it's time to face the truth... im neva gona...
A: hug?
Więc przytulam.
A (wzrok wędrujący zdłóż uda ocierającego się o jego kolano) : przysuń się
Więc się przysówam.
A: Cholera zaczynam się podniecać, gdzie Ruairi? Niech tylko to zobaczy...
Moi: Zerwałam z nim.
A: A to w takim razie mogę się podniecać. Kontynujemy?
Heh... niestety... zerwałam z nim. Nie pytajcie dlaczego, nie zadawajcie pytań i nie oczekujcie odpowiedzi. Gdyż są powody, których nie rozumie umysł, a rozumie serce... Bo są powody które rozumieją komórki, ale nie motyl... Bo nie napisał... bo się bawił... Bo mnie olał. Przyznał się... że był pijanym idiotą. Że źle zrobił... Wyrzuty, że nie było tego czegoś. Że może byśmy byli parą, gdybyś się lizali. Nie... nie całowaliśmy się. Bo jakoś nie było okazji, prawda kochanie? Bo jakoś tak się stało, że się pokłóciliśmy, a potem on dla mnie nie miał czasu. Ale czas był... na picie... na samochody... na zabawe w dyskotece... na bójki... na śmiech z kumplami na przerwie. Ale nie było czasu by zapytać jak się czuję. Czy już dobrze, czy już się pogodziłam z dziewczynami. Bo przecież o niego poszło. Ale czy go to obchodziło? Bo nie było ramienia ocieplającego po pracy... Był tylko wiatr i zimno kłujące w policzki... Za wiele było tych BO. Przyjaciele... I niech tak zostanie. Lepiej skończyć, za nim się zaczęło. Bo źle się zaczęło. Za nim dzisiał doszło do kłótni, powiedziałam mu wprost. Za wiele nas łączy by to niszczyć głupim związkiem. "Jeśli ty tego pragniesz... zgodzę się ze wszystkim". Teraz mu zależy, ale wcześniej, jakoś już mniej. I wszystkie te preteksty... nie pachną już tak pięknie. Czuję zapach kłamstwa, zapach który nienawidzę. I nie, nie chcę rozstrząsać, tak czy nie. Kto okłamał, kiedy. Bo niech będzie jak jest. Bo już jestem zmęczona i chcę tylko przymknąć oczy i słyszeć śmiech. By w jednym uchu leciała muzyka, a w drugim "u turn me on" Alliego. Niech będzie jak kiedyś...
A: What kind of position is dat?
Jedno spojrzenie i delikatny, zalotny uśmiech.
A: Everything has to do sumtin with sex for ya, doesn't it?
I co z tego... że to pewnie znowu nie ten. Zrywając z Ruairim, nie myślałam o nim, ani o żadnym innym. On to tylko kolejny dodatek. Na dzień, dwa, tydzień, lub trzy, miesiąc, może kilka. A potem następny... aż do bólu... aż znajdę odpowiedniego. I co z tego, że chyba leci na Lisę, dziewkę z naszego roku. Która jego też nie będzie. Choć kto wie, świat jest dziwny. Może będą razem, a może moje podejrzenia są tylko podejrzeniami. Może... kto wie. Mało mnie to rusza... bo tak jest dobrze... nie szukam narazie księcia.
A palce szaropurpurowe od strun gitary... i ból, masochistyczny, doprowadzający do eufori... do czegoś równego orgazmowi. Znalazłam swoje szczęście... teraz pozwólcie, że zatracę się w muzycę... I niech zranią mnie do głębi... taki ból, niech zadają mi codziennie...