Wyjazd się udał. Można by powiedzieć, że nawet bardzo, czego nie spodziewalibyście się ode mnie usłyszeć po wycieczce, która tak na prawdę nie miała celu. Oficjalnie, był to wyjazd do Dublina na Social Outritch(nie mam zielonego pojęcia jak to się pisze, a nie chce mi się iść na dół po ulotke) i na zakupy. Miało jeszcze być kino, ale wyszło, że nie będzie na kino czasu. Dobra, 3godziny zakupów brzmią ekstra, co nie? 3godziny w jednym z największych centrów handlowych, no kochani, przyznajcie, warto jest siedzieć 10godzin w autobusie na takie zakupy. Tak... ale tak dobrze nie ma, moi drodzy. O nie. Znieśliśmy 5godzin w autobusie (bardzo wygodnym i luksusowym), znieśliśmy tą cholerną godzinę w jakiejś dziurze, gdzie mieliśmy zjeść po 2godzinach jazdy. Znieśliśmy 2godziny na tym Social cos tam, obejrzeliśmy wszystkie projekty, nabraliśmy darmowych długopisów, broszek, breloczków, oczywiście najpierw dobrowolnie, wypełniając kupe ankiet, quizów i przeróżnych cudaniewidów. Dobrowolnie. Bo wszystkie stoiska z projektami, obskoczyliśmy w 15minut. Przynajmniej ja z moimi kumpelkami. Chłopaki to od razu poszli do sali gier. Potem ruszyliśmy na płatne pamiątki. Zdobyłam oryginalną bransoletkę "Keep Our Word Make Poverty History", tą samą bransoletkę, którą noszą aktorzy i inne gwiazdy. Niewinna, bransoletka z materiału, biała z czarnymi napisami. Wszyscy na nią patrząc, się śmiali, bo teraz jest akcja z tymi bransoletkami. Ale te, co są niby oryginalne, są gumowe i w przeróżnych kolorach, biało-czarna na rasim, czerwona na raka, żółta na Zły Dotyk itd. Mam ich pełno, ale wczoraj na stoisku Organizacji przeciw Biedzie, wrzuciłam Euro do skarbonki i wzięłam jedną, która wyglądała najbiedniej z nich wszystkich. Nie ważne były te pamiątki, ważne były datki. Dlatego z całego autobusu miałam najwięcej długopisów, ołówków i Bóg wie czego jeszcze. I chłopaki mi zazdrościli, bransoletki znaczy się. Dziewczyny którym powiedziałam o bransoletce, były dumne. Daira też, bo razem kupowaliśmy. Widzieliście tą reklamę? Gearge Clooney stoi, bez makijażu, w białym t'shircie, tak jakby dopiero, co z łóżka wstał. I co sekundę pstrykają. Caterina Zeta Johnes też chyba bierze w tej kampanii udział. Tutaj jest szał z tymi bransoletkami, ruszyły nawet podróbki, z różnymi głupimi hasłami. Ja kupuje tylko te, które naprawdę idą na dane cele.
Wracając do tematu. Na wycieczkę pojechało 49osób z mojego roku. Myślałam, że będzie tak jak zawsze podczas takich wycieczek, zaraz się rok rozejdzie i jakbyśmy się nie znali. Ale grupki ludzi, jak by się nie starały, ciągle na siebie wpadały. Wśród 1800 osób, szukaliśmy siebie podświadomie. Jednak powstała już między nami taka więź. Zdziwiłam się, kiedy Daira, Sean, Chris, O'Dea i jeszcze kilku chłopaków, gdy nas zobaczyli, pognali w naszą stronę. "Mamy szczoteczki i..." "... i się kurwa zgubiliśmy". Ach ci faceci... Nabrali darmowych szczoteczek do zębów, wsadzili do gęby i udawali, że non stop je myją. Tak samo podczas zatrzymania się na jedzenie w tej dziurze. Restauracji z szybkim jedzeniem 6, a my wszyscy jakimś cudem wylądowaliśmy w tej samej. Jak przestraszone dzieci, trzymaliśmy się razem. W tej najdalej od autobusu. I jak każda grupa się cieszyła, kiedy wchodziła. "O! Wy tutaj jesteście!". Doszłam do wniosku, że chodź, na co dzień próbujemy udawać, że nie jesteśmy zgrani, że nie ma jakiejś więzi, to po tym wyjeździe wszyscy już wiemy, że jest.
