• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Good Girls Don't

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 31 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Siostrzane dusze
    • Among the dead
    • calaja
    • InnaM
    • karotka
    • Lupus
    • Malena
    • Myje Gary
    • Rybniczanka
    • serducho
    • verqa
    • xyz

Archiwum

  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Maj 2009
  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004

Najnowsze wpisy, strona 46


< 1 2 ... 45 46 47 48 49 ... 58 59 >

even in my dreams... we play, we scream,...

Zmieniając temat i odciągając was od tych smutnych myśli, miałam cholernie ciekawy sen. Spodziewałam się, że tak jak w piątkową noc, będzie mi się śnił Papież, lub coś związanego z jego śmiercią. Było zupełnie inaczej i to chyba dobrze, bo 48godzin myślenia o tym samym bym chyba nie wytrzymała.

A więć, moi drodzy, śnił mi się Noel. Zaskoczeni? Nie tylko on, ale to jest część którą najbardziej pamiętam i która najbardziej trzyma się kupy. Do tego ten sen był taki... realny? On był nim, czyli nie stworzonym przez wyobraźnie ideał który tylko posiada jego ciało w moich snach.

Byłam z kumpelami w jakimś sklepie. Nie wiem kim te dziewczyny były, ale bliskie mi były jak przyjaciółki. I jedna z nich do mnie mówi "a ty z Noelem chodzisz?" ja odpowiedziałam "Coś ty! Ja tego dupka nie kocham!". Stoimy nie daleko otwartych drzwi i po tym jak ja wymawiam owe zdanie, słychać gwizdy i zawiedzone wycie chłopaków. Oczywiste jest, że stoją tam chłopaki z Brutenportu i stoi tam Noel, a dziewczyny najnormalniej w świecie mnie podpuściły. On stoi w drzwiach, z tego jego słynnym spojrzeniem którego nigdy nie potrawię odczytać. Żal? Ból? Pogarda? A może wręcz przeciwnie, miłość? Patrzy na mnie i mówi "już mnei nie kochasz?" Wszyscy jego kumple się śmieją, ale on jeden nie. Ja nic nie mówię, patrzę na niego, tak jak zawsze, czyli, żę na nic nie dam się nabrać. "Nie kochasz mnie?" potem ja coś mówię. Trafia go to prosto w serce. "Wiesz co, suka jesteś", wszystko jest po ang. Tzn. wyzwiska. To ja do niego "Dick" - chuj, on do mnie "Slut"- Dziwka, ja do niego, skurwiel - nie pamiętam jak to się pisze o ang., on do mnie po raz kolejny suka. W tym momencie ja się wkurzam i zamykam przed nim drzwi. Ale przytrzaskuje komuś rękę. Jak się okazuje Amandzie. Ona wyje, on wkurzony kopie w drzwi, a ją jeszcze bardziej boli. Ja jestem wkurzona, bo dałam mu się sprowokować, a on się w najlepsze bawi, chodź jest wkurzony. Tak się wyzywamy przez drzwi, kiedy przychodzi nauczyciel(nagle jesteśmy w szkole) i pyta sie co się stało, ja na to, że chłopaki mi dokuczają. On którzy, ja że... no dokładnie, że to cała ich klasa. Nie chciałam wciągać nauczycieli w wojne pomiędzy mną a Noelem. Nigdy nie chciałam, a mogłam, mogłam go tak udupić, że by go zawiesili, za prześladowanie młodszej koleżanki. Ale po co? Nie zasłużył na to, zresztą, jestem za tym, by w osobiste sprawy nie wciągać szkoły. Jakoś tak kombinuje, że facet odchodzi i nic nie mówi. Wtedy Noel zeskakuje z kanapy podchodzi do mnie, klapie po udzie i mówi "dzięki suko, ja ciągle cię kocham". I odchodzi. I chodź te słowa nie znaczą już nic... to jakoś tak dziwnie się w środku czuje. A potem latam w czarnej miniówię i wysokich szpilkach po targu staroci i spotykam Paddego i Alana. Paddy rzuca kanapkami z rybą, ale takimi obrzydliwymi. I Alan daje mi jedną i mówi "tylko nie pobrudź sukienki" i każe mi rzucać w Paddego. Kiedy patrzę na siebie w starym lustrze nie opodal (prawie, że 80% mojego ciała jest odsłonięte, to strzępki materiału a nie sukienka) podchodzi do mnie Alan i mnie obejmuje w pasie. "Co mała? Ślicznie wyglądasz" i zaczynamy się całować... mi chyba nie przeszło... jacie, jakie to wszystko... skomplikowane ;)

03 kwietnia 2005   Komentarze (9)

Ostatni wpis w imieniu Ojca Świętego wszystkich...

