• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Archiwum maj 2005, strona 1


< 1 2 3 >

porcelanowa laleczka znowu połyka łzy......

Odchodzi... Niby słucha, niby jest po drugiej stronie kabla... niby mu zależy... nie, jemu zależy... kiedyś powiedział, ze mnie kocha... ja jego też... to dlaczego? Dlaczego mi to robi? Dlaczego robi to mnie i swojej byłej dziewczynie? Rodzicom, przyjaciołom... mnie... Nie rozmawialiśmy z moim skarbem od dawna... tylko strzałki, znak, że jeszcze żyje, że jeszcze nie jest tak tragicznie, skoro ma kredyt. Znak, że nie jest na ulicy... Połykałam łzy, rozmawiając z nim... Znaki na ekranie wciąż mi się rozmywają... ciągle rozmawiamy, ale ta rozmowa prowadzi do nikąd... Bo ja wiem, że mu nie pomogę. Jest po drugiej stronie szyby, przez którą nikt nie potrafi się przebić. On wie... że to źle, żę to nie tak... że tak nie powinien, tak nie można... Ale nie potrafi skończyć... Spada... on ciagle spada, a ja nie mogę mu pomóc... nie potrafie... Mam nadzieję, że mnie matka nie zobaczy w tym stanie... Wiem co powie. Pamiętam co mówiła, gdy płakałam ostatnim razem... Nie, on taki nie jest... ona go nie zna. To wspaniały chłopak... i pewnie tego i tak nie przeczyta. Miałam nadzieje i ciągle je mam, że kiedyś się spotkamy. Spojrze mu w te zielone oczy i mocno przytule. Kiedyś wierzyłam... że może los nas złąnczył, może byliśmy sobie przeznaczeni. Że może to moja druga połówka jabłka, ta na kiedyś, na poważnie, na zawsze. Że to ten, który zrozumiem, iż jest tym, kiedy nadejdzie czas, po wielu nie udanych związkach. A może przyjaciel... taki na zawsze. Co potrafi słuchać i pocieszać... Kiedyś mi madelle powiedziała, że kiedy dojdzie do punktu w którym on znajduje się teraz, powinnam zakończyć tą znajomość. Ale jaki to ma sens? Od przyjaciół nie odwraca się dlatego, że biorą... dlatego, że na haju się pocieli i wylądowali w szpitalu... dlatego, że ciągle biorą i nie wiedzą jak przestać... dlatego, że on bierze... tydzień bez drugów, a potem znowu przychodzi ból... i kolejna dawka... Już nie płaczę... ale zaraz znowu będę... bo jest mi źle... Dlaczego ja jestem szczęśliwa? Dlaczego dla mie świat jest taki piękny? A dlaniego nigdy nie był... nigdy tak pięknie jak dla mnie... nigdy nie widział czerwieni i pomarańczy na niebie, a szczęścia doświadczył krótko trwale. Był przy mnie, kiedy potrzebowałam go najbardziej... Kiedy bolały słowa Noela, innych ludzi... kiedy było mi źle... i ja przy nim byłam kiedy mnie potrzebował. Zawsze i o każdej porze... Zawsze dla niego... teraz też jestem... i boję się, że go stracę. Tak strasznie, panicznie się boję... Może jest nadzieja... w jego byłej... zerwali ze sobą, bo on nie chciał już dłużej jej ranić. Dałam mu kolejną radę, która może go uratuje... może ruszy to koło, może wreszcie podniesie się na nogi... Ja go kocham... tak strasznie go kocham i boję się... że przyjdzie czas, gdy będę kochać... ciało pod zimnym jak lód nagrobkiem...

17 maja 2005   Komentarze (6)

Szczęście w smutku, łzy w uśmiechu...

Dziewczyny zostawiły mnie dzisiaj samą. Ash gdzieś poszła po 3lekcjach, Hanna w ogóle nie pojawiła się w szkole. No ale jeszcze jest poczciwa Marion z którą spędziłam break i lunch. Było cholernie przyjemnie tak sobie z nią pogadać (coś ostatnio długo nie gadałyśmy). Jutro zdjęcie 5klasisów, więc może już wróci panicz Mc Bride. Może on odciagnie ode mnie Owena, chodź szczerze? Marne szanse... I tak w ogóle, to gdzie się mój stary  brach podziewa? Nie ładnie, tak wagarować. A może się połamał? Cóż, nie płakałabym. Nawet nie zauważyłam, że go ponownie w szkole nie ma, dopóki Ash nie wyjechała z tekstem "oj to ty na prawdę sama będziesz, nawet twojego księcia nie ma!". Księcia nie, ale jest mój ex, Ruairi (według plotek my ze sobą obecnie chodzimy!), Daniel którego jak dzisiaj zobaczyłam to sama się w łeb palnęłam, jak on mi się mógł podobać! - proszę nie komentujcie tego; i Owen, chłopaczek który przeprowadził dzisiaj wysoko inteligentna konwersacje z Donalem:

Donal: uuu, to ta panienka którą masz zamiar shiftnąć?
Owen: o tak popatrz jak rusza biodrami...
Donal:ta... porusza się nie źle
Owen: i jakie ma ciało
Donal: ay!
Owen: luv her! Będzie moja.
Mój komentarz "NOT A CHANCE!!!". Na prawdę... rozumiem, że spędzanie większości czasu z Noelem ma wpływ na ludzi, ale come on, bujać się w tej samej lasce co twój kumpel, zmniejasza szance na co kolwiek! Bo jak to tak, sprzątnąć lalke kumplowi z przed nosa? Cóż... chłopaczysko zachowuje się jak Noel, tylko, że w innym ciele. Looka się zalotnie, szepcze coś pod nosem kiedy obok przechodzę i te uśmieszki i ach i echy... zupełnie jak Noel kilka tygodni temu. I wtedy te teksty kierowane były do Owena. Mówię wam, za dużo się chłopak na mój temat nasłuchał, bo nawet te same teksty wali.

Zmieniając temat (chodź nie do końca) czuje się źle... Nie ogólnie, tylko chwilowo... Nie, źle to złe słowo. Jestem na siebie zła, bo ja lubię Marie. A dzisiaj kiedy się  z Alanem pokłóciła, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Sprawdza się to, co mówiłam wcześniej. Oni do siebie zupełnie nie pasują. I to też kłótnią nie było. Ona zaczęła mu wyrzucać co jej się nie podoba, a on udawał, że słucha, a potem zamiast przeprosić powiedział "oh well" odwrócił się na pięcie i poszedł do kumpli i Maeve i Rosin. I nie czuł się winny. Siedział szczęśliwi na lekcji, usmiechał się to do mnie to do Debbie, rzucał kawałami i gadał jak najęty. CZyli norma. A Maria była wściekła (ostatnio często jest, to strasznie humorzasta dziewczyna), i kiedy on się do niej uśmiechał jak gdyby nic się nie stało, ona spuszczała wzok jak obrażone dziecko. O co kolwiek im poszło, najwidoczniej Alan uważa, że laska przesadza i, że jej przejdzie. Tak długo nie pociągną... Dużo lepiej jej było z Ryanem, on ją kochał ponad życie i nadal kocha i po kłótni na kolanach by ją błagał o wybaczenie. Dla Alana jest najwidoczniej panienką, jak nie ta to inna. Heh... Z jednej strony chcę by Maria była szczęśliwa, zasługuje na to, to super laska, ale z drugiej strony... dlaczego musi być szczęśliwa z gościem, który miał być dla mnie?

