• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Siostrzane dusze
    • Among the dead
    • calaja
    • InnaM
    • karotka
    • Lupus
    • Malena
    • Myje Gary
    • Rybniczanka
    • serducho
    • verqa
    • xyz

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Najnowsze wpisy, strona 29


< 1 2 ... 28 29 30 31 32 ... 58 59 >

it's time to face the truth... im neva gona...

A: hug?
Więc przytulam.
A (wzrok wędrujący zdłóż uda ocierającego się o jego kolano) : przysuń się
Więc się przysówam.
A: Cholera zaczynam się podniecać, gdzie Ruairi? Niech tylko to zobaczy...
Moi: Zerwałam z nim.
A: A to w takim razie mogę się podniecać. Kontynujemy?

Heh... niestety... zerwałam z nim. Nie pytajcie dlaczego, nie zadawajcie pytań i nie oczekujcie odpowiedzi. Gdyż są powody, których nie rozumie umysł, a rozumie serce... Bo są powody które rozumieją komórki, ale nie motyl... Bo nie napisał... bo się bawił... Bo mnie olał. Przyznał się... że był pijanym idiotą. Że źle zrobił... Wyrzuty, że nie było tego czegoś. Że może byśmy byli parą, gdybyś się lizali. Nie... nie całowaliśmy się. Bo jakoś nie było okazji, prawda kochanie? Bo jakoś tak się stało, że się pokłóciliśmy, a potem on dla mnie nie miał czasu. Ale czas był... na picie... na samochody... na zabawe w dyskotece... na bójki... na śmiech z kumplami na przerwie. Ale nie było czasu by zapytać jak się czuję. Czy już dobrze, czy już się pogodziłam z dziewczynami. Bo przecież o niego poszło. Ale czy go to obchodziło? Bo nie było ramienia ocieplającego po pracy... Był tylko wiatr i zimno kłujące w policzki... Za wiele było tych BO. Przyjaciele... I niech tak zostanie. Lepiej skończyć, za nim się zaczęło. Bo źle się zaczęło. Za nim dzisiał doszło do kłótni, powiedziałam mu wprost. Za wiele nas łączy by to niszczyć głupim związkiem. "Jeśli ty tego pragniesz... zgodzę się ze wszystkim". Teraz mu zależy, ale wcześniej, jakoś już mniej. I wszystkie te preteksty... nie pachną już tak pięknie. Czuję zapach kłamstwa, zapach który nienawidzę. I nie, nie chcę rozstrząsać, tak czy nie. Kto okłamał, kiedy. Bo niech będzie jak jest. Bo już jestem zmęczona i chcę tylko przymknąć oczy i słyszeć śmiech. By w jednym uchu leciała muzyka, a w drugim "u turn me on" Alliego. Niech będzie jak kiedyś...

A: What kind of position is dat?
Jedno spojrzenie i delikatny, zalotny uśmiech.
A: Everything has to do sumtin with sex for ya, doesn't it?

I co z tego... że to pewnie znowu nie ten. Zrywając z Ruairim, nie myślałam o nim, ani o żadnym innym. On to tylko kolejny dodatek. Na dzień, dwa, tydzień, lub trzy, miesiąc, może kilka. A potem następny... aż do bólu... aż znajdę odpowiedniego. I co z tego, że chyba leci na Lisę, dziewkę z naszego roku. Która jego też nie będzie. Choć kto wie, świat jest dziwny. Może będą razem, a może moje podejrzenia są tylko podejrzeniami. Może... kto wie. Mało mnie to rusza... bo tak jest dobrze... nie szukam narazie księcia.

A palce szaropurpurowe od strun gitary... i ból, masochistyczny, doprowadzający do eufori... do czegoś równego orgazmowi. Znalazłam swoje szczęście... teraz pozwólcie, że zatracę się w muzycę... I niech zranią mnie do głębi... taki ból, niech zadają mi codziennie...

13 grudnia 2005   Komentarze (2)

Im not o fuckin' key...

To już chyba koniec.... możemy już iść... oboje w dwie różny strony świata.. z łzami na przegubie dłoni...

Tak moi drodzy... to już chyba koniec. Koniec, za nim jescze nastąpił właściwy początek. Bo czy to ma sens? Bez słów na dobranoc, bez tęsknie. Bez jakiekowilek słowa. Bo to jemu w końcu powinno bardziej zaleźeć. Bo w końcu to on mnie głęboko zranił, przecież to ja mu wybaczyłam. Wczoraj bawił się na dyskotece kiedy ja pracowałam. Jakieś, tęsknie? Jakieś, jak się czujesz? Jakieś, słonka, kotki, kofanie? Nic... Smsmy od osób tak mi dalekich "gratulacje!". Chwalić to on się potrafi. Jestem z nią! Udało mi się ją zdobyć. Tylko na jak długo? Bo ja, nie wiem czy wiesz, jestemjak dziki ptak, mnie nigdy do końca nie sa się zdobyć. Chyba, że miłości magią, pieśni pocałunkami... Dzisiaj chciałam się z nim spotkać... może by tak po pracy? Ale już nie jestem pewna, czy nie wole tak jak wczoraj... Usiąść przy barze, śmiać się z Lisą, rozmawiać z Shanem (jej chłopakiem) i śmiać się głośno, drocząc z Aaronem. Nie wiem co zrobię... Bo co? Bo on nigdy pierwszy nie pisze? To było dobre, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Rozmowa z matulą pomogła... ja naprawdę mogę mieć kogo chce... Nie muszę być w tym związku na siłę... W zwiazku którym tak jakby tylko mnie zależy. Bo co, bo kumpel mu umarł? Ale jakoś w dyskotece możę się bawić, w samochodzie rundki po mieście, wporządku. Ale smsa do dziewczyny? Nie tak miało być... nie tego się spodziewałąm.

