit to za okno, tej muzyki w wieży i przemyślaniu ostatnich dni, tak jak dni wakacji. Porównywania ich. Udało mi się. Udało mi sie odwrócić role, poczuć, że to ja jestem u władzy, a nie on. Poczuć, że... jestem wolna. Przestalo mi zależeć co o mnie myśli, o moich czynach, słowach. Czy się znich śmieje, czy nie. Chciałabym jednego. By poczuć smak jego ust i zrozumieć do końca, że wcale nie smakują tak dobrze. By móc go odepchnąć i zostawić z pytaniem w oczach. By go zranić, odrzucić... by raz w życiu poczuł to co ja czułam, kiedy mnie zranił po raz pierwszy. Rządza zemsty...

Doszłam także do kolejnego wniosku. On zawsze był taki sam, to ja sprawiłam, że jego dusza była piękna. Najgorsze jest to, że to stworzyło wyzwanie. A ja kocham wyzwania. Dlatego nie mogę dać sobie z nim spokoju do końca. Im jest gorszy, im czarniejszy ma charakter, im większym chamem jest, tym bardziej pragnę by go rozkochać, zdobyć i porzucić. By zrobić dokładnie tak, jak rozgadywał, że zrobiłam. Mam ochotę na zabawe i powstało postanowienie. Jeden wyskok, taki jak wtedy kiedy poprosił Cat żeby mnie zawołała. Kiedy będe miała dowód, że to on na mój temat gada. Tak go zjadę, że aż ziemia mu się z pod nóg osunie. Muszę przestać być taka zimna o obojętna. Muszę znowu stać się diablicą... Będe się bawić w zimno i ciepło. O tak... niech tylko nazwie mnie otwarcie sexy, już ja wiem co wtedy zrobić... Nie będzie wkurzania się, będzie zabawa.

Doszły też myśli o Alanie. Ja pragę faceta i kurcze, co mi szkoda? NIe muszę się w nim zakochiwać, mogę się zabawić. Pokazać, że mi się podoba. On to chyba sam widzi. On chyba właśnie bawi się we mnie w ciepło i zimno... i w cholere, to działa. Środa, czwartek, potem piątek. Trzy dni pod rząd kiedy będe miała (chyba) szansę zabawić się Noelem albo zabawić się Z Alanem. Bo w środę jest koncert charytatywny w szkole, w czwartek św. Patryka i może będe na tutejszej paradzie, a w piątek jest dysco(jeśli moi i Hanny rodzice nas puszczą). Zobaczymy co będzie. Jestem zdeterminowana by zdobyć choć jedno ciało. Ciało wypełnione fermonami. Bo w cholere... oszaleje bez męskiego ciała!

Teraz leci Masz stajla... śmiać mi się chce. Lato... plaża... bikini... wieczore w mieście podczas festiwalu... faceci... morze... spacery... Boże, jak wtedy było przyjemnie, wesoło... jakie życie wydawało się piękne... chciałabym by były już wakacje, a przedemną rok przerwy. Rok który spędze na projektach i wybywania ze szkoły na Work experiency... już tylko 84dni do Junior Certu... płakać mi się chce... to już tak blisko. Chciałabym by było już lato...

Właśnie się dowiedziałam, że Ruariego zawiesili... cholera, a ja chciałam od niego matme spisać! Żeby szlak dyrcia trafił, zawieszać na jeden(!) dzień geniusza matematycznego! Matma to jedyny przedmiot z którego jest na serio mocny, w wakacajnym egzaminie pobił wszystkich, a nasza klasa poziomem jest najlepsza, więc można powiedzieć, że na całym roku jest najlepszy... Kurwa, kurwa, kurwa. Od kogo ja teraz spiszę? Naszczęście zawiesili go tylko za schowanie Mourcia plecaka w damskim wc. Bo teraz to już masowe chowanie, na każdej lekcji komuś ginie plecak. Rodzicie uziemili go i nie może iść na dysko w piątek... szkoda, bo miałam nadzieję, że się powydurniamy razem. Na szczęście jego starzy nie wiedzą o tym, że z Caroline spuścili powietrze w oponach dyrcia w piątek(!), rzucali balonami z wodą w samochody (dopiero co się dowiedziałam) i jajkami w domy. Normalnie z nimi nie da się nudzić ;) Napisałam mu, że będzie cholernie cicho bez niego jutro w szkole... cholera, by tylko nie zrozumiał tego opacznie! Z nimi nigdy nie wiadomo! Jeszcze pomyśli, że ja coś do niego... tak było z Domem. Nie... on nie jest taki powalony jak on, hehe.