Jestem wściekła na Gemme, mała chamówa się z niej zrobiła. Zniszczyła całą zabawę na matmie, ona i Yvonne. Władowały się na moje i Ruairiego miejsce, co zniszczyło cały idealny plan ławkowy (hehe, tak to nazwaliśmy). Bo one myślały pewnie, że jak siądą na naszym miejscu to one, zamiast mnie i Ruairiego będą miały ubaw. Ta... Chris Gemmy nie trawi i w ogóle nigdy się do niej nie odzywa, bo ona jest dla niego "Poshy". Zresztą tak ją wszyscy nazywają. Taka ważniara. Daira z Ryanem się przesadzili i my z Ruairim siedliśmy na ich miejscu i dalej gadaliśmy z Seanem i Neilem, tylko, że przez Gemme i Yvonne CHris i Daniel zostali wyłąnczeni z konwersacji. A wczoraj gdy zajęłam sobie miejsce plecakiem, przeniosły na drugi koniec klasy i mi nie chciały powiedzieć, gdzie ten plecak polazł. Ale mi Chris pokazał, potraktowałam go jednym z moich uroczych uśmiechów i siadłam z Joem za Char i Charlotte. Nie mogę uwierzyć, że ona aż tak się zmieniła... złośliwa strasznie się zrobiła i taka... wazniara. A może ja dopiero teraz to widzę? I ja też, muszę się przyznać, zmieniłam się, chyba spowrotem w mikię. Bo przyjaźniąc się z Gemmą, można by powiedzieć, że święta byłam. Nie wydurniałam się tak strasznie(no kiedy jej nie było to tak), byłam zawsze pierwsza w klasie, wraz z nią, zawsze odrobiona praca domowa, na lekcjach nie gadałam, no wręcz aniołek. A teraz... eee... zazwyczaj jedna z ostatnich w klasie, praca domowa... zależy jaki przedmiot i czy mi się chciało, na lekcjach potrafię nawijać jak radio, szaleję jeszcze bardziej niż kiedykolwiek i... puszczam się. Przykro mi... ale od kąd z Gemmą koniec, mikia znowu stała się łamaczką serc i ruszyła maszyna. Tylu gości nowych mam na liście, że łoj! Wszystko dlatego, że już nie ma osoby która miałaby na mnie "anielski wpływ". Cóż trudno, dobrze mi tak jak jest, chodź żal pozostaje... bo by naprawdę byłyśmy blisko.

17 maja 2005   Komentarze (4)

dlaczego mamy to czego nie chcemy, a to czego...

Kto ich zrozumie? Powiedzcie mi? Kto rozumie tych porypanych facetów? Bo na pewno nie ja... Noela w szkole nie ma i dobrze, bo jeszcze jego mi brakowało. Może postanowił powagarować, a może się pochorował, co kolwiek to jest, niech nie przychodzi do szkoły jak najdłużej się da. noela nie ma, wiec powinnien być spokój prawda? Ale im do szczęścia Noel nie potrzebny. Owen od owego piątku, dziwnie się na mnie patrzy. Za każdym razem kiedy obok niego przechodzę, chce mi się śmiać. To ten sam typ ataku śmiechu, jak kiedy widzę Noela. Oboje tak samo na mnie lookają, tak dziwnie... zalotnie ale nie zalotnie, nie pewnie, ale pewnie. Tak... no dziwnie. I śmiesznie. OStatnio nie odstępuje na krok Donala, a w nim się bujnęła Ash. I jest taki plan... by kiedy Donalek będzie szedł za nami, odwrócić się i powiedzieć "ta lalka na ciebie leci". Oj, Ash mnie zabije, ale warto. Jakiś gościu, którego imienia nawet nie znam i dopiero teraz zauważyłam, że istnieje, ciągle do mnie mówi "Hi". Bo Gbórek już przestał, teraz tylko się zalotnie uśmiecha. Za do Damian ciągle się drze "Hi Michaela". Już chyba wolałam Gbórka, on przynajmniej nie brzmiał jak połąnczenie pajaca ze skończonym palantem. Nagle zauważyli, że istnieje?

Daniela też coś wzięło. W ogóle dzisiaj jest chyba dzień lookania na mikię. A może, po prostu wcześniej tego nie zauważałam? Zastanawiałam się dzisiaj nad całą tą sytuacją z Danielem. Dużo mnie nauczyła. Nidy więcej całowania się z chłopakiem, do którego nic tak naprawdę nie czujesz. Podobał mi się, sama już nie wiem dlaczego. Ale całować się z chłopakiem tylko dlatego, że ci się podoba? Kiedyś Dotyk Anioła napisała coś bardzo mądrego. Czy po jednym pocałunku, odrazy nazuwa się to coś związkiem? Nie. Ja nigdy z nim nie chodziłam. Nigdy nie było nas. Był jeden wieczór, zabawa. Ale nigdy nie było nas... a więc także nie ma do czego wracać. Tak... Cieszę się, że sobie to wyjaśniłam i nic już do niego nie mam. Już mi się nawet nie podoba. Ale on do mnei coś ma... Zazdrosny był. Kiedy stałam z Ruairim, Joem i Boylerem i czekaliśmy aż dadzą nam wyjść na zewnątrz, bo mieliśmy wychowaczą w klasie na dworze. Szturchałam się z Ruairim i się wydurniałam (jak zawsze). Potem śmiejąc się, oparłam się o jego ramię, w końcu to mój... hmm... przyjaciel? Napewno dobry kumpel. I wtedy Daniel na mnie spojrzał, udałam, że nie zauważyłam. Lecz trudno było nie zauważyć... ten ból, ten żal. Mógł to mieć, jako kumpel. Bo chodź ludzie gadają, ja z Ruairim się kumpluje. Blisko, ale ja nic do niego nie czuje. Potem siedziałam z Hanną i czekałam pod jej klasą. Ja mogłam się spóźnić na wolny Art bo i tak większość, wiadome było, że będzie udawać iż przez 25minut szukało klasy zastępczej. Ta... Wracając do tematu. Siedziałam nie daleko końca 5m ławki. I nagle tuż nad uchem, łup. Spojrzałam się, a to mój Baby boy rzucił plecakiem, odwrócił się i odszedł. PO nim następny. Nie wytrzmyałam "mały, próbujesz mnie zabić czy jak?". Tak sobie gadam z Hanną, kiedy ta nagle w połowie zdania, jakby nigdy nic mówi "twój baby boy na ciebie looka". Norma. Wstałam i jeszcze trochę pogadałyśmy. Bawiłam się ramiączkiem od plecaka i na niego lookałam. Dyskretnie. Hanna stała do niego tyłem, więc nie mógł wiedzieć, że także i na niego się patrzę. Siedział i gadał z kumplem. O mnie... I patrzył. Spojrzenie pełne rozżalenia, tęsknoty, bólu... On teraz już wie, co stracił. Coś mnie ścisnęło. Chodź udawał, że go nic nie rusza, że to przeszłość. Że go nie obchodzę... jednak go obchodzę. Pożegnałam się z Hanną i looknęłam na niego kilka razy idąc w stronę mojej klasy. Na tyle krótko by nie musieć się do niego uśmiechać, niczego mówić. By mieć pewność, że nie odrywa ode mnie wzroku. Czekał... czekał aż na niego dłużej spojrze. Nie spojrzałam. Nie wiem czy chcę. Nie wiem czy nie wolę olewki w szkole. Chyba jestem na niego zła... za to unikanie mnie po szkole. Za tą niedojrzałość i za ten debilizm. Chodź gdy zauważyłam to paniczne wołanie, o moje spojrzenie, coś się we mnie ruszyło. Znam już ten rodzaj motylków w brzuchu... Mikia uwielbia być adorowana, to krótko chwilowe, szybko mijające. Bosh, jacy faceci są beznadziejni. Nie widzą tego co mają, do póki tego nie stracą.

