Ogólnie było genialnie. Pewne dwie osoby, o których zaraz wspomnę, doprowadziły mnie do szału i do bardzo nie miłej atmosfery pomiędzy mną, a Markiem podczas drogi do klubu po imprezie w pubie.
Zacznijmy od początku. Pojawiliśmy się na imprezie o 8, tam nikogo, tylko ja, Mark, Ash i Paul, młodszy brat Marka. Dzwonię to Trici, naszej Party Girl, ona się nie pojawi do 9.20. Takie modne spóźnienie (nie pytajcie xD). Wszyscy wiedzieli, oprócz mnie, która się od świata lekko odcieła :P No to rzucam hasło, idziem do mnie, bo chałupa wolna. Pojechaliśmy do mnie. Paul zachowywał się jak dzikus. Starałam się jakoś rozluźnić atmofere, z Markiem żadnych za rączke, łapek na kolanku nic. Z Ash gadałyśmy o butach i różnych babskich pierdołach, Mark z Paulem od czasu do czasu skomentowali teledysk na Kerrang, ale Mark walczył z moim psem (uwielbiają się) więc nie za bardzo miał czas gadać. Zresztą Paul też nie chciał. Ludzie, starałam się, byłam miła, byłam gościnna, naprawde nic mi nie można zarzucić. Potem na imprezie dowiedziałam się, że umnie w domu był z nami sam. My robiliśmy wszystko by się źle czuł i w ogóle, STRASZNA JESTEM. Do tego dowiedziałam się o kłamstwach które opowiadał pod czas wakacji. Zraniło mnie to bardzo, bo starałam się, by właśnie go nie zranić. Z Markiem zawsze się spotykaliśmy, kiedy Paula już nie było w mieście. A on wszystkim powiedział, że po tym jak mi Paul dał któregoś z koleji kosza, chwyciłam Marka i zaczęliśmy się przy nim obmacywać. Teraz się nie dziwie, dlaczego nie którzy ludzie mieli mnie za suke... heh...
W połowie imprezy Mark mi zniknął. Wyszłam na zewnątrz, stał tam i patrzył na księżyc. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało, wtedy zauważyłam obok Jasona. Wtedy się wszystko kompletnie zjebało. Jason robił wszysto bym poczuła się strasznie. Wróciłam do środka, bo było mi zimno, a Mark gadał z kumplami. Potem wrócił, ale Jason go zaciągnał do baru. Tam spędził reszte imprezy w pubie. Wkurwiłam się, bo kiedy podeszłam, objęłam go od tyłu i poprosiłam by mi kupił drinka, odpowiedział tak nijako. Tak zimno. Tak... Heh... Nijak Nie dam się tak traktować. Odeszłam, bawiłam się z dziewczynami. Potem wszyscy wsiedli w wynajęty autokar i pojechali na impreze. Ja jechałam z Markiem. Nie miałam wyboru musiałam do nich podejść. Nie byłam wstanie wytrzymać napięcia, tego zimna i tego obrzydzenia które czułam od Jasona. Odeszłam i schowałam się w łazience, wpatrując w lustro, poprawiając makijaż i zastanawiając się czy ja naprawdę jestem taka straszna...? Tricia wpadła za mną i zapytała czy chcę z nimi jechać autobusem. Odmówiłam, choć w tamtym momencie tylko tego chciałam. Trzeba być silną. Wróciłam, zapytałam czy idziemy. Poszliśmy... Dał mi butelke WKD do ręki. Nie odzywałam się, chciałam by wiedział, że jestem wkurzona. Skapnął się po jakimś czasie. Najpierw myślał, że się źle czuje, bo ja zawsze nadaje jak radio. Byłam zimna... nie starałam się go zrozumieć. Nagle uświadomiłam sobie, że to jego najlepszy przyjaciel. Że oboje, nie tylko Jason, non stop stawiamy go w niezręcznej sytuacji. Nie odzywał się do żadnego znas kiedy tak staliśmy, bo to by oznaczało wybór. On nie potrafi wybrać. Z jednej strony przyjaciel od urodzenia, z drugiej ukochana dziewczyna. Powiedziałam mu o tym jak Paul o nas gadał. Wszystkim się już rzygać chciało kiedy otwierał usta. Bo tylko Michaela i Mark to, tamto. Wkurwił się. Mam nadzieję, że się nie pokłócą. Prosiłam by nic nie robił... Heh... dlaczego ani Jason ani Paul nie mogą mi wybaczyć? I do jasnej cholery CZEGO?!?!?!?!?!!?!?!?!?!?!!?!?!?!??!?!?!
Nie zrozumcie mnie źle, nie było tak źle. Mark szybko poprawił mi humor. Gdy tylko weszliśmy do klubu zaczęło się szaleństwo. Tricia dostała kilka butelek szampana od właściciela klubu. Oblaliśmy ochronę (Tricia pracuje w tym klubie więc ich zna xD). Potem szaleliśmy na parkiecie. Kilka drinków, jego dłoń na moim kolanie. Usiedliśmy w kącie, nie mogłam się opanować, musiałam go pocałować. Zresztą Paula nigdzie nie było. A nawet jeśli, do jasnej cholery, nie mam prawa pocałować mojego faceta? Z dala od wszystkich?! Wyszliśmy wcześniej, wszyscy i tak byli już kompletnie zalani. Pojechaliśmy nad jezioro. I było kocham cię... tak słodko wyszeptane do ucha. Jego pierwsze kocham, nie wykrzyczane w kłótni, nie przez telefon, w smsie. Wyszeptane delikatnie do ucha.
Z dziewczynami było czyste szaleństwo. Parkiet był nasz. Piosenki naszego wyboru. Don't ya Pussy Cat Dolls, ja z Nonie tańczące ze sobą, kusząco co chwile patrząc w strochę naszych facetów. Kiedy usłyszałam pierwsze słowa Promiscuous girl Nelly Furtado, spojrzałam na Marka i mrugnęłam. Nie odrywał ode mnie wzroku, po chwili był przy mnie. Chory czy nie chory, nie mógł się opanować. Och, ech i ach... Byliśmy parą wieczoru.
Jeszcze jedno, STRASZNA zazdrośnica ze mnie. W szczególności po kilku drinkach. Gdy tylko widziałam, że gadał z jakimiś dziewczynami których nie znałam i że były ZA miłe, podchodziłam i lekko się do niego przytulałam. Zajęty. Może i za bardzo zazdrosna, ale w ten sposób pozbyłam się pijanej panienki, która się do niego podwalała. Jej tekst
"Acha..to twoja dziewczyna jest TUTAJ..."
Mało mnie nie powalił. Śmiać mi się chciało jak cholera. Tak jest więc czas podwalania się skończył.
Nie dałam jej satyfakcji, gadałam z moimi kumpelami, ale wyraźnie dałam jej do zrozumienia, że albo zaraz się pożegna, albo sama ją pożegnam.
A tak ogólnie, to pomimo kilku niemiłych incydentów, było świetnie. Będzie mnóstwo genialnych zdjęć kiedy Mark ściągnie je na laptopa.