• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Siostrzane dusze
    • Among the dead
    • calaja
    • InnaM
    • karotka
    • Lupus
    • Malena
    • Myje Gary
    • Rybniczanka
    • serducho
    • verqa
    • xyz

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Najnowsze wpisy, strona 31


< 1 2 ... 30 31 32 33 34 ... 58 59 >

łzy w świetle słońca, są jak krople...

Zagryzam delikatnie wargę i przymykam oczy. Widok uśmiechniętych twarzy, oczu zwilżonymi łzami, ta wiara i miłość w ich oczach. Dla wielu ludzi z mojego roku spotkanie z N.E.T. ( National Evangelization Team)  na retreat było od tak, by nie siedzieć w szkole i się nie kuć. Na początku tylko poznanie się. Śmiech i krótka rozmowa. Zabawa... a potem wyszedł Adrian i opowiedział nam swoją historię... w jaki sposób on znowu uwierzył w Boga. Nie... nie było to prawienie kazań, tak trzeba, a tak nie. To nie byli nawiedzeni ludzie... W oczach każdego z nich widziałam, że oni naprawdę wierzą. Wcale nie tacy starsi... 19, 20 lat. Ludzie tacy jak my. Misjonarze z kanady. Uuu... brzmi poważnie. Ludzie w chabitach, albo biednie ubrani, z jedną małą torbą na plecach. Mówią ci "grzeszniku musisz się zmienić! Ja o to głoszę słowo Boże...". Nic bardziej mylnego... Ludzie którzy widzieli wiele. Wychowani w Chicago, w stanach, z przeróżnych miejsc w Canadzie, Australii. Chcieli poczuć się bliżej Boga, poznać ludzi takich jak oni. Pokazać innym, co to wiara. Ludzie tacy jak my... Im wystarczy ciepłe i suche łóżko i jedzenie. Ze sobą mogą mieć tylko jedną walizkę i torbę. I tak wędrują po Canadzie, wyruszają do innych krajów. Przez kilka miesięcy z tą samą grupą ludzi z którymi po pewnym czasie zaprzyjaźniasz się... stajesz się nierozłączny. Ludzie którzy wierzą w to co ty. Przerwa pomiędzy szkołą, a studiami. Głoszą słowo Boże. W Rapie, kawałach, sztuczkach magicznych, krótkich przedstawieniach, w kabarecie. Potem poprzez swoje własne doświadczenie... opowiedzenie swojej historii. Łzy w ich oczach... a potem szybki uśmiech. "Wiara, że ktoś był przy mnie, kiedy wszystkich straciłam... tylko dzięki jemu, jestem teraz z wami".

To co mówili, dało mi dużo do myślenia. Spojrzałam w tył... kiedy byłam sama, rozmowa z Tym Na Górze :P mi pomogła. Ciągle z nim rozmawiam... sama o tym nie wiedząc. Nie umiem się modlić, wyrzucać w powietrze słowa formułki wyuczonej na lekcji religii. Oni mi pokazali, że tak nie trzeba. Czasem samo uczucie, tego ciepła, łzy piekące pod powiekami... Czasem to jest silniejsze od modlitwy. Kiedy siedzieliśmy w małych grupach, porozrzucani po różnych pomieszczeniach w centrum młodzieżowym, wszyscy byli cicho. Wszystkie dziewczyny... nie chciały mówić. Nie chciały rozmawiać. "Strata czasu". Ja wiedziałam, o czym Hanna mówi. Może to był jej akcent, jej śliczny głos, szczery śmiech i jej zdenerwowanie... Może to sprawiło iż pragnęłam ją bliżej poznać. Zrozumieć... Ona rozumiała mnie. Reszta nie rozumiałą... Strata czasu... Otworzyłam się... "ja wierzę...". Wspomnienia i łzy w oczach. Co się ze mną działo? Już dawno tak się nie czułam... Tak łatwo nie wzruszyłam... Ale coś było w powietrzu. Coś co czuli tylko ci, którzy chcieli czuć. Potem poszliśmy do kościoła... po jednej osobie w ławce. Muzyka... "możecie się pomodlić, tradycyjnie, tak jak was nauczono w kościele; możecie po prostu porozmawiać z Bogiem, z Jezusem; albo po porostu wsłuchać się w treść piosenek, zróbcie jak chcecie, tylko proszę, nie przeszkadzajcie innym...". Uśmiechnęłam się do Andiego, odpowiedział ślicznym uśmiechem. Przymknęłam oczy, szybko zaczęły piec. Nie wiem gdzie ten czas zleciał... wpadłam w jakiś delikatny stopień medytacji. Liderzy, czyli ludzie z N.E.T., siadali z indywidualnymi osobami i modlili się wraz z nimi i za nich. Ja byłam ostatnia... Hanna przyszła do mnie z Cler, ponieważ byłam ostatnia zabrały mnie do cichego miejsca, gdzie mogłyśmy się razem pomodlić. Małego pomieszczenia gdzie przebiera się ksiądz. Uklęknełyśmy w trójkę, Cler położyła dłoń na hanny ramieniu, Hanna położyła swoją dłoń na moim. Przymknęłyśmy oczy i Hanna modliła się głośno. Dziękowała Bogu za to, że się spotkałyśmy, że miałyśmy szanse się poznać, znaleśc kogoś kto rozumie. Heh... za mój uśmiech, szczerość i za to, że jestem taka otwarta. Za piękne serce... Łza popłynęła po moim policzku. Za to samo dziękowałam Bogu podczas medytacji. Przytuliłyśmy się "Thank you." W jej oczach też były łzy. Szczęście... tak się nazywa to uczucie w środku. Potem wymieniłyśmy się mailami. Poczułam, że to chyba jest, co chciałabym robić po szkole... Po kościele większość ludzi pobiegła w deszczu do autobusów. Mała grupa po deszczu pobiegła spowrotem do budynku młodzieżowego by pomóc posprzątać salę. Dla mnie to była tylko wymówka, chciałam jeszcze chwilę pogadać z grupą. Nasz nowy ksiądz dołączył do naszej kończącej modlitwy, a potem grania w nogę :P tak dla jaj. Kiedy staliśmy i się żegnaliśmy, ks. Nigel zapytał czy chciałabym to robić w przyszłości. Czyżby czytał w moich myślach "nie wiem ojcze, ale czuję, że to chyba coś dla mnie". Uśmiechnął się "moim zdaniem pasowałabyś idealnie". Nawet nie wiedział, jaka ważna dla mnie była jego opinia. Uwielbiamy sobie dogryzać podczas religii, w szczególności wtedy, kiedy drugie nie potrafi się przyznać do błędu. Może wyjadę do Canady i dołączę do N.E.T. Kto wie? Już dla samego poznania fajnych ludzi i faktu, że robisz coś ważnego; warto. :] O to oni, N.E.T. Ta dziewczyna, pierwsza z lewej, w pierwszym rzędzie z przodu do Hanna. Ta z czarnymi włosami w ostatnim rzędzie, to Kelly. A drugi od lewej w środkowym rzędzie to Andy :P Cholernie fajny chłopak :] z takim mogłabym być :P I muszę wam powiedzieć, że kiedy się widzi ludzi z dużego świata, a nie z tej wiochy w której jestem, widać wielką różnice. Inne spojrzenie na świat, inne marzenia. Oni chcą i będą czymś. Zupełnnie inni... faceci to już w ogóle. Nie rozumcie mnie źle, ale irlandzcy faceci... to trzeba tu mieszkać by mnie zrozumieć.