Jakie dziwne to wszystko... oglądałam TVN24 do chyba drugiej nad ranem. Potem poszłam spać, usnęłam od razu. Chodź Papież kazał nam się cieszyć, ja nie potrafiłam. Nie płakałam, przyjęłam jego śmierć ze spokojem, ale pustka i smutek została. Uklęknęłam przy łóżku co bardzo rzadko robię, i mogliłam się... długo. Można powiedzieć, że po trzech podstawowych modlitwach zaczełam sama mówić do Boga. To moja ulubiona forma modlitwy... Ta modlitwa mi pomogła i dzisiaj już wstałam weselsza. Czująć taką ulge, że tam gdzie jest, jest mu dobrze. Już nie cierpi i jest szczęśliwy. Nie ma po co dłużyć ten temat. Czuję tylko jeden żal i ból, że nie jestem teraz w Polsce. Tutaj śmierć Jana Pawła II nie odbiła się tak na ludziach. Wczoraj podczas mszy wieczorem, nikt nie płakał oprócz mojej mamy, która robiła to skrycie i tylko ja widziałam jak łzy jej ciekły przez palce. Ona to bardziej przeżyła niż ja. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że Papież nie żyje. Umarł kilka minut po tym jak wyszłyśmy z kościoła, a dowiedziałyśmy sie dopiero dwie godziny później... Chciałabym być teraz w Polsce, dzielić ból z ludźmi którzy ten ból rozumieją. W ciszy modlić się za Papieża... W szkole też nikt tego nie zrozumie, pewnie będzie kilka minut ciszy, ale co to jest kilka minut? Kilka minut ciszy było, kiedy Prezydentowa przedłużyła sobie kadencje na następne 6lat, kilka minut ciszy było z wielu codziennych, normalnych powód. Moim zdaniem powinien być dzień ciszy, jak w żałobie, lekcje jak lekcje, ale żadnych szeptów, żadnych papierków i liścików latających po klasie... Szacunek. Nie... tego tutaj ludzie nie zrozumieją. Mi się wydaje, że jego śmierć najbardziej uderzyła nas, Polaków. Nasz rodak umarł, to najbardziej boli. Słuchałam Irlandzkiego radia i je wyłąnczyłam, oni go nie znali tak jak my. Oni nie słyszeli o "Lolku" o Karolu... Mówili o nim tak jak o obcej osobie... Jak ja bardzo chciałabym być teraz w Polsce...

03 kwietnia 2005   Komentarze (2)

Żałoba... ale nie płaczcie już... on...

Karol Wojtyła umarł... Papież umarł... Jan Paweł II umarł właśnie dzisiaj... Jakie to ironicznie śmieszne... Pojechałam z mamą i jej koleżanką po kościele, by obejrzeć dom. Dom który jest zaraz na przeciwko domu Ryana. Byłam przygnębiona od rana i dopiero chłopaki poprawili mi humor. Mama oglądała po raz kolejny dom, a ja stałam na zewnątrz i gadałam z chłopakami. Potem wróciłam do domu i tata mi powiedział... że Papież nie żyje. Po raz kolejny ja się śmiałam, kiedy nadeszła tragedia...