13 marca 2005   Komentarze (3)

choróbka

Cały dzień słucham sobie Eska SQUAD. Cały dzień osłabiona, jak swój własny dzień próbowałam siedzieć w jednym miejscu, obawiając się, że gdy wstanę ziemia zrobi mi kawał i wywróci się do góry nogami. Ot tak, dla kawału. A ja będe leżać i zastanawiać się, gdzie jest sufit, a gdzie ziemia. Szaleństwo mózgu i ciała. Wczoraj pobrali mi tyle krwi, że powinnam być już pusta. Nie jest mi nic tragicznego. Bo po to były te badania. By wykluczyć wyrostek, poskręcanie, wykręcanie, przemieszczenie i coś tam jeszcze, jelit i wielu innych organów znajdujących się na wysokości źróbła bólu. Byłam nawet u ginekologa, wysłali mnie z ostrego dyżuru. Babka mi tylko obmacała brzuch, czy to nie coś z jajnikami. Pogadałam z nią też o moich miesiączkach. Powiedziała mi to samo co mój lekarz rodzinny, tzw. GP No to wizyte u ginekologa na razie mam z głowy, bo i tak mój GP chciał mnie wysłać. Jadę na tabletkach i muszę przyznać, działają. Nie ma młdłości, wrócił apetyt a i ból mnie już nie nawiedza. Za to słabo jest mi nadal... rano skakała mi tepmeratura. Z 37 do 36 i 8kresek, potem znowu 37, a teraz już jest ciągle stabilne 36 i 7. I ciągle się obawiam, iż ziemia zrobi mi kawał... Próbowalam zrobić matme, nawet głupi zeszyt zrobił mi kawał. A raczej zadanie, zawsze umiem je rozwiązywać, dzisiaj nie miałam siły wysilić mózgu na część c. Trudno, spiszę jutro od Yvonne. Mamka napisze mi notkę dla nauczycieli. Ale się Gorman ucieszy, to już 3 czy tam 4notka w tym miesiącu. Nie moja wina, że podłoga się na mnie uparła i robi mi kawały. To wina podłogi, więc nie powinien tak na mnie podejrzanie patrzeć. Na szczęście, zawsze na koniec się uśmiecha i mówi "wporządku". Gorman jak to Gorman, uwielbia torturować, ale na koniec uśmiechnie się i uda, że wcale właśnie nie upokorzył cię przed całą klasą. Mi to się nigdy nie zdarzyło, bo on ma już swoje prywatne ofiary. Ja jestem pupilką nauczycieli. A dlaczego? Bo nie pyskuje, obgaduje za plecami. Zresztą, ja lubię ich, oni lubią mnie i na dłuższą mete korzystne to. Kiedy coś przeskrobię, udają, że tego nie zauważają. Więc wiecie, warto było przez rok być przesłodkim. ;)

13 marca 2005   Dodaj komentarz

jak mnie określić w kilku słowach? - bawiąca...

Wnioski... wnioski są takie, iż jestem spragniona. Spragniona życia takiego, jakiego bym chciała. Dokładniej spragniona ciała. Męskiego ciala. Ciepła, czułości... brutalności, zimna, zabawy, szaleństwa i ustabilizowania się. Będe już poważna... choć chyba ciągle jestem... potrzebuję mężczyzny. Jego dotyku, pocałunków. Jego obecności. Nie ważne jakiego. Kogoś, kto by śmiejąc się podszedł i mnie objął. Ot taki, taki ruch, ale dający tyle przyjemności. Żartując moglibyśmy się na luzie powygłupiać, a na koniec, zakończyć nasz śmiech pocałunkiem. Lekkim jak nasze humory. Brakuje mi po prostu faceta. Wcześniej to nie było takie silne. Lecz teraz, jeden dotyk męskiej skóry, która na swój sposób mi się podoba... przyjemny dreszcz. Pociąg seksualny, tak to się nazywa. Obudził się we mnie zwierzęcy instynkt. Już nie chcę miłości, ją kiedyś znajdę. Teraz chcę dotyku, ust... faceta. W cholere z tym wszystkim... Czy jest ktoś na tym świecie, kto ma tak samo powalone życia jak ja? Pewnie nie... bo tylko ja umiem tak wszystko komplikować. Za dużo myślę... głupia, pomylona, zagubiona... marzycielka. Tylko tak da się opisać mikię... wieczna idiotka..

"Po prostu nie pamiętać sytuacji w których serce klęka..."

13 marca 2005   Komentarze (5)

wnioski... po cholere mi to wszystko... urodziłam...