Po raz kolejny cieszę się, że mam paczkę. Ubaw na lunchu mieliśmy po pachy, kiedy chłopaki pokombinowali, nastękali się i znaleźli wtyczkę od dwóch samochodzików dla dzieci :P takich co jak się przycisk naciska to się bujają w przód i w tył. Pierwszy który wsiadł do zielonego samochodziku był kofany wariat czyli Ruairi. Potem była scena ze SCARY.MOVIE4, w roli głównej Fiona S. (moja dobra kumpela z byłej klasy), a roli drugo planowej Biały traktor! Do you wanna have a ride, do you wanna have a ride, do you wanna have a ride on the tractor?! Tak, to jest piosenka tytułowa. Potem była scena ŚWIRÓW3.1/4 czyli Wszyscy chcemy się przejechać na traktorze! Ach te dzieciaczki... Ten z lewej to Daire, w biały to Ryan, Ruairiego przyjaciel. A ten pośrodku to jakiś debil który się przyplątał z ulicy :P a tak na serio, taki tam dupek :P

Co do wczoraj... spędziłam go miło sama z Ruairm :] ogladając Gothica i 7deadly sins. Potem rozmawialiśmy...długo... myślę, że ten facet byłby w stanie mnie w sobie rozkochać... gdyby się tylko postarał :]

A Aruś wyjeżdża już jutro na urlop. Myślę, że to się skończy. To coś w jego oczach. Tutaj jestem echem tego co miał w polsce. POjedzie tam, spotka przyjaciół, wyrwie jakąś ładną polkę. Po co mu ja? Wyżyje się i wróci :] Cóż... życie :]

07 listopada 2005   Komentarze (4)

Kobieta, grzech w pełnej okazałości...

Cholera, ja to mam pomysły :] Zwali mi się do chałupy cała moja paczka, a ja co? Całą noc nie spałam, jadę na tabletkach przeciwbólowych, bo oczywiście okres dostałam! Ja wam mówię kofane, to jest pokuta za grzech Ewy. Niby podczas Chrzcin zostajemy rozgrzeszone, ale to jest właśnie ta pokuta miesięczna! Ludu... I wiecie co? W ogóle nie czuję potrzeby wypindżenia się. Dżinsy, normalna bluzka i łapciochy w króliczki. Potem jakiś horrorek i główka oparta o męskie ramie. Może nawet policzek wtulony w czyjegoś t-shirta i mocno przymrużone oczy podczas krwawej sceny. I żadnego alkoholu! Po pierwsze, alkohol by mnie zabił przy ilości i sile tabletek jakie biorę (lekarz mi wyraźnie powiedział, że mnie alkohol albo jedna tabletka więcej niż zapisał, zabije :P). Po drugie nie chcę zbierać trupów z podłogi i już na pewno nie chcę przetrawionych i zwróconych resztek jedzenia! A FE!

A polsa tv siadła, talerz od cyfry nam sie rozpierdolił... co ja biedna zrobię, no co? Rzucę się z mostu... z liną przywiązaną do nóg :] Yuuuuuupiiiii...

[gdzieś tam w dole wodospadu...]

06 listopada 2005   Komentarze (7)

IT'S NOT A FASHION STATEMENT, IT'S A FUCKING...

...black is the kiss the touch of a serpent son... it ain't the mark or the scar that makes you the one...

Zakupiłam prześliczną kurtkę...  kolejne pieniądze wyciągnięte z bankomatu. Koniec... ostatnia zakupiona przeze mnie rzecz. A wszystko po to by się podobać samej siebie... by się podobać facetom. I jebie narzucany mi styl i jebie wszystko i wszystkich. Jestem inna i tego nie zmienię... "she's a crazy polish girl, you know Corina? a pretty polish girl". Jestem inna... czyżby właśnie nie to pociagało pana Noela? Pana Duffego, Conora, pana Daniela, albo raczej panów Danielów dwóch, czyżby to nie było właśnie to, co tak pociąga facetów? Co pociąga Arka... Ta inność? Ten brak przesłodzonego różu. Te zielone oczy pociągnięte szarym cieniem i czarną kreską? Ten idealny układający się t-shirt z napisem rebel, ciemne jeansy i trampki. MCR dudniący ze słuchawek. Zielony cekinowy kwiat wpięty w koka, jedna z moich fryzór do pracy... zielony, kolor moich oczu... nie róż... Nie chcę się zmieniać, nie chcę być taka jak lalki na ulicy. Jak laski za którymi szaleją faceci... Zapytacię jaką kurtkę sobie kupiłam? Biało, czarno, czerwoną kurtkę, motorówkę. Szkoda, że nie ze skóry, ale na taką jak ma Niki mnie nie stać. Co tam będę wam opisywać. Zrobiłam zdjęcie, jako takie, bo samej sobie trudno się robi zdjęcia :P O to moje ŚLICZNOŚCI na mnie, choć uwierzcie mi w realu to jest dopiero coś :P Leży idealnie. A to tył mojego CUDA, już nie na mnie :P Poszłam do hoteliku bo miałam kilka spraw do załatwienia i przy okazji chciałam się pochwalić tatkowi i Corince kurteczką. Ojciec, że fajna "ale czy ona nie jest dla faceta?" roześmiałam się, nie widział jej na mnie. To damska wersja tej kurtki!!! Corina była zauroczona "jak zwykle, oryginalna" :P Arek nie widząc z daleka podszedł do nas żeby zobaczyć o co tyle szumu. "czyż nie jest śliczna?". Nareszcie... uśmiechnął się tak jak wczoraj, a zarazem tak... poważniej. "Wypasiona, teraz tylko motor i dajemy" :P moja odp

No tak, teraz tylko znajdę sobie faceta z motorem.

