tam gdzie ja.. niestety jeszce nie ty..
Egzaminy zakończone, poszło dobrze lub nijako, ale poszło.. Jeszcze 10minut temu skakałam do góry, szalałam i w ogóle było piknie.. Teraz się dowiedziałam, że nie ma sensu żebym jechała do niego w czwartek.. Dopiero w piątek. Niby nic takiego, tylko jeden dzień.. Ale to jeden dzień krócej z nim, sam na sam. Jeden dzień dłużej do naszego spotkania.. Nie jego wina, egzamin kończy się późno, a potem ma wizyte u lekarza. Lepiej żeby poszedł do lekarza w Dublinie niż tutaj. Sama go namawiałam, sama groziłam kopnięciem w dupe jak go zobaczę. Tylko... smutno mi. Bo w czwartkową nocą bedę spała sama. Nie będzie jego ramion w okół mnie, nie będzie pocałunków na dobranoc. A w piątek też, tłuczenie się autobusem pół dnia. Nie będzie wspólnego śniadania, leżenia w łóżku do późna. Wkurzona jest, bo będę marnować godziny które mogłabym spędzić, z nim tłucząc się w autbusie. Dlatego miałam jechać w czwartek. Kiedy on będzie pisał egzaminy, ja bym się tłukła w tym nędznym autobusie, spotkała z nim po. No ale cóż bywa... zdrowie najpierw.
Niezmienia to faktu, że jest mi smutno..
Pan Florysłam jak zawsze kiedy jest mi smutno zaczyna na mnie skakać, warczeć i prosić się o zabawę. A jak widzi, że płaczę to atakuję mnie swoim śmiesznym jęzorem i zlizuje łzy... Kofane to zwierze.