Zakupy trwały tylko godzinę, chłopaki się cieszyli, bo przez całą drogę się pytali "co my tam będziemy tyle czasu robić?". A Sweaty Betty przed wysiadką powiedziała, że mamy tylko godzinę. Krzyków nie było końca, jak to? Miały być 3. Ona się złowieszczo uśmiechnęła "i wy mi uwierzyliście?". O ja cie... Godzina! Toż to nic! Więc wróciłam z 3parami kolczyków (jak zawsze, to już 6para w tym miesiacu) płytą Stereophonics, Dvd Marzyciel i różnymi innymi duperelami. Wogóle, my dziewczyny, mało kupiłyśmy. Za to chłopaki... kochani, po 3-4torby każdy. I do tego się spóźnili. Oni właśnie mówili, że godzina to aż za dużo. Rozumiem, że jak się chodzi na zakupy raz na rok, to taki jest wynik, ale naprawdę... My przy nich to żadne shopoholiczki nie jesteśmy. Chodź... te 5dych znowu gdzieś poszło. Żeby wydać 140euro wciągu miesiąca... i ja nawet nie wiem na co! (Para butów, kilka bluzek... kolczyki, płytki... norma). Chris kupił sobie zieloną bluzkę, którą Cat jak zobaczyła w autobusie, to go wyśmiała głośno. Bluzka ładna, muszę przyznać, chodź się z niego śmieje, to on umie się ubrać. Bluzka typowo w jego stylu i jeszcze pewnego pana... no ale w końcu to kuzyni. Golfowy kołnieżyk, styl jakby się wybierał na jedną 18dołkową rundkę, ale na plecach sexowna kobietka, w samej bieliźnie i napisy. Fajna... ale ta babka rozśmieszyła Cat do łez, potem była szarpanina i... kochankowie porwali tą bluzkę. Aż mi sie go szkoda zrobiło. Na prawdę... ja jednak mam serce! Nie umiem patrzeć na przygnębionego faceta. Co innego łamać im serca, odchodzić i nigdy nie patrzeć na siebie. A co innego patrzeć się na Chrisa (moje siedzenie było przodem do Fiony, a tyłem do jazdy, a on siedział za nią) który jest troche... zdołowany. Bluzka poszła do kosza. Cat chciała mu zwrócić pieniądze, ale co tam. On ją kocha.
Więc jak widzicie, 5godzin w jedną, 5godzin w drugą. Więc wyczieka była bardziej autobusowa. Nawet kiedy łaziliśmy po sklepach, albo jedliśmy w restauracji, lub w drodze powrotnej łaziliśmy przez 30minut po sklepie z Dvd i cd, to wszyscy gadali o tym co będziemy robić kiedy wrócimy do autobusu i wróciliśmy przed czasem. Jednak najlepszy ubaw j był w autobusie. Wspólne podpisywanie książek o projektach w tym roku, które myśleliśmy, że są dla nas i je do domu bierzemy i je po podpisywaliśmy... eee... nie za mądre to było. Na każdym napisałam "Mummy woz ere luv in Daddy" tak dla jaj. Pomyślałam, przecież to tylko moje kumpele będą widzieć. A one... podczas wędrówki po autobusie, zostały przechwycone przez nauczycielkę i nam brutalnie odebrane. Niby Chris to widział, ale ten to pewnie już zapomniał. Ale kiedy Noel to w szkole przechwyci... cóż. Śmieszne to było, ale on będzie myślał, że ja na serio cos do niego. A to kawał był! Sarkazm!
Chłopaki grali w butelkę, sami ze sobą. Cat nią kręciła. Próbowaliśmy oglądać "Man on Fire" z Danzelem Washingtonem, ale trzeba było się od czasu do czasu odciągnąc od telewizora i na nich spojrzeć. Bo jak można by było ominąć historyczny moment! Sean z Paulem de Yankiem jedli pringelsa. Jednego. Tak tak kochani. I w tym momencie nagle rzuciło autobusem, Paul poleciał na Seana i... hehe, nie chcieli się przyznać, ale moim zdaniem nie tylko cały Pringels powędrował do Seana usteczek. Myślałam, że się poszczam. Potem butelka zatrzymała się na mnie (Cat ją zatrzymała ręką, i pokazywała na 10osób, ale wiecie, cała Cat). Chris się do mnie drze "O'Dea potrzebuje twojej pomocy, coś mu utknęło między migdałkami" i do mnie mrugnął. Cat dała mu po łbie "ty byś sam chciał" i do mnie "ty i O'Dea bo już nudno jak tak sami faceci" to ja do niej "ty i Walsh". Ona, "kurwiki" w oczach. Udało mi się! Udało mi się ją speszyć! No ale zaraz Daira odciągnął uwagę, udając, że się z Paulem de Yankiem bzykają (siedzieli obok siebie) i tylko było widać jak nogi latają, krzyki były na cały autobus (szybciej! oooo aaaaa). A ja wróciłam do oglądania. Pękła bariera pomiędzy mną i Chrisem. Nareszcie, bo już mnei to męczyło, teraz możemy pogadać na luzie. A stało się to wypadkiem, o którym nie warto pisać. I tak się już rozpisałam. Całuje was wszystkich, =*