Wczoraj to ja miałam być męcczeniczką. Tą smutną, tą załamaną... tą przygnębioną. Zamiast tego był śmiech, już gdy tylko przekroczyłam krok hotelu. Podniesienie białej jak śnieg koszuli, cichy pisk... ach ci faceci. Przytulenie Coriny, kiedy już nie wytrzymałą... kiedy wszystko zaczęło jej się walić. Jej facet... z menagerką hotelu, sos... na podłodze. Ciało odmawiające posłuszeństwa, nadchodząca grypa. Bad Day... Przytuliłam ją mocno, pocieszyłąm... Mariowi i Arkowki kazałam się odwalić. "Ale co jej jest?", skoro zachował się jak dzieciak, to niech teraz zostawi ją w spokoju. I miał być wstręt do facetów... uśmiech Aarona. "Co tam mała". Śmiech, rozmowy. Bo coś się zmieniło. Coś pękło wraz z momentem kiedy się zatrzymał w szkole, w raz z Shaunem. Kiedy padło jak tam leci. Jedyny plus bycia zajętą, jest taki, że możesz się wydurniać z innym facetem, flirtować, ale on i tak wie, że nic więcej się nie wydaży. Bo co jak co... ale do niczego nie dojdzie, pomiędyz mną i jakim kolwiek innym facetem, dopóki będę chodziła z Ruairim. Nawet jeśli będzie to najgorszy związek jaki kiedykolwiek istniał. Nie zdradzę go... najwyżej wcześniej zerwę. Rozmowa sam na sam, o rybkach, o akwarium wkieliszku i jego oczach w soczewkach. Bo mogłam mu to powiedzieć, tak w żartach. Że są dużo głebsze w soczewkach, nie kryjące się pod szkłami. I czy ciągle coś do niego mam? Nie więcej niż do wielu innych facetów... On ją kocha, a ja się cieszę. Bo gdy widzę jego szczęście, nie potrafię już się gniewać. Wyznanie jedjen z nowych kelenerek... kiedyś mojej dobrej kumpeli która się zeszmaciła. "Cholernie podoba mi się Aaron". On jest Orli... i na swój sposób mój. Bo nadal w jego oczach, tak gdzieś głęboko, za mgłą zakochania, jest ten promyk. I tej zadziorny uśmiech. Chciałabym, by ktoś kochał mnie, tak jak on Orle. Tak jak wielu facetów, kocha swoje kobiety. Tylko dlaczego, ja na takiego nie mogę trafić?

 

11 grudnia 2005   Komentarze (3)

if u wud marry me, wud u burry me?

Ja wiem... że chyba tak miało być. Już nie żałuję, że jestem z nim. Może los tak chciał? A może Bóg, tak chciał...


A jednak zostałam wciągnięta w kłótnie. Kłótnia była o mnie. Albo raczej o coś, co ktoś powiedział na mój temat. Zaczęło się od ostrych smsów. Nic nie pomagało, ani piękne słowa, ani przekonania, że liczę się tylko ja... że to była tylko taka gra... że krył się z tym, że czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń. Nie zwracałam na to uwagi. Uśmiechy Davida, menagera, dwóch polskich przystojniaków. Jestem uwielbiana, co mnie obchodzi jakiś dupek. Z każdą minutą byłam coraz mnie o tym przekonana. Przyszedł... mnie było stać tylko na ucieczke od spojrzeń, na cisze i nie mówienie nic. Bo bolało mnie to... bolało jak na mnie patrzył. Siedząc pomiędzy drzwiami w supermarkecie, sprzedając kalendarze i poraz setny mówiąc ludziom naco ta kasa, kto to ten w różowym na zdjęciu, zmarźnięta do szpiku kości, miałam już tylko ochotę by mnie przytulił. By mnie rozgrzał ustami i by było dobrze. Ale nie mogłam... nie potrafiłam... Hanna mnie buntowowała... nie wybaczaj, jest tak samo kłamliwy jak wszyscy. Ona syczała, się rzucała. A ja? Za miast ciepła, zamiast pocałunków i dotyku... zimnym głosem go potraktowałam. "Płać albo idź". Więc poszedł.. a mnie coś strasznie zabolało. Chciałam za nim pobiec, chciałam chwycił go za dłoń, przyciągnąć do siebie i oprzeć mu głowę na ramieniu. Pozwoliłam mu odejść. Udawałam, że nic się nie stało. Że i tak miałam z nim nie długo zerwać. Bo co tam, w ogóle mnie nie obchodzi. Bo wiesz, lecę też na Allego. A z nim jestem... bo zdecydowałam, że wolę Ruairiego. Oczy wbite w sufit, smsy... zadawany mu ból, igła za igłą. Bo jeszcze bardziej się pogrążał. "Nie daj się" i poszła... Nareszcie. Bo ona od początku nie była za tym związkiem. Brakowało mi kogoś, kto by powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wytłumaczył co się w okół mnie dzieje. Przyjaciele naskakujący na przyjaciół, a wszystkiego to ja jestem powodem. Kłamstwa... tyle kłamst, że aż serce krzyczało, przestańcie. Tyle kłamst ujrzało światło dzienne, pozwoliło by moje serce je poznało. Wszyscy kręcili, wszyscy wciskali mnie i sobie nawzajem o mnie kity. Że ja ich nie obchodze, kiedy obchodzę ich bardziej niż kto kolwiek inny. Że mnie nie chcą, bo ktoś inny powiedział, że mnie nie chce. Za dużo tego... łzy... łzy spływające po policzku porcelanowej lalki. Powinnam się śmiać głośno. W końcu to ubieranie choinki. Udawałam, że to katar, że przeziębienie. Ale nie wytrzymałam i wypłakałam się ojcu. Nie chciałam... mówiłam, że nie, że skomplikowane, że sama dam sobię radę. A może po prostu się bałam... wkońcu nie jest taki mi blisku jak matka. Ale on przytulił, pomógł... I już było lepiej... a potem nóż prosto w serce. Bo coś się stało... "jeśli chcesz, możemy przestać chodzić, możemy przestać być przyjaciółmi, możemy nawet ze sobą nie rozmawiać, jeśli tego chcesz proszę bardzo, mnie to już wisi, mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie". Nigdy tak do mnie nie mówił... nigdy nic nie było ważniejszego od... nas. I od tego co nas łączy. Nie wierzyłam, że to tak po prostu. "Coś się stało... odpocznijmy od siebie. Nie będzie mnie w szkole, biorę kilka dni wolnego. Za bardzo mi na tobie zależy byś była teraz przy mnie... mógłbym zranić cię jeszcze bardziej". Znowu łzy w oczach... co się dzieje? Do tego Hanna naskakująca na mnie... Ludzie, proszę przestańcie... Jego przyjaciel umarł. Przyjaciel ze Stanów. Wybaczyłam mu wszystko, jeszcze za nim mi o tym powiedział. Kiedy ja głupia wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam jak go dobić, on rozpaczał po śmierci przyjaciela... Głupia i pusta idiotka... Do tego Hanna... Przemawiająca za nią i Fione. Cholerne smsy... Jak to teraz to już nikt inny nie będzie ważny, tylko ja i Ruairi. Nie będzie już świata poza nami. Wszystko będziemy trzymać tylko dla siebie i już nic im nie będziemy mówić. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego powiedział tylko mnie. Dlaczego najechał na nią i powiedział jej, że po tym co się dzisiaj stało nie ma głowy na dziecinadę. Bo to była dziecinada. A ja dałam się napuścić Hannie i Fionie. Więc, po tym jak wylała z siebie wszystko co w niej siedziało od dawna, powiedziałam jej. Warto było tak na mnie najeżdzać? I na niego? Tylko po to by się dowiedzieć, że chłopak któego nawet nie zna, nie żyje? Warto było? Myślę, że nie. Ale tu nie chodziło o to, co się stało. Tu chodziło o to, że ja wiem. I że nawet gdybyśmy ze sobą nie byli on i tak by mi powiedział. Prawda jest taka... że kiedy się kogoś kocha, to się mu mówi o wszystkim. A tutaj, ta informacja była dowodem na to, że mu zależy, że jestem najważniejsza... ale w tym momencie, on musi pozostać sam. A ja nawet nie mam jak przytulić go, pocałować i powiedzieć, że jestem z nim. Bo on chce być sam... Siedząc w Latterkenny przy piwie i zapominając o wszystkim. Chciałabym być przy nim, bo wiem... teraz wiem, że ważniejszy jest od Allego i jakiekolwiek innego faceta... Bo chyba dzisiejszy dzień był mi potrzebny by zrozumieć, że w tym momencie, nie ma bliżej mi osoby tutaj. Bo on był od zawsze i na zawsze. Jak nikt inny.