On:

po co ci facet, kup sobie motor. Co nie Rysiu? Ja też kupie sobie ścigacza i będziemy z Miśką dawać po Dungloe, co o tym myślisz Rysiek?

Heh, cieszę się, że mają taki dobry kontakt. Poradziłam ojcu, żeby zaczął już strugać dla nas dwie trumny. "Ja jeżdżę bezpiecznie", taa... ale ja nie :P Taki inny przy moim ojcu... tylko w spojrzeniach coś było... ale nie przy Rysiu :] Przy Rysiu zarywów nie będzie... tylko kiedy znowu nie będzie Rysia? Heh... cóż... kiedyś w końcu Rysia nie będzie :P Zazdrosnego ojca :P Szturchnęłam go kilka razy, obdarowałam prześlicznym uśmiechem wybłyszczykowanymi ustami. Lookaj chłopcze, patrz chłopsze... daj mi  trochę czasu, a kompletnie mi odbije i będziesz mój... nie ważne co mówią inni... będziesz...

A jutro imprezka u mnie w domu. Miało być WELL COME BACK PARTY dla Hanny, która dzisiaj miała wrócić ze szkocji. Właśnie... miała. Pozpraszałam dziewczyny, Ruairi chłopaków. Ale główka mi podpowiedziała by zadzwonić do Hannny i sprawdzić czy już wróciła. Koma wyłączona... dziwne. DZwonię na domowy, odbiera jej matka "ale Hanna nie wraca do środy"... środy...ŚRODY!!!! Ale i tak będzie fajnie. Pooglądamy DVD, powydurniamy się jak zawsze. Będzie Fiona i Joanne i Bóg tylko wie ilu facetów. Ruairi ma pozapraszać i jak widzę, niby nikt nie może, a potem wszyscy się zwalą i będę miała pół roku! Cóż... przed 10 muszą się wynieść, bo mój ojciec wraca z pracy :P Oj, ciekawie będzie... z moją paczką :P

...say goodbye to all the heart you break... and all tbe cyanide you drunk..."

I dostałam zadanie od mojej siostry duchowej z Koszalina. Mam rozkochać i zjeść serce pewnego Karola. Zrobię to z przyjemnością, takich przystojniaków jak on lubię najbardziej :] Mniaaam [oblizuje usta]...

 

 

05 listopada 2005   Komentarze (4)

Dangerous romance...

In a midle of a gun fight, in centre of a restaurant, the say come with your arms rised high... well they neva gonna get me...

W tle leci My Chemical Romance (zaraziłam się od madelle), uśmiecham się sama do siebie i żałuję... żałuję, że nie siedzę teraz w barze. Wieczór w pracy który jak zwykle stawia na nogi, a zarazem odbiera sił. Dzisiejszego wieczoru na kuchni pracował Arek, Konrad (jak ja już go dawno nie widziałam!) i Corinka moja kofana. Ojciec w domku pilnował braciszka. Jeśli Aruś szczerzy zęby kiedy ojca nie ma, to mieszanka jego i Konrada kiedy ojca nie ma, jest zabójcza! Aruś nagle stał się strasznie pewny siebie, w końcu miał kumpla któremu tez podobały się małolaty. Tak, Konrado poprosił mnie o numer Lisy. Powiedziałam, że nie dam. Kiedy mnie ślicznie poprosił, powiedziałam, że zapytam się jej najpierw czy mogę. Wiedziałam doskonale, że powie nie. Ona ma 15lat, on 22. Ona ma chłopaka (jemu to nie przeszkadza). Wariat! Corina do niego "Lisa ma tyle co Michaela! Umówiłbyś się z nią?" Konradowi nawet powieka nie drgnęła "Yea". Bosh... Wariat.  Lisa ma chłopaka!!! Cóż, numerku nie dostał :] Wiecie, śmiechy chichy, spoko. Ale kiedy okrążyli mnie kiedy wpierdalałam zupę i wpatrywali się jak sroka w gnat, lekko się wkurwiłam, a zarazem speszyłam. O co im łazi? Arek do mnie "co tam? co powiesz?". Co mam powiedzieć, wpierdalam zupę z bułką! Uśmiechał się do mnie od ucha do ucha, aż nie mógł tego opanować. I weś tu w spokoju jedz zupę, kiedy wpatruje się w ciebie dwóch facetów, z tego jeden z szczerzozębem, a drugi śmiejący się jak chichotka (on tak ma, ciągle się ryje pod nosem).

"Maleńka, wiesz, że wcale nie jesteś taka mała?" ulubiony tekst Arka. A i jeszcze "tak? a nie wyglądasz". Tak, na początku była złośliwośc, jak zwykle. I głupi śmiech Konrada. Oj, chłopcy. Potem Aruś odważył się na więcej, na komplementy. Aż mnie to zaskoczyło. "Wyglądasz przepięknie" i ruchami podkręślił dokładnie co mu się podoba. Wpadłam do Coriny "ty, mam coś na bluzce?" spojrzała na mnie "nie kochana, wszystko jest perfect." Od kiedy Aruś prawi mi komplementy na temat mojego biustu? 8 Nie mogłam opanować uśmiechu, kiedy patrzył na mnie (kiedy tylko weszłam do kuchni) i wietrzył zęby. Wariat... i dziwny tekst... że on musi pogadać z moim ojcem na mój temat. Zapytałam się, co takiego zrobiłam, on na to, że nic, nie o tym chce z nim pogadać. Już mu ojciec kazał wrócić za 5lat. 5lat... ja chcę go teraz :P

I know u like me... i know you do... I know you want it, it's easy to see...

Te je go podchody, popisywanie się... tego mi trzeba. Takiego podrywu, takiego cwaniarstwa. Zapytałam się ich, ile latek by mi dali, gdyby nie wiedzieli, że mam tylko 15. Odp Konrada

"20, może nawet 22" <= przesadził, ale w końcu to Konrad, on ma powalony umysł

Odp Arka

"18 po kilku piwach, może nawet więcej niż 20".

Uśmiech na ustach, odeszłam śmiejąc się pod nosem. Pamiętam ich minę, jego i Maria, kiedy Remi im powiedział, że mam tylko 15lat. Po 2tygodniach podwalania sie do mnie, Remi powiedział im, że jaja sobie robił. Ojciec ich ZAPEWNIŁ w tym, że są dla mnie za starzy. Cóz, Arkowi to chyba nie przeszkadza :] gdyby tylko nie ten ojciec wciąż mnie pilnujący.