Ale czy on tak na prawdę umarł? Teoretycznie tak, ale duchowo zawsze będzie z nami. W sercach i pamięci wszystkich tych ludzi którzy modlili się o cud. Ja się już pogodziłam, wiedziałam, że on umrze. I moim zdaniem, chyba lepiej, że umarł dzisiaj. Mniej się męczył. Egoistycznie byłoby mówić, że powinien żyć przez następne kilka dni, dla nas. Bóg go potrzebował tam na górze, Jezus otworzył mu bramy niebios jak własnemu bratu. Bo Papież był nadzwyczajnym człowiekiem, człowiekiem stulecia jak wcześniej napisałam w komentarzu. Dzięki niemu Polska zasłynęła, jak to powiedział mój tatulek "Karol Wojtyła, był ojcem wszystkich polaków"... czy to jest takie dalekie od prawdy? Przecież, dla milionów polaków, on był jak ojciec i dla niego wylano łzy jak dla ojca. On był także ojcem miliardów ludzi na świecie... Już nie płaczę, przyjęłam tą wiadomość ze spokojem. Wylałam wszystkie łzy, kiedy w telewizji pokazali go młodego, kiedy się śmiał mówiąc o słynnych kremówkach... kiedy mu się dzieci 2letnie chowały pod sutanną... Takim pozostanie w naszych sercach, człowiekiem o wielkim sercu, o wielu językach i wielkiej miłości do całego świata. Zrobił dla świata tak wiele nie oczekując niczego wzamian. Nie będzie już drugiego takiego Papieża... nie będzie już drugiego takiego Polaka. A więc kochani, zamiast płakać, wypijmy kieliszek szampana za Karola, bo on nie chciałby, byśmy wszyscy płakali. On by chciał byśmy się śmiali tak jak on kiedy wspominał dawne czasy i mówił o kremówkach, łzy już wylane, a teraz nadszedł czas nad wspomnienia i uśmiech do samych siebie... Ja mam miłe wspomnienia z nim związane... Patrzę na zdjęcia na których jestem ja, 2letnie w pieluszce krzycząca "Jede! Jede!" które wcale nie oznaczało jedzie jedzie, tylko Jeszcze JEcze, ale tymi dwoma nie wyraźnymi słowami podrywałam ludzi by wybiegali przed domy... Był tak blisko, kilka metrów ode mnie, ale ja jestem za mała by pamiętać. Mam tylko zdjęcia... Widziałam go też, mając 9lat, ale co takie dziecko mogło zrozumieć z tak wielkiego wydarzenia? To była jego ostatnia pielgrzymka do Polski, a ja mam zamiar, gdy skończę 18lat, wsiąść w samolot i najpierw odwiedzić jego dom w Polsce, a potem jego grób... moi drodzy, nie płaczcie już. On odszedł do lepszego miejsca, tam nie ma nienawiści, cierpienia i bólu. On jest z Bogiem, Jezusem i wszystkimi świętymi. Bo on sam jest świętym człowiekiem... Naszym Janem Pawłem II.

02 kwietnia 2005   Komentarze (11)

Papież nie może umrzeć...

Cały dzień chodzę skołowana... Papież nie umrze, to za silny człowiek. Tacy jak oni nie umierają. On jeszcze ma rolę do odegrania, Bóg nie pozwoli mu tak szybko odejść, takim ludziom się nie pozwala. Ludzie się obawiają, że on dzisiaj w nocy umrze... a ja skądś wiem, że nie umrze. Kiedy wieczorem poszłam na spacer, można by powiedzieć, że rozmawiałam z Bogiem... i czuję głęboko w sercu, że Papież nie umrze. Jeszcze nam wszystkim pokarze, że wiara czyni cuda. Na onecie czytałam interesujący artykół... O Jezusie, Św. Piotrze i Papieżu... przeczytajcie. Chciałabym być teraz w Watykanie, chodź by wspierać Papieża nie trzeba stać z tymi tłumami ludźmi. To chyba pierwsza noc, kiedy cały świat duchowo, jest razem. Wszyscy się modlą w jednym celu... płaczą za jedną osobę, papież nie może umrzeć... po prostu nie może... Zapaliliście świeczkę? Ja zapaliłam, ale tutaj trzeba dużo wiecej nić jedną świeczkę... Czuję wyrzuty sumienia, kiedy ja się wczoraj świetnie bawiłam, Papież stracił przytomność... kiedy ja się śmiałam, on cierpiał... jak Jezus, za nas wszystkich...

01 kwietnia 2005   Komentarze (22)

męska swatka... i tym razem to już nie...

Trzeba cos wyjasnic. Ja z Ruairim juz gadalam, tzn. smsowalam. Wszystko sobie wytlumaczylismy, oboje od poczatku chcialismy byc przyjaciólkmi. Taka jest jego wersja ale po wczoraj juz sama nie wiem. Zreszta, ta rozmowa bardzo nam pomogla i juz gadamy na luzie. Zadnego bólu. ;)

Poszlam wczoraj na koncercik w hotelu, na rzecz szkoly mojego braciaka bo zbierali pieniadze na budowe dodatkowego budynku, a lokalnze zespoly zgodzily sie zagrac za darmoche. Poszlam z rodzicami, ale ci sie zmyli po godzinie. Ja zostalam. Nie których to zdziwi... innych nie. Bylam jedyna dziewka, na 20chlopaków. Z tego 5poszlo wcholere i sie strasznie cieszylam, bo to takie... debile.