A notka długa, bo ja zawsze tak piszę i proszę się nie czepiać. Nie wiem po raz który to napiszę, ale nie umiem pisać krótko i zwiąźle. A ty madelle powinnaś już o tym dobrze widzieć :]

09 grudnia 2005   Komentarze (2)

luv ya... luv ya not...

Nie prawda... nie ma czegoś takiego jak przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną. Po prostu nie ma i tyle.Koniec. Kropka. The End.


A ja, jak zawsze... nie umiejąca żyć spokojnie, nie umiejąca płynąć powoli na jeziorze, ja muszę nurtem rwącej rzeki... ja muszę namieszać. Muszę coś zrobić by zakłócić spokój, by mieć co przeżywać i czym się przejmować. Bo ja chcę chwytać życie za stopy, ale kiedy zaczynają boleć nadgarstki, kiedy pojawia się pierwszy problem, zastanawiam się, po co je łapałam? Trzeba było stać na ziemi i tylko obserwować jak leci. Peace 4eva...


Bo ja, tak jakby... chodzę z Ruairim. I to, tak jakby, był mój pomysł. Bo kiedy usłyszałam, iż Ciarin i Johnny proponowali Ruairiemu rzucić mnie dla Pauli (kiedy chodziliśmy na żarty, żeby wkurzyć Daniela), cóż.. szlak mnie trafił. Była zazdrość... bo nie chciałam by jakaś inna go miała. PIes ogrodnika? Po raz pierwszy pomyślałam, że tak nie może być... Bo on przecież coś do mnie ma... I ja chyba też? Prawda? No więc... tak jakby ze sobą jesteśmy, a ja zastanawiam się... czy to był dobry pomysł? Czy coś się zmieniło? Przyjemne uczucie kiedy wszyscy gratulują, kiedy on patrzy na ciebie w ten słodki sposób. Kiedy czeka po imprezie w szkole... Tylko, że... no właśnie. Tylko... Nie mogę się doczekać chwili sam na sam. Zobaczyć jak to jest... z nim. Z tą właściwą osobą. Którą znasz dobrze. Która nie jest wybrana na od tak, bo mam ochotę... Tylko, czy ta propozycja wczoraj nie była tak po prostu, bo mam ochotę? Porypana jestem... Gdy stoi niedaleko, mam ochotę podejść i doniego się przytulić... wsunąć dłonie do tylnych kieszeni jego jeansów, poczuć smak ust... Nie jest to pragnienie nie do opanowania, ale jest. Tylko ta jego nieśmiałość... Ta przepaść którą pomiędzy nami tworzy nieświadomie. Za dużo o sobie wiemy... za wiele nas łączy...


No i Ally... heh... Ally, Ally, Ally... On w moim koncie sali, ja pomiędzy jego nogami, bo tak cieplej, bo tak przyjemniej, bo John mnie zepchnął na Alliego, bo jego parzy kaloryfer, a moja kurtka chroni go od parzącego ciepła. Bo lubię bawić się jego włosami, bo lubię się z nim droczyć. Bo lubię słuchać jego iPoda. Bo lubię patrzeć mu w oczy. Bo jest to, czego chyba nie ma pomiędzy mną i Ruairim. A może to urok zakazanego owocu? Czegoś, co jest tak blisko,a zarazem tak daleko. Bo przytula Hanne, udaje, że nie chce mnie, a potem wyciąga ramiona ale ja już nie chcę. I takie droczenie "hate ya" a potem "i know u luv me". Wojna na ścierki, śmiech i te piękne orzechowe oczy. I wyrzuty sumienia... rpzecież jestem z Ruairim. A tak strasznie pragnę Alliego. Dlatego, że Ruairi nie siada obok mnie na lunchu (lata i wydurnia się z chłopakami). Bo to nie z nim, tylko z Paddym i Allym gadamy o tym jak to MCR ROCKS!!! Jak ich strasznie kochamy i która jest nasza ulubiona piosenka. Kiedy dźwięki gitary są jak ambrozja... Jak trudno zagrać ten kawałek... To nie z nim męczę Paddego by dał nam słuchawki, bo stęskniliśmy się za dawką MCR. Heh... nie ma go przy mnie, kiedy Paddy mówi "nigdy bym nie pomyślał, że jesteś tą z tych super rock chickk", to nie on przyznaję mu rację. Bo on jest taki nieśmiały... heh... To dopiero początek, może wpadne... może zakocham sie po uszy. Bo w końcu wybrał mnie... a nie Paule. Bo w końcu czekał na mnie... prawda? To ja.. ja jestem nieśmiała... dlatego potrzebuje kogoś kto tą nieśmiałość we mnie niszczy. Kto karze by ta prawdziwa mikia wyszła z ukrycia... Bo przy Allym nie mogę być nieśmiała... przy nim muszę być pewna siebie, bo kto inny droczyłby się z nim tak jak ja? Heh... Bo jest ich dwóch... ja jestem z jednym z nich, ale tak naprawdę, więcej czasu spędzam z Allym ( w szkole znaczy się, a ostatnio moim życiem tylko szkoła, bo często trzeba było zostawać na lekcjach). Ale to z Ruairim smsuje cały czas... Ally nigdy na smsy nie odpisuje... heh.. Czas pokaże... Prawda?