I jak się o mnie skarb troszczył "uważaj, talerze gorące". Wcześniej dostawałam jakąś złośliwą odpowiedź. Nie myślcie sobie, że wpatruję się w niego, jak mała, zakochana dziewczynka. Bo starszy facet zwrócił na mnie uwagę. Nie... ja lubię zwodzić  facetów. On do mnie "jaka ty śliczna jesteś" ja na to "a ty ślicznie kłamiesz". I ciarki na skórze, kiedy przechodząc obok siebie, otarliśmy się barkami "nie rozpychaj się tak". Znowu uśmiech. Na około pełno miejsca, ale oczywiście specjalnie stanął tuż pod moim noskiem, a ja specjalnie przeszłam tak by się o niego otrzeć. Propozycja picia z nimi wieczorem, "ale przecież odprowadzimy cię do domku, oj ale chodź...". Cóż, wiedziałam, że nie ma szans. A wiedziałam, że gdybym została... cóż :] Na pewno byśmy nie gadali. Heh.... wiecie co jest najśmieszniejsze? Nie wyobrażam nas sobie w związku, ja po prostu bym z nim nie wytrzmała. Mam ochotę na przygodę, na niego... nic więcej. Jak w tym śnie. Ale tym razem nie na seks :] z tym jeszcze się powstrzymam. :]

Ojjojoj... co to będzie moi drodzy? Czy dostanę to czego chcę? Zobaczymy...

 

05 listopada 2005   Komentarze (3)

we belong together...

Kilka dni nieobecności... kłótnia, mała obrażona dziewczynka... porzucona, odsunięta nie kochana... zaraz potem kilka smsów od tej samej osoby... uśmiech na ustach, nie ma to jak pocieszenie faceta który cię kocha. Nawet jeśli nie przyzna się do tego sam. Ach ten Ruairi... Potem smsy od Neila. Stęsknił się za naszymi kłótniami. A przez chwilę myślałam, że on naprawdę mnie nie lubi... 15smsów i doszłam do tego, co się stanie 15 grudnia (bo powiedział, że coś mi się stanie). On mnie zamorduje... Cóż... skoro zostało mi tylko 40dni, czyli 960 godzin muszę się wziąść za gwałcenie facetów, w końcu zostało mi tylko 57600minut życia! Heh... ci moi wariaci... I już się nie gniewam i już nie jestem zła i szczerze? Doczekać się nie mogę poniedziałku :] Powrotu do szkoły.

Jestem szczęśliwa... oczy się śmieją, zagryzam wargę ze szczęścia. Co się wydażyło? Nic... choć tak wiele. Płyta od przyjaciela z polski... 17minut filmiku o ich pobycie w Irlandii. Łzy w oczach i wspomnienia... 4dni, a tak się wszyscy do siebie zbliżyliśmy. Heh...

Ciepło w sercu... chciałabym przymknąć powieki i znowu śnić, tak jak śniłam dzisiaj w nocy. Niby takie głupie... ale pełne miłości, namiętności, uczucia... Dla was pewnie głupie... dla mnie... podnoszące na duchu. Nie oczekuję, że to przeczytacie, piszę to tylko dla samej siebie... By jeszcze przez chwilę móc śnić...

 Cisza... głowa oparta o ramię przyjaciółki, na około ludzie pogrążeni w czytaniu, paleniu papierosa... Drewniane ławy, ściany... Osoba dzieląca mnie i jego wstaje i wychodzi, nogi podkulone pod siebie rozprostowywuje na ławce. Sukienka podjeżdża lekko do góry, łapie go na wzroku. Pragnienie tak straszne, by mnie dotknął... Spragniona dotyku dojrzałego faceta takiego jak on, dotyku jego szorstkiego policzka na skórze. W jego oczach i po powstrzymywaniu się by na mnie nie patrzeć, widzę, że chce tego samego.  Facet wyglądał jak Jude Law (proszę się nie śmiać), ale aktorem nie był. Sen jak scenariusz jakiegoś filmu. Dzieli nas tak wiele, z dwóch światów. On, ten który chwilę wczęśniej rozmawiał z panienkami wyglądających jak młode dziwki. Nie uśmiechający się, zamyślony, znudzony, a tak pociągający. Elegancki, modny... Facet za którym wzdychają wszystkie kobiety, a on jakby znudzony tym faktem, nawet nie zwraca na nie uwagi. Kilka szybkich słów, jakby musiał. Teraz siedział tuż obok. Jednodniowy zarost dodający mu tej pikanteri... Wyprostowuję prawą nogę by było mi wygodniej. Słońce odbija się od mojej młodej i świerzej skóry. Nie mogę go mieć... on nie może mieć mnie. Za młoda, jakby to wyglądało... Przez niechcący trącam go czubkiem sandała. Przymykam oczy, kiedy kładzie dłoń na mojej stopie, palcem gładzi nagą kostkę, z pod przymrużonych powiek, widzę, że się zastanawia... A potem już tylko jedwabie, łoże, ciemność i smak jego ust... Szybkie zapinanie płaszcza, szybkie kroki przez asfalt. Cisza. Po robocie. Uparta ja, uparty on. Silni... oboje dostaliśmy czego chcieliśmy i co? Koniec? Wykorzystana, zraniona? Nie. Biegnę za nim... uparta... łapie go za dłoń, patrzę w oczy. Usta się nie uśmiechają, nigdy się nie uśmiechają... ale oczy.. tak... Do ręki dostaję worek białego proszku. "To ty masz mnie znaleść". Mój diler... tylko czy narkotykowy? pytanie "gdzie", odpowaidam mu coś i odchodzi uśmiechając się lekko. Dostałam czego chciałam. Potem list, znalazł następną. I widok jak w wskakuje do wody za piękną kobietą. Jak jego usta wypowiadają słodkie słowa, jej cichy śmiech. Podrywacz... Casanova... Znalazł starszą ode mnie tylko o kilka lat. Dojrzalsza... Łapie ją w swoje duże dłonie, obejmuje w tali, którą pewnie mógłby objąć samymi dłońmi. Jest piękna, jeszcze piękniejsza niż ja. Zaciąga ją gdzieś... uśmiecha się do niej, sztuczny uśmiech, by ją zdobyć... Nie czuję nic, nawet kiedy wiem, że robią tą... Nie on będzie następny... Potem patrzę na siebie stojącą na brzegu tego jeziora, wpatrujących się w nich... widzę samą siebie przez ekran telewizora. To był film... ale echo uczucia pozostaje...budzę się.