Na początku siedziałam z rodzicami, bo The Cracked grali (Ciaran, Paddy, Dom i jako gość, Adam na perkusji). otem kiedy moi rodzice poszli do domu, a chłopaki postanowili, że trza iść pogadać z drugą grupą chłopaków, już tak zostaliśmy. Oni przysiadli się do naszego stolika. na początku siedziałam z brzegu obok Doma, potem obok Adama się z nim wydurniałam. A potem jakoś tak wylądowałam między Ciaranem, a PAddym. Ryan zawsze wydawał mi się taki... nadęty. HEhe, ale określenie. Może dlatego, że kumpluje się Conorem Carrem i tego typu chłopakami, a oni mi działają na nerwy. Tylko, że Ryan także blisko się kumpluje z Ruairim i tymi chłopakami. No i ten do mnie "a słyszałem, że ty ostatnio z Ruairim smsujesz". Roześmiałam się, taka reakcja nie oznacza nic, a zarazem wiele. On do mnie "I nawet nie przyszedł się przywitać! Zobacz, nawet na ciebie nie patrzy!" Spojrzałam na stolik obok (każdu mieścił po 10ludzi), bo nie wszyscy się pomieścili przy naszym. I tam siedział Ruairi, z ręką obandażowaną, hehe, ta rana to przeze mnie. Naprawiał sobie rower kiedy wysłałam do niego smsa, hehe. Biedaczysko. Nom i Ryan zaczął nas swatać. Ale miałam ubaw. Bawili się też moją komą, czytali smski itp itd. Adam przyniósł mini fajerwerki z serpentynami i puszczalismy je na siebie. Ryan nie nie odpuszczał. Fajnie mi sięz nim gadało. Oprócz tego, że Ruairi siedział cały czerwony i próbował nie słuchać tego co Ryan pierdolił (bo już się przesiadł do naszego stołu, obok Martina). Ja, że go nie shiftnę. I nie czyłam wyrzutów sumienia, bo sobie wszystko z Ruairim wytłumaczyliśmy, tylko, że oni o tym nie wiedzieli. Dom ciągle nam nie lookał. Był zazdrosny. Ryan wpadł na genialny pomysł "to shiftnij DOma!". "Daj se luzu, upijcie mnie najpierw, potem zobaczymy". Rayan pognał do baru, ale nie sprzedali mu alkoholu. PRacował Niki i Adama starszy braciak, Erin. Nif(menagerka hotelu) latała po sali, a ci wiedzieli, że jeśli sprzedadzą piwo osobom które nawet nie wyglądają na 18, to wylecą na zbity pysk. No więc Ryan zaczał próbować inaczej. Ciągle proponował mi, bym się z nim zamieniła na miejsca, albo z Martinem. Ale mi się podobało miejsce gdzie siedziałam. No to Ciaran się wydarł "Ruairi, chcesz się zamienić na miejsca?". I tak cały wieczór. Ludzi nie było za dużo, sami znajomi. Więc było to trochę jak prywatna impreza. Nif, menagerka się zalała w trupa i wyciągnęła mnie na parkiet. Chciałą mnie sparować, więc wyciągnęła też Ciarana. Potem Nila, bo ciaran uciekł. Potem znowu Ciarana i Ruairiego. No i ja tańczyłam z Ciaranem - jeśli można tak to nazwać, oboje pokładaliśmy się ze śmiechu, bo Ruairi tańczył z Niamh i nie wiedział co robić. Ona go obściskiwała, całowała o policzkach i w ogóle. Potem chłopaki jej uciekli i ja z nią tańczyłam. Wyrwijcie się z ramion pijanej szefowej. Ta mnie wycalowała po policzkach i powiedziała "przepraszam, ale tańcz ze mną! nie zostawiaj mnie samej, zrobię sobie obciach!". Obciach? Już się wszyscy przyzwyczaili, że Niamh w pracy jest surowa i nerwowa, ale po kilku % jest zupełnie inną laską. Nie iwem którą wolę... strasznie nachalna była ;)