Nie płakaj... laleczko nie płakaj...


Bo ja... biegne... biegne co sił w nochach, do czegoś... wciąż, nieskończenie biegnę i szukam... tylko do końca nie wiem... czego..


Dzisiaj było grand finally naszej akcji. Pierwsze kalendarze sprzedane. Jak komp wróci od doktora to zeskanuje z kalendarza zdjęcia chłopaków :] Zobaczycie jakie piękności mam w klasie Social Outreach :P Do tego, moi drodzy, z projektem dostalismy się dalej. Jedziemy z nim do Dublina, na dwa dni. Sweet... I jedzie Ally i planujemy mieć pokoje obok siebie. Picie i imprezowanie całą noc :] Do dopiero w, podajże maju. Jedziemy też do Sligo na jeden dzionek... Dobrych kilka godzin w autobusie... Wieczór przemiły, po raz pierwszy nasza S.O. klasa była taka zgrana. Przecież z Chrisem w życiu bym nie gadała od tak... np. na temat koszuli. A tu proszę! Chciałabym, by ta noc trwała dłużej...


A co do mojego związku... dziewczyny nie są zadowolone. Obraziły się na niego (bo trochę nakłamał, ja się nie wtrącam, nie biorę stron). Hanna się już z nim pogodziła, ale cały dzień słuchałam, jaki to z niego kłamca, cham i w ogóle.. Dopiero zaczęłam z nim chodzić, a one już po nim jeżdżą :/ Fiona jest wkurwiona bo chodzi ze mną, a nie z jej najlepszą przyjaciółką. Nie przyzna się, ale ja to wiem. A Paula jest wspaniała :] trochę mnie wkurza, ale jest miła. Jak to przyjaciółka. Jego, przyjaciółka.

Co będzie to będzie...


Doll don't cry... don't cry...

08 grudnia 2005   Komentarze (5)

Would u carry me to the end?

Ramię przyjaciela, jego uśmiech, żarty. Fajnie jest mieć kogoś, którego dażysz tym dziwym uczuciem. Takim ciepłem. Jeszcze nie miłością, ale już nie obojętnością koleżeńską. Mój taki niby chłopak. Bo my, według publiki, ze sobą jesteśmy. Tak jest wygodniej. Zabawniej. Tak, możemy siedzieć obok siebie, bez głupich dogryzek. Spacerować razem podczas lunchu i nikt nic nie mówi. Wejść razem do szkoły i wszyscy tylko ciepło się uśmiechną.

I jak to jest... facetów tyle, a przyjaciółki... takiej prawdziwej, od serca... zero. Bo pod koniec dnia, tylko na Ruairim moge polegać. Nie chciałam być sama na zajęciach plastycznych, wystarczył sms i już był. Dla kobiet, zagrożeniem... dla mężczyzn fantazją. Jestem za głośna, za bardzo... dominująca. Ludzie często wolą cichszych od siebie ludzi. Ja taka nie jestem. Może dlatego, Fiona jest taka dziwna. Raz przemiła, zaraz potem gorsza niż żmija. Właśnie się dowiedziałam, że się wkurzyła na Ruairiego, że mi powiedział o NYP (taka grupa młodzieżowa). Ona mnie tam najwyraźniej nie chce... Hanne zaprosiła, ale mnie? O nie. Kiedyś tak dobrze nam się gadało... 2lata w jednej klasie, a tu proszę... jak się ode mnie odsuwa. Heh... nie rozumiem jej. To boli, wiecie? Bo w tych czasach źle jest mieć swoje zdanie. Źle jest mówić głośno co się mówi, śmiać się nie przejmując czy inni się śmieją. Nie chodząc w wielkich grupach jak owce. Źle jest być indywidualistą. W ogóle źle być mną...

Uwięziona pomiędzy Alim i Paddym. Cichy chichot, wygłupy, jak zawsze.

"Wiesz, że Domnick nadal cię kocha?"

Moje zaskoczone spojrzenie. Kocha? W ustach Paddego? Ciągle? Jak to ciągle? Bez przerwy, nieskończenie? To nie możliwe... nikt mnie nie jest wstanie kochać tak długo... w szczególności chłopak którego tak potraktowałam. Tylko... no właśnie jak?

"Nie zamyka się od 2lat. Tylko ty i ty... nie mogę uwierzyć, że ktoś potrafi tak wpaść na tak długo!".

Zagryzienie wargi, spuszczenie wzroku.

"Coś powiedziałem?"