Tak... i Alankowi też coś odbiło. Im wszystkim coś dzisiaj odbiło. Szłyśmy z Hanną i Ash i minęłyśmy Alana i jego kumpli. I coś się stało. Coś, bo nie wiem jak to nazwać. Odwrócił się i spojrzał na mnie, ja na niego... oboje przerwaliśmy konwersacje, ja straciłam wątek. Spojrzałam się na niego zdziwiona, nie potrafiłam rozczytać jego wzroku. Kiedy skręciłyśmy w uliczke, spojrzałam zdziowiona na Hannę "wat woz dat about?". Ale ona nie wiedziała o co mi chodzi. Nawet nie zauważyła, że przestałam ją słuchać. O co mu mogło chodzić? To spojrzenie... takie dziwne, inne. Takie... ciepłe. On ma przecież dziewczynę! Chodź ja ich nadal nie traktuje poważnie... oni do siebie nie pasują. Kompletnie... heh... kiedy dzisiaj szłam za nim, miałam ochotę go objąć. Opleść od tyłu jego ciało i wtulić się w to duże i ciepłe ciało, pachnące tak cudnie wodą kolońską... Ale wtedy Maria wskoczyła obok niego i zaczęła z nim gadać. On jest jej... a ja nadal nie rozumiem, co on w niej widzi. Dlaczego podobam się tak wielu chłopakom, ale nie jemu... Heh... 

Były też spojrzenia Adama (to akurat norma), Eymana i Colma (tym to na łeb kompletnie padło), Duffego (czyżby stara miłość się odezwała?) i jakiegoś przystojniaka w BMW kiedy wysiadłam na stacji benzynowej po gume do żucia. Trąbnął na mnie, a ojciec tylko zaczął się śmiać. Był zazdrosny, ale uczy się panować nad sobą. Bardzo dobrze, jak to on mówi "Będzie ci łątwiej w życiu". Jemu też. ;)

Nom i mikia przeprowadziła eksperyment. Ponieważ używam wyszukiwarki MSN'a i poczte mam na msn.com, postanowiłam za darmochę zrobić sobie profila w msn'owje randce. A nóż poznam kogoś stąd, z IE, przez neta? Umieściłam swoje zdjątko, bo tak niby trzema mieć 18lat, ale zdjatko miało pokazać, że nie mam. No bo żeby sobie założyć profile, trzeba być pelnoletnim. I do tej pory dostałam chyba z 10e-maili. I wszyscy goście mają po 30kilka lat. Nawet gościu z JAponi do mnie napisał (bo to międzynarodowe jest). Mówię wam... ubaw po pachy. Napisał do mnie też przystojniaczek. Fajnie nam się piśało (znaczy się 2emaile) do póki nie wysłał mi swojego zdjątka. Kolejny 20kilku letni. Heh... za stary jak dla mnie. Tutaj macie jego zdjątko, sami tacy do mnei piszą. Gorący gościu, ale pewnie 6lat różnicy to minimum. Kto chce jego e-maila? Tylko, że trza pisać po ang. Pisnęłam mu e-maila, dlaczego uważam, że to nie ma sensu, bo mi się trochę szkoda zrobiło... 10już powiedziałam, że szans u mnei nie mają, ale on fajny jest... i do tego 11. Zaczął nową dziesiatkę.

Odpisał mi, do napisania kiedy skończysz 18. I, że szkoda, bo jestem strasznie piękna... Słodki facet, tylko dlaczego musi być o tyle starszy? Heh, a ja z jakiegoś powodu chcę Alanka... co raz bardziej. I dopiero teraz to jest takie silne... Teraz kiedy go mieć nie mogę. Cóż... cholera, ja to mam nasrane w głowie...

A szkółka z którą ma odbyć się ten projekt, jest Liceum z Bytomia. Tylko tyle wiem jak narazie. =*

16 maja 2005   Komentarze (4)

jednak warto żyć...

Według waszych wyobrażań, jestem pewną siebie dziewczyną która nie boi się niczego... JAkie to dalekie od prawdy. Chciałabym być taka jak Char, widząc obcego chłopaka opierającego się o murek pod S.V. po prostu od tak podejść i go zagadać. Nie potrafię tak. Głęboko w środku, ciągle pozostały resztki nieśmiałości... Gdyby wczoraj nadażyła się okazja, coś bym zrobiła. Ale okazji nie było. Była praca, latanie od stolika do stolika, od baru do restauracji. Zresztą... zmęczona już jestem. Zmęczona stawianiem zawsze pierwszego kroku. Dlaczego, my kobiety, potrafimy podrywać z gracją, a większość facetów jak już podrywa, to nachalnie, chamsko. Może nie większość... ale wszyscy ci z którymi ja się spotkałam. Czyjaś dłoń na twoim nadgarstku "lalka, daj mi swój numer telefonu" "Nie" "Dlaczego?" "Po prostu". Potem gwizdy... brudne spojrzenia... Dlatego spodobał mi się ten chłopak, był inny. Z poczuciem humoru, ułożony i... trochę nie śmiały. Z tąd ten takt. Chodził po tem, kręcił się. Zaglądał do sali. I miał kilka okazji by mnie zagadać. Nie odważył się. A dzisiaj moje kochane, wyjeżdżają. Gdyby on stąd był... heh, ale nie jest. JEszcze wielu chłopaków będzie. Wiele gości w hotelu. I wesele w piątek. Jakiejś laski z Brutenportu. Podobno. Coś wam to mówi? Prosto po szkole, do domu wskoczyć w ciuchy i do pracy. Już teraz wiem, że będę padnięta kiedy wrócę do domu. Umierająca. I mam nadzieję, że nie będzie tam pewnych osobników płci męskiej. Już raz się przejełam, a tu się okazało, że Alan pomylił hotele. Na szczęście. NO właśnie Alan... po co było to zachowanie w piątek? Te wygłupy, spojrzenia, uśmiech którego nauczyłam go ja. Na co to? Po co to? Na co to, po co to, jak? Przecież on ma dziewczynę... i znowu zaczął. Nie rozumiem go... nie chcę rozumieć... chciałabym umieć nie kochać, nie zwracać na nich uwagi. Nie widzieć facetów, skupić się na nauce, i widzieć tylko cyfry. Tak jak Gemma... "Bo ja nie mam na to czasu". Ja też nie mam, w teori nie mam. W praktyce, każdą wolną chwile zapełniają oni.