Uśmiech na ustach, patrzę na księżyć za oknem i znowu opadam na poduszkę. Kolejny sen, plaża... gorące słońce... Wysportowany facet o kruczoczarnych włosach. Atakuje mnie od tyłu, szybkimi ruchami wyuczonymi na kursie samo obrony, uwalniam mu się. Śmiejemy się oboje. Znowu wiezi mnie, nie mogę uciec.... nie tym razem. Reszta siedząca na ręcznikach, grająca w siadkówke śmieje się z nas. Kładzie mnie na piasku i przytrzymuje nogami. Co teraz? Podchodzi do nas prowadzący programu, wypowiadam imię chłopaka o kruczoczarnych włosach, mojego ideała... podnosi mnie z piasku i przyciąga do siebie. Patrzę mu w oczy, prowadzący wręcza nam kopertę. Młody mężczyzna uśmiechający się szczerze od ucha do ucha. On też to zauważył. To coś, co przed chwilą wybuchnęło pomiędzy mną i tym chłopakiem. Obok stoi dziewczyna o krótkich ciemno brązowych włosach. Nienawiść w jej oczach aż kłuje. Ona także dostaje kopertę. Wyjazd na weekend do hotelu, prywatny basen, kolacja... (wszystko w mignięciach, ja wam to składam do kupy :P). Ona ma jechać jako przyzwoitka (nie pytajcie), aż jej damy kartkę Dissmissed (nie kapuje o co w tym wszystkim chodziło więc nie pytajcie, to sen). On uśmiecha się do mnie ciepło, obejmuje lewym ramieniem w pasie. Nagle stoimy na zimnej marmurowej posadzce w hotelu. Przytulam sie do jego białego t-shirta, umięśnionej piersi, czuję się bezpieczna. Przydzielają nas zadania, mój ideał dzieli nas na dwie grupy, tak będzie szybciej "szkoda, że nie mogę zostać z tobą" wypowiadają moje usta. Podnoszę lekko głowę, to napięcie, ta potrzeba smaku jego ust. Patrzę mu w oczy, rozchylam lekko usta, pewna, że zaraz mnie pocałuje, a on mówi coś, wiem, że nie chcę. CZyżbym odebrała źle jego sygnały? Idiotka. Delikatnie wysuwam się z jego ramion, uśmiech gaśnie. Jestem silna... dam radę, ale boli... Biorę do ręki plakaty i zaczynam je przyklejać na ścianach hotelu, podchodzi i pyta czy wszystko w porządku. Nic nie jest wporządku. Uśmiecham się sztucznie i odchodzę. Idzie za mną... Przyciąga do siebie, to przyjemne uczucie... kocha... kocha... KOCHA! Całuje, a ja czuję w całym ciele to przyjemne ciepło. Po raz pierwszy czułam sie tak wspaniele. Choć to był sen... Gdy się obudziłam, zrozumiałam, że gdzieś tam musi ktoś taki być. Ktoś kto pokocha, w czyich ramionach poczuje się bezpieczna i nie będę musiała się martwić o nic... Skąd się biorą sny? Mówią, że plecą je anioły... Moje... napewno :]

04 listopada 2005   Komentarze (3)

let her be loved...

A mnie ciągle śmiać się chce. Jaki dziwny jest ten świat. Jaki dziwny jest ten los, który jednak pcha nas do przodu. I pcha innych na nas. Rozmawiałam wczoraj na gg z dwoma bardzo bliskimi mi dziewczynami. Z jedną z nich rozmawiałyśmy dlaczego nie mogę być z Ruairim. Zrozumiała mnie doskonale. Poczułam się o niebo lepiej. Nareszcie ktoś kto nie nazywa mnie bezduszną, zimną kobietą! (nawet suką!) Tak, to właśnie usłyszałam od Fiony. Na odwet "to czemu sama go nie shiftniesz?!" usłyszałam tylko "bo on ze mną nie chce, tylko z tobą!". Cóż... a ch... panicz śliczny :P mnie to. Gdybym miała się lizać z każdym który chce, to bym musiała sobie drugi język przyszyć (słowa madelle :P). Co poradzisz, takie życie.

Melodyjkia powiadamiająca mnie o smsie, zaraz po tem melodyjka powiadamiająca o tym, że ktoś się dobija do mojej komórki. Cóż, jedno spojrzenie na ekranik, "Fiona New", świetnie. Odbieram

Yes Sexy

Hmm... od kiedy Fiona mówi do mnie sexy? I od kiedy ma męski głos... Ciaran? A może Osin? Wrzaski, szarpanina, słyszałam trzy po trzy. Coś tam o Ruairim, chyba, że mnie chce... czy tam pragnie. No difference... Potem jeszcze głośniejsze wrzaski, chyba ta osoba się przewróciła. Znudzona się rozłączyłam. Przeczytałam smsa.

Sexy Ruairi cie pragnie! wiesz że to prawda, przyżeka że myśli o tobie za każdym razem kiedy zdejmuje z siebie ciuchy!

Świry... a pod spodem zdjęcie, ci to mają kurna pomysły gdy się uchleją. A ten DEBIL już w szczególności. Odpisałam, że skoro tak na mnie leci, to czemu nic na ten temat nie zrobi? Oprócz jego kumpli wydzwaniających do mnie i pytających czy go nie shiftnę? Dat's jst not good enough. Well, co poradzisz, facet nie dla mnie.

Po tym smsie, rozmowa z moim drugim kofanie, rozmowie o tym smsie. Kolejna osoba która mnie poparła iż nie powinnam z nim być. On nie jest dla mnie.

Doszłam także do wniosku, że pewnie skończę z jakimś przystojnym chamem. Czyli chamsko przystojnym mężczyzną. Oj ludu, jestem przeklęta. Bo spójrzcie. Taki Ruairi, podczas dyskoteki, stoi obok i tańczy i choć wszyscy wiedzą, że na mnie leci, nic nie zrobi. Nawet się nie powydurnia próbując mnie poderwać. A taki Conor? Wystarczyło, że dłonią przejechał po udzie, objął w pasie, przyciągnął ciasno do swojego ciała. Mocny zapach wody po goleniu i byłabym jego, gdyby tylko nie chodził z Deb, ale z jakąś nieznaną mi laską która szczerze... mogłaby równie dobrze nie istnieć. JEstem okrutna, bo nie szkodzę tylko tym dziewczynom, na których mi zależy. Taki podryw jest mi potrzebny, a nie takie zaloty których, na serio, ja nie widzę! "Zobacz jak on na ciebie patrzy!". Szczerze, ja niczego nie widzę? Co innego spojrzenia Alana, które sprawiają, że ciarki mi chodzą po plecach. Spojrzenia innych facetów. I tekst który wcale mi nie pomógł... choć ta osoba chciała dobrze

Ty nie możesz być jego najlepszą przyjaciółką. Bo nie można kochać swojej przyjaciółki, tak jak on kocha ciebie. Wtedy to już nie jest przyjaźń, rozumiesz?