Nie... tylko właśnie uświadomiłeś mi wszystkie nietakty z mojej strony. Wszystko co zrobiłam biednemu Dom'owi. Wtedy wydawało to się odpowiednie. Wtedy... wtedy ktoś tak ranił mnie. Przyjaźń, tak bliska, że aż przerażająca. Po raz pierwszy, wtedy, od dawna, otworzyłam się przed kimś. Otworzyłam serce i pozwoliłam komuś w nie wejść i się rozejżeć. Pozwoliłam komuś się we mnie zakochać. Ale kiedy to wymknęło się poza netową znajomość... kiedy to już nie były tylko literki, ale także spojrzenia, które mówiły wszystko. Krzyczały! Skończyłam wszystko bardzo szybko... Zapomnieć... nie dać nikomu do siebie tak blisko dojść. Bo to przerażało... Potem w moim życiu pojawił się Ruairi i on pokazał mi, że nie każdy facet odchodzi kiedy mówisz nie. Iż istnieje prawdziwa przyjaźń... Pamiętam spacer po plaży, wyznanie Doma... To pragnienie w oczach, to coś... Słowa wypływające z ust ja... przepraszam. Tak trudne do wypowiedzenia słowo. I znowu zostaliśmy kumplami, ale nigdy tak blisko. Nie było mnie dla niego, kiedy go szmaciły dziewczyny. Jestem okropna... dzisiejsza rozmowa z Domem. I ta iskierka w oczach. Iskierka nadzieji. "czy oni ze sobą są czy jak?". Fiona obruszyła ramionami "a skąd ja mam do cholery wiedzieć, z nimi do nigdy nic nie wiadomo. Raz gruchają do siebie jak gołąbeczki, a zaraz potem ta się liże z innym. Weź się ich zapytaj". Fajnie wiedzieć, że twoja kumpela ma taką opinię o tobie, co nie? W całym moim życiu całowałam się tylko... z dwoma facetami? I obu żałuje... A to, że ludzie gadają? Heh... Śmiech i rozmowa z Domem.

Bo spojrzenia mówią wszystko...

Zazdrości Ruairiemu, bo on ma to, czego on nigdy nie miał. Tylko, że to Dom odszedł... odsunał się. Zawiniłam i to mocno. Ale Ruairi mi wybaczył... dlaczego Domowi tak długo to zajęło?

"nie potrafisz go kontrolować? W końcu spędzacie ze sobą cały czas".

Wyrzuty?

Mężczyźni... wypełniają większość mojego czasu. Powinnam czuć się samotna... ale ja czuję się tylko odrzucona. PRzez kobiety..Idę... kieliszek wiśniówki czeka...

05 grudnia 2005   Komentarze (7)

People live on gossip...

Plan wymykł się trochę z pod kontroli... Miał być tylko cały dzień smsowania i flirtowania, potem sms na kilka minut przed spotkaniem "sory, ale przyjaźń jest ważniejsza". Tak miało być. Tylko wszystko przyspieszyło... wszystko jak w kotle w łychą się zakręciło, grunt z pod nóg wyskoczył a głowa przestała myśleć. Jak w telenoweli, nagły powrót przyjaciela. Uśmiech na ustach i chęć zarzuczenia mu rąk za szyję. Tylko, że nie w szkole... nie przy wszystkich. Już wystarczą szepty, już wystarczą przemykające obok każełki, starszy mi plotek moi drodzy... tylko czy naprawdę? Świecący na ręku prezent, zegarek. Tego samego wieczora wyznanie prawdy, zegarek ma braciszka... męski zegarek. Sweet? Ach jak romantycznie... Westchnienia dziewczyn, lekki rumieniec 'przestańcie!'. Wieczór przesiedziany na jego kolanach, jego ciało jak cień podąrzające za mną wszędzie. Bieg i śmiech, tak pod wiatr. Błyszcząca w świetle lapm butelka wódki. Szybki łyk... ble... demoralizacja. A więc, Ruairi wrócił ze Stanów a mnie... odbiło.

Jego ramię wokół mojej tali, bym nie spadła. Sms od Daniela "będę za 15minut, właśnie skończyłem pracę, już nie mogę się doczekać". Zdziwione spojrzenie Ruairiego kiedy zaglądał mi przez ramię. Śmiech i wyjaśnienie mu, wszystkiego, od początku do końca. Tłumaczenie, jak Hanna się czuje, nie załapywał na moim przykładzie, więc trzeba było tak prosto z mostu

Moi: Wyobraź sobie, że ze sobą chodzimy, a ja rzucam cię dla Daniela! Twojego przyjaciela! Tak się czuje Hanna
Ruairi: Ale to niemożliwe! Ty byś mnie w życiu nie rzuciła dla tej dziewczynki!
 

Ręce opadają

Moi: No to wyobraź sobie, że chodzę z tobą i rzucam cię dla Brata Pita!
Ruairi: Ale on w ogóle nie jest przystojny!
Moi: Dla Keanu Reevsa
Ruairi: Nie możliwe, mnie żadna by nie zostawiła dla niego
Moi: dla Johna Deppa!
Ruairi: to już lekka przesada, jestem przyjaciółmi z Keanu, ale Johna nie znam! Więc to odpada

teraz to już w ogóle mnie ręce odpadają. Sms do Daniela, że przepraszam... przyjaźń ważniejsza, Hanna ważniejsza... heh no i niestety jestem teraz z kimś...

Ruairi: Kim jest ten ktoś?
Moi: a na czyich kolanach siedzę?
Ruairi: aaaaa to tak, sasasasasasasa

I sms od Ruairiego, do niego. Słodka mi powiedziała co mieliście dzisiaj wieczorem robić, sory stary, że ci ukradłem dziewczynę! Jakoś tak wyszło :P Potem jeszcze kilka smsów... nie odpiswał. Myślałam, że się obraził. Lecz dzisiaj wystarczył uśmiech, miły gest z mojej strony i już się uśmiechnął. I było miło i fajnie... i tylko on wiedział o tym, że lizałam się z Ruairim (to kłamstwo). Tak... tylko, że właśnie się dowiedziałam, że prawie już wszyscy jego kumple wiedzą (Daniel się wygadał). Wiedzą iż jestem jedną z najlepszych lasek z którymi Ruairi się lizał no i że jestem na tylke pożądna, iż na samym początku nie chciałam brnąć dalej. Ale co tam, w końcu mamy cały nasz związek by posunąć się dalej! Naprawdę? Nie wiedziałam, że w ogóle ze sobą chodzimy!!! A co dopiero, że takie plany mamy! Bosh... najgorsze jest to, że wszyscy traktują to poważnie. Śmieszne jest jedno... niektórzy myśleli, że chodzę z Alim 8/ Powinnam się cieszyć, że zniszczyłam ich podejżenia? Moje życie to jedna wielka plotka...