Ja nie bawię się facetami... oni sami się proszą. Zaczynam nieświadomie, kończe zupełnie świadomie. Tym chłopakiem się nie zabawiłam, przecież tylko się uśmiechnęłam kilka razy, raczyłam go spojrzeniami. Zalotnymi, różniącymi się od tych, którymi raczyłam innych klientów. Podobno mój urok osobisty poraża. Ludzie lubią kiedy ich obsługuję, cieszę się. Może jeszcze nie jestem taką skończoną, pustą idiotką. To usłyszałam wczoraj, ale uszło w tłumie. Ten okrzyk został stłumiony muzyką dla dzieci w barze, krzykiem Nikiego, że chcę mu się pić (piwo) i że zaraz zwariuje. Śmiech Coriny i jej uśmiech "skończona suka, nawet nie zwracaj uwagi". Nie zwróciłam, nie miałam na to najzupełniej w świecie ochoty.

Nadal tkwie w korytarzyku, na dworze ni to deszcz, ni to słońce. Duszno, upalnie, ale ciemno... i mi też tak jakoś jest. Dobrze i źle... i lekcje czekają... i biała apaszka. Cieniutka, lekka i błyszcząca jak wstążka. Wisi na krześle, a jutro wplotę ją we włosy. W bieli mi do twarzy... tak powiedział tatuś. Coś się zmieniło... i jest dobrze. Ciekawa jestem, czy tą też Alan pokocha. Tak jak powiedział, że kocha moją turkusowo czarną apaszkę. I mnie też przecież kocha... szkoda tylko, że jego nigdy nie można brać na poważnie. Dopóty, nie spojrzy na ciebie tymi niebieskimi oczami i tak, bez uśmiechu, zacznie prawić komplementy. Heh... Nerwowo poprawię sukienkę i usiądę na zimnej i czarnej jak przechwświat posadzce. I będę czekać... aż ktoś przyjdzie z kluczem i wskaże mi drzwi. Bo ja nadal tkwie w pustce...

"Wynieś mnie pod niebiosa, zwróć mi skrzydła, które odebrał mi czarny anioł... pokaż co to miłość, aniele stróżu mój... Gładzisz włosy, patrzysz w oczy, ale wszystko co widzisz, to odblask twych białych skrzydeł... aniele... Biały aniele..." - dzieło własne.

 

15 maja 2005   Komentarze (10)

who needs love? i rather fall in chocolate......

Kolejny dzionek w pracy. Miło było. Nawet bardzo, milej niż wczoraj. I panicz śliczny był. A wiecie co Mikia zrobiła? Mikia się do niego uśmiechnęła. Kiedy szłam do kuchni i złapałam go na spojrzeniu, uśmiechnęłam się a on odpowiedział uśmiechem. I proszę, trochę lodu się połamało. Potem, kiedy już się część ludzi wyniosła z sali restauracyjnej i balowej, a druga część siedziała w innym koncie sali balowej i odbywał się quiz. Mnie i Corine (strasznie fajna laska, ubaw z nią był po pachy) wysłano z dzbankami z wodą do sali na górze, dla gości. Bo tam była impreza dla dzieci. Wchodzę, a on tam stoi i się mi przygląda. I jak wychodziłyśmy (do baru bo szklanki) spojrzał na mnie zalotnie, zaczepnie, bardziej pewny siebie. Stał tak bliziutko... ale ja byłam w pracy, i czasu na podryw nie miałam. Cholera... gościu na serio na mnie leciał, a ja nie miałam okazji go zagadać. Cóż... szkoda. Gdyby to był piątek wieczór i Glentis... albo wypad gdzieś z kumpelami. Co kolwiek, tylko nie praca, to już pewnie bym go zaliczyła... Heh chłopak mi się na prawdę spodobał. Już dawno, żaden chłopak nie wywarł na mnie takiego wrażenia.

Kiedy dzisiaj powiedziałam Corinie, ile mam lat, spojrzała na mnie zdziwiona. "Jaja sobie robisz? Ja byłam pewna, że ty kończysz 18!". Heh... wiele osób myśli, że jestem starsza. Cóż, wygląd robi swoje. Właśnie to ojca wkurza. Z Coriną się bardzo zakumplowałyśmy, tylko, że ona rzadko pracuje na restauracji. Zazwyczaj na barze. Świrnięta dziewczyna, zawsze uśmiechnięta, pulchnitka ale wysoka. I mówię wam, wariatka. Pogadałyśmy sobie szczerze, jakoś tak przypadkiem zeszłyśmy na temat Noela. Chcąc mnie pocieszyć, powiedziała, że prawie, że każda dziewczyna na jej roku przeszła przez zauroczenie w Noelie. I nie tylko na jej roku, bo na jego też. Wyobrażacie sobie? Starsze laski na niego leciały. Bo Carina skończyła szkołę w zeszłym roku. Teraz robi sobie rok przerwy i idzie na studia. Tak w ogólę to lubię tą pracę. Troche ciężka, ale nie tak strasznie. Płacą dużo, 5euro za godzinę, to jedna z najlebrzych stawek. W większości miejsc niepełnoletnie osoby dostają 4.50.

A do Polski nie wiem gdzie jedziemy, chyba do Wawy. Bedę w polsce na wakacjach, ale to nie będzie taki ubaw jak wyjazd do Polski z Irlandczykami. Wiecej będę wiedzieć w przyszłym tygodniu. Stęskniłam się za tym krajem... Ostatnio w Polsce byłam dwa lata temu. Heh... Dobla idę, za nim zacznę pisać o niczym. =* 

15 maja 2005   Komentarze (7)

coś mnie wzięło na pisanie...

A za rok ma nastąpić wymiana szkół... 20osób pojedzie do Polski, potem 20osób z Polski przyjedzie do Irlandii. Połąnczenie mojego indywidualnego projektu, z projektem grupowym. O polsce, o Uni Europejskiej, o młodzieży i o tym, jak tak naprawdę, wcale tak bardzo nie różnimy się od siebie. Nie mogę się doczekać... wyjazdu. Tego, aż im pokaże jak wygląda mój kraj. I ta myśl... jak przyjemnie by było, wysiąść na lotnisku w Warszawie, zaciągnąć się mocno świerzym, polskim powietrzem i trzymać nerwowo za ramię mojego chłopaka... Alana. Nie wiem dlaczego akurat jego, ale on już od dawna siedział w mojej głowie. Powtarzałam sobie tylko, że nie jestem w jego typie, że on od kąd zerwał z Debbie, gustuje tylko w Maeve i tych panienkach... a tu proszę, myliłam się i to bardzo... Chciałabym móc, wam się pochwalić, pokazać wam ludzi z którymi chodzę na codzień do szkoły. Może, jesli wszystko pójdzie po dobrej myśli, spotkam się z którąś z was. Ciekawie będzie, w szkole rozmawiać po polsku. A może wręcz przeciwnie... sama, poznam kogoś. Jakiegoś chłopaka, który przyjedzie tutaj z projektu. Jednak najbardziej nie mogę się doczekać, tego luzu. By po raz pierwszy poczuć się między swoimi. Móc mówić w ojczystym języku, na ludzie, nie musząc myśleć o każdym zdaniu, czy gramatycznie i w ogóle dobrze to zabrzmi. Chodź raz poczuć prawdziwy luz... Nadchodzący rok, bedzie bardzo interesujący. Kto by pomyślał, że nasza szkoła aż tak się uprze by prowadzić ten projekt ze szkołą w Polsce. Od 2lat próbują, i teraz dopiero znaleźli szkołę ze sprzętem to wideokonferencji. Przypadkiem, w Strasburgu, podczas Euroscoly poznali grupe z polski. I nawiazał się kontatk. I teraz będzie kupa roboty... bo w końcu tylko ja i moja matka znamy polski i angielski. Heh... fajnie będzie...