A najlepsza była akcja, kiedy nagle wstałam i postanowiłam iść się odświerzyć. Chwyciłam za torebkę i idę przez salę w stronę damskich łazienek, i słyszę gwizdy i wycie chłopaków . "Go Girl!". Wracam i tak samo, wszyscy się na mnie gapili a ja im pokazałam środkowy palec to tylko zwiększyło wycie. I wiecie co usłyszałam od chłopaków, a dokładnie od Ryana? "kurwa, nie wiedzieliśmy, że z ciebie taka ostra laska". Na to  Adam "w cholere, powinniście obok niej usiąść na Artcie kiedy jej coś nie wyjdzie, ślicznie jej wtedy lata języczek". I wszyscy w ryk. Dochodzę do wniosku, że Domowi na serio jeszcze ze mną nie przyszło, Ruairiemu na serio się podobam, ale nic więcej, Martin też coś do mnie ma (dziwnie się na mnie gapił), a Ryan jest na serio spoko. Był też "mały Bennie" (Paul Benniego brat) ale poszedł wcześnie, bo Bennie po niego przyjechał (chłopak ma dopiero 12lat) i poszliśmy go odprowadzić, i zostałam okryta czyjąć kurtką. Nie wiem czyją, bo któryś ją na mnie rzucił. Już nie dochodziłam czyja, chyba Martina... Potem po prostu rzuciłam ją na stolik. Niamh postawiła mi bacardiego, nie wiedziałąm czy przyjąć, bo wiecie... ale dziewczyny z którymi pracuje (tylko że one mają po 20kilka lat) powiedziały, że ona i tak niczego nie pamięta następnego dnia. WIęc się napiłam, hehe.

Teraz smsuje z Ruairim i Ryanem. Ryan to cholerna swatka... a Ruairi jedzie do szpitala jutro na prześwietlenie ręki bo go cholernie boli. Biedaczysko...

 

01 kwietnia 2005   Komentarze (5)

czy widziałeś mych oczu cień... łez ślad?...

Chyba muszę zacząć od tego snu... o Ruairim i wczorajszym wieczorku później. Muszę go opisać póki jeszcze jest świerzy, bo dopiero co wstałam...

Wszystko działo się podczas parady. Ja szłam z moją nauczycielką od Artu i ona powiedziała "leć" i ja się uniosłam w powietrzu. Kolejna nowa moc... umiałam latać, jako jedyna. Ludzie patrzyli na mnie z niedowierzaniem. PRzychodziło mi to z trudem, unoszenie się coraz wyżej w szczególności było trudne. Leciałam za tłumem, obniżyłam lot i zaczęłam się wydurniać z Ciaranem i chłopakami(efekt wczorajszego koncertu). Leciałam tak z tłumem, bawiłam się, jak motyl. Zauważyłam Noela z chłopakami, on też mnie zauważył i nie zareagował tak jak reszta, z niedowierzaniem. Był zaskoczony, coś o mnie powiedział chłopakom. Przeleciałam z tłumem nad nimi. Potem latałam bo jakichś dziwnych miejscach, a na koniec wyrwałam Hanne i poszłyśmy spowrotem do miasta. Noel spojrzał na mnie i powiedział "nie no, tam gdzieś są sznurki" odwróciła się i do niego podleciałam. "To czysta magia". "Tak jak z miłością? tam gdzieś są sznurki". Przybliżyłam się i podałam mu swoje dłonie "zobacz sam". Nie było nienawiści, ta sytacja była wolna od jakich kolwiek negatywnych uczuć. Tak jak kiedyś... jak gdyby niczego wcześniej nie było. Zaczął dotykać moich dłoni, rąk, przejechał rąką po pasie. Ja tylko patrzyłam na niego z anielskim spokojem. "Masz coś w butach, do nóg przywiązanego". Wyciągnęłam do niego długą nogę w czarnej szpilce, chciał dotknąć, przełknął ślinę. "Sprawdzaj". W moim głosie nie było żadnego wyzwania, spokój i... rozbawienie? Dotykał szpilki, ale nie sprawdzał. Spojrzał na mnie tak jak kiedyś... przed tym wszystkim. "Ja wiem, że to już wszystko minęło. Moglibyśmy tak gadać, przyjaciele, ale... ja jestem chłopak z Brutenportu". A ja jak się okazało, tylko tyle chciałam. Byśmy mogli normalnie gadać, tak jak ja potrafię z CIaranem i tymi chłopakami. Chciałam móc się znowu z nim śmiać... jako kumple, jak kiedyś... na koszu. Spojrzalam na niego z bólem. "sory mała". Jego głos był taki... kojący, przyjacielski, pełny skruchy. Odfrunęlam kawałek i wpatrywałam się w coś za nim, on odszedł, a ja na coś czekałam. Później on wyszedł z tego budynku i powiedział "chick..." ale ja odleciałam, już się nie odwracałam. Uniosłam się wysoko, uciekłam od wszystkich. Tam znalazłam ukojenie... było mi dobrze, tak lekko... pogodziłam się z tym. Jaka ja się czułam wolna... silna... byłam po prostu sobą... I ten Noel... brakuje mi tego kogoś... z kosza. Nie tego Noela którego widzę na codzień. Jakie to dziwne, że aż taki był inny, kiedy byłam normalną laską. Do tego o 2roki niżej. Zwykła małolata z którą można spoko pogadać. A potem... stałam się TĄ polką...heh... te sny... już dawno nie było o Noelie (dokładnie od niedzieli).