Rozumiem... przecież własnie dlatego nie mówię mu o moich facetach... bo wiem, że by go to bolało. Ale boli mnie to, że mnie już co raz mniej mówi. Nie będziemy razem... nigdy. Mogłabym mu dać przelotny romans. Tylko, że po takim jednym wieczorze, po lizaniu się, już nic nigdy nie było by takie samo. Nie chcę potem patrzeć na niego jak na chłopaka z którym całowałam się bez uczucia. Nie jestem prostytutką by oddawać się innym. Ani Matką Teresą, by dawać siebie, kosztem swojego serca i szacunku do samej siebie. Dlatego, przykro mi, ale kolejny facet pójdzie na bok... A tak łatwo mnie w sobie rozkochać... wystarczy tylko wiedzieć jak... wystarczy odnaleść ten specjalny guziczek...

Pozwólcie mi być kochaną i nie każcie dawać niczego w zamian... Nic nie obiecuję, nic nie daję... ale jeśli oni kochają, niech kochają. Bo w kobietę nie powinno się rzucać kamieniami, tylko płatkami róż... Nie zdzierać z niej szat, tylko stroić ją w jedwabie. Pozwólcie mi być kochaną... o nic więcej nie proszę...

02 listopada 2005   Komentarze (5)

sweet dreams...

Wywrzeszczałam i wypiszczałam za wszystkie czasy. NIe ma to jak gigantyczne wesołe miasteczko i kofany tatuś trzymający za rączkę kiedy wchodzicie do parku dinozarów. Bosh, jak ja się bałam! Rodzinny wypad, tego mi było trzeba. Teraz tulę do policzka szarego zająca (pluszaka) wygranego przez mojego braciaka, dla mnie oczywiście :] Już zazdroszcze pannie która mi go ukradnie :P

I oczewiście, na kogo wpadłam po zejści z karuzeli? Pierwsze kroki, rozmazany obraz, wirujący świat i nagły stop... Jakby ktoś pociągnął za rączkę od hamluca w pociągu. Stop, wielkie oczy (pewnie wyglądające na pijane) jego spojrzenie, uśmiech którego nigdy nie potrafił powstrzymać. Uśmiech taki dla mnie, a taki dla czegoś za mną. Jak zawsze. Oj jak dobrze ja cię znam, panie chamsko przystojny debilowaty ch.... Oj moja przesłodka czekoladko, po której chce mi się rzygać.Wiecie jak to jest, kiedy po odkochaniu się, zaczynacie się zastanawiać co wy w nim widziałyście? W ten sposób zapominamy. Mówimy sobie, przecież on brzydki, głupi, mnie nie warty! I nagle wszystko co w nim kochałyście, nie rozumiecie jak mogłyście kochać. Cóż, ja przez to przeszłam i tak stojąc kilka kroków przed wielkim panem Mc Bridem, wiedziałam co w nim kochałam. Kochałam go za tą chamską urodę, za ten pewny siebie uśmiech, za te ciemne oczy, za ten sposób z jakim się nosił (jeśli samego siebie da się nosić :P). Tylko do cholery, jakim cudem nie przeszkadzały mi te pryszcze? Facet jak facet, starzeje się, więc i rośnie (bosh, czy da się przerosnąć drzewo?), dojrzewa jak wino. On też odrobinkę się zmienił, ale tylko na zewnątrz. We wnątrz to ciągle ten debil którego kochała naiwna, mała dziewczynka. Odszedł kilka kroków od Chrisa (oczywiście z komórką w ręku), odwrócił się (ode mnie, bo on przecież mnie nie zauważył), a kiedy ja, olewając go i ten jego wielki akt "wisi mi wszystko i wszyscy" przeszłam obok, uśmiechnął się. Tak jak za dawnych czasów. Sam do siebie. Uśmiech którego nigdy nie potrafił powstrzymać. Oj, nie którze rzeczy się nigdy nie zmieniają.

Kolejna rzecz która mnie zadziwiła tego wieczoru, to to, jak świetną pamięć mają dzieci. Nawet na tak wielkim wesołym miasteczku, jasne było, że jeszcze wpadne na Chrisa, jego starszą siostrę, jej faceta, ich młodszą siostrę i (niestety) Noela. I nagle słyszę głośny śmiech dziecka i jakaś dziewczynka woła "Michaela" i ja się odwracam, a ten mały brzdąc do mnie macha łapkami. "Hello princess". Odmachanie i puszczenie oczka do tego cudownego cukiereczka. Obyś moja droga nie odziedziczyła chamstwa po bracie ciotecznym. Obyś zawsze została taką niewinną, słodką dziewczyną. Keep dreamin pet, tak sama sobie powiem. Skąd ten brzdąc mnie pamięta, nie wiem, kiedyś razem się bawiłyśmy na placu zabaw obok hotelu, kiedyś na plaży. Świat jest mały, a dzieci cudowne. Nie wiem jak można ich nie kochać :] Idę ucałować mojego małego brzdąca (lat 9 i 8miesięcy), niech śpi słodko. I wy wszyscy też. Dobranoc moi drodzy :]

Słoneczniku (przecudowny nick, taki słoneczny,, :]) oczywiście, że się nie pogniewam jeśli dodasz mnie do linków. Ja sama muszę znaleść chwilę i zrobić porządek z moim blogiem. Tylko kiedy ja tą chwilę znajdę? :* 4all

 

01 listopada 2005   Komentarze (4)

Wino i zapach faceta... tego mi trzeba :]...

Słońce za oknem bawi się w chowanego ze słońcem, Hide and seak... Uśmiecham się sama od siebie, do swojego odbica w lustrze, do kryształowego kieliszka wypełnionego do połowy winem Rose. Wino rozpływa się po jezyku, przyjemnie pieści zmysły. Jestem szczęśliwa. W tym momencie, w tej chwili, w tej sekundzie. I cóż, brakuje mi kogoś kto weźmie za rękę, kto delikatnie pocałuje w usta, kto nachyli się i wyszepcze do ucha kilka słów. Brakuje mi JEGO, tego który gdzieś tam stąpa stopami po ścieżkach życia i jeszcze nie wie, że kiedyś wpadniemy na siebie.

"Don't let it go away, this feeling has got 2stay..."