I proszę, przeczytajcie notke pod spodem... ciekawa jestem waszego zdania =]

14 maja 2005   Komentarze (5)

złoty ptak leci wysoko, za sekundę umrze...

Nawiedził mnie stan dziwny... jakbym była uwięziona w ciasnym korytarzu, pomiedzy drzwiami do szczęścia i smutku. Nie mam klucza do żadnego z nich i nie wiem jak inaczej mogłabym otworzyć któreś z drzwi. Nerwowo poprawiam granatową, lekką sukienkę i czekam... czekam aż ktoś zauważy blask długich złocistych włosów, a potem samotnie stojącą dziewczynę o zagubionym wzroku. Nie, nie mam doła. Doła nie miałam już od dawna. Nie mam na niego czasu ani ochoty. Doła nie miałam... od kąd pożegnałam się z Noelem. Po raz ostatni. Zamknęłam już tą książkę, podarłam ją na kawałeczki, by kiedyś jako staruszka, doświadczona życiem, otworzyć niebieskie pudełko, przewiązane czarną wstążką i zobaczyć jaka ta miłość była naiwna. Spotkałam go dzisiaj... spojrzał na mnie, a ja na niego i nie poczułam niczego. Jego oczy są takie... szare... Szaro niebieskie, juz nie takie piękne. Już nie moje... i ja także jego nie jestem. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Bez słów, jednym spojrzeniem. Wystarczyło. Zakończyło wszystko. I jest dobrze...

Chciałabym poruszyć temat, którego poruszyć już dawno, czasu nie miałam. Mianowicie temat biseksualności, homoseksualności i ogólnie seksualności. Bez tych wszystkich kilku liter przed. Dziwi mnie świat naokoło. Krzyki "jakie to obrzydliwe". Jestem bardzo tolerancyjną osobą. Biseksualną, nie boję się do tego przyznać. Chyba... a może po prostu chciałabym wielu rzeczy spróbować... Chciałabym kiedyś spróbować jakby to było by być z kobietą. W Eire (moim opowiadaniu które piszę na www.pamietniki.bravo.pl gdzie znajdziecie mnie pod nickiem mikia) poruszyłam temat biseksualności i zagubienia wśród młodzieży. Szukania samego siebie, miłości wśród kobiet i w śród mężczyzn. Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, dla wielu ludzi wręcz przeciwnie. Widzą całujące się kobiety, uśmiecham się, tak sam jak uśmiecham się, kiedy widzę całującego się chłopaka i dziewczynę. Gdy widzę dwóch facetów trzymającyh się za rękę, całujących (raczej na filmach), nie widzę w tym nic dziwnego. Dla mnie to jest piękne, dowód, że miłość nie zna granic. Dziwi mnie także, że mężczyżni nie mają problemu z dwoma kobietami całującymi się na ulicy, ale mają problem, kiedy widzą dwóch facetów odbywających tą samą czynność. Nie rozumiem tego i już nie staram sie zrozumieć. Świat stacza się co raz bardziej, zabijamy to co inne, bojąc się zagrożenia. NAsz gatunek, wybił homoerectus, drugi gatunek człowieka. Dlaczego? Baliśmy się inności, inność = zagrożenie. I tak zostało. Niestety... Inny kolor skóry, inna orientacja seksualna. Gdy człowiek chodź pod jednym, malusieńkim względem jest inny, zostanie wyśmiany, obrzucony kamieniami. Może to ja jestem inna, dziwna, bo mnie rozumiem... nie rozumiem tej całej afery z rasismem, z potępianiem lesbijek i geyów. Chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć...

14 maja 2005   Komentarze (6)

"there r things i hav... there r things i...

Zazdrość nadal trwa. Myślałam, że mi przeszło. Zastanawiałam się, czy mnie szlak nie trafił tylko dlatego, że wcześniej był wolny i mogłam w każdej chwili się za niego wziąść. Teraz nie jest wolny i do tego chodzi z moją koleżanką i ja jej w drogę wchodzić nie będe. Chodź kto wie... mówią, że kiedy przychodzi do facetów, jestem prawdziwa suka (patrzcie odbijanie Noela Marion Mc Que, Briana Shonie itd.), boyfrienfstiller... Nie teraz. Jasne, mówię nie teraz a już planuje jak go sobie zakręcić wokół palca. Nie moje drogie... nie przeszło mi. Nie przeszło mi, chodź spędziłam wczoraj miły wieczór (oczywiście jak zwykle, w towarzystwie facetów). Miła rozmowa z Nikim, który okazał się gentelmenem i ukradł cząstke mojego serca otwierając mi drzwi, chodź to jemu się śpieszyło. Potem był cholernie przystojny chłopak, który siedział przy długim stoliku który obsługiwałam przez cały wieczór. Kolejny wychowany, gentelmen, a takich cholernie mało! I na serio... MIODZIO! Troszkę niski, ale szeroki w ramionach, cholerznie dobrze zbudowany... i jaki miły.... Ciągle się na mnie lookał, ale nie jakoś tak chamsko jak Noel, czy Owen i Donal ostatnio(taką scene mi wszkole wywalili, że heh...), tylko z takim  zaciekawieniem i uwielbiebiem... Jakby patrzył na żadki okaz kwiatu. Spodobało mi sie to cholernie. Kiedy opuściłam nóż na stół, podczas zbierania talerzy, zwyczajem Irlandzkim zaczełam przepraszać, za hałas, za bałagan i jeszcze nie wiem za co. A on lekko musnął moją dłoń (przypadkiem) i powiedział, że nie szkodzi, "Ur al rite". Kiedy się do niech uśmiechałam podczas przyjmowania zamówienia (zawsze się trza uśmiechać), odpowiedział uśmiechem i zwlekał z odpowiedzią. Kiedy przyniosłam Dessery, nawet nie spojrzał na swój truskawkowy sernik, tylko spojrzał mi w oczy. Ani razu nie wyczułam prowokacji, zaczepki, podrywu z jakim spotykam się na codzień. "It looks lovely" przeciągając słowa jak Owen dzisiaj... Oznaka, że wcale nie chodziło mu o sernik, ale próbował być taktowny. Jednego żałuje... że ta elegancja, ten takt nie pozwolił mu o zapytanie się o mój numer telefonu. lub czy może mam coś w planach przez weekend. Bo oni zostają na cały weekend, zjazd Cukrzyków... tak ten przystojniak jest cukrzykiem. Nie... obserwował mnie i widziałam, że chciał, ale nie mógł się odwarzyć. Ja nie mogłam.. zasada kelnerki, nie możesz podrywać klientów by nie mówili potem, że restauracja ma nachalne kelnerki, ale podrywaną możesz być, a kiedy oni są nachalni, ze szczezozębem w razie konieczności, gdy wszystkie miłe formy zawiodą, gdy nikt nie widzi, można przywalić ścierką. Dzisiaj znowu będzie... mam nadzieję, że przy tym samym stoliku siądą. Spodobał mi się... ale pewnie daleko mieszka. Heh...