Co do wizyty u ginekologa to była tylko pogaduszka i usg. Nie mam cysty ani nic, a więc nie jest tak źle. Tabletki przepisane. I jest dobrze :] Nie taki diabeł straszny, jak o nim mówią.

Czarnym markerem zapisuje kolejne słowa wiersza na gitarze... mojej własnej, ślicznej gitarze. Do póki Joe mi jej nie nastroi nie będę mogła na niej grać! Bo fałszuje ona tak, że mi uszy odpadają. Heh... szkoda... może mojego chłopaka poproszę by mi ją nastroił? Faceci...

Co do Arusia to wrócił... jak już pewnie pisałam. I... cóż, był uśmiech, spojrzenia. A potem była odpowiedź na pytanie jak było w polsce, odpowiedź która mnie dobiła.

"spotkałem się z rodzinką, przyjaciółmi, pobalangowałem i popiłem... no i wróciłem do swojej kobiety!"

Skąd wiedziałam, że tak będzie? Ale co tam... powiedziałam Hannie, że już nie ma szans dla mnie i dla niego... spojrzała na mnie zdziwiona "dla ciebie? od kiedy?". No tak... w końcu to Arek mnie uczył, że w końcu nie żona to co się przejmować :] Zostają z Mariem jeszcze na rok, może dłużej. W końcu znowu zgłodnieje :] Bosh... co się ze mną dzieje... Co za dużo to nie zdrowo (ta wczorajsza wódka zrobiła mi shaka w głowie).

To by było na tyle...

01 grudnia 2005   Komentarze (7)

Krwistoczerwonym markerem...

Dziwnie tak jakoś... zapracowana, zalatana... końca drogi już nie widzę. Biegam, załatwiam, drukuję, ustalam, a w przerwie... śmieję się z zachowania facetów. Lub raczej, faceta. Moje machnięcie głową, przywołanie i jego szczęśliwe podskoki, uśmiech od ucha do ucha. I jak tu ich nie traktować jak pieski, no jak?

I prośba o więcej czasu... daj mi się zastanowić. I ta presja, ta cholerna presja. Wszystkie chcą się zwalić. Taka grupowa zemsta. Nie dość, że tylko Hanna, to jeszcze Fiona, Ash i Eve. Nie no, najlepiej zaprośmy całą szkołę! Oj ludu... Plan idiotyczny... ale co ja wam poradzę, skoro ona nie słucha? I wiem doskonale jak będzie, on napisze potem czy możemy się spotkać SAMI. A wtedy ja, według tego planu oczywiście, powiem nie. No jasne! Złamię mu serce, zabawię się nim. Wyrwe, zdepcze a potem wsadzę na miejsce. Im szybko zajmie pogodzenie się. Mnie Daniel nie zapomni tego długo... Nie wiem co zrobię... ale raczej nie pójdę na ten plan. Hanna się pewnie obrazi... oj, stanie się co ma się stać.

Bardziej moi drodzy trzęsę kuperkiem (jak prezydent Kwaczyśnki, przepraszam Kaczyński), przed wizytą u ginekologa :/ Ludu... wiem, że już czas bo i z lekarzem jest trochę do omówienia, ale powiedzcie mi, kto w wieku 15lat chciałby latać przed lekarzem z pośladkami na wierzchu? I nawet nie wiem czy lekarz to facet czy baba, bo mnie mój lekarz rodzinny umawiał. Inaczej czekałabym wiele dłużej :/ Wiecie to Irlandia, tutaj lekarzy jak trufli (niewiele). No cóż, trzeba zagryść zęby i ruszać przed siebie. A to czy gębą walniesz w błoto czy nie, cóż, czas pokaże :]

Tak na zakończenie, krwistoczerwonym markerem skręślam z listy marzeń "facet który mnie pokocha". Bo niestety, kochają mnie ci, których nie kocham ja, a ja kocham tych, którzy nie kochają mnie. Następnym razem mocno się zastanowię nad treścią życzenia i jego sformułowaniem...

29 listopada 2005   Komentarze (5)

Popierdoliło mnie chyba...(przepraszam za...

W oddali leci Natasha St. Pier. Śmieję się do świata, do śpiącego słońca i czuwającego księżyca. Bo czym tu się martwić? Tym, że Hanna chcę zemsty, a mnie to wisi? I wcale nie mam ochoty zgrywać zimnej suki? Cóż... nie oczekuję, że przeczytacię notkę pod spodem. A co dopiero, że ją zrozumiecie! Normalnie i krótko pisząc, były mojej najlepszej kumpeli, podwala się do mnie. Zerwali ze sobą w zeszłą niedziele. Hanna jest przekonana, że on z nią zerwał by tylko móc startować do mnie (biorąc pod uwagę, iż podwalał się do mnie jeszcze kiedy chodzili, potrafię się z nią zgodzić). To nie ułatwia sprawy. Nie kochane, oczywiście, że się z nim nie umówię. Oczywiście, że nie będę się z nim lizać. Tylko nie widzę sensu w tym całym planie Hanny, żebym się z nim umówiła i żebyśmy się na spotkaniu pojawiły razem. Idiotyzm. Może i się speszy i ucieknie, ale potem napisze i zapyta czy nie moglibyśmy się spotkać sami. Będzie strasznie głupia sytuacjia, która i może będzie bawić Hanne, ale mnie nie. Bo ja nie lubię się bawić jak małe dzieci. Ale co ja mogę zrobić? Ona ode mnie wręcz oczekuje, że zrobię tak jak ona zaplanowała. I tak z już nie jest to sprawa pomiędzy mną i Danielem, a pomiędzy nią a nim. Again... Po co ja jej mówiłam? Trudno, nie opłakujmy śmierci kozła, za nim jeszcze wpadł pod pociąg. Ta notka tak trochę dla wyjaśnienia...

Dezintegracjo ja nigdy nie powiedziałam, że mężczyźni są skomplikowani. Tak naprawdę, to jesteście bardzo prości. Daniela ruch przejżałam, jeszcze za nim do mnie napisał. Z wielu da się czytać jak z książki... z innych, także jak z książki, ale w innym języku :] To my kobiety jesteśmy skomplikowane, szukamy czegoś czego nie ma, komplikujemy wszystko jak tylko się da.