Wczorajszy dzień był... przemiły. Praca i zapierdalanie jak głupia, bo pewna panienka o imieniu Paula Green nie przyszła do pracy, nie zadzwoniła nawet by powiedzieć, dlaczego nie może przyjść. Nic. Nawet jednego "przepraszam". I co? Mikuś zamiast układać kwiaty w wazonach i stroić salę, ganiała jako kelnerka na bar foodzie. Ale co tam, nic nie było wstanie zniszczyć mi humorku. I było miło... a pokaz sukień wieczorowych i ślubnych, jeszcze milszy. Już dla samego przymieżania kiecek było warto. Po raz kolejny poczułam się jak księżniczka. I ten wzrok, to westchnienie na ustach mężczyzn kiedy wyszłam na wybieg w ciemnobordowej sukni ze sznurowanym gorsetem, z rozpuszczonymi włosamii i szalem na ramionach. I co raz to inny przystojny facet biorący mnie pod rękę i prowadzący mnie po schodkach. Co raz to inny grający role mojego partnera, pana młodego, chłopaka... mojego mężczyzny. Marcin, Kris, Ciarin... Oj, było cudownie. Potem wysokiki kieliszek w dłoni i różowy szampan, kolejny kieliszek i pomarańczowy szampan z mini kanapeczką w ręku, z truskawką oblaną w białej czekoladzie (mniam). I na koniec drink postawiony przez Krisa, bacardi z 7upem (mmmm... im luvin it).

"..if you were ment to be my lover..."

I te oczy na zakonczenie wieczoru, te ciemne oczy zasłonięte szkłami okularów. "Wolę go w okularach, wygląda tak... doroślej". Szkoda, że się nie zgadzam z Orlą. Zasłonił te ciemne dwa węgielki, zasłaniając moje zauroczenie. Cóż już go nie ma. "On woli starsze dziewczyny, co nie?". Tak mamo. Jak to jest, że matki tak strasznie często mają rację? McBride był przystojny, ale jakoś tak chamsko przystojny (ie. był chamem i był przystojny), Aaron jest taki... niewinnie przystojny, ale leci na starsze laski? Tak mamo. Aż mnie dziwi, że na nie zwróciłam uwagę. Nie jest on facetem na którego uwagę zwróciłaby Mikuś. Nie jest on facetem z którym bym flirtowała nie po to by mieć ubaw, tylko po to by go zdobyć. A jednak, przez jakiś czas tak strasznie chciałam by był mój. Cóż... jeszcze wielu takich facetów będzie. Taki los biednej Czarnej Róży...

A paznokcie u nóg, pomalowane na mleczny kolor świecą się ślicznie. Wino smakuje bosko, a na zewnątrz widok obdrapanego drzewa doprowadza mnie do szału. [Uśmiecha się złowieszczo] Kupie strzelbę i odstrzele łeb następnemu jeleniowi który będzie sobie czyścił rogi na moim drzewie!!! Na moim, małym, młodziutkim, biednym drzewku...

31 października 2005   Komentarze (4)

"U hold me like u should so i'll jst keep...

Wczorajszy wieczór? Genialny. Genialna noc, powinnam powiedzieć. Wszystkie obawy, dołujące myśli... wszystko minęło kiedy idąc w dół ulicy nagle ktoś krzyknął "O My God!" podbiegł do mnie i wyściskał mnie mocno. I tak się zaczęło, witanie z wszystkimi dziewczynami z mojego roku. Głośny śmiech i tekst który usłyszałam jeszcze wiele razy tego wieczoru "przefarbowałaś się?! OMG!". Nie moi drodzy, to tylko perułka. Wyściskanie kumpli, Ruairiego jako ELVISA i robienie mu tysiąca zdjęć (z czego tylko dwa wyszły), Ciarina jako Ciarina i Johnnego jako jego własną wersje Johnnego świrusa. Poznałam przyjaciółkę Fiony która przyjechała na weekend i od razu zrozumiałyśmy, że nadajemy na tej samej fali. Niestety większość wieczoru spędziła na zewnątrz z naszym starym kolegą Paurickiem (który wrócił na przerwę halloweenową ze szkoły z internatem!!!). Już w autobusie mieliśmy niezły ubaw (nie licząc młodszych pijanych panienek zabawiających się z kumplami z mojego roku). Na dyskotece bawili się wszyscy ze wszystkimi, ja sama z co raz to inną dziewczyną wędrowałam do łazienki (ach te plotki, człowiek nie umie bez nich żyć), by potańczyć z dala od jej byłego. Przyjemnie jest bawić się ze znajomymi :] I była wpadka, tańczyłyśmy z Marie Louis (Fiony psiapsiółą) i Joanne kiedy moje oczy zarejestrowały Conora Kelliegeo w tłumie, Debbie chłopaka. To spojrzenie przypomniało mi o naszej przygodzie rok temu, kiedy pewnego wieczora objął mnie w pasie i wyszeptał na ucho, że ma straszną na mnie ochotę i już dłużej tego nie wytrzyma, owego wieczoru dałam mu kosza, dzisiejszego wieczoru, gdyby nie miał dziewczyny, kto wie. Odgoniłam te myśli i bawiłam się dalej, kiedy właśnie Conor do mnie podszedł i spojrzeniem zaprosił mnie do tańca. A czemu by nie. Że jest pijany skapnęłam się dopiero kiedy zaczął wędrować po moich pośladkach i kiedy dopasował swoje ciało idealnie do mojego. Wystarczyło jedno spojrzenie, uśmiech "Conor", przestał i się odsunął "masz rację, ona mnie zabije". Debbie stała dalej w tłumie, fcuk... Cóż, wiedziała, że mnie nie musi się obawiać. Deb zniknęła w tłumie, po pięciu minutach ucieczki przed nim dotarła do mnie, myślałam, że zrobi mi awanturę, ona tylko chwyciła moje dłonie i zaczęłyśmy tańczyć i się wydurniać. Wiedziałam, że coś jest nie tak, więc zaciągnęłam ją na kanapy (które jeszcze, dzięki Bogu nie były zapełnione parami).

Mikuś: Deb jesteś na mnie zła?
Deb: Nie, ufam ci.
Mikuś: a jemu?
Deb: nie kiedy jest pijany, nienawidzę kiedy pije...