Z Adamem, jego braciakiem i Paddym też sobie wczoraj pogadałam. Poszłam do baru trochę odpocząć i wyciągnąć z nich kilka informacji. Paddy do mnie, czy bym mu nie kupiła piwa. Ja, że nie mam kasy. On na to, ze on ma, ale czy mogłabym iść i mu kupić. I walnął tekst "po alkholu łatwiej się do mnie dobrać". Spojrzałam na Adama, ten podniósł oczy do sufitu "ty, czy on już pił?" "nie, o dziwo! Uwierzysz, piątek wieczór o on o 23 30 ani %nie miał." Paddy na serio myślał, że mi sprzedadzą piwo. Ta jasne, kiedy pracuje jego ciotka i zero młodziaków. Heh... przeceniają mnie chłopaki. Ta... dobrać się do Paddego. Do rudego głba, który po %wygląda jeszcze bardziej jak głupawy piesek. Adam też wygląda, jak złośliwe dziecko, tylko, że ja do niego mam słabość. Uzależniłam się już od naszego przekomarzania się i min podczas lekcji.

Jak widzicie... tylu facetów na codzień przechodzą tą samą ścieżką co ja. A ja budząc się dzisiaj rano, przed oczami znowu miałam jego twarz, kiedy jest zawstydzony, kiedy ukradkiem szuka jej wzorku by oboje mogli się zapewnić, że przejdą przez to razem. Przez okrzyki w szkole, przez chamskie komentarze. Ich i tak jest mało, bo to Alan, jeśli przestanie go to śmieszyć, to da prosto z pięści, a wiadomo, że Alanek jest najbardziej wysportowanym i najsilniejszym chłopakiem na roku. Heh... chciałabym, bym mogła go nazwać moim Alankiem... Kurwa... nie zakochałam się, ale pustka jest... i desperacja by się do niego dobrać, zdobyć jego serce. By był mój. Bo on do mnie ma jakąś słabość. To wiem napewno... Heh...

Teraz z innej beczki. Wczoraj rano pokłóciłam się z ojcem. Ostro, dobrze, że w drodzę do szkoły, bo nie wiem do czego by doszło, gdybym nie wysiadła z samochodu. Takiej kłótni nie mieliśmy już... od roku? O co nam poszło? O moją apaszkę na głowie, turkusowe koła i... uwaga uwaga, niebieską maskare! Raczej o makijaż, bo tatulek nawet nie wiedział, że to niebieski tusz. Wkurzył mnie. Opaski do włosów noszą już dziewczynki w mojego braciaka klasie. A to, że moja była w krzykliwych kolorach (czerń połąnczona z krzykliwym turkusem), Bosh, czym się różni krzykliwy turkus, od krzykliwego różu na głowach 9latek? Makijaż? U mnie dziewczyny z podkładem, cieniami i innymi dodatkami do szkoły przychodzą. A ja tylko tyle, że oczy pociągnę tuszem, korektorem zakryje cienie pod oczami i błyszczący się nos i pociągne usta błyszczykiem. Nic wielkiego. Ale kłótnia była... nagle wyszło z niego wszystko, co ostatnio siedziało. Przez cały dzień miałam czas by ochłonąć, kiedy przyszłam do pracy, ojciec dorwał mnie w małej szatni. Myślałam, że będzie awantura, a on mnie przytulił. Wyglądał jak mały przestraszony chłopiec. Przeprosił za dzisiaj rano, że on nie chciał, ale kiedy pomyśli, że jacyś inni faceci będą na mnie patrzeć to go szlak trafia... Zazdrosny jest, i jeszcze się nie przyzwyczaił do tego, że nie jestem małą dziewczynką. Przepraszał długo... a mi łzy w oczach stanęły. Jednak tatusiek jest kochany. Powiedział, że aż mało się nie popłakał, kiedy pomyślał, że teraz stracę do niego zaufanie, że się od siebie odsuniemy przez te jego wyskoki i że przestanę z nim rozmawiać, i nie będę mu już o niczym mówić. I, że on nie chce by tak się stało, tylko po prostu on się boi, że jak będę się wyróżniała i będę jeszcze śliczniej wyglądała, to mi ktoś krzywde zrobi... Bo ostatnio często mówił, że wyglądam jak idiotka w owym makijażu. Nazwał mnie takżę lolitką kiedy się wkurzył... ale za wszystko wczoraj przeprosił i nawet się nie awanturował gdy mnie zastał z chłopakami w barze pijacą colę (ale Adam się wydarł, że pije wódkę... dobrze, że ojciec nie zrozumiał, bo on z angielskim jeszcze taki obcykany nie jest). Powiedział tylko, że było zadzwonić by później przyjechał. Ta... a co ja próbowałam robić od 15minut? Tylko, że nikt nie odbierał! I jest teraz dobrze, i tatusiek obiecał, że nie będzie już się tak awanturował... Heh... tatusiek... kochany tatulek...

 

14 maja 2005   Komentarze (6)

Alan jeszcze będzie mój... Zazdrość......

Oj tam dziewczynki, to na serio jest mało ważne jak. Szliśmy do autobusu i ja, zwracając się raczej do Dairy powiedziałam, że mamy 3francuskie w czwartek, zamiast histy i geogry. Normalnie Chris udaje, że nie słyszy i komentuje po moim odejściu. A tu proszę, odpowiedział mi! Bo Daira i Sean się w krzaki rzucili, tak na szybki numerek. I szliśmy i gadaliśmy z Chrisem. A potem ten wyskok z O'Dea. A dzisiaj... kochani. Na matmie do końca roku siedzę z samymi wariatami. Facet kazał tym którzy robią wyższy lewel usiąść przy ścianie, przy drzwiach, a reszcie która robi niższy w środkowym rzędzie i w tym przy oknach. I ja kochani, wylądowałam siedząc obok Ruairiego. W ogóle nasz rząd to sami faceci z którymi nie da się nudzić.

Pierwsza ławka, Sean i O'Dea,
Druga ławka Daira i David Ward.
Trzecia ja i Ruairi.
Czwarta Chris i Joe.
Piąta Gemma i Yvonne ale one się nie włąnczają do naszych konwersacji, a uwierzcie mi poszczać się można. I... uwaga uwaga, znowu gadałam z Chrisem! Cat to w to nie mogła uwierzyć. Ja i Chris, normalnie ze sobą gadaliśmy. Nie będę mówić jakie tematy poruszaliśmy, ale wiecie o czym faceci ciągle myślą. A Chris ma obsesję na punkcie bzykania się z Ruairiego matką. Potem podrywał Ruairiego, twierdząc że jest biseksualistą itp. itd. Całą matmę gadali o seksie, i przerywali w najgorszych momentach. "Nie skończe, bo siedzi tu dama". Tylko po to by mnie wkurzyć, bo przerywał w momentach które brzmiały najśmieszniej. No i Ruairi powiedział mi, że krążą o nas plotki. Chyba myślął, ze wpadne w histerie, albo nie wiem co... powiem pozabijajmy ich. A ja tylko na niego spojrzałąm i powiedziałam "że ze sobą chodzimy? Tak, ja mam 5chłopaków, norma". Chris na mnie spojrzał i się uśmiechnął, on wie o większości z nich. W końcu to jego kumple! Potem wychodziliśmy z Ruairim i mi mówił, co ludzie o nas gadają. O ja cię, nic nowego.

