hands open...
Chyba się odnalazłam... Nie rozumiem tego, ale wydaję mi się, że Lee to ten... Nie, nie chodzi mi o TEGO, tego na zawsze, księcia z bajki. Nie... myślę, że to ten na teraz. Z Oisinem do siebie nie pasowaliśmy, dopiero teraz to widzę. Wczoraj kiedy weszliśmy do pokoju Lee, zapalił światło, lekko zdenerwowany spojrzał na mnie. Zaproponowałam by włączył jedną ze swoich wielu płyt. Tak... wyrwał mnie na płyty. TAk mnie zaciągnął do swojego pokoju. Choć oboje wiedzieliśmy, że skońćzy się na czymś więcej. Uśmiechnęłam się do niego i zgasiłam światło.
Dziwne bedzie to co teraz powiem... Ale z Oisinem nigdy nie było mi tak dobrze, jak z Lee. Była pomiędzy nami jakaś blokada. On nie potrafił czytać języka mojego ciała, nie rozumieliśmy się bez słów. Myśleliśmy, że to może przyjdzie z czasem. Lee widzi, że ja mówię całą sobą, potrafi rozczytać ukryte słowa nawet w lekkim odgarnięciu włosów. Dziwne, jak dobrze mnie rozumie. I prawie to zrobiliśmy. Ale nie... zatrzymaliśmy się. Tak po prostu. Nie było mowy o posunięci się dalej. Moglibyśmy, oj jak łatwo by mu było mnie rozdziewiczyć. Miał mnie tuż przy sobie. A jednak... położył się tylko obok i pocałował mnie w czubek głowy. Nic nie mówiliśmy. A potem zaczął mi śpiewać, gładząc mnie po włosach. Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na ziemi. Oboje byliśmy na to gotowi, ale to nie ten moment. Za krótko ze sobą jesteśmy. I śmieszne, nie muszę mu nawet o tym mówić. Ois na każdym kroku mi pokazywał, żę ON już jest gotowy. Kiedy mu powiedziałam, żę też jestem, przestraszył się. Wcale nie był... Za to my z Lee... bierzemy wszystko na powoli. Nie ma po co się spieszyć.
"Pamiętaj... ja zawsze tu będę."
Te kilka słów i tamto spojrzenie... Tym razem będzie inaczej, lepiej... Jestem mądrzejsza i jestem z kimś dojrzalszym. Teraz już będzie dobrze...