W cholere... mam już dosyć samej siebie. Siebie samej... i mojej powalonej głowy, nieznośnego serca. W ogóle mam dosyć wszystkiego. Nie, nie mam chandry... po prostu jestem zła sama na siebie. Może to wszystko przez to, że jestem taka osłabiona... Miałam sen... pierwszy od dawna o... o nim. Ostatnio ciągle śnił mi się Alan. Alan albo inni nieznani mi przystojniacy. A teraz? Śnił mi się on... Chyba pierwszy sen od... dawien dawna, w którym się z nim nie kłócę, nie policzkuje go, albo w jakiś sposób nie ranię... Cholera... co się ze mną dzieje... "to tylko sny, nie przywiązywałabym do nich uwagi"-zdanie pewnej osoby. Ale ja wiem... raczej obawiam się, że wiem, co one oznaczają... Dlaczego? Dlaczego nie zniknie z mojego życia? Gdyby nie zaczął mnie męczyć w ogólę bym o nim nie myślała. Zapomniałabym, że w ogóle istnieje, tak jak to zrobiłam z wieloma innymi facetami. A więc dlaczego oni mi się nie śnią, czemu nie zwracam na nich uwagi, kiedy na nich wpadam. Ot tak, stary znajomy. Ale nie... on mnie prześladuje. W snach, w szkole, nawet kiedy jestem w Letterkenny muszę wpaść na grupkę jego najlepszych kumpli i wysłuchiwać jak o mnie gadają "spójrz na jej futeko, chciałoby się pogłaskać tą suczkę"-Ross. "w szczególności w pewnych miejscach" -Michael. I wiadomo na jakie miejsca się patrzyli. Potem zaczęli dzwonić do Noela i drzeć się tak by wszyscy słyszeli "jak to co się dzieje? polska suka tu jest...". Przemiło ;) Widzicie? W cholere... życ się odechciewa. Nie długo będe musiała siedzieć w domu, obawiając się, że wpadne na niego lub na jego kumpli. Już wszędzie są. Wszystkie sklepy do których zaglądam, oni tam dorabiają sobie. Moje ulubione miejsca w których jadam w Letterkenny, oni tam są. Bogu dzięki, że w New looku, No name i tym typu shopach nie ma działy męskiego! Wracając do snu... myślałam, że mam to już za sobą. Choć w swoim rodzaju, ten sen był inny od wszystkich. Może zainspirowany filmem Hitch (genialny!!!)... może... A o to opis snu.

Nie ważne gdzie stoję, jest ciepło, jakaś prada na ulicy. Obok mnie fast food na kółkach. Biały samochód z jedzeniem. Noel na mnie looka a ja się bawię wykałaczką. On próbuje mnie nią dziabnąć i myśli, że ja tego nie widzę. Tylko, że myli moją ręke z ręką mojej kumpeli. Kiedy ma zamiar ją dziabnąć, ja kłuje jego dłoń. On chwyta za pieprzniczkę (nawet nie wiem czemu nie soliczke, ale jestem pewna, że naczynko zawieralo pieprz), podchodzi do mnie, kilka skoków, sekundka, nawet nie ma jak uciec. Ja się śmieje, on na mnie looka tak czule, chce się zabawić. Widzę to w jego oczach, ale postawą pokazuje, że jest oburzony. Obsypuje mnie pieprzem, we włosy, jak śniegiem. Ja go kłuje w dłoń, coraż lżej, takie przekomażanie się. Śmieje się głośno, bawi mnie to wszystko. Te jego cielęce podchody, wzrok ludzi. Olewka moich koleżanek i słowa które brzmią jak "wiedziałam, że tak będzie". Śmieję się, co chwilę lookając mu w oczka, by zobaczyć czy go boli. Czy w ogóle go rusza, że ja go ciągle kłuje tą ostrą wykałaczką. Jeden mój ruch, jeden jego. Zbliżamy się do siebie, aby niby lepiej sobi dokuczyć. Bardziej będzie bolało. Zbliżamy się do siebie, ja nadal histerycznie się śmieje. On tylko patrzy na mnie z jednym kącikiem ust podniesionym do góry. Jego też to bawi, ale trzyma postawy wkurzonego. Jesteśmu za blisko, pieprzniczka zwisa mu w dłoni, ja go ciągle próbuję kłuć, co raz lżej, co raz bardziej delikatnie. Próbuję mocniej, ale ręce odmawiają posłuszeństwa. Delikatnie mnie całuje. Bez języczka, tyko muśniecie. Wtedy ja go kłuje mocno w ręke, za późna reakcja dłoni. Za późno... już mnie pocałował. Pocałunek mi się podoba, ale jemu krwawi ręka. Ja chcę więcej, a on chwyta się za dłoń. Cieniutka stróżka krwi. Ociera ją o czarną koszulę, ślad znika. Ręka już nie krwawi, chce mnie ponownie pocałować. Ciągle jesteśmy blisko, ale ja już niczego nie jestem pewna. Całuję go, jest mi dobrze. Ale nie traktuje tego poważnie. BO tak jakbym od początku wiedziała, że tak się skończy. Już przed tym, jak go ukłułam, wiedziałam, że on chce mnie poderwać. I wiecie co jest najśmieszniejsze? Noel nigdy taki nie będzie. Nie będzie cielęcych podlotów. Nie będzie udawał wkurzającego kumpla, którego ja mam dosyć. Który mnie kłuje, by zwrócić na siebie uwagę. Bo on nigdy nie był moim kumplem. Ale ten pocałunek... doszłam do pewnych załamujących mnie wniosków...

 

13 marca 2005   Komentarze (1)
Czarna-roza | Blogi