01 kwietnia 2005   Komentarze (1)

i'm back... hiding in my garden full of my...

Randką tego nie nazwę... randką to nie było w ogóle. Graliśmy w bilarda, spacerowaliśmy. PRawdziwy ideał, gentelmen, po prostu... no ideał. Ale nie dla mnie. MOże jestem idiotka... ale kiedy ja tak strasznie się napialiłam, sama siebie nakręciłam, kiedy stał blisko i ja op protu chciałam go objąć, wsunć dłownie pod jego idealnie leżącą, skórzaną kurtkę i wtluić się w jego śliczne pachnące ciało, on był za bardzo nieśmiały by mnie nawet dotknąć. Nie było złąnczenia dłoni, nie było iskry. Nie było spojrzeń które powodują przyjemną falę prądu... nie było kontaktu który tak wiele razy nawiązywałam wzrokowo z Noelem, Alanem i wieloma innymi chłopakami. Może go speszyłam, spłoszyłam, jak kolwiek się mówi. Byłam za żywa... za... za bardzo sobą. Mikią. CHyba nie znał mnie takiej. CHodź nie... znał... wiele razy mi przy nim tak odbijało. Ale ten pociąg szybko zniknął... czułam się przy nim jak przy przyjacielu. Dobrym przyjacielu ale niczym więcej. Gadaliśmy, spacerowaliśmy. Otwierał mi drzwi, pusczał wszędzie pierwszą, płacił za bilarda, proponował coś do picia. Oczywiście za ostanitą partyjkę bilarda sama płaciłam, już taka jestem. Równo uprawnienia co nie? I popełniłam błąd... błąd kóry mi wiele uświadomił... Kiedy spotkaliśmy Caroline w Dohertys zaczęłyśmy gadać. On nic nie mówił... trochę się zawstydził. Wyglądaliśmy jak para, ale ja nie mogłam sobie tego uświadomić. Caro wyrzucili z hotelu, nie ważne dla czego, drobiazgi. I ona spojrzała na Ruairiego a potem na mnie. Styl spojrzenia "no no kochana, ładnie... ty i on... u lala". Uśmiechnęłam się karcąco i powiedziałam "nawet tak na mnie nie patrz". Ona oczywiście, nie miała zamiaru skońćzyć. Palnęła co jej ślina na język przyniosła, "a wy razem jesteście?". Chodziło jej pewnie, czy teraz razem, czy tak przypadkiem się spotkaliśmy, chodź w jej przypadku znaczyło to obie możliwości. Czy my jesteśmy RAZEM. I ja nie myśląc szybko odpowiedziałam "Nie". Nie... my nie jesteśmy parą... my do siebie nie pasuujemy. On nie jest moim typem faceta. On nie jest... on nie jest tym kogo ja potrzebuje. JEst za idealny. Za doskonały. To czysty gentelmen. Stuknięty, ale gentelmen. Ja potrzebuje gościa z którym będę mogła flirtować i czuć się dobrze. Z którym będę mogła pogadać na każdy temat i on będzie czuł sie ze mną dobrze a ja z nim. Ja rozumiem, że to wyglądało jak randka, że on był spięty. Był z osobą o której marzył od prawdopodobnie pierwszego roku. Bo pamiętam, że już na pierwszym roku coś do mnie miał. JA ciągle pamiętam naszą rozmowę, jego głos... i to nie jest ten głos. Nie powoduje ciarek, pragnienia... nie powoduje niczego. JA go lubię, ja go strasznie lubię i strasznie miło spędziłam czas. Nawet mnie do domu odprowadził co było na prawdę wspaniałe. Poczułam się jak na tych filmach. Ale to kumpel. Śmiałam się z ich wygłupów, ale gdyby to był mój chłopak to bym go zdzieliła po głowie.