Noela w szkole nie było, ale cholera, jego nie było a jego kumpli coś wzięło. To pewnie po okrążeniu mnie wczoraj w Super Value. Z każdej strony stanęli tak, bym musiała obok któregoś przejść... Nie ważne. Były Hi, Yesy itp. Norma. A potem po szkółce szłam sobie spacerkiem. Powolutku. Słoneczko świeciło, upał wręcz. I idzie za mną Oven z podajże Donalem i chłopakami z Transition Year (4roku). I słyszę

Owen: Oh she's wile sexy...
jego kumpel: Oh yes she is...
Owen: Oh i luv her... (Przeciągając każde słowo)
J.K.:oh she luvs ya2, look how she walks...

To J.K. zabrzmiało trochę, jak J.K. Rowling, ale niestety, nie sądze by owy osobnik płci męskiej pisał choć w 5%tak dobrze jak ona. Nie wiem co to za gościu, podejrzewam, że Szczurek, ten nowy zakochany w sobie dupek. Nie wiem, bo nie wypadało mi się odwrócić więcej niż raz i to też na sekundkę. Tak... a więc Owen mnie kocha. Potem spotkałam w mieście Marion i ta mi powiedziała, że Owen rzeczywiście ciągle o mnie gada. Kiedy mieli egzamin ustny z Irlandzkiego i ja najpierw z nimi siedziałam przez jedną lekcje (z nauczycielką tam byłam, a on ciągle się na mnie gapił), a potem sobie poszłam, to jadaczka mu się nie zamykała. Jaki to ja mam tyłek, jak to on oszalał na moim punkcie i że jeśli jeszcze raz obok niego przejdę w ten sposób to zwariuje. Bosh, oni wszyscy mają spermę zamiast mózgu. Ostatnio kiedy z Noelem zabawa była, to podobno na Francuskim (oczywiście potym jak władowałam sie do ich klasy po książkę) powiedział, że mu zazdrości takiej lalki. Ich słownictwo jest naprawdę ograniczone. Ciągle słyszę to samo.

Zabawa także była z Alanem. Ja chyba coś do niego mam... bo kiedy się dowiedziałam, że on i Maria chodzą ze sobą to mnie szlak trafił. Na początku myślalam, że oni tylko na shiftnięcia się umawiają, ale nie... I Alan znowu jest... taki jak kiedyś. Wrażliwy, miły. Nie tak zakochany jak w Debbie, ale znowu szanuje laski. I chyba chciał ją wkurzyć, bo przez cały podwójny H.Ec. pokazywał, że kocha moją opaskę (apaszkę na głowie, czarna z tyrkosowymi kwiatami, ala Hipi), a potem, że mnie też kocha. I miny jakie przy tym robił... On jeszcze będzie mój. Długo ze sobą nie pochodzą, daje im... miesiąc. Możę dwa. Maria szybko zmienia obiekty, niedawno kochała Ryana i mówiła, że w życiu się z nim nie rozstanie. Minął tydzień od rozstania i już ma Alana. On jeszcze będzie mój, musi być... Do tego, zgolił tą boską brudkę! Bo Maria mu kazała... a wyglądała świetnie. Kilka milimetrów, idealna długość. Maria troche się wkurzyła, ale spojrzałam na nią i ją uspokoiłam. Nie moja droga, ja poczekam aż zerwiesz z nim. Albo on z tobą. Wtedy się za niego wezmę. Tak... Bosh, ilu już się facetów uzbierało... Wiem jedno, Alanowi się podobam, to jest pewne, to się poprostu wie. Tylko, że on jest przekonany, że ja coś do Noela. A skoro Noel też coś do mnie i jeszcze prawdopodbnie Owen, to może lepiej sie nie wtrącać. W końcu to jego kumple... No i przepraszam, zapomniałam, w ciągu jednego wieczora zakochał się w Marii. Tylko, że oni wyglądają razem... heh, jak krasnoludek z olbrzymem. Ona mu nawet do ramienia nie sięga. Cóż, miłość nie zna granic. Zazdrosna jestem... kurwa, zazdrosna! Dobra lecę się przebierać do pracy. =*

 

13 maja 2005   Komentarze (5)

help me, oh help me she's out of her mind..-nie...

Wyjazd się udał. Można by powiedzieć, że nawet bardzo, czego nie spodziewalibyście się ode mnie usłyszeć po wycieczce, która tak na prawdę nie miała celu. Oficjalnie, był to wyjazd do Dublina na Social Outritch(nie mam zielonego pojęcia jak to się pisze, a nie chce mi się iść na dół po ulotke) i na zakupy. Miało jeszcze być kino, ale wyszło, że nie będzie na kino czasu. Dobra, 3godziny zakupów brzmią ekstra, co nie? 3godziny w jednym z największych centrów handlowych, no kochani, przyznajcie, warto jest siedzieć 10godzin w autobusie na takie zakupy. Tak... ale tak dobrze nie ma, moi drodzy. O nie. Znieśliśmy 5godzin w autobusie (bardzo wygodnym i luksusowym), znieśliśmy tą cholerną godzinę w jakiejś dziurze, gdzie mieliśmy zjeść po 2godzinach jazdy. Znieśliśmy 2godziny na tym Social cos tam, obejrzeliśmy wszystkie projekty, nabraliśmy darmowych długopisów, broszek, breloczków, oczywiście najpierw dobrowolnie, wypełniając kupe ankiet, quizów i przeróżnych cudaniewidów. Dobrowolnie. Bo wszystkie stoiska z projektami, obskoczyliśmy w 15minut. Przynajmniej ja z moimi kumpelkami. Chłopaki to od razu poszli do sali gier. Potem ruszyliśmy na płatne pamiątki. Zdobyłam oryginalną bransoletkę "Keep Our Word Make Poverty History", tą samą bransoletkę, którą noszą aktorzy i inne gwiazdy. Niewinna, bransoletka z materiału, biała z czarnymi napisami. Wszyscy na nią patrząc, się śmiali, bo teraz jest akcja z tymi bransoletkami. Ale te, co są niby oryginalne, są gumowe i w przeróżnych kolorach, biało-czarna na rasim, czerwona na raka, żółta na Zły Dotyk itd. Mam ich pełno, ale wczoraj na stoisku Organizacji przeciw Biedzie, wrzuciłam Euro do skarbonki i wzięłam jedną, która wyglądała najbiedniej z nich wszystkich. Nie ważne były te pamiątki, ważne były datki. Dlatego z całego autobusu miałam najwięcej długopisów, ołówków i Bóg wie czego jeszcze. I chłopaki mi zazdrościli, bransoletki znaczy się. Dziewczyny którym powiedziałam o bransoletce, były dumne. Daira też, bo razem kupowaliśmy. Widzieliście tą reklamę? Gearge Clooney stoi, bez makijażu, w białym t'shircie, tak jakby dopiero, co z łóżka wstał. I co sekundę pstrykają. Caterina Zeta Johnes też chyba bierze w tej kampanii udział. Tutaj jest szał z tymi bransoletkami, ruszyły nawet podróbki, z różnymi głupimi hasłami. Ja kupuje tylko te, które naprawdę idą na dane cele.

