spadam...
Pogubiłam się, ale chyba powoli się odnajduję... Będąc z Markiem, było mi dobrze. Nie myślałam o Lee. Liczył się tylko on. Nawet fakt, że jego młodszy brat Paul, a mój bliski kumpel, się do mnie nie odzywa, nic nie zmienił. Paul próbował nas skłócić. Powiedział mi, że Mark ma dziewczynę, że mnie wykorzystuje. Nie pasowały mi te kawałki układanki. Gdyby tak było, w sobotni wieczór nie wyszedł by za mną w pubie. Nie objął w deszczu i nie powiedział, że przeprasza. NIe zaczął się tłumaczyć, choć wcale nie musiał. Bo to ja byłam pijana i czepiałam się głupot. Nie całował by przy wszystkich, stojąc na głównej ulicy. Pisał słodkie smsy następnego ranka. Wszyscy przecież o nas wiedzą... Miałam ochotę rzucić Lee w cholere i znowu spotkać się z Markiem. Cieszę się, że tego nie zrobiłam. Bo...
... wieczór z Lee, był wspaniały. To nie tylko pożadanie, zaczynam coś do niego czuć. Ale się boję. Nie chcę się znowu sparzyć... nie chcę związku. Chcę wolności. Móc mieć możliwość ucieczki. Zastanawiam się, czy Mark nie jest typem ucieczki... Od uczuć, zobowiązania...
Jednak nie mogę przestać myśleć o wczorajszym wieczorze z Lee. Tak dobrze mi nie było od kąd Ois mnie zostawił... Przy nim, nie muszę nie myśleć. Rozmawiamy o Oisinie... o tym co było. Za nim zaczęłam z nim chodzić, Ois zapytał się Lee, czy on też zaczyna coś do mnie czuć. Lee go okłamał... powiedział mu, że nie jestem w jego typie. Kiedy oboje wiemy, że było zupełnie inaczej... Więc coś do mnie ma już od dawna... bardzo dawna...
Nie wiem moje drogie... Możliwe, że skończę ten rozmans z Markiem. Nie trzyma się kupy, a jednak nas do siebie ciągnie. Nie wiem... Nie czuję do niego, tego co do Lee... ale zostawić go też nie potrafię. Zobaczymy...
Przypływ zazdrości... Idziemy z Lee objęci. Jego usta szepczące mi do ucha, że jestem jak ten motyl, którego wyczarowałam (zabawa wyobraźnią). Uśmiecham się lekko, macham do ludzisk z mojego roku. Nagle ktoś odrygwa go ode mnie, rzuca mu się na szyję. Myślę sobie, jakaś jego znajoma... Gówno, to Aisley. Moja "kumpela". Myślałam, że ją znam... mogę jej ufać. Ostatnie dwa dni udowodniły mi, że to zdradliwa żmija. Ta na nim wisi, on ją lekko obejmuje. Szepcze mu coś do ucha. Po alkoholu łatwo mnie szlak trafia.
"Ryan, przytulisz mnie?"
"z przyjemnością :D poczekaj, loda skoń..."
Lód poszedł na bok. I tak nie był jego :P Objął mnie mocno. We wtorek wieczorem byliśmy razem, acha! nadal mnie chciał.
"cudownie przytulasz..."
Objął jeszcze mocniej. Spojrzałam na Lee, Aisley dalej na nim wisiała, śmieli się z czegoś. Nie odepchnął jej... Tak się wkurzyłam, że już na nich nie patrzyłam...
"you'r bloody georgous..." Wtuliłam się w niego... Tak łatwo by było go tak po prostu pocałować, odegrać się na Aisley i na Lee. Aisley ma coś do Ryana od wieków, on jej już nie chce. Tricia, moja kumpela, tylko na mnie spojrzała. Miała rację, nei warto. Odciągnęła mnie na bok, byłam w strasznym stanie. Aisley już wcześniej zaczęła zarywać do Conora, wiedząc, że nas do siebie ciągnie... że wystarczy, że pogadamy i sobie wyjaśnimy kilka spraw... I co? Pierwsze co widzę, to na nim wisi :/ Teraz na Lee... Zazdrosna s... A Lee co? Jak Conor... nic...
"jemu się to nie podoba, przecież widzisz. Daj mu szanse ją odgonić, poczekaj chwilę."
On tylko na mnie spojrzał, od razu się skapnął. Mocno ją od siebie odsunął, myślała, że się z nią drażni. Podszedł do mnie i mnie przytulił.
"Przecież wiesz, że bym ci tego nie zrobił. Że liczysz się tylko ty..."
"Wiem..."
"Nie ufasz mi?"
"Ufam... ale jej już nie."
Pożegnałam się z wszystkimi i odciągnęłam go od zagrożenia.
"Jeśli kiedykolwiek się do niej zbliżysz z nami koniec. Możesz z każdą inną, nie jesteś w końcu cały mój. Ale jej ci nigdy nie wybaczę..."
"Ona to nie ty... To tylko szkodka, nie przepiękna i wspaniała Polka".
Długi pocałunek... Powoli wpadam znowu w ten sam dół... Ale wiem, że tego co czułam do Oisina, do niego jeszcze długo nie będę czuć... ale może kiedyś?
I przyżekam, jeśli ona się jeszcze raz do niego zbliży, wydrapię jej oczy..