Wiem, że zachowuje się jak idiotka. Ale to był za duży dla mnie skok. Z chama, czyli Noela, na Ruairiego, gentelmena. Za dużo delikatności, nieśmiałości... Ja potrzebuje bardziej brutalnego faceta. Ja... rozmawiając z Adrianem coś sobie uświadomiłam. Ja chyba sobie nikogo nie znajdę, do póki Noel nie wyjedzie... nadal nie mogę w to uwierzyć...dopiero teraz to zrozumiałam gdzieś głęboko we mnie siedzi pragnienie... Alan... alan wydawał mi się taki... mój...mój typ. Taki głęboki, mądry za razem łobuz. Brutalny a delikatny, taki... heh ale z tego też nic nie będzie. JA chyba dla niego za żywa jestem... To wspaniały kumpel, ale to nie materiał na chłopaka dla panny mikii. Bo ja nie mogę wiecznie prowadzić facetów za rączke. Stawiać pierwsze kroki, wszystko za nich robić. Chcę chodź raz poczuć się jak dziecko. Chcę takiego faceta który by uczył mnie wszystkiego po woli. Mnie... niedoświadczoną mikię. Chciałabym znalesć takiego chłopaka jak N. w opowiadaniu. Właśnie takiego... ja potrzebuje faceta z rysą. Boże... w coja się wpakowałam. Ja już od dawna wiedziałam, że Ruairi nie jest dla mnie. Już pisałam, że on jest idealny ale za idealny. Że wspaniały a ja o dziwo nic do niego nie czuję. Wszystko było wspaniałe do dnia kiedy dowiedziałam się, że on coś do mnie ma. Ja tak bardzo chciałam byśmy byli przyjaciółmi. Ale to wymknęło się z pod kontroli. Za wiele chciałam, za blisko chciałam z nim być... sparzyłam się, sama siebie poparzyłam. Własną pogonią za miłością... a miłości nie można szukać... ona musi sama nadejść. Dlatego chyba jutro do niego napiszę. Tym razem inaczej niż napisałam Dom. Tym razem sms będzie głębszy i dłuższy. Napiszę mu, że było wspaniale, ale że ja zrozumiałam, że on liczy na coś więcej. Że to przemyślałam i po prostu nie chce mu robić nadziei bo ja nie szukam chłopaka. Ale chcę mieć przyjaciela... Boże, ja to mam tendencje to komplikowania sobie życia. Prześpie się z tym ale... Adi radził bym mu dała drugą szanse. Ale to nie ma sensu. Ja sama wiem, że ja do Ruairiego nic... więc jaki to ma sens? Żadnego... Przeżywam de ja vu... i mam nadzieję, że już nigdy więcej.

30 marca 2005   Komentarze (6)

date? can u realy call it a date?

Hmm... jakby to napisać w jak najmniejszej ilości zdań... Dzisiaj mam coś w stylu randki. Jeszcze nie zatwierdzonej. Napiszę wam najpierw jak do tego doszło. Z ruairimi smsowałam trochę w dzień, o tym, że nie idę na koncert itp. Spotkałam się z Hanną w mieście, bo jej rodzice poszli do puby i ona przez godzinke miała być w Dungloe. I ona mi powiedziała bym wysłała smsa do Ruairiego. I tak jakoś... smsowaliśmy aż od 19 do 21 bo podczas koncertu jakiś dziad kazał mu wyłąnczyć komórkę. No więc sama go podpuściłam... Napisałam mu, że mi się nudzi i idę do domu, bo Hana już pojechała a w tej dziurze nie ma nic do roboty. On na to, że jest wiele miejsc do których warto iść jeśli się wie gdzie są. No to ja na to, że kiedyś będzie musiał mi pokazać bo ja ich nigdzie nie widzę. On na to "to może jutro jeśli nie będziesz niczego robić?". No i tekst o tym jak jakiś dziad sięna niego wydziera. A więc to niby randka... będzie mi udawadniał, że tu jednak można coś robić oprócz picia, bo ja mu uświadomiłam, że ja pije tylko przy okazji. Dziwne to wszytko... bo ja nie jestem w nim zabujana. I teraz zastanawiam sie czy to był dobry pomysł... wczoraj niby nie chciałam smsować, a sama zaczęłam i skończyś nie mogłam. Ale to jest zupełnie inaczej niż było z noelem. Kiedy wysyłałam smsa do Noela i dostawałam smsa od niego, czułam euforie... chyba dlatego, że zawsze pragnęłabym by mi w końcu udowodnił, że coś do mnie czuje. A Z ruairim wiem, że on odpisze, bo to jemu bardziej zależy na mnie, niż mi na nim. W sensie miłosnym... Nie czuje motylków w brzuchu, dla mnie to czysta zabawa... Pójdę na to "spotkanko" i może będziemy się bawić jak kumple, a może zaiskrzy. Zawsze mi się z nim dobrze gadało... Umówiliśmy się, że dzisiaj do mnie wyśle smska i ja mu powiem czy mogę czy nie.