Wracając do tematu. Na wycieczkę pojechało 49osób z mojego roku. Myślałam, że będzie tak jak zawsze podczas takich wycieczek, zaraz się rok rozejdzie i jakbyśmy się nie znali. Ale grupki ludzi, jak by się nie starały, ciągle na siebie wpadały. Wśród 1800 osób, szukaliśmy siebie podświadomie. Jednak powstała już między nami taka więź. Zdziwiłam się, kiedy Daira, Sean, Chris, O'Dea i jeszcze kilku chłopaków, gdy nas zobaczyli, pognali w naszą stronę. "Mamy szczoteczki i..." "... i się kurwa zgubiliśmy". Ach ci faceci... Nabrali darmowych szczoteczek do zębów, wsadzili do gęby i udawali, że non stop je myją. Tak samo podczas zatrzymania się na jedzenie w tej dziurze. Restauracji z szybkim jedzeniem 6, a my wszyscy jakimś cudem wylądowaliśmy w tej samej. Jak przestraszone dzieci, trzymaliśmy się razem. W tej najdalej od autobusu. I jak każda grupa się cieszyła, kiedy wchodziła. "O! Wy tutaj jesteście!". Doszłam do wniosku, że chodź, na co dzień próbujemy udawać, że nie jesteśmy zgrani, że nie ma jakiejś więzi, to po tym wyjeździe wszyscy już wiemy, że jest.

Zakupy trwały tylko godzinę, chłopaki się cieszyli, bo przez całą drogę się pytali "co my tam będziemy tyle czasu robić?". A Sweaty Betty przed wysiadką powiedziała, że mamy tylko godzinę. Krzyków nie było końca, jak to? Miały być 3. Ona się złowieszczo uśmiechnęła "i wy mi uwierzyliście?". O ja cie... Godzina! Toż to nic! Więc wróciłam z 3parami kolczyków (jak zawsze, to już 6para w tym miesiacu) płytą Stereophonics, Dvd Marzyciel i różnymi innymi duperelami. Wogóle, my dziewczyny, mało kupiłyśmy. Za to chłopaki... kochani, po 3-4torby każdy. I do tego się spóźnili. Oni właśnie mówili, że godzina to aż za dużo. Rozumiem, że jak się chodzi na zakupy raz na rok, to taki jest wynik, ale naprawdę... My przy nich to żadne shopoholiczki nie jesteśmy. Chodź... te 5dych znowu gdzieś poszło. Żeby wydać 140euro wciągu miesiąca... i ja nawet nie wiem na co! (Para butów, kilka bluzek... kolczyki, płytki... norma). Chris kupił sobie zieloną bluzkę, którą Cat jak zobaczyła w autobusie, to go wyśmiała głośno. Bluzka ładna, muszę przyznać, chodź się z niego śmieje, to on umie się ubrać. Bluzka typowo w jego stylu i jeszcze pewnego pana... no ale w końcu to kuzyni. Golfowy kołnieżyk, styl jakby się wybierał na jedną 18dołkową rundkę, ale na plecach sexowna kobietka, w samej bieliźnie i napisy. Fajna... ale ta babka rozśmieszyła Cat do łez, potem była szarpanina i... kochankowie porwali tą bluzkę. Aż mi sie go szkoda zrobiło. Na prawdę... ja jednak mam serce! Nie umiem patrzeć na przygnębionego faceta. Co innego łamać im serca, odchodzić i nigdy nie patrzeć na siebie. A co innego patrzeć się na Chrisa (moje siedzenie było przodem do Fiony, a tyłem do jazdy, a on siedział za nią) który jest troche... zdołowany. Bluzka poszła do kosza. Cat chciała mu zwrócić pieniądze, ale co tam. On ją kocha.

Więc jak widzicie, 5godzin w jedną, 5godzin w drugą. Więc wyczieka była bardziej autobusowa. Nawet kiedy łaziliśmy po sklepach, albo jedliśmy w restauracji, lub w drodze powrotnej łaziliśmy przez 30minut po sklepie z Dvd i cd, to wszyscy gadali o tym co będziemy robić kiedy wrócimy do autobusu i wróciliśmy przed czasem. Jednak najlepszy ubaw j był w autobusie. Wspólne podpisywanie książek o projektach w tym roku, które myśleliśmy, że są dla nas i je do domu bierzemy i je po podpisywaliśmy... eee... nie za mądre to było. Na każdym napisałam "Mummy woz ere luv in Daddy" tak dla jaj. Pomyślałam, przecież to tylko moje kumpele będą widzieć. A one... podczas wędrówki po autobusie, zostały przechwycone przez nauczycielkę i nam brutalnie odebrane. Niby Chris to widział, ale ten to pewnie już zapomniał. Ale kiedy Noel to w szkole przechwyci... cóż. Śmieszne to było, ale on będzie myślał, że ja na serio cos do niego. A to kawał był! Sarkazm!

Chłopaki grali w butelkę, sami ze sobą. Cat nią kręciła. Próbowaliśmy oglądać "Man on Fire" z Danzelem Washingtonem, ale trzeba było się od czasu do czasu odciągnąc od telewizora i na nich spojrzeć. Bo jak można by było ominąć historyczny moment! Sean z Paulem de Yankiem jedli pringelsa. Jednego. Tak tak kochani. I w tym momencie nagle rzuciło autobusem, Paul poleciał na Seana i... hehe, nie chcieli się przyznać, ale moim zdaniem nie tylko cały Pringels powędrował do Seana usteczek. Myślałam, że się poszczam. Potem butelka zatrzymała się na mnie (Cat ją zatrzymała ręką, i pokazywała na 10osób, ale wiecie, cała Cat). Chris się do mnie drze "O'Dea potrzebuje twojej pomocy, coś mu utknęło między migdałkami" i do mnie mrugnął. Cat dała mu po łbie "ty byś sam chciał" i do mnie "ty i O'Dea bo już nudno jak tak sami faceci" to ja do niej "ty i Walsh". Ona, "kurwiki" w oczach. Udało mi się! Udało mi się ją speszyć! No ale zaraz Daira odciągnął uwagę, udając, że się z Paulem de Yankiem bzykają (siedzieli obok siebie) i tylko było widać jak nogi latają, krzyki były na cały autobus (szybciej! oooo aaaaa). A ja wróciłam do oglądania. Pękła bariera pomiędzy mną i Chrisem. Nareszcie, bo już mnei to męczyło, teraz możemy pogadać na luzie. A stało się to wypadkiem, o którym nie warto pisać. I tak się już rozpisałam. Całuje was wszystkich, =*

12 maja 2005   Komentarze (6)
< 1 2 3 >
Czarna-roza | Blogi