Moja biedna mała Debbie... Śliczna blondynka o drobnym ciele, dużym biuście. Dla kogoś kto jej nie zna, wygląda wyzywająco, znając ją tylko z plotek, można by ją wziąść za panienkę lekkich obyczajów. Ale to nie Deb. W środku to mała, wrażliwa dziewczynka która potrzebuje by ktoś się nią zaopiekował, która tak strasznie boi się, że ktoś ją zrani i zostawi samą. Pokłóciła się z Conorem, bo się upił (a on zazwyczaj nie pije). Powiedziałam jej to co zawsze, że mnie może ufać i, że Conora nie ruszę, a jakby on coś do mnie, to w morde dostanie. Jak to jest, że faceci do mnie zarywają dopiero kiedy już mają laski? Z Deb są już... bosh... od 2lat. 2lata, z przerwami. Piękna miłość. Wystarczył jeden sms kiedy będąc w łazience, Deb poprawiała makijaż i kiedy wychodziłyśmy z łazienki on już na nią czekał. Uśmiechnęłam się, piękna miłość... Zostawiłam ich sobie samych, przez resztę wieczoru dla niego istniała już tylko ona. A te złapanie za prawą dłoń i muśnięcie po plecach potraktowałam jako czyste podziękowanie. Chciałabym by jakiś facet patrzył na mnie, tak jak on na Deb. Heh...

Ach ci faceci... wszyscy porządni, zajęci. Lecz ja poczekam, jeszcze jakiś się kiedyś trafi... facet tylko dla mnie... prawda?

Dobry humorek begins... tańczyłyście kiedyś z Elvisem i Śmiercią? A ja tak! I jak zwykle, najlepsze są powroty mini busem tylko z ludźmi ze swojego roku! Bez pijanych panienek puszczających się z byle kim. Deb i Conor, jak zwykle siedzący z samego tyłu, jak to kiedyś powiedziała nasza nauczycielka "badający swoje migdałki". Marie Louis i Paurick, którzy NARESZCIE publicznie okazali swoją miłość i też BADALI SWOJE MIGDAŁKI. I ja z Ruairim, NIE badający swoje migdałki tylko rozmawiający jak przyjaciele. Położyłam mu głowę na ramieniu (po tym jak Ciarin brutalnie ściągnął mi perułkę bo tylko on może być rudy w tym autobusie) i nie zwracałam uwagi na komentarze "jak oni słodko wyglądają". Była 3nad ranem, a ja byłam padnięta. Po raz kolejny udowodniliśmy, że ubaw można mieć bez alkoholu. Przemiły wieczór...

 

29 października 2005   Komentarze (5)

Felieton by my mother :] famous Katarzyna...

Eureka, znalazłam! Nie jest on, jak się okazało na temat halloween, tylko balu przebierańców podczas karnawału. Ważne jednak jest to, że jest o przebieraniu się i jest genialny (jak wszystkie felietony mojej matki). Zresztą przeczytajcie sami, a jak będziecie chcieli, to od czasu do czasu umieszczę odrobinę geniusza by my mother :]

Bal karnawałowy to nie zawsze musi być droga impreza na 100 par z nieśmiertelnym tatarem, flakami i kotletem z pieczarkami. Grupa przyjaciół może wspólnie wynająć salę lub jej część, zorganizować sobie ulubioną muzyczkę (w tym dopomoże starsza latorośl) i ustalić co kto przygotowuje do jedzenia. Koszty naprawdę nie muszą być kosmiczne. Wiem, bo sama nie raz w czymś takim uczestniczyłam, ostatnio na krótko przed urodzeniem mojego syna. Ustaliliśmy, że będzie to zwariowany bal przebierańców. To dopiero było wyzwanie. Ze mną była sprawa prosta, w dziewiątym miesiącu ciąży mogłam przebrać się jedynie za bałwana , ale co wymyślić dla męża? Razem z dwoma koleżankami wybrałyśmy się do teatru (było to w Koszalinie), do Pana Kazimierza w łaskę, żeby nas poratował. Nie zawiódł , po godzinie przeszukiwania kostiumów znalazł coś odpowiedniego. Sprawa była o tyle skomplikowana, że nasi mężowie są słusznej postury, a aktorzy w teatrze w znacznej większości albo niżsi, albo szczuplejsi. Do dyspozycji miałyśmy kostium mnicha i księdza, dla koleżanki sukienka księżniczki. Cóż było robić, wzięłyśmy. Rysiu ( mój mąż) postanowił, że mnicha przerobi na Araba  i jakoś to będzie. Poczernił sobie wąsy i brwi, na głowę założył arabską chustę (taką czarno-białą), a do pasa przytroczył sobie miecz-zabawkę, zupełnie jak prawdziwy. Przebranie było imponujące.  Do taksówki wsiadłam pierwsza, bo Rysiu pobiegł jeszcze wyrzucić śmieci. Czekam na niego, a tu kierowca zagaja: - Nieźle Pani tego Araba wychowała. Wie Pani oni do pomocy wcale nie tacy chętni. A to mąż?- pyta. Coś mnie podkusiło i powiedziałam, że to tylko znajomy rodziców przyjechał w odwiedziny. Usłyszałam:

To co, kroimy Araba i dzielimy się po połowie, gdzie chcecie jechać?- na to wszedł właśnie mój mąż i po polsku wskazał kierunek kursu. Taksówkarz mało nie dostał zawału serca, dobrze, że tego miecza nie widział, bo by nie przeżył.

Wreszcie dotarliśmy do pubu, gdzie byliśmy umówieni. Na miejscu byli już prawie wszyscy, coś nam nie pasowało, ale jeszcze nie wiedzieliśmy co. Wchodzimy i z niedowierzaniem widzimy całą salę znajomych przebranych za koty. Jedna z koleżanek zapomniała powiadomić nas o zmianie planów . Ponieważ wszyscy mieli dylemat w co się przebrać, ukierunkowali pomysł na koty właśnie, duże, małe, czarne, rude, grube, chude, ale koty i nic więcej. Przezabawna sytuacja, wyobraźcie sobie tańce, cała sala pełna kotów, a na środku bałwan, Arab, ksiądz i księżniczka.

Trzy tygodnie później, podczas porodu mojego syna, kiedy akcja stanęła w martwym punkcie i groziło mi długie oczekiwanie na rozwiązanie, żeby odgonić złe myśli, zaczęłam opowiadać o tamtej nocy karnawałowej. Tak się z położnymi śmiałyśmy, że aż lekarz przybiegł (pewnie myślał, że potrzebna pomoc psychiatry) i sam po chwili się śmiał. Nagle akcja ruszyła i za pół godziny na świecie już był Wojtek.

Jeszcze raz życie okazało się najlepszym scenarzystą, a śmiech lekarstwem na wszystko.

28 października 2005   Komentarze (2)
< 1 2 ... 30 31 32 33 34 ... 58 59 >
Czarna-roza | Blogi