A teraz kolejne pytanie... powiedzieć matce, że mam randkę. CZy wcisnąć kit, że idę się spotkać z kumpelami? Albo powiedzieć, że idę się spotkać z kumplami. Niby z matką taka otwarta jestem, o Noelie jej opowiadałam, ostatnio się mnie nawet zapytała (jak Noela zobaczyła w mieście) dlaczego tak dla jaj do niego nie podejdę i go nie zagadam. Heh.. ale jeśli powiem to ona zacznie pytać kto to. A ja jej już co nieco opowiadałam, jaki to z niego jajcarz. No... kiedy się uchlał ciągle do mnie wydzwaniał. I widziała jeog kumpli zalanych... heh, może jej powiem, ale wtedy jak wrócę nie będzie mi dawala spokoju... ojcu powie, zrobią z tego afere. Jaką ja to mam powaloną rodzinę... Od razu będzie, zaproś go do domu... koszmar!!! nie nie powiem nikomu, jeszcze mnie zjedzą, a co gorsza takżę i jego!!!

29 marca 2005   Komentarze (3)

one smile, one look... one you... and me......

Dołuję się... nie wiem po co... Dołuję się słuchając smutnej muzyki... Dołuje się by nie myśleć. Zdecydowałam, że shiftnę Ruairiego. Niech będzie co ma być. Siedząc pod prysznicą doszłam też do innego wniosku... Wniosku który mnie załamuje, ale po kolejnej nocy pełnej snów... po kolejnym dniu brudnych spojrzeń... po raz kolejny powtórzę to smutne, żałosne zdanie " z Noelem nie do końca mi przeszło". Nie obrzucajcie mnie kamieniami...nie krzyżujcie... to wszystko jego wina... zakazany owoc kusi... jego ciało i spojrzenia kuszą... nie dam się... ale ciągle... kuszą... a ja lubię się bawić. "Play along", już sama nie wiem. Tego wszystkiego za dużo... jest... było... i będzie. Przekleńte słowianstwo, przeklęci faceci, przeklęta uczucia, przeklęta dołująca muzyka, przeklęte... życie... Czuję się taka wyprana.. za dużo przez ostatnie kilka dni myślałam. Za dużo się dowiedziałam, ża bardzo się przejęłam, za dobre serce mam i przede wszystkim... spieprzone serce... I z tym shitnięciem... myślicie, że powinnam? Powiem mu, żeby na więcej nie liczył... Będę szczera. Możę w ten sposób w końcu uwolnię się od Noela... chodź myśl krąży "a niech szlak go trafi gdy się dowie"...A przecież nic do niego nie czułam, nic a nic przez ostatni miesiąc. Był mi obojętny... tylko te jego zachowanie wczoraj... zupełnie inne... on był taki jak... kiedyś... Nie, z Noelem to już koniec. Ale powraca myśl... jakby to było dotknąć go, zgrzeszyć i go zostawić. Mieć to za sobą. Odejść z myślą "one wcale tak dobrze nie smakują, to był tylko twój wymysł" i już nikt nie spojrzeć w tył... Potrzebuje terapi szokowej... niech będzie co ma być... tak, po raz kolejny popłynę z falami i spieprze wszystko... w tym jestem dobra, w nie przemyślanym łamaniu serc... ale jeśli tak ma być to niech będzie... zmęczona już jestem... tym wszystkim...
28 marca 2005   Komentarze (6)

czasem chciałoby się wyrżnąć całą...

Ale się porobiło... mam namieszane w głowie. De ja vu? I to jeszcze z Doma kumplem... Kiedy zapytałam się Ruairiego, co uważa o Amandzie i Pauli, o tych skończonych dziwkach, o jestem ciekawa co faceci uważają na temat ich urody napisał "coś ty! ich uroda jest niczym w porównaniu z tobą..." świetnie... już się odwarzył mi to wyznać. To co i tak wiedziałam od pijanego Doma i Ciarana, że on na mnie leci. Świetnie... ale szczerze... po głowie mi krążą teraz myśli, że może by tak... gdybym to ja go zbajerowała, tak jak Daniela we śnie, to mogło by być fajnie. Gdybym to ja była tą ostrą... sama nie wiem... już mam namieszane w głowie. Przyjaźń między kobietą i męższczyzną na serio jest niemożliwa... I jeszcze do tego ta rozmowa wczoraj z Domem... teraz mam dwóch na sumieniu i tego skurwiela i jego brudne spojrzenia. Kochana kobieta, a czasem ma się ochotę po prostu pozabijać wszystkich facetów za te ich porąbane uczucia...
27 marca 2005   Komentarze (3)
< 1 2 ... 45 46 47 48 49 ... 58 59 >
Czarna-roza | Blogi