Muszę się przyznać iż mieszkanie z facetem który ani nie jest moim przyjacielem ani moim chłopakiem jest trudne. W szczególności z facetem który jeszcze przeżywa rozstanie z dziewczyną. Czasami żałuję, że zgodziłam się żebyśmy z nim mieszkali. Choć szczerze mówiąc, zgadzałam się na parę, nie faceta sztuk jeden.
Dlaczego? Bo czuję się non stop krytykowana. Wracam z uniwerku i zakupów i sama do siebie mówię (padając na kanapę): zakładanie kozaków na obcasie to był zły pomysł,
na co słyszę odpowiedź pana B: nie będę się w ogóle wdawał w ten temat. Wy wszystkie jesteście pomylone.
Dziękuje bardzo.
Gotuję, krytykuje. Oglądam telewizje, krytykuje. Dlaczego? Bo jego dziewczyna oglądała Grey's Anatomy i inne rzeczy które oglądam. Więc strzela sceny i fochy, jak to ktoś może oglądać. Ja nie komentuje tego, że całą niedziele i często sobotę oglądają piłke nożną albo rugby albo jeszcze coś innego.
Albo inna sytuacja. Ani Mark ani pan B nie używają stołu w salonie więc tam pracuję nad projektami, gdyż mój i Marka pokój jest za mały żeby tam wstawić biurko. Przez 2miesiące nikt nic nie mówił. Podczas najbardziej stresującego tygodnia w collegu, kiedy nie wiedziałam w co ręcę włożyć i w ogóle gdzie jest moja głowa, Barry zaczął wszystko przesuwać bo chciał tam zjeść obiad. Gdyby poprosił to bym mu posprzątała, a tekst "ty to traktujesz jak swoje biurko" doprowadził mnie do granicy wytrzymałości. Gdyby przy nas nie było Marka i nie był by to jego przyjaciel powiedziałabym co na ten temat myślę. Ma od nas większy pokój choć jest sam. Tam dodatkową szafę i biurko. Co piątek całe mieszkanie jest w puszkach i pudełkach od pizzy bo on ma za dużego kaca żeby posprzątać.
To nie tak, że ja go nie lubię. Ale niestety, irytuje mnie tym swoim "męskim zachowaniem". Że niby jego programy są lepsze, on steak'a lepiej robi itd. Wiem, że pewnie głównym powodem jest brak seksu, albo nawet nie tyle co seksu jak baby. Jemu naprawdę baby potrzeba.
Najgorsze jest to, że Mark czasami się z nim zgadza. I wtedy mam ochotę się wyprowadzić. Bo to całe "faceci trzymajmą się razem" jest beznadziejne. Teraz już tak strasznie nie jest, jedna kłótnia starczyła by się Mark nauczył, że czasami lepiej nic nie mówić.
heh...pewnie przesadzam, ale poczułam jak bardzo zamieszania wprowadza kiedy wyjechał na tydzień. I byliśmy z Markiem sami. Może też jestem trochę o Marka zazdrosna? Bo ja w tym mieszkaniu mam tylko jego, a on ma także swojego przyjaciela? Może.. Przyzwyczaję się..Kiedyś..