Co do zdjęć Noela, to nie mam nowych. Są to tylko te stare, które znajdziecie gdzieś w Archiwum. Te z nagród G.A.A. Więc Paulinko kofana, jeśli go jesce nie dostałaś do chętnie prześle :] tylko upewnij się, że go jeszcze nie widziałaś. A może przez gg ci pośle? W takim lub innym razie, zgłoś się :] do okienka numer 666 :P Córy Diabła (sasasasasa, powaliło mnie).

28 listopada 2005   Komentarze (6)

zemsta...przyjaźń...czy kochanie?

Babysittowanie dwóch dzieciaków... miłe dzieci, gdyby tylko płącili więcej za babysittowanie, zastanowiłabym się nad rzuceniem pracy w hotelu (choć pewnie bym w końcu nie rzuciła). Kasa z tego marna, ale zawsze kilka groszy.

Znudzona dziewczyna siedząca na kanapie, z podwiniętymi pod siebie nogami. Znudzona wpatrująca się w ekran telewizora. W kominku trzeszczy ogień. Wstaje i sprawdza jak tam dzieci. Potem znowu, kanapa, telewizor i latanie po kanałach. Zatrzymanie się na MTV (jedyne co się dało o tej porze oglądać, wszędzie indziej same pornole, wspóczuje ludziom z bezsennością) South Park, znudzony śmiech. Lekkie ziewnięcie i co chwilę wibrująca komórka. Pierwsza... ósma... dwunasta wiadomość. Od kogo? Od byłego Hanny :/ Sama zaczęłam, chciałam go pogodzić z Hanną. Za bardzo pocieszające nie jest, że pogodził się z nią tylko ze względu na mnie. I to, że dał mi do zrozumienia, iż się we mnie bujnął. Proste pytanie "jesteś z kimś?" moje nie i czemu, "just wonderin'!". Hmmm...?! Dobra, może robi wywiad dla Ruairiego, albo jakiegoś innego gościa (jeszcze się łódziłam). Heh... potem zaczęły się podchody. Najpierw zmiana tematu, co porabiasz, słodkie słowa jak "bidulka". W końcu pytanie "podoba ci się ktoś?". Zgodnie z prawdą odp

"jest trzech. jednemu ja się nie podobam(tego do końca nie wiem, ale brzmi dobrze), drugi wie, że ojciec by go zabił gdyby do czegoś między nami doszło, bo jest ode mnie starszy, a trzeci... well, nie wiem czy on do mnie też coś".

Wiecie, to ostatnie miało tak zabrzmieć jakbym mówiła o nim, ale równie dobrze o jakimś innym. Podpytywanie się kim on jest, moje, że mu nie powiem, ale dobrze go zna (w myślach w tedy miałam Aliego). Bawiłam się jego biedną główką, zostawiając sobie furtki otwarte, tak na wszelik wypadek, gdyby mi odbiło i chcialabym się z nim umówić... Dalsze podchody i w końcu  moje "a tobie ktoś się podoba?" (kiedy już to pytanie trzeba było zadać bo aż się o nie prosił). Czasami faceci są tacy przewidywalni.

"to skomplikowane. nie wiem czy chciałaby się ze mną umówić z powodu pewnych wydarzeń"

To jeszcze o niczym nie świadczy. Ale gdy, tak dla zabawy, za namówieniami Hanny (ona o wszystkim wie, bo do niej napisałam), delikatnie go namówiłam by mi powiedział, bo może pomogę, może mu powiem czy on się jej podoba, napisał

"znasz ją bardzo dobrze. jest best friendem z dziewczyną z którą kiedyś byłem, dlatego myślę, że się ze mną nie umówi... jest w twojej klasie". Zgrywałam głupią, zgadując podawałam imiona dziewczyn z którymi on w ogóle nie gada. Zresztą, one nie są jej best friendami, ale co tam... skąd on ma to wiedzieć?

"she's from a top assembly", nie no, kto to mógłby być? Skoro z naszej klasy siedzimy tam tylko ja, Hanna i Fiona. Dalej zgrywałam idiotkę, a całe te smsowanie przypominało mi mój i Hanny chichot kiedy cholernie podobne smsy, dostawała ona. Jej "myślę, że masz ochotę się z nim lizać". Skąd ona może to wiedzieć? Ona zgrywała tą co to ją nie obchodzi, ja tą co w ogóle nawet nie dopuszcza takiej myśli. Na koniec przyznałyśmy się obie przed sobą... jak jest naprawdę. Ona już go nie kocha, ale to lekko boli. Ja... no właśnie? Czy mam ochotę się z nim zabawić? Bo o związku nie myślę. Nie z nim. Hanna chce zemsty. Żebym się z nim umówiła, a potem na spotkanie poszłybyśmy razem. Od tak, by zobaczyć jak zareaguje. Jego była i jego nowa, jej przyjaciółka. A ja? Plan był taki, by się nim zabawić a gdy w końcu zapyta czy go nie shiftnę, powiedzieć "sorry, ale nie, przyjaźń jest ważniejsza od faceta". Sms, jeśli będzie tak jak z Hanną (jak narazie jest tak samo w 100%) przyjdzie dzisiaj wieczorem. Co odpowiem? Co zrobię... Bo gdy przypominam sobie ten wykład i jego dłoń na kolanie... mam ochotę. Tak raz. Tylko, że to by było chamskie w stosunku do... no właśnie, tu wchodzi Ruairi. Bosh, jaki ten świat jest porypany. Danielem mogłabym się zabawić, bo kumplowałam się z nim tylko ze względu na Hannę. Z Ruairim nie potrafiłabym się tak po prostu lizać, a potem zapomnieć. Bo jego uczucie znaczy dla mnie wiele, Daniela tyle co... ziarenko piasku. A to przyjaciele. Więc Ruairi się dowie, a potem będzie ból i zastanawianie się "dlaczego wolała jego ode mnie?". :/ Hanna jest za lizaniem z Danielem, a potem porzuceniem, albo umówieniem i szokiem.

A mnie tak szczerze to wszystko wisi. I ani już nie chce się mścić (zemsta), ani z nim lizać(kochanie), a jeśli nie zrobię żadną z tym rzeczy, ucierpi moja przyjaźń. Hanna zrozumie jeśli zaszaleję z Danielem, ale czy Daniel zrozumie, dlaczego daje mu kosza? Nie sądzę by był taki mądry jak Ruairi. Bosh, faceci...

Popierdoliłam trochę i nie oczekuję, że zrozumiecie. Bo moje życie jest porypane. Dlaczego to nie Ali do mnie tak pisze? Nie, tylko były Hanny który się do mnie przystawiał jeszcze kiedy byli razem.

27 listopada 2005   Komentarze (1)

Przed Wami Future Mrs. President (w końcu...

Trochę za długi język i modlitwy do Boga, by się po szkole nie rozniosło co ja dzisiaj wygadywałam. Po co ja mówiłam Char jak Adam przeżył ich rozstanie? Chciałam by się poczuła winna, ale w cholere... nbie trzeba było jej tylko powiedzieć, że nie spał całą noc, a nie że ryczał :/ Ale co tam. Heh...


 

Debata na temat ASBO (takie prawo w Anglii które mają wprowadzić w Irlandii) zoorganizowany przez Rząd Młodzieżowy. Tak tak, zastanawiam się nad startowaniem do samorządu szkolnego, a potem do Rządu Młodzieżowego. Ale do takiego wnisoku doszłam dopiero dzisiaj. Podejrzewałam, że może być nudno. Co tam, z Char nie da się nudzić :] W autobusie pogadałyśmy sobie z nią i z Charlotte od serca. Przemiła godzina rozmowy :] Miało być nudno? Podsumówując impreze to tak,


 

*Charlotte zniknęła z przystojnym gościem (z odstającymi uszami) i całowali się, wszystko dzięki mnie, bo zobaczyłam to uczucie pomiędzy nimi i ich zeswatałam. Możliwe, że właśnie znalazłam jej faceta z którym będzie przez kilka następnych lat, a jeśli nie lat, to miesięcy. Gościu był mi cholernie wdzięczny :] Gdybym nie wiedziała, że on na nią leci, pomyślałabym, że to nie wdzięczność tylko pociąg fizyczny :P


 

*Zostałam poderwana przez murzynka który nadal ma akcencik Amerykański. Nie w moim typie (z urody), pewnie dlatego, nie działały na mnie jego zaloty. Bo cholernik niezły był. Chciałabym być taka odważna jak on. A fakt, że przez 15minut siedziałam z nimi przy stoliku, pod pretekstem ułożenia przemowy (to potem) z Mary, dziewczyną z ich szkoły, a tak naprawdę by się upewnić czy Thomas leci na Charlotte; ten owy fakt, dodał mu jeszcze więcej odwagi. Charmain była pod takim wrażeniem, iż powiedziała, że na moim miejscu wepchnęła by mu język w usta :P a ona zawszze strasznie wybredza :P Cóż, jeśli mówimy o facetach, to mnie serce skardł pewien nieświadomy tego chłopak. Facet o długich buntowniczych włosach zakrywających mu śliczne oczy. Szalik na szyi i sposób z jakim mówił... Nie rozumiałam co mi się w nim podoba. Ani chamski przystojniak, ani flirciarz, w ogóle, nic na co lecę. Lecz kiedy wstał zrozumiałam, to takiego faceta szukam. Z tylnej kieszeni jego luźnych jeansów wiszących mu na pół dupkach, była wsadzona książka... Ach... Mądry, oczytany i... przystojny. Taki idealny materiał na faceta. Niestety nie miałam okazji pogadać z nim na inny temat niż ASBO bo biedny poszedł się napić herbaty i ogrzać przy kominku. Podczas ostatniej akcji, Ratuj dzieci w Afryce, w deszczu zbierali pieniądze :/ wiem od jego kumpeli. Biedny był blady jak ściana i trząsł się jakby stał w zamrażarce :P Może gdybym była w Samorządzie Młodzieżowym (czy jak to się zwie w Polsce?) poznam kilku takich... najlepiej jego :]


 

*Pod koniec dnia skończyłam na scenie, z mikrofonami przedemną, dzbankiem z wodą i notatkami pisanymi przez przeróżne osoby. Wraz z 4osobami musiałam udowodnić dlaczego wprowadzenia ASBO (głupiego prawa) jest idiotycznym pomysłem. PRzeciwko sobie mieliśmy inną 4która musiała ludziom, jak i nam, udowodnić dlaczego to jest dobry pomysł. Po co się pchałam? Nie wiem, ale w momencie kiedy moja grupa miała wybrać jedną osobę, poczułam, że w cholere, nadaję się do tego idealnie! Byłam na tyle o tym przekonana, że przekonałam moją grupę. W cholere, ja byłam taka pewna siebie, że się w ogóle nie bałam! Nie mogłam się doczekać, aż będzie moja kolej. Tylko, że w momencie kiedy wstałam i spojrzałam na ludzi przedemną... nie wiedziałam co powiedzieć. Czytałam notatki ale język mi się plątał, i trzęsłam się straszniście. No dobra, jako jedyna wywołałam oklaski po pierwszych kilku zdaniach i okrzyki które wzniósł Thomas z kumplami (Charlotte podziękowała mu za mnie :P). Muszę popracować nad panowaniem nad nerwami. Fcuk... wypadłam chyba najgorzej ze wszystkich. CHOLERNE NERWY! ALe i tak, warto było. Mam zamiar namówić babę by nas zabrała do Derry na kolejną debatę. Może spotkam Idealny Materiał na Faceta? Charlotte swojego księcia. Może znowu dojdzie do debaty i znowu siąde na scenie... Trzeba ćwiczyć :P I może zrobiłam z siebie idotkę, ale miło być poklepaną przez Thomasa, usłyszeć słowa uznania od Murzynka który przemawiał przeciwko moim wierzeniom iż ASBO to kompletna głupota. Gratulacje kilku innych osób z mojej grupy... Warto było jechać :] A miało być tak straaaaaaaasznie nudno :P


 

A piesio wabi się Florek :]

24 listopada 2005   Komentarze (6)
< 1 2 ... 28 29 30 31 32 ... 58 59 >
Czarna